czwartek, 31 grudnia 2015

Płaczliwy post podsumowujący

To nie był dobry rok.

Obiektywnie nie był też zły. Królowa Matka sobie konsekwentnie, acz bez fajerwerków, które już nie są potrzebne, zdrowiała, Potomki rosły, również zdrowe i hoże, Pan Małżonek Królowej Matki (jeszcze) nie puścił w trąbę, ona jego też nie, oboje mieli pracę, żadna z wichur, nawiedzających nasz kraj w lecie, nie zerwała dachu w Domu w Dziczy, wakacje były nadzwyczaj udane, a o sytuacji politycznej Królowa Matka wspominać nie będzie, gdyż przebywa na emigracji wewnętrznej. Zaś może na niej przebywać, albowiem pod dachem Domu w Dziczy jest dość książek, włóczek, szydełek i kartek oraz kredek do rysowania, by sobie te emigrację urządzić bezpiecznie i wygodnie.

To obiektywnie.

Subiektywnie było strasznie.

Gdy cztery i pół roku temu Królowa Matka, uchachana nieprzytomnie jak prosię w deszcz, opuszczała progi Ukochanego Szpitala (nieustająco miłosne spojrzenie w kierunku Szpitala im Biziela w Bydgoszczy oraz całego personelu tegoż), znacznie podreperowana na ciele, a wręcz napompowana szczęściem jak helem na duchu, Pani Psycholog uprzedziła ją, że ten stan euforii, poczucia, że wszystko się może i wszystko się uda, że wygrało się Taką Walkę, więc wszystkie inne wygra się w zasadzie nie kiwając palcem w bucie, kiedyś minie.

I minął.

Minął już jakiś czas temu, ale dopiero w tym roku to, że tak to Królowa Matka ujmie, minięcie dotarło do niej w pełnej krasie.

I ujrzała się Królowa Matka (wyraźnie, jakby stała na ciemnej scenie i ktoś puścił na nią strumień światła) tym, kim jest - mało interesującą, banalnie przeciętną starszą panią z prowincjonalnego miasta, pracującą w jeszcze bardziej prowincjonalnej mieścince, w bardzo prowincjonalnej szkółce. Codziennie wstającą o świcie, aby, po przemęczeniu paru godzin w tej prowincjonalnej szkółce wrócić do domu swej Matki, gdzie będzie użerać się ze swoimi Potomkami. A Potomki, te zupełnie inne niż opisywane tutaj, lubiane, i wręcz posiadające fankluby Potomki dały jej popalić tak bardzo, że łapała się na myśli, że wolalaby zostawać w tej nielubianej pracy, byle nie wracac do domu i ich nie widzieć. Ale wracała, widziała, staczała bitwy, które kończyły się około 21, a wtedy siadała, patrząc w ścianę pustym wzrokiem, niezdolna do niczego. Nazajutrz dzień się powtarzał, identyczny jak bliźniak, a potem znów, i znów, i tak codziennie, codziennie, codziennie. Przeciętne, do bólu przeciętne życie do bólu przeciętnej osoby, która nic nie osiągnęła i nic jej się nie udało. Której już nic nie zachwycało i nic nie cieszyło, a jedyne wpisy jakie mogłaby czynić na swoim średnim, mało popularnym blogasku to rozważania, po co jej to było, ten dom, te Potomki, i jak było wspaniale, pod każdym względem wspaniale, gdy ich nie było, i jak zazdrości osobom, które po pracy - choćby nie wiem jak znienawidzonej - wracają do domu, do PUSTEGO domu, pieprzeni szczęściarze, i nic nie muszą, i mają długie weekendy, wakacje, urlopy. A nie pisała o tym nie dlatego, że podobne wypowiedzi nie pasowałyby do ogólnego wydźwięku jej bloga, nie dlatego, żeby nie zgorszyć Czytelników swoją bezdusznością, ale dlatego, że nie mogła. Nie mogła. Po prostu nie mogła pisać.

Na szczęście - myślała z ulgą - także nie musi. Nikomu nie jest potrzebne jej pisanie, nikogo nie obchodzi. Nie zmienia świata, nikomu nie pomaga. Właściwie jest zupełnie po nic. Nikomu. Jej Czytelnikom. I jej samej.

I tak od początku roku. Na początku Królowa Matka usiłowała z wszystkim powyższym walczyć, coś pisać, coś z siebie wydrzeć. Ostatnim takim szarpnięciem było zgłoszenie bloga do konkursu w Blogu Roku, który skończył się wiadomo jak (a jak ktoś nie wie, to niech sobie sprawdzi, ze względu na stężenie niesmaku nie jest to wspomnienie, które chce sobie Królowa Matka odnawiać) i stanowiło tylko ostatni krok do spokojnego, bezwładnego, beznadziejnego zjazdu w dół.

A nawet gorzej. Nie do zjazdu w dół. Do tej prostej, monotonnej drogi bez nizin i wyżyn, bez wzlotów i upadków, płaskiej, nużącej, bezbarwnej drogi, którą był cały rok 2015.

Zaś gdy wreszcie Królowa Matka znalazła się w stanie takiego tępego marazmu, że zaczynało się to robić trochę straszne Pan Małżonek powiedział jej, żeby gdzieś wyjechała. Wybyła z domu na weekend, przenocowała u swojej mamy, spotkała się z kimś na pogaduchach. I wtedy okazało się, że nie ma żadnego "kogoś".

Że Królowa Matka jest uwięziona między czterema ścianami Domu w Dziczy, daleko od Cywilizacji, pośród czterech Potomków, ze swoim Mężem i Mamą jako jedynymi pełnoletnimi osobami, z którymi może poraozmawiać.

Że jest niewyobrażalnie samotna.

Nawet jak na silną introwertyczkę z nadnaturalnym pociągiem do książek to było trochę za dużo.

