niedziela, 25 września 2011

Po ostatniej wizycie w Sąsiednim Mieście...

Królowa Matka postanowiła wyzdrowieć.

Co prawda Królowa Matka nigdy nie przyjęła określenia "choroba nieuleczalna" w odniesieniu do własnej przypadłości do wiadomości, uparcie używając wyrażenia "choroba przewlekła" (zresztą, jaka ona nieuleczalna, jaka, skoro całe 5% chorych zdrowieje całkowicie? Królowa Matka nie widzi powodów, by się w tej grupie nie znaleźć zwłaszcza, że predysponuje ją do tego stosunkowo młody wiek), ale jednak powoli, powolutku zaczęła do niej docierać myśl, że nic nigdy nie będzie tak, jak przedtem. I to mimo, że wyniki przy każdej kolejnej wizycie w szpitalu okazywały się coraz lepsze. Aż do ostatniej wizyty, gdy...

Królowa Matka zameldowała się na oddziale, gdzie miano jej wykonać cewnikowanie serca (zabieg, którego nazwa, jak się okazało, jest dużo gorsza niż sam zabieg) i od razu wpadła w objęcia jednego ze swych Ulubionych Lekarzy, który jej radośnie oznajmił, że zabieg odbędzie się "późnym wieczorem, ale niech pani nie je obiadu, bo może się jakiś wcześniejszy termin zwolni". Super. A zatem Królowa Matka, będąc od rana na czczo, zaliczyła cały szpitalny maraton badań i pomiarów, te wszystkie testy marszowe, EKG, echa serca, i wyłożyła się dopiero na ergospirometrii, która się nie odbyła. Przyjemna lekarka mająca przeprowadzić badanie najpierw baaaardzo długo wpatrywała się w monitorek, a potem spytała z troską:

- Czy pani się czymś zdenerwowała?

Ha! Ależ skądże! Najpierw owinięto Królową Matkę paroma kilometrami bieżącymi jakichś przewodów, podłączono ją do skomplikowanej (i groźnej! i groźnej!) aparatury, postawiono na bieżni, na którym to sprzęcie Królowa Matka postawiła swą stopę po raz pierwszy w życiu, na twarz wrażono jej maskę z rurą, przez którą kazano normalnie (!!!) oddychać, no, to są warunki do pełnego relaksu!!! Z tym, że gdybysmy mieli czekać, aż się Królowa Matka zrelaksuje najprawdopodobniej  tkwilibyśmy tam wszyscy po dziś dzień, o czym Królowa Matka poinformowała w dyplomatyczny sposób Personel Medyczny, wskutek czego Personel Medyczny przełożył badanie na nazajutrz.

Nazajutrz, gdy Królowa Matka spożywała śniadanie, bardzo szczęśliwa, że już nie musi być na czczo, nawiedził ją jej kolejny Ulubiony Lekarz (gwoli kronikarskiej ścisłości dodać należy, że wszyscy lekarze w tej placówce są Ulubionym Lekarzami Królowej Matki). Królowej Matce zdarzało (i zdarza) się obejrzeć jakiś odcinek "Na dobre i na złe" czy innego "Grey's Anatomy" i zawsze zaprzątało ją zagadnienie, gdzie znajdują się medyczne oddziały, na których pracuje tak niebywale atrakcyjny personel? Płci obojga? Po pobycie na oddziale kardiologii w swym Rodzinnym Mieście oraz w Klinice w Mieście Sąsiednim ten problem Królowa Matka ma już rozwiązany, w związku z czym zaczęła zastanawiać się (a miała na to sporo czasu, gdy na początku swej drogi ku wyleczeniu mogła tylko leżeć i myśleć, unieruchomiona zarówno przez słabość członków, jak i przez wykwintne a skomplikowane urządzenia, do których była przypięta, a w które pany i panie dochtory wpatrywali się w niemym podziwie)...



 ... czy kandydatów na kardiologów dobiera się także pod względem urody? Po dojrzałym namyśle Królowa Matka doszła do wniosku, że jest to świadoma polityka Akademii Medycznych, której celem jest zmniejszenie u pacjentów stresu (jak wiadomo zabójczego dla serca) poprzez kojenie ich nerwów za pomocą podsuwania im przed oczy urodziwych ludzi do kontemplowania.

Ulubiony Doktor Nr 2 stanowił wręcz kliniczny przykład Materiału Ku Kojeniu Nerwów, co było o tyle istotne, że badanie w jego wykonaniu wyglądało zazwyczaj następująco:

- O! - mówił, jeżdżąc po Królowej Matce głowicą od Maszyny, Co Robi "Ping" - Jak się ten płyn ładnie wchłonął! Budowa zastawek prawidłowa... Fala zwrotna się zwiększyła... No, kłuć to już na pewno nie będziemy!

Po czym, zwijając kabelki po skończonym badaniu, mówił ze smutkiem coś w rodzaju:

- To serce to się łatwo nie wyleczy, dłuuugo to potrwa, ono jest bardzo zużyte!,

co sprawiało, że wcześniej odczuwany przez Królową Matkę optymizm brał w łeb i popadała ona w gigantyczny dół.

Teraz zaś Ulubiony Doktor Nr 2 wszedł z promiennym uśmiechem trzepocząc połami fartucha i rzekł...

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz