Jakoś tak się składało, że Królowej Matki czas jakiś nic szczególnie w kwestii reklam (które to reklamy niezmiennie i ciągle kocha) nie telepało. No owszem, ciągle tak samo irytowały ją panie dostające na wizji orgazmu z powodu usunięcia plamy, względnie zmuszone do poddania się długotrwałej terapii w związku z nie używaniem Calgonu i skutkiem tego haniebnego zaniedbania doprowadzenia swej pralki do pożałowania godnego stanu, owszem, ciągle rozumiała zdeklarowanych bezdzietnych singli, bo ona sama pianę toczy z ust na widok rozkosznych sepleniących blond dzieciątek, reklamujących przy użyciu tego prostego środka wyrazu wszystko, począwszy od lodówki, skończywszy na usługach bankowych, owszem, nudziły ją te wszystkie wyświechtane, oklepane, zgrane do cna reklamowe chwyty (ktoś się jeszcze na nie nabiera?), ale żeby telepało to nie.
Aż wreszcie telepnęło.
Sezon telepania zapoczątkował powrót Dupka, a co se będziemy żałować, Megadupka wraz ze swą spowitą w złotogłów Meglalunią, co to będzie mu wcierać szampon WD-40 wszędzie, byle tylko on raczył ją jeszcze raz przelecieć. I nie dość że Dupek wrócił, to jeszcze atakuje bezwzględnie, dosłownie nie sposób obejrzeć choćby jednego odcinka "Frasiera" bez natknięcia się ze trzy razy na jego pełne głębi: "Eeee, nie chce mi sieee...".
A zaraz potem (i kto wie, czy nie jeszcze częściej niż Megadupek) atakuje człowieka inna reklama, która wreszcie doprowadziła Królową Matkę do zasięścia przy komputrze i popełnienia wpisu - alternatywą dla tego byłoby bowiem wyłącznie rzucenie się na telewizor z okrzykiem samuraja i porąbanie go (czymkolwiek!) na drobne kawałeczki, a tego Królowa Matka uczynić nie może, bo na czym by "Chirurgów" oglądała ;D?
"Są na świecie rzeczy, których nie widać, chociaż istnieją" - świergocze radośnie pani w reklamie.
No pewnie, że są. Tlen na przykład. Prąd elektryczny, o. Albo fala nienawiści, płynąca z Królowej Matki ku twórcom tej reklamy. Nie widać jej, a istnieje, że ho, ho, uwierz na słowo, Miły Czytelniku.
Nie zniechęcona falą pani cieszy się nadal: "Rama" jest naturalnym źródłem kwasów Omega-3 i Omega-6, nawet, jeśli nie możesz ich zobaczyć".
Nie dziwota to, zaprawdę, nie tylko Królowa Matka nie może, sama "Rama" naturalnych tłuszczów Omega-3 i -6 też nie widziała, no, chyba że w malutkim sklepiku osiedlowym, w którym, z racji nikłej przestrzeni, chłodziarka z tłuszczami i mlekiem stoi obok półki z bakaliami. Wtedy i owszem, jako, że naturalnym źródłem kwasów Omega-3 i -6 są nasiona soi i większości orzechów, siemię lniane (Omega-3) oraz pestek i roślin strączkowych (Omega-6), i oleje roślinne (zwłaszcza rzepakowy, lniany i sojowy) oraz ryby i ssaki morskie, a także żółtko jaja.
Nie zniechęcona niczym pani brnie dalej: "... i choć trudno to dostrzec, "Rama" pochodzi z roślin, tak jak oliwa z oliwek".
Skład "Ramy", proszę uprzejmie: roślinne oleje (37%, w tym min. 5% oleju słonecznikowego, które to płynne oleje poddaje się wysokiemu ciśnieniu w obecności wodoru przy pomocy katalizatora niklowego pod postacią proszku, a cały proces przebiega w temperaturze 800-900 stopni Celsjusza, naturalne to iście niby las deszczowy!) i tłuszcze, woda, maślanka, sól (0,3%), emulgatory (lecytyna, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), substancja konserwująca (sorbinian potasu), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), aromat (niewątpliwie naturalny), barwnik (beta-karoten, niewątpliwie taki sam jak aromat), witaminy A i D3 (syntetyczne).
Ależ oczywiście, żywcem oliwa z oliwek, n'est'ce pas? Jak w mordę dał oliwa z oliwek, każdy wie, że oliwa z oliwek kipi po prostu od sorbinianu potasu! A to, że naturalne źródła kwasów Omega-3 i -6 w naturze poddawane są temperaturze 800 stopni Celsjusza oraz ciśnieniu przy pomocy katalizatora niklowego wie każde dziecko już w wieku wczesnoszkolnym przecież!
Które to dzieci w wieku wczesnoszkolnym (do ósmego roku życia) nie powinny według dietetyków jadać margaryny, Królowa Matka nie ma pojęcia, czemu, to zapewne spisek producentów podjęty w celu odcięcia nas od natury.
Teraz, gdy Królowa Matka upuściła sobie nieco (wierzaj, Czytelniku, zaledwie nieco) pary, może przystąpić do znęcania się nad manierą, która drażniła ja zawsze, ale ostatnio przyjmuje monstrualne wręcz rozmiary.
Ubezpieczenie for lajf dajrekt. Teflon serfejs protektor. Kitiket steril. Oral be pro ekspert klinik lajn pro fleks. Dove Men plus kier zawierające technologię makro mojsczer. Fa men ekstrim polar. Nivea long reper oraz Nivea for men silwer protekt skin protekszon.
CO TO, NA WSZYSTKICH BOGÓW, W OGÓLE ZNACZY?!!!
Czy istnieje na tym padole ktoś, kto, gnany chęcią nabycia szczoteczki do zębów poprosi o "Oral-B Pro Expert Clinic Line Pro-Flex"? Czy istnieje ktoś, kto rozumie, co to jest? Czy osoby, do których kierowana jest reklama ubezpieczenia na życie wiedzą, co mówi lektor czytający z namaszczeniem "Pro Life Direct"? Co to jest technologia "macro moisture"? Dlaczego ma być lepsza, niż ta poprzednia?
I dlaczego, dlaczego musi być w nazwie???? Skąd zuchwałe podejrzenie, że wszyscy nabywcy (a także potencjalni nabywcy) znają angielski, i zrozumieją, co tam z ekranu bełkocze lektor (gdyż, bądźmy boleśnie szczerzy, prawidłowe wymówienie frazy "Nivea For Men Silver Protect Skin Protection" brzmi jak bełkot dla nienawykłego do języka angielskiego ucha) i, przynajmniej równie zuchwałe, że znają go lektorzy i na pewno wymówią je prawidłowo?
A skoro już wspomnieliśmy o reklamie ubezpieczenia na życie "Moi Bliscy - For Lajf Dajrekt", nieprawdaż, to Królową Matkę urzeka pani, która dzień czy dwa po śmierci matki czuje się już lepiej. Druga reklama z tej serii, ta, w której dwie panie rozmawiają o "pierwszym razie, gdy nie ma z nami Jurka" nosi znamiona prawdopodobieństwa - nie wiadomo, jak długo Jurka nie ma, może rok, osoba, która doznała straty ma prawo dojść do jakiej-takiej równowagi, a nawet przejść na ten etap żałoby, gdy drogiego zmarłego wspomina się z uśmiechem, a nie wybuchem rozpaczy. Ale córka, która mówi: "Już się czuję lepiej..." by dosłownie dziesięć sekund później, odbierając zawiadomienie o wypłaceniu ubezpieczenia (prawdziwie ekspresowe tempo, swoja drogą!) ucieszyć się: "Bardzo mi to pomoże przy wydatkach związanych z pogrzebem, pomnikiem...". Jakby się Królowa Matka nie starała, wychodzi jej, że jest jeszcze przed pogrzebem - a w takiej sytuacji należy uznać, że zbolała córka trzyma się nad podziw dobrze. Może to zresztą też nosi znamiona prawdopodobieństwa, Królowa Matka nie zna wielu osób patologicznie oziębłych...
Wplatając się zgrabnie w koło życia Królowa Matka przejdzie teraz płynnie do reklam portalu "E-Darling" (o, następni! Jakie "e"? Co to znaczy "darling"? Czy to jest polski portal? Bo jeśli tak, czemu się tak dziwnie nazywa?) i mamusi, która szuka nowego tatusia dla swojego synka (i, kto wie, może dla następnych synków i córeczek też?), i w tym celu, gnąc i prężąc ciało przy jakimś stole czy innej futrynie drzwiowej oznajmia namiętnym półszeptem: "Jako samotna matka (już w tym momencie Królowej Matce robi się nieprzystojnie wesoło) muszę być szczególnie ostrożna przy wyborze partnera..", i w tym momencie męski głos triumfalnie a kojąco oznajmia: "I dlatego na e-Darling uwzględniamy osobiste preferencje!". O, rany. No, że Królowa Matka użyje słowa, zajebiście po prostu. O, jejciu, chyba się Królowa Matka rozwiedzie. Tylko po to, by runąć na stronę e-Darlinga i, z gardłem zdławionym wzruszeniem, sprawdzić, jak to jest - wybrać partnera uwzględniając przy tym (niepojęte! oryginalne! i jakie śmiałe!!!) osobiste preferencje!!!
Jak dobrze wiedzieć, że takie miejsca na tym zepsutym świecie jeszcze istnieją!
Kolejna idolka Królowej Matki to panienka z reklamy podpasek "Always" (Królowa Matka przysięga, że nie robi tego umyślnie, sama dopiero teraz widzi, ile towarów ma angielskie nazwy, których nie-mówiąca-po-angielsku-część-świata - czyli, co się rozumie samo przez się, ta nieistotna część, prawda? - nie rozumie) - pal licho pioseneczkę z tej reklamy z przyśpiewkami w rodzaju: "always pomoże, bo powłoczka teraz chłonie tak szybko, niemal nieee przyyyywieeeraaaa, przy skórze always zostaje suuchaaa!!!" , chociaż jak ją Królowa Matka usłyszała po raz pierwszy szczęki na podłodze szukała czas dłuższy, ale do dziś otrząsnąć się nie może w temacie poziomu umysłowego głównej bohaterki spota, która wbija się (zapewne z trudem, bo w takie spodnie każdy człowiek wbija się z trudem) w białe (pojmujesz, Czytelniku), obcisłe dżinsy, robi szałowy makijaż, zakłada szpilki, tylko na widok których Królowa Matka by się zabiła, wychodzi z domu i podąża z kumpelami do kina, po czym nagle, już w kinie staje nagle na środku czerwonego dywanu wiodącego ku wejściu jak wmurowana, niczym, nieprawda, rasowy rumak u cmentarnej bramy, i nie, ona dalej nie pójdzie, bo to nie jej dzień i ona właśnie odczuła nieodpartą chęć, by schować się w cień! Znaczy, wciskając się w białe spodnie i zapinając je na wdechu nie wiedziała, że to nie jej dzień, tak? Tak ją olśniło na środku kinowego holu, mamy rozumieć? A nawet jakby ją ten nie jej dzień na środku tego holu zaskoczył, co ma wszak prawo się zdarzyć, to wystarczy użyć reklamowanego przedmiotu i już można, odziana w biel, latać po tych schodach w te i nazad? Królowa Matka widzi w tej reklamie jednak pewien rodzaj... eee... niedopracowania. Wyraźne nieprzemyślenie tematu do końca widzi otóż, co poradzi.
Na zakończenie jojczenia Królowa Matka nie może odmówić sobie przyjemności pogratulowania samej sobie, że zakończyła przygodę z T-mobile (o! o! znowu! to naprawdę nie Królowa Matka wymyśla te wszystkie nazwy!!!) jeszcze nim firma ta skompromitowała się wypuszczeniem w przestrzeń publiczną serii reklam z ludźmi napastowanymi przez pana wrzeszczącego: "Jeden hamburger!!! A tu ma pan drugiego!!! GRATIS!!!" i tylko czekać, aż zacznie gonić swoje ofiary, by im tego dodatkowego hamburgera wcisnąć w gardło, a potem uszczęśliwić informacją, że cha, cha, cha, są w ukrytej kamerze i reklamują telefonię komórkową! Królowa Matka wie, że rozwalenie panu łba przy pomocy wyrwanej z ukrycia kamery/ ciśnięcia w twarz hamburgerem, albo i obydwoma/ kopnięcie pana z całej siły w nabiał, a potem poprawienie, cha, cha, cha, dwa razy tyle, jedno gratis/ byłoby dowodem niewybaczalnego braku poczucia humoru, ale trudno, zaryzykowałaby.
Na zakończenie, zgodnie z osobiście wprowadzoną przez Królowa Matkę nową świecką tradycją przedstawione zostaną reklamy, które też wróciły. Specjalnie, by koić nerwy Królowej Matki, niewybaczalnie zszarpane po zapoznaniu się z dzieuami powyższymi (niejednokrotnie wyświetlonymi w jednym bloku):
Oto pierwsza...
... a oto druga.
A oto wyznanie:
Twórco reklam! Królowa Matka wątpi, by dotarł do Ciebie ten pełen uczucia akapit. Jednak nawet z pełną świadomością powyższego odczuwa ona imperatyw, po prostu moralny, by wyznać, że nie ma co prawda pojęcia, ile IKEA Ci za nie zapłaciła (nie wątp wszak, że uważa ona, że NIE DOŚĆ!), ale może poza materialnymi korzyściami przyniesie Ci korzyść duchową świadomość, ze umilasz życie Wielodzietnej Patologii, Matce Drobnych (i Upiornych niejednokrotnie) Dziatek, Starej i Schorowanej Kobiecie, dla której każdy powód, by się bezinteresownie uśmiechnąć jest na wagę złota.
Za co Królowa Matka z głębi starego, schorowanego serca dziękuje :).
Aż wreszcie telepnęło.
Sezon telepania zapoczątkował powrót Dupka, a co se będziemy żałować, Megadupka wraz ze swą spowitą w złotogłów Meglalunią, co to będzie mu wcierać szampon WD-40 wszędzie, byle tylko on raczył ją jeszcze raz przelecieć. I nie dość że Dupek wrócił, to jeszcze atakuje bezwzględnie, dosłownie nie sposób obejrzeć choćby jednego odcinka "Frasiera" bez natknięcia się ze trzy razy na jego pełne głębi: "Eeee, nie chce mi sieee...".
A zaraz potem (i kto wie, czy nie jeszcze częściej niż Megadupek) atakuje człowieka inna reklama, która wreszcie doprowadziła Królową Matkę do zasięścia przy komputrze i popełnienia wpisu - alternatywą dla tego byłoby bowiem wyłącznie rzucenie się na telewizor z okrzykiem samuraja i porąbanie go (czymkolwiek!) na drobne kawałeczki, a tego Królowa Matka uczynić nie może, bo na czym by "Chirurgów" oglądała ;D?
"Są na świecie rzeczy, których nie widać, chociaż istnieją" - świergocze radośnie pani w reklamie.
No pewnie, że są. Tlen na przykład. Prąd elektryczny, o. Albo fala nienawiści, płynąca z Królowej Matki ku twórcom tej reklamy. Nie widać jej, a istnieje, że ho, ho, uwierz na słowo, Miły Czytelniku.
Nie zniechęcona falą pani cieszy się nadal: "Rama" jest naturalnym źródłem kwasów Omega-3 i Omega-6, nawet, jeśli nie możesz ich zobaczyć".