Ale nic z tym się zrobić nie dało, więc sobie nadal taka Królowa Matka była. Samotna i nawet nie smutna, bo nie miała energii na smutek. Taka trochę wydmuszka, którą ktoś wypatroszył ze wszystkich uczuć i emocji, zwłaszcza tych dobrych.

Królowa Matka pisze to wszystko, żeby się trochę usprawiedliwić. I ze swej "nadzwyczajnej" aktywności blogowej w tym roku, i z tego, że blog był chwilę zamknięty. Ona szczerze uważała, ze nikt tego nie zauważył (nie pisze tego dla uzyskania fali zaprzeczeń, jakby co, po prostu stwierdza fakt), co jej nie dziwiło i nie smuciło, bo, prawdę mówiąc, przy jej doskonałej bylejakości niczego w tym nie widziała dziwnego. No i nie miała energii na smutek, że się powtórzy.

Co więcej, nie za bardzo wie, czemu tego bloga ponownie otworzyła, bo że nie dlatego, że poczuła się nagle przepełnioną entuzjazmem blogerką to pewne. Postara się go utrzymać otwartym. A jakby się nie udało... nie, uda się. Chyba.

Za ten wpis, bardzo nie sylwestrowy w tonie, też Królowa Matka przeprasza, naszło ją, a z całego (prawie) zeszłorocznego doświadczenia wie, że lepiej chwytać tę jedną na kwartał chwilę, gdy człowieka nachodzi i pisać, choćby i byle co.

Ale teraz już Królowa Matka kończy i oddala się w stronę swojego mało sylwestrowego Sylwestra, z Pepsi w charakterze napoju wyskokowego, herbaty (dużej ilości herbaty) w charakterze napoju nie-wyskokowego, a poza tym pełnego ciast z bakaliami oraz orientalnego w tonie :).


Królowa Matka nie jest pewna, czy cieszy ją to, że nigdy nie była przesadnie przywiązana do numerków i idea, że od jutra, 1 stycznia, wszystko się zmieni, i to oczywiście wyłącznie na lepsze, przemawia do niej raczej średnio. Może lepiej byłoby, żeby do niej przemawiała z całą mocą?

No, ale może się zmieni. Bez magii numerków ;).

Czego i Wam, Kochani Czytelnicy, życzy.

Samych zmian na lepsze.

Do zobaczenia w przyszłym roku!

Jeśli Królowa Matka jeszcze tu będzie*.





















* Żarcik :).

171 komentarzy:

  1. Se Królowa daruje takie końcowe żarciki, co?
    A tak w ogóle to uściski. I na pewno się zmieni. Na lepsze. No bo co w końcu, kurczę blade!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceń, że mi się poczucie humoru objawilo :).

      Dzięki. Usciski nawzajem.

      Usuń
    2. Bardzo doceniam. A uściska Królowa Pan Małżonka, bo z własnego doświadczenia wiem, jak On się czuje.

      Usuń
    3. Kiepsko ma, biedaczek, co nie?

      Uściskam i utulam od Kolegi w Niedoli :). Dziękuję.

      Usuń
    4. No niełatwo, ale da radę. Jakąś jogę by Królowej Matce znalazł po sąsiedzku.

      Usuń
  2. Anutek, Ty to sobie potrafisz szpilki pod paznokcie wciskać. Na pociechę powiem Ci, że jest to nasz sport narodowy, z kategorii żeńskich sportów indywidualnych, bardzo popularny wśród blogerek. A jak następnym razem Małżonek KM wpadnie na genialny pomysł wypchnięcia Cię do ludzi w celu oswojenia - napisz!
    Najlepszości w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, szpilki to sa wtedy, jak się czlowiek lubuje. Albo pisze notke i płacze rzewnie nad wlasnym losem.

      Ja relacjonuję.

      Ale to chyba tez jest sport narodowy :).

      Najlepszośi nawzajem!

      Usuń
    2. Owszem wciskasz. Bo Twoja relacja jest tak mocno subiektywna, że przestaje być relacją. A już autoportret Królowej, to mistrzostwo! Po drugiej stronie monitorów siedzą idealnie przeciętni ludzie, jako i Ty, którzy jednakowoż są zupełnie nieprzeciętni - jako i Ty również! No to przytul się sama do siebie bardzo, bardzo mocno i przestań samej sobie podcinać skrzydła pisaniem/myśleniem o sobie w takich paskudnych kategoriach! Ale już!
      No i ponawiam zaproszenie do Wrocławia. Korki mamy co prawda nieprzeciętne i tylko Trójmiasto ma gorsze, ale takiego Afrykarium nie ma nikt inny!

      Usuń
  3. Och, Królowo... tak wiele z tego płaczliwego podsumowania mogłabym wziąć do siebie... choć zapewne w ogóle Cię to nie pocieszy. Więc tylko przyłączam się do zaklinania nowego roku. Będzie lepszy, na pewno :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie pogadałam/ poczytałam/ popisałam z ludźmi to się okazalo, ze sporo osób tak miało. Więc może to faktycznie trochę ten rok? I może przyjdzie lepsze?

      Co mowię, na pewno przyjdzie. Czego życzę w Nowym Roku!

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nie dołożyłam się do tonu tego posta. Pardon z góry, jeśli tak. Czasem człek musi, bo się udusi. Ale to by było wtedy, a dziż bieżę życzyć ciekawszego, lżejszego i towarzysko spełnionego 2016-go!

      Usuń
    3. No, skąd! Raczej wstyd mi się zrobiło, że tak jęczę, jakbym była jedyna, której jest trudno, a zapominam, że mi własciwie łatwiej niż wielu, wielu ludziom.

      Ściskam Cię noworocznie, odpiszę na maila pewnie w okolicy 6 stycznia, czyli wtedy, gdy do komputera podejdę inaczej, niż z doskoku :).

      Usuń
    4. Mnie ostatnio ktoś zawstydził w realu. I tak siedzę i myślę, że trzeba podjąć inny bój: wdzięczność odkurzyć. Dowcip polega na tym, że pojęcia nie mam, czy mi się będzie chciało. Bo aktualnie chce mi się czytać, a nie pracować nad sobą.

      Usuń
    5. Szanowna Królowo i Matko,
      Przeczytałam Twojego „Płaczliwego posta podsumowującego” 5 dni temu. Od tamtej pory codziennie zastanawiam się, jak najzwięźlej na niego odpowiedzieć - bo oczywiste dla mnie było od razu, że wymaga odpowiedzi. Ponieważ odpowiedź przemyśliwałam przez tyle dni i nadal nie wychodzi mi zwięzła (musiałabym chyba wierszem do Królowej napisać, żeby zagęszczenie metafor mi wyraziło to, co chciałam wyrazić), zrobię to w odcinkach.
      Odcinek 1: Codziennie widzę, jak w komentarzach pod tymże postem pojawiają się kwestie, które od razu chciałam Królowej przedstawić, a które już poniekąd tam i owąż w minionych miesiącach umieszczałam. Dlatego ja już nie piszę tego, co miałam odruch natychmiast napisać (że jesteś nam bardzo potrzebna, że Twoje zniknięcie-zamknięcie czasowe było ciosem, że ubarwiasz życie, pobudzać, inspirujesz, zachęcasz do dobra, poddajesz trzeźwym przemyśleniom rzeczywistość) – możesz sobie od razu przy „Noemi” wpisać mentalnie znaczek repetycji - „Noemi też tak czuje i uważa”. Korzystam, że zapowiedziałaś, że dzisiaj, na 3 Króli, siądziesz do kompa na dłużej – dlatego dziś umieszczam. cdn.
      Noemi

      Usuń
    6. No i własnie widzisz, co to znaczy "siądę do kompa na dłużej" - odpaliłam pół godziny temu :D. Ale widziałam wszystkie Twoje komentarze... :D

      Usuń
  4. To bardzo, bardzo przykre, że Królowa jest nieszczęśliwa. Albo że nie jest szcześliwa. Jako wielka admiratorka przeciętności i zwykłości, zwykłego życia bez zdarzeń, introwertyczka w coraz większym stopniu - chciałabym, żeby Królowa też doceniała zwykłość i przeciętność, aczkolwiek rozumiem, że problem polega nie na niedocenianiu, tylko na braku przeciwwagi... Mnie jest o tyle łatwiej, że nie pracuję i przez pół dnia jednak jestem w domu _sama_, dopiero drugą połowę muszę przetrwać z dziećmi, których też mam o połowę mniej... A druga różnica jest taka, że znalazłam sobie (internetowo) towarzystwo, z którym dzielę pasję - i dlatego, dzięki temu, mam gdzie wyjechać, mam o czym marzyć, że przyjdzie ten weekend lipcowy i pojadę na trzy dni gadać z wariatkami z mojego oddziału - i jak bardzo to ładuje akumulatory i pomaga przetrwać te zwykłe, płaskie dni. Kochana, najkochańsza Królowo Matko, ściskam mocno, chociaż wirtualnie i pewnie banalnie, ale naprawdę szczerze i z serca. Oby się ta zwykła codzienność trochę Królowej rozjaśniła, oby oprócz tego, co nielubiane, było coraz więcej tego, co przyjemne, chociażby nawet maleńkie. W końcu przecież będzie lepiej, musi być. Uściski. I proszę nie traktować nas, czytelników, jako niestniejącej i w sumie nieliczącej się, niewielkiej grupki. Nie liczy się ilość, a my jednak jesteśmy, czuwamy, czekamy i przesyłamy dobrą energię (w każdym razie staramy się bardzo). (A gdybyś miała jeszcze ochotę wyjechać, to ostatni weekend stycznia, Wrocław: http://www.kwiatdolnoslaski.pl/p/witam-na-tej-podstronie-znajdziesz_31.html - nawet jak się nikogo nie zna, to można przyjść, posiedzieć, pogadać, popatrzeć, wziać udział w warsztatach albo pokazach... Wiem, że introwertykowi nie tak łatwo, ale tam jest taka atmosfera, że wszyscy się wciągają, od nieśmiałych podlotków do staruszek lat 90, poważnie. Tak tylko mówię, na wszelki wypadek. Uściski jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, ze praca zawodowa to nie jest ta praca zawodowa, którą chcialabym wykonywać, i to mi bardzo dowala, że się nieelegancko wyrażę. Mam wrażenie, że byloby mi lepiej bez niej. Ale nie wiem, czy się nie pocieszam, w końcu to, ze trzy lata temu było mi lepiej mogłam zawdzięczać temu napompowaniu euforią...

      Nie chciałabym, zeby Czytelnicy poczuli sie traktowani jak niewidzialna grupka. Ja po prostu nie wierzę, że oni istnieją :D. Wiem, ze to irracjonalne, ale naprawdę tak mam.

      Dzięki za wszystko.

      Usuń
  5. Te, starsza przeciętna pani! :)))))

    Jaki smaczny długi post!
    I tyle tylko powiem, że wybyć na weekend do domu swojej mamy, tego samego, w którym użerasz się z syneczkami, to nie jest żadne wybycie. To trzeba pobyć chwila tą osobą, którą jesteś, a którą na co dzień nie masz okazji być. I najlepiej z osobami, które Cie w ogóle nie znają jako przeciętną starszą panią, tylko jako wszechstronnie uzdolnioną, przezabawną, kipiącą humorem i inteligencją, błyskotliwą Królową Matką.
    Innymi słowy, stolica jest ładna, nawet zimą, okolica też niczego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarecko kochana, osoby, które mnie znają jako przezabawna i uzdolnioną oraz kipiąca czymkolwiek Królową Matkę w ogóle by we mnie nie uwierzyły, widząc mnie w realu :D. Serio, spytaj sama, są tu takie. To, co zobaczyły to była garbiąca się, spanikowana chudzina pomykająca opłotkami. Oraz nie mówiąca albo mówiąca szybko, byle co i z panika w oczach. Jednym slowem - przykre doświadczenie :).