Nie dziwota to, zaprawdę, nie tylko Królowa Matka nie może, sama "Rama" naturalnych tłuszczów Omega-3 i -6 też nie widziała, no, chyba że w malutkim sklepiku osiedlowym, w którym, z racji nikłej przestrzeni, chłodziarka z tłuszczami i mlekiem stoi obok półki z bakaliami. Wtedy i owszem, jako, że naturalnym źródłem kwasów Omega-3 i -6 są nasiona soi i większości orzechów, siemię lniane (Omega-3) oraz pestek i roślin strączkowych (Omega-6), i oleje roślinne (zwłaszcza rzepakowy, lniany i sojowy) oraz ryby i ssaki morskie, a także żółtko jaja.
Nie zniechęcona niczym pani brnie dalej: "... i choć trudno to dostrzec, "Rama" pochodzi z roślin, tak jak oliwa z oliwek".
Skład "Ramy", proszę uprzejmie: roślinne oleje (37%, w tym min. 5% oleju słonecznikowego, które to płynne oleje poddaje się wysokiemu ciśnieniu w obecności wodoru przy pomocy katalizatora niklowego pod postacią proszku, a cały proces przebiega w temperaturze 800-900 stopni Celsjusza, naturalne to iście niby las deszczowy!) i tłuszcze, woda, maślanka, sól (0,3%), emulgatory (lecytyna, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), substancja konserwująca (sorbinian potasu), regulator kwasowości (kwas cytrynowy), aromat (niewątpliwie naturalny), barwnik (beta-karoten, niewątpliwie taki sam jak aromat), witaminy A i D3 (syntetyczne).
Ależ oczywiście, żywcem oliwa z oliwek, n'est'ce pas? Jak w mordę dał oliwa z oliwek, każdy wie, że oliwa z oliwek kipi po prostu od sorbinianu potasu! A to, że naturalne źródła kwasów Omega-3 i -6 w naturze poddawane są temperaturze 800 stopni Celsjusza oraz ciśnieniu przy pomocy katalizatora niklowego wie każde dziecko już w wieku wczesnoszkolnym przecież!
Które to dzieci w wieku wczesnoszkolnym (do ósmego roku życia) nie powinny według dietetyków jadać margaryny, Królowa Matka nie ma pojęcia, czemu, to zapewne spisek producentów podjęty w celu odcięcia nas od natury.
Teraz, gdy Królowa Matka upuściła sobie nieco (wierzaj, Czytelniku, zaledwie nieco) pary, może przystąpić do znęcania się nad manierą, która drażniła ja zawsze, ale ostatnio przyjmuje monstrualne wręcz rozmiary.
Ubezpieczenie for lajf dajrekt. Teflon serfejs protektor. Kitiket steril. Oral be pro ekspert klinik lajn pro fleks. Dove Men plus kier zawierające technologię makro mojsczer. Fa men ekstrim polar. Nivea long reper oraz Nivea for men silwer protekt skin protekszon.
CO TO, NA WSZYSTKICH BOGÓW, W OGÓLE ZNACZY?!!!
Czy istnieje na tym padole ktoś, kto, gnany chęcią nabycia szczoteczki do zębów poprosi o "Oral-B Pro Expert Clinic Line Pro-Flex"? Czy istnieje ktoś, kto rozumie, co to jest? Czy osoby, do których kierowana jest reklama ubezpieczenia na życie wiedzą, co mówi lektor czytający z namaszczeniem "Pro Life Direct"? Co to jest technologia "macro moisture"? Dlaczego ma być lepsza, niż ta poprzednia?
I dlaczego, dlaczego musi być w nazwie???? Skąd zuchwałe podejrzenie, że wszyscy nabywcy (a także potencjalni nabywcy) znają angielski, i zrozumieją, co tam z ekranu bełkocze lektor (gdyż, bądźmy boleśnie szczerzy, prawidłowe wymówienie frazy "Nivea For Men Silver Protect Skin Protection" brzmi jak bełkot dla nienawykłego do języka angielskiego ucha) i, przynajmniej równie zuchwałe, że znają go lektorzy i na pewno wymówią je prawidłowo?