      Tym niemniej dziękuję bardzo. Za zaproszenie i te komplementy :)))).

      Usuń
    2. Czy osoby potwierdzają?

      Usuń
    3. Osoby taktownie milczą skutkiem otrzymanego w dzieciństwie starannego wychowania.

      Usuń
    4. Jareckiej sie nie odmawia! :-)

      Usuń
    5. Najwyraźniej te osoby o tym nie wiedzą :).

      Usuń
    6. Odcinek 3: Co do kwestii przeciętności – pozwolę sobie wznieść okrzyk: Vivat Przeciętność. I Królowa, i wiele innych osób znanych mi z blogów (jeśli chodzi o blogerki) i z życia (jeśli chodzi o nieblogerki), z książek (autorki i autorów) i świata nauki oraz kultury można by nazwać osobami przeciętnymi (z poniżej podpisaną również). Jeśli to jest szufladka z etykietką „przeciętność”, to dumna jestem, że takoż należę do tej szufladki razem z Królową i innymi osobami, których inspiracja pomaga mi w życiu! Vivat Przeciętność!
      Taka przeciętność zobowiązuje.
      Żyjemy w pokićkanych czasach, gdy owszem, znani są ludzie o wybitnych osiągnięciach, ale słychać też o drugim ekstremym – o ludziach... jak by to elegancko wyrazić... poniżej wszelkich poziomów minimum (emocjonalnego, przyzwoitości, intelektualnego, dobra etc.). Dlatego ludzie cenni ze względu na to, co wnoszą do rzeczywistości wspólnej, ludzie przyczyniający się do ulepszenia świata (jako to czyni Królowa) już się nie mieszczą pod reflektorami – bo tam jest tłoczno zarówno od wybitności (owszem), ale także od śmieciowatego celebryctwa (no nie udało mi się elegancko), które nie ulepsza świata, które kompletnie nic pozytywnego nie wnosi, a które niestety wraża się w ogólnoludzką mentalność poprzez swą ilość, głośność, wtórność, nieautentyczność i bezczelność.
      Podejrzewam, że m.in. dlatego właśnie Królowa – ale i wiele innych równie znanych mi wspaniałych ludzi czuje się sfrustrowanych i wyraża się o sobie z posmaczkiem zaniżenia swojej wartości. Logiczne - skoro masa ludzi niesłusznie ma się za lepszych niż są, to (zgodnie z prawem naczyń połączonych) część wspaniałych ludzi czuje się gorszymi niż są.
      cdn. Noemi

      Usuń
  6. Tak tylko do protokołu: ja zauważyłam, że zamknęli mojego ulubionego bloga. I było mi smutno bez niego, o.
    A następnym razem, jak Królowa będzie miała łykęd na wyskoki, to zapraszam na wieś do Berlina. Nie, nie żartuję, kurczę blada mać.
    Ścisk.
    Ścisk ścisk ścisk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Torunia mi trudno dojechać :)! Berlin to zupelnie inny świat.

      Ale dziękuję bardzo.

      Usuń
    2. Jak nie Berlin to malutkie Lorch am Rhein-pooglądamy sobie cud rzekę, zamki takie więcej bajkowe, domy po których szlajały sie Schillery i inne takie bardziej wybitne jednostki, polatamy po pagórkach, wjedziemy sobie bujanymi wagonikami na Germanię, od marca dziwolągowe zoo odwiedzimy, a Ty Królowo złapiesz oddech jako i ja tu złapałam. Po za tym ja nie jestem anonimowa czytelniczka-Aniołek od Ciebie dynda nogami nad moim łóżkiem wciąż i nieustająco he he

      Usuń
    3. Serio dynda? Tymi nogami? Wzięłaś go ze sobą? Wzruszyłam się, naprawdę :)...

      Usuń
  7. POwiem Ci od serducha. Piszesz dokładnie to, co i ja czułam. Znam smak czterech ścian i wszystkiego, o czym piszesz. Ten sam smak w ustach.
    Wzięłam się za frak i potrząsnęłam. Może pora, po tych latach wyszarpywania wątroby, do cholery, coś zrobić tylko dla siebie?
    Spełnić swoje skryte marzenia? Choćby najprostsze, albo takie, które wydaje się niemożliwe? To mówię Ci ja, norowiec domowy - wbrew pozorom.
    Trzymaj się ciepło, mimo, że nie komentuję często, to jestem :))))))))
    Ten rok będzie lepszy, bo tego chcesz. Kropka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto nagroda za wypłakiwanie się na blogłonie. Skorpion się do mnie odezwał!!! Czuję się po prostu... ach, no, królewsko :).

      Utrzymując się w tonie wpisu powinnam napisać, że nie pamiętam, jakie miałam najskrytsze marzenia (naprawdę nie pamiętam, ekhm), ale sprobuje sobie jednak przypomnieć. I spróbuję nie myśleć, ze I TAK NIE UMIEM... w każdym razie nie za często :).

      Najlepszości w nowym roku!

      Usuń
    2. Nie odzywał się wyłącznie z zazdrości. Ale jestem, jestem, patrzę zza rogu!
      UMIESZ :)
      No! Już lepiej, mogę znowu opaść w fotel.

      Naj, naj!!!! :)

      Usuń
    3. Oraz no, niezmiernie dziękuję, nie spodziewałam się takiej reakcji, eee, nooo, tego. Wzrusz. :)

      Usuń
  8. No nie, nie uwierzę, że taka osoba, jak Królowa Matka nie ma się z kim spotkać wybywszy z domu. Coś mi mówi, ze wystarczyłoby dać cynk choćby na facebooku, a osób pragnących spotkania znalazłoby się na pęczki.

    Nie jesteś przeciętna a twój blog to nieprzeciętne miejsce. Nie pozwól sobie zniknąć. Trzymaj się ciepło, oby nowy rok był lepszy. Tulam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak. Kompletnie nikogusieńko, może udałoby się z kimś z pracy, tyle, że... cóż, nie, dziękuję.

      Na FB jakbym dała znać to pewnie tłumy by chciały (to znaczy tlumy jak na moje warunki :D. Czyli z dziesięć osób). Wszystkie te tłumy z Berlina, Zuricha, Brukseli, w najlepszym wypadku - Warszawa, Łódź, Wrocław, Lublin, Kraków... a mnie jest trudno w Toruniu się umówić albo Bydgoszczy.

      Postaram się trzymać, dziękuję. I Najlepszego w Nowym Roku!

      Usuń
    2. Ależ co Królowa znowu. Daj znać, przyjedziemy do Dziczy!

      Usuń
  9. Macham, wzdycham, macham, wzdycham, macham, zdy...

    OdpowiedzUsuń
  10. To znaczy chciałam napisać" W życiu musi być i dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno. Aczkolwiek nie narzekałabym, gdyby przez chwilę było tylko dobrze, bo ostatnio nawet, jak było dobrze, to było też niedobrze :).

      Usuń
    2. Odcinek 2: Wiem, że nie zarezonuje (w sensie wydawania odgłosu odbicia dźwięku :), nie w sensie rozumowania-refleksji) w Duszy Królowej moje stwierdzenie, że też tak mam i współodczuwam, to nic Królowej z pewnością nie da, bowiem w momentach cierpienia duszy wydaje się nam, ba! jesteśmy mocno przekonani, że NIKT tak nie odczuwa – co poniekąd jest przecież prawdą, bo każdy cierpi nieco inaczej. Dlatego nie przesyłam Królowej mojego „ja też tak mam”, bo chociaż rzeczywiście wieeele czasu temu też udałam się na emigrację wewnętrzną (przyczyna – sytuacja w kraju i za granicą + osobiste supełki), to prawdą jest również i to, że odczuwamy z pewnością inaczej.
      Na marginesie, mnie dokucza to, że nawet na tej emigracji nie czuję się całkiem bezpiecznie, no ale nie mam domku w dziczy ;), więc może to dlatego, a może nie umiem w tej emigracji tak całkowicie rozłączyć się z rzeczywistością, by nie odczuwać, że wokół dzieje się niezbyt dobrze i ja się tej rzeczywistości boję. No ale to NIE pocieszy Królowej, więc w rubryce „jak zaradzić?” (pamięta Królowa Chmielewskiej przepis na chandrę?) wpisuję i doradzam wpisanie: NADZIEJA nie bez powodu jest uważana za królową (nomen omen) cnót, a jeszcze niejaki Czesław N. wyśpiewywał w trudniejszych czasach niż obecne, że „ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to...”. Czasami tylko to mi na tej emigracji wewnętrznej pomaga nie utracić ducha. Ale to wcale nie jest mało. Z całego doświadczenia życiowego Królowej powiem – to wcale nie jest mało! To jest w sam raz. Wystarczy na początek NADZIEJA, a potem się to jakoś rozdmucha. Pamięta przecież Królowa cudowne swe uleczenie w szpitalu.
      cdn. Noemi

      Usuń
    3. Odcinek drugi się wkleił później niż trzeci :).

      A teraz ja napiszę "też tak mam". Z tą emigracją, na której nie czuję się bezpiecznie, mimo posiadania domku w Dziczy.

      I z Nadzieją też tak mam, cenię ją ponad wszystko. Nigdy się nie zgadzałam z biblijnym "oto sa Wiara, Nadzieja i Miłość, z nich zaś największa jest Milość".

      Ale też trudno mi ją rozdmuchać. Tę Nadzieję. Naprawdę, cudowne uleczenie było łatwiejsze...

      Usuń
  11. Królowo Matko, ja Cię rozumiem. Niestety, z dzieckami to tak jest że albo się im poświęcasz albo olewasz. Wytrzymaj jeszcze trochę. Ale żebyś tak do końca nie zdziczała to musisz, słyszysz? Musisz od czasu do czasu się wyrwać z domu. Raz na pół roku rodzina da sobie radę w weekend bez Ciebie. W końcu, Twój chłop ma swoje aikido czy co tam on trenuje, Tobie też się coś od życia należy. Nie mieszkasz w mieście to ciężko Ci wybyć na kawkę do znajomych co drugi dzień. Wymyśl coś, proszę, jakieś kółko gospodyń wiejskich nawet, ale wyjdź do ludzi od czasu do czasu. Świat się nie zawali a chłopaki brudem nie zarosną przez jeden wieczór, uwierz mi :-)
    A tymczasem, Szczęśliwszego Nowego Roku! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja wiem. wszystko. I że nie zarosną, i że powinnam wyjść, mój mąż też to wie i nawet udało mi się wyjść między świetami. Ale w moim wypadku bardzo trudno mi zorganizować jakiekolwiek wyjscie z setki powodów (nawet do koła gospodyń wiejskich, gdyby takie funkcjonowało, miałabym dwa kilometry przez las, tak niefortunnie - z tego punktu widzenia, bo z innych bardzo korzystnie - mieszkam. Tak, ze, cóż. Czasem pewnie wyjdę. Ale rzadziej niż częściej. Tym niemniej spróbuję. Dzięki :).