A skoro już wspomnieliśmy o reklamie ubezpieczenia na życie "Moi Bliscy - For Lajf Dajrekt", nieprawdaż, to Królową Matkę urzeka pani, która dzień czy dwa po śmierci matki czuje się już lepiej. Druga reklama z tej serii, ta, w której dwie panie rozmawiają o "pierwszym razie, gdy nie ma z nami Jurka" nosi znamiona prawdopodobieństwa - nie wiadomo, jak długo Jurka nie ma, może rok, osoba, która doznała straty ma prawo dojść do jakiej-takiej równowagi, a nawet przejść na ten etap żałoby, gdy drogiego zmarłego wspomina się z uśmiechem, a nie wybuchem rozpaczy. Ale córka, która mówi: "Już się czuję lepiej..." by dosłownie dziesięć sekund później, odbierając zawiadomienie o wypłaceniu ubezpieczenia (prawdziwie ekspresowe tempo, swoja drogą!) ucieszyć się: "Bardzo mi to pomoże przy wydatkach związanych z pogrzebem, pomnikiem...". Jakby się Królowa Matka nie starała, wychodzi jej, że jest jeszcze przed pogrzebem - a w takiej sytuacji należy uznać, że zbolała córka trzyma się nad podziw dobrze. Może to zresztą też nosi znamiona prawdopodobieństwa, Królowa Matka nie zna wielu osób patologicznie oziębłych...
Wplatając się zgrabnie w koło życia Królowa Matka przejdzie teraz płynnie do reklam portalu "E-Darling" (o, następni! Jakie "e"? Co to znaczy "darling"? Czy to jest polski portal? Bo jeśli tak, czemu się tak dziwnie nazywa?) i mamusi, która szuka nowego tatusia dla swojego synka (i, kto wie, może dla następnych synków i córeczek też?), i w tym celu, gnąc i prężąc ciało przy jakimś stole czy innej futrynie drzwiowej oznajmia namiętnym półszeptem: "Jako samotna matka (już w tym momencie Królowej Matce robi się nieprzystojnie wesoło) muszę być szczególnie ostrożna przy wyborze partnera..", i w tym momencie męski głos triumfalnie a kojąco oznajmia: "I dlatego na e-Darling uwzględniamy osobiste preferencje!". O, rany. No, że Królowa Matka użyje słowa, zajebiście po prostu. O, jejciu, chyba się Królowa Matka rozwiedzie. Tylko po to, by runąć na stronę e-Darlinga i, z gardłem zdławionym wzruszeniem, sprawdzić, jak to jest - wybrać partnera uwzględniając przy tym (niepojęte! oryginalne! i jakie śmiałe!!!) osobiste preferencje!!!
Jak dobrze wiedzieć, że takie miejsca na tym zepsutym świecie jeszcze istnieją!
Kolejna idolka Królowej Matki to panienka z reklamy podpasek "Always" (Królowa Matka przysięga, że nie robi tego umyślnie, sama dopiero teraz widzi, ile towarów ma angielskie nazwy, których nie-mówiąca-po-angielsku-część-świata - czyli, co się rozumie samo przez się, ta nieistotna część, prawda? - nie rozumie) - pal licho pioseneczkę z tej reklamy z przyśpiewkami w rodzaju: "always pomoże, bo powłoczka teraz chłonie tak szybko, niemal nieee przyyyywieeeraaaa, przy skórze always zostaje suuchaaa!!!" , chociaż jak ją Królowa Matka usłyszała po raz pierwszy szczęki na podłodze szukała czas dłuższy, ale do dziś otrząsnąć się nie może w temacie poziomu umysłowego głównej bohaterki spota, która wbija się (zapewne z trudem, bo w takie spodnie każdy człowiek wbija się z trudem) w białe (pojmujesz, Czytelniku), obcisłe dżinsy, robi szałowy makijaż, zakłada szpilki, tylko na widok których Królowa Matka by się zabiła, wychodzi z domu i podąża z kumpelami do kina, po czym nagle, już w kinie staje nagle na środku czerwonego dywanu wiodącego ku wejściu jak wmurowana, niczym, nieprawda, rasowy rumak u cmentarnej bramy, i nie, ona dalej nie pójdzie, bo to nie jej dzień i ona właśnie odczuła nieodpartą chęć, by schować się w cień! Znaczy, wciskając się w białe spodnie i zapinając je na wdechu nie wiedziała, że to nie jej dzień, tak? Tak ją olśniło na środku kinowego holu, mamy rozumieć? A nawet jakby ją ten nie jej dzień na środku tego holu zaskoczył, co ma wszak prawo się zdarzyć, to wystarczy użyć reklamowanego przedmiotu i już można, odziana w biel, latać po tych schodach w te i nazad? Królowa Matka widzi w tej reklamie jednak pewien rodzaj... eee... niedopracowania. Wyraźne nieprzemyślenie tematu do końca widzi otóż, co poradzi.