      Usuń
  12. Królowo Matko,
    dobrze, że dodałaś iż zmiana będzie na "lepsze", bo byłoby jak z Chmielewską, która zażyczywszy sobie od Losu życia urozmaiconego zapomniała dodać "na przyjemnie":-)

    A gdybyś Królowo Matko pragnęła wybyć gdzieś dalej niż do Torunia, czy Bydgoszczy, to serdecznie zapraszam na Śląsk. Górny, acz nie górniczy, tylko dość zielony. Obiecuję nie nocować Cię w pościeli z Sekretnikiem Ałtorki Kasi;-)

    Zmieni się, Królowo Matko. Zmieni na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wyglądam tej zmiany. Na lepsze :).

      Na Śląsk się wybieramy, chociaż obawiam się, ze cała Bandą. Kiedy dojedziemy, inna sprawa :D.

      Pościel z Sekretnikiem ubarwiła mi ostatni dzień roku - na szczęście tylko na zdjęciu, bo gdyby w oryginale to nie wiem, co by się stało :D.

      Usuń
  13. Krolowo Matko , zabolalo i przypomnialo z czym sama sie zmagalam .Bol psychiczny jest straszne wyniszczajacy . Dziekuje ze jestes i piszesz . Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Powodzenia i lepszego Nowego Roku :).

      Usuń
  14. Królowo, czytam blog od roku i odzywam się nieśmiało pierwszy raz. Nie odezwałabym się dalej, gdyby nie ten post, pomyślałam, że mój nieśmiały głosik dołączający do chóru może mieć jakieś znaczenie.
    To co robisz, to jest mistrzostwo świata. Czytam sobie Twoje notki, niejako ucząc się przez obserwację, jak to jest dokonywać cudów kreatywności, mądrze wychowywać własne dzieci, wciąż interesować się kulturą mimo obciążenia obowiązkami i wreszcie - dzielić się ze światem wspaniałymi spostrzeżeniami na temat świata i ludzi (ta notka o wychowaniu chłopców była cudowna). Królowo, jesteś dla mnie wzorem i proszę Cię, nie znikaj, bo jak blog zniknął, to mi się smutno zrobiło, że nie mam od kogo się uczyć :(
    Mieszkam w Krakowie, ech.
    Pozdrawiam, Olesława

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że ma znaczenie.

      Aczkolwiek nie jestem pewna, czy osoba, która powyżej napisała o tym, że nie chciała do domu wracać, żeby nie oglądac swoich dzieci może być wzorem mądrego ich wychowania ;). Prawdę mówiąc zawsze wpadam w panikę, jak ktoś mi cos podobnego pisze, bo najlepiej wiem, jakie mam luki w tym "mądrym wychowaniu", jaka jestem nieudolna, niedoskonała i ile błędów robię. Tak, ze, wiesz :). Żaden ze mnie wzór, naprawdę.

      Postaram się, by blog nie znikał :). Najlepszego Nowego Roku!

      Usuń
    2. Anutek, błagam Cię!
      Przestań już o tej niedoskonałości i błędach! Skąd wiesz, że są to błędy? - to po pierwsze. Ktoś to cenił, zmierzył? Poczekaj spokojnie, bo jedyne osoby, które mogą się wypowiedzieć autorytatywnie na ten temat to Twoje Potomki.
      A przemówią nie wcześniej niż za dwie dekady. Także wiesz, wyluzuj.
      A co do niedoskonałości wychowawczej. Po prostu czasami włącza Ci się instynkt samozachowawczy. Ja w ogóle po 17 latach ścierania się z Tofikiem (słodyczą mego żywota), ukułam taką teorię, że instynkt macierzyński to nic innego, jak ta odrobina cierpliwości więcej, która nie pozwala matce uśmiercić potomstwa.
      Żyją Potomki? Mają się świetnie? Rosną jak na drożdżach? Buziunie jak pączki w maśle? Intelektem w wypowiedzi błysną? Energia wewnętrzna rozpiera ich od środka, co uzewnętrzniają fizkulturnie? Siwiejesz od ich tego wszystkiego?
      No. To znaczy, że jesteś Matką Idealną!
      Ściskam do lekkiego trzeszczenia żeber! Ale żeby Królowa Matka nie zapominała w Nowym Roku przede wszystkim bardzo mocno przytulać Anutka!

      Usuń
    3. Królowo. Powiem tak: to o czym piszesz, jest normalne. Normalny człowiek miewa dość swoich dzieci, choćby miał im oddać siebie całego (piszę i z obserwacji, i z wiedzy wyniesionej z wykształcenia). To, że zdajesz sobie z tego sprawę, że pozwalasz sobie na takie uczucie, to już jest dużo i to jest całkiem ok. Powiem więcej - to jest świetne, bo organizm wysyła wyraźne sygnały, czego ma nadmiar, a czego mu brakuje. Większość matek tak to odczuwa, nie każda ma odwagę przyznać się do tego sama przed sobą. Zrobić coś z tym (czyli faktycznie oderwać się, nie widzieć tych swoich dzieci jakiś czas) to już jest następny krok. Zrobisz go albo nie - to jest pewna trudna decyzja, podejmiesz ją jakoś, ale sygnał poszedł. Dbaj o równowagę psychiczną, Królowo. Jak coś, to mój e-mail to olivch@o2.pl.

      Usuń
    4. Piesu, Pies na mnie nie krzyczy, bo się w sobie zamknę!!!

      Olivch (głupio mi tutułować "Anonimowy" :)) - Koleżanka, której powiedziałam, ze nie pisałam, bo musiałabym pisać głównie o tym, jak bardzo mam dość własnych dzieci powiedziała "Miałabyś masę polubień" :))). I pewnie tak jest, że każdy ma dość, chociaż to, jak bardzo miałam dość mnie jednak przeraziło. Ale w ciągu przerwy międzyświatecznej zrobiłam sobie jeden "wolny dzień". I już to pomogło. Będę się starać praktykować.

      I dziękuję.

      Usuń
  15. Wiesz co? A chuj z tym wszystkim! Wszystko przeminie, to też. Czasem ciężko jest szukać ludzi, kiedy są naprawdę potrzebni. Ale zazwyczaj wtedy się znajdują.
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i to też minie. Postaram sie pamiętać :).

      Usuń
    2. A właśnie – jak się udał sylwester?
      Odcinek 4: Proszę Królową o niepoświadczanie nieprawdy, o nieskładanie fałszywych zeznań, albowiem w przeciwnym razie, jeśli będzie trwała w tym procederze, może Jej się skończyć czysta kartoteka. Czyli proszę o dementi!! A nawet dementi w liczbie mnogiej!
      Jaka „starsza pani”?!Po pierwsze starość to stan ducha, nie pesel, po drugie – nawet pesel nie uprawnia Królowej do takiego postponowania siebie, a co dopiero stan ducha!
      Jakie „nikomu nie jest potrzebne jej pisanie, nikogo nie obchodzi, (...) nikomu nie pomaga”?! Czy ja to nikt?! Nieprawda, jestem ważną osobą, podobnie jak pozostałe Czytelniczki i Czytelnicy tego bloga (którzy tu tłumnie rzucili się oprotestowywać tę nieprawdę, niektórzy po raz pierwszy odezwali się ludzkim-komentarzowym głosem :)). Poświadczając nieprawdę o swoim blogu Królowa odbiera i nam podmiotowość! Trudno – jesteśmy połączeni. Musi Królowa pisać o swoim blogu z szacunkiem, jeśli nie chce nam, wiernym czytelnikom, którzy bez tego bloga żyć nie mogą, ubliżyć.
      Jakie „pisać choćby i byle co”?! Byle co to pisze Ałtorka Kasia oraz Ałtor „60 min Greja” - których to koszmarów udało mi się nie tknąć dzięki wcześniejszej interwencji Królowej. Choćby za to tylko należy się Królowej Medal Krzewienia Autentycznej Kultury Słowa.

      cd.być może jeszcze nastąpi.
      Lepszego roku życzę.
      Noemi

      Usuń
    3. Sylwestry uznaję wyłącznie jako dni wolne od pracy, więc i owszem, nadzwyczajnie się udał :D.

      Już przepraszałam za to, że zamknęłam bloga uznając, ze nikt tego nie zauważy, bo nikomu tego nie potrzeba. Nie swoich Czytelników lekceważyłam, tylko siebie. Nie wierzyłam, że jestem zauważalna, i dalej nie do końca w to wierzę. Ale teraz jednak bardziej, zważywszy ten imponujący odzew :).

      Usuń
  16. Królowo Matko, ja jestem z Tobą regularnie, tylko się nie odzywam, ale teraz się odezwę, żeby Ci napisać, że jesteś fajna:-) i życzyć Ci cudnego 2016, z pewnością będzie lepszy:-) pozdrawiam, Iza

    OdpowiedzUsuń
  17. Och,Królowo.Jak ja dobrze znam ten stan "no way out", zdrętwienia i niemożności....
    Peter Gabriel powiedział kiedyś,że jak ma twórczy zastój to wsiada w pociąg i po prostu jedzie gdzie pociąg zawiezie i wraca,bo mu takie oderwanie porządkuje i oczyszcza głowę.
    Także ten, Trójmiasto też macha rączkom...
    No nie był to super rok,oj nie.U nas zaczął się trzęsieniem ziemi,takim co nam dużo rzeczy poprzewracało i trzeba było od nowa budować podstawy codzienności.Daliśmy radę,ułożyło się (choć za cenę zaraz trzeciego roku gdy mąż pracuje na południu kraju a my na północy się mozolimy),były też szczęśliwe momenty(zdana matura Potomka i studia te co chciał)i wzruszenie życia na koncercie mojego idola z młodości z okazji 30 lecia wydania bardzo ważnej płyty ,gdy w końcu pierwszy raz na żywo ją usłyszałam...
    Ale w głowie wciąż pozostaje cień z początku roku...
    No i 12 marca 2015 (chociaż oglądałam w listopadzie film dokumentalny "Terry Prathett: Choosing to Die" i mając nadzieję,że świeciło wtedy słońce trochę mi lżej).

    Jak Królowa jest :"mało interesującą, banalnie przeciętną starszą panią " to ja mogę być tą starą siwą i prawie ślepą ,potrzebujemy jeszcze jednej (kmhm dziewicy najlepiej) i możemy zakrzyknąć :' Rychłoż się zejdziemy znów?"

    I ze specjalną dedykacjom dla Królowej na Nowy Rok piosenka
    "Don't Give up"
    I na zakończenie zacytuje z mojej ulubionej świątecznej piosenki:
    "So tell everyone that there's hope in your heart.
    Tell everyone or it will tear you apart.
    The end of Christmas day, when there is nothing left to say!
    The years go by so fast, let's hope the next beats the last!"
    Uboga Staruszka
    PS. I gromkie: apsik,alleluja!!!!
    (Mam,mam kupiłam sobie pod choinkę )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Trójmiasto :). A z Torunia tam wcale niedaleko, autobus jedzie głupie dwie godzinki autostradą :))). Może wypróbuję sposób Petera Gabriela (chociaż jak jadę do Gdańska to zawsze sie nieprzytomnie cieszę, więc nie wiem, czy to oczyszcza głowę :)))).

      Są takie lata... niby nie złe. Ale też nie dobre. Z tym brakiem... czegoś.