Na zakończenie jojczenia Królowa Matka nie może odmówić sobie przyjemności pogratulowania samej sobie, że zakończyła przygodę z T-mobile (o! o! znowu! to naprawdę nie Królowa Matka wymyśla te wszystkie nazwy!!!) jeszcze nim firma ta skompromitowała się wypuszczeniem w przestrzeń publiczną serii reklam z ludźmi napastowanymi przez pana wrzeszczącego: "Jeden hamburger!!! A tu ma pan drugiego!!! GRATIS!!!" i tylko czekać, aż zacznie gonić swoje ofiary, by im tego dodatkowego hamburgera wcisnąć w gardło, a potem uszczęśliwić informacją, że cha, cha, cha, są w ukrytej kamerze i reklamują telefonię komórkową! Królowa Matka wie, że rozwalenie panu łba przy pomocy wyrwanej z ukrycia kamery/ ciśnięcia w twarz hamburgerem, albo i obydwoma/ kopnięcie pana z całej siły w nabiał, a potem poprawienie, cha, cha, cha, dwa razy tyle, jedno gratis/ byłoby dowodem niewybaczalnego braku poczucia humoru, ale trudno, zaryzykowałaby.
Na zakończenie, zgodnie z osobiście wprowadzoną przez Królowa Matkę nową świecką tradycją przedstawione zostaną reklamy, które też wróciły. Specjalnie, by koić nerwy Królowej Matki, niewybaczalnie zszarpane po zapoznaniu się z dzieuami powyższymi (niejednokrotnie wyświetlonymi w jednym bloku):
Oto pierwsza...
... a oto druga.
A oto wyznanie:
Twórco reklam! Królowa Matka wątpi, by dotarł do Ciebie ten pełen uczucia akapit. Jednak nawet z pełną świadomością powyższego odczuwa ona imperatyw, po prostu moralny, by wyznać, że nie ma co prawda pojęcia, ile IKEA Ci za nie zapłaciła (nie wątp wszak, że uważa ona, że NIE DOŚĆ!), ale może poza materialnymi korzyściami przyniesie Ci korzyść duchową świadomość, ze umilasz życie Wielodzietnej Patologii, Matce Drobnych (i Upiornych niejednokrotnie) Dziatek, Starej i Schorowanej Kobiecie, dla której każdy powód, by się bezinteresownie uśmiechnąć jest na wagę złota.
Za co Królowa Matka z głębi starego, schorowanego serca dziękuje :).
Uśmiałam się jak norka :)
OdpowiedzUsuń"E, Darling" to bardzo dobra nazwa. Od razu wiesz, jak poznany na tym portalu gość będzie się do Ciebie zwracał ;P
OdpowiedzUsuń:DDDD No, to przynajmniej jedna z tych angelskich, aliganckich nazw ma swoje logiczne uzasadnienie...
UsuńI ja uśmiałam się jak norka :D Dzięki:)
OdpowiedzUsuńHa! Na tej reklamie Always, nie wiem, czy zauważyłaś, ona na koniec w owych białych obcisłych spodzieńkach zjeżdża z rozpędem z poręczy. Gdy to zobaczyła Asia, wijąca się właśnie w powiedzmy, dyskomforcie Pierwszego Dnia, wyrzuciła z siebie fontannę bluzgów:-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudnie napisane, Anutku.
Tak, to druga wersja, z imprezą! Tekst reklamy tez inny, z jeszcze bardziej wyrafinowanymi rymami, ale wymowa identyczna, no i te spodnie, w które człowiek wbić się mógłby z najwyższym trudem...
UsuńTe reklamy to jedne z moich ulubionych. A wiele ich nie ma :/
OdpowiedzUsuńOdczucia mam podobne do Twoich, jak widzę czym nas "raczą" w telewizorze.
Always już od dłuższego czasu robi takie durne reklamy. Miałam nadzieję, że po pierwszej turze zrozumieją, że są beznadziejne, ale brną w nie dalej.
I te spodnie. Raz, że wcisnąć się w nie nie da, to ZAWSZE są białe. ZAWSZE.
brrr
One są umyślnie białe, żeby pokazać, że niczym, ale to niczym się nie pobrudzą. Tani chwyt.
UsuńKrólowo Matko, Ty fantastyczna jesteś! Twoje spostrzeżenia...! Tak cudownie zawinięte w słowa... Pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńNa szczęście televizje oglądam SPORADYCZNIE - mam pięć przydziałowych kanałów, które, kiedy włączę nadają reklamy - i to chyba jednocześnie na wszystkich, więc... wyłączam stwierdzając, że w TV tylko reklamy...
Jak na potrzebę usunięcia się w cień panienka Always wygląda zadziwiająco kwitnąco....Mnie rozwala reklama z wystrojonym gogusiem co na randki nosi 2litrowy perwoll do prania..
OdpowiedzUsuńMnie zabijają reklamy kaleczące język polski! Mam coraz większą listę firm i produktów, których nie używam z powodu durnych reklam lub z powodu reklam niszczących mój rodzony język. Chociaż tak mogę się na nich odegrać. Ale to żadna zemsta...niestety.
OdpowiedzUsuńAle jak to nie? Bojkot konsumencki jest bronia, z którą już i najwięksi musieli się liczyć!
UsuńA pedofilsko kazirodcza reklama Nutelli jak Wam się podoba? Tatuś patrzący na córeczkę jak na obiekt pożądania... skręca mnie...
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Z1pfI0xI6FQ&feature=fvwrel - a propo's Ikea ;) też ich kocham :D
OdpowiedzUsuńpo tym poście siedzę i kwiczę ze śmiechu. dziękuję ;)
Boska :))). Kiesyś ja już widziałam, ale tak dawno, że nie skojarzyłam z IKEĄ. Jedno jest pewne - IKAE wie, za co placi copywriterom!
UsuńTo mówisz, że Komisja Etyki Reklamy miałaby ręce pełne roboty, gdyby chciała zająć się, przykładowo, reklamą Ramy?
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wszystkie reklamy mogą być inteligentne i/lub zabawne. Kiedyś za granicą miałam przyjemność pośmiać się z reklamy poniżej. Przedstawiam kontekst: pani woła do domu kotka, co to wyszedł wieczorem do ogródka na ostatni spacer...
http://www.youtube.com/watch?v=CZOeWFBy75A
A pamietasz za dawnych czasow reklame Ramy gdzie motyw byl Serce jak dzwon? tam grali dwaj aktorzy z Janosika. Ten czarny z brodą zmarł właśnie na zawał serca, po tym jak zaczal reklamowac Ramę :P wiem to z nieoficjalnych zrodel :P
OdpowiedzUsuńPamietam, cała kampania reklamowa im się rypnęła :). Oczywiście pan Bilewicz nie zmarł na serce pod wpływem spozywania Ramy, ale zbieg okoliczności był to naprawdę nieszczęsny...
UsuńNajciekawsze jest to, że Rada Reklamy oddaliła skargę konsumencką na tą reklamę :(
OdpowiedzUsuńhttp://www.radareklamy.pl/ostatnie-uchwaly-ker-3/87-2012/670-.html
Mam wrażenie, że to nie konsumenta się chroni w tym kraju - oraz w reklamie można mówić co się chce - trzeba to robić w odpowiedni sposób.