      No to życzę, żeby w następnym tego czegoś nie brakowało.

      Ściskam.

      Usuń
  18. Fajny blog,któego mam wśród polubionych i często odwiedzanych, proszę nie zamykać. I nie skupiać się na cieniach, przejść na jasną stronę mocy (np. iść na STARS WARS 7? :)Karmić dobrego wilka, czy co tam się uważa. Trzeba wybrać - i jest to niełatwe, ale możliwe oraz zależy tylko i wyłącznie od nas - szczęście, mówiąc ogólnie. W szczególe, to dobre myśli, spokój i miłosierne podejście do siebie, rodziny i kruchości, tymczasowości wszystkiego (a więc i smutku). Będzie Pani zadowolona! :))) No i kiedy, jak nie teraz, gdy się jest. A co do marzeń, to zawsze warto namarzyć nowych, jak stare się pozapominało. Wiem, to też niełatwo, odwyka się od tego, jak od jazdy na łyżwach, ale można się od nowa nauczyć, szybko. Życzę dobrego roku i dobrych myśli. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za mądre słowa. Też życzę dobrego roku. Postaram się mieć dobre myśli. I namarzyć nowe marzenia :).

      Usuń
  19. Ja nigdy nie przeklinam (szlachectwo zobowiązuje) ale teraz nie mogę.
    Takiego bullshitu to ja dawno nie czytałam!
    Tak inteligetna, dowcipna, pracowita, mądra, kreatywna osoba nazywa się przeciętną?! Gdyby tak wyglądała przeciętność, świat byłby cholernym rajem!
    Dlaczego tylu wartościowych ludzi ma kompleksy, a irytujące beztalencia brylują na salonach? Świat to jedna wielka niesprawiedliwość.
    I powiem pani jedno - zawsze była dla mnie pani inspiracją. Sama wygrzebuję się z bardzo, bardzo ciężkiej, praktycznie śmiertelnej choroby. Niewiele brakowało, a nie mogłabym napisać tego komentarza. Ale! Powiedziałam sobie, że będę taka jak pani - będę walczyć do końca, dla siebie i dla tych, na których mi zależy. I... o dziwo, mi to wychodzi! Może nawet z tego wyjdę! Prawdopodobnie nigdy nie będę całkowicie zdrowa, ale będę mogła cieszyć się życiem. I to wszystko między innymi dzięki pani.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błagam, nie "pani" :D!!!

      Bardzo ściskam. I życzę siły. I zdrowia. Ja też prawdopodobnie nie będę nigdy calkiem zdrowa, ale nie przyjmuję tego do wiadomości :). Proszę też nie przyjmować :)))).

      I dziękuję.

      Usuń
    2. Przepraszam nie wiedziałam że to pan... znaczy Ciebie drażni, po prostu chce należny szacunek okazać. Ja także dziękuję, nawet bardzo.

      Usuń
  20. Królowo! Że jesteś zmęczona i zniechęcona, wierzę. Że czujesz się smutna i samotna, też. Ale nie banalna. O, co to to nie!
    Przesłuchaj sobie w wolnej chwili:
    https://www.youtube.com/watch?v=s_o90RN52hA
    To "Ptaki smutku" Magdy Umer. Mnie pomagało

    Trochę Starsza Siostra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To juz nie napiszę, że ja po prostu naprawdę jestem taka całkiem zwyczajna (nie użyłam słowa "banalna" :))).

      Lubię Magdę Umer. Dziękuję.

      Usuń
  21. na okoliczność depresji się zlustruj...czasami trzeba połykać żeby wychylić głowę z czarnej dupy i mieć siłe na przepracowanie tematu najlepiej z kimś... jakoś tak znajomo mi zabrzmiało to co napisałaś. i pamietam jeszcze tę róznicę między depresyjnym widzeniem siebie i świata, a również depresyjnym jeszcze, ale już zmierzającym ku lepszemu. obrazowo, to jakby ktoś worek cłowiekowi ściagnął z głowy i poluzował jakąś gumkę trzymającą. wiem że sama bym nie poradziła. *no żart, żart, pewnie że żart/ tylko moja przyjaciółka już od niemal 2 lat się z dziećmi nie użera ;
    pozdrawiam
    Agnieszka Kotowska jagaa13 (ale od paru lat nie piszę, bo nie miałam siły m.in ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to też życzę sił (niekoniecznie na pisanie. Na wszystko, czego potrzebujesz). I ogólnie - wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  22. Miałam tak samo. Dokładnie tak samo, tylko synów o połowę mniej. Mogę ci zdalnie postawić diagnozę: to depresja. Ja się bujałam z nią półtora roku, aż pojawiały się myśli, że może lepiej by wszystkim było beze mnie: wtedy zadzwoniłam do poradni zdrowia psychicznego, umówiłam się na wizytę, porozmawiałam z psychiatrą i wybrałam leczenie farmakologiczne (bo nie czuję się na siłach podjąć psychoterapii). Zaczęłam brać tabletki pod koniec sierpnia, postępy były nikłe, biorę teraz poczwórną dawkę, ale jest lepiej. Pod koniec listopada rzuciłam pracę nauczycielki i przeniosłam się do prywatnej firmy. Mogę wstać z łóżka, mogę bawić się z dziećmi, mogę pisać, chce mi się czytać książki i oglądać seriale. Mogę spotkać się ze znajomymi, nie mam ataków paniki w tłumie, jest lepiej. Święta były trochę trudne (nastrój znowu mi się obniżył), ale widzę, że jest lepiej. Wiem, że przetrwam tę zimę dzięki moim "psychotropkom". Wiem też, że ciężko zrobić pierwszy krok i umówić się na wizytę do lekarza, bo przecież na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku, nie? Wiem też, że jest po powszechny problem i że warto o nim rozmawiać. Ja zawsze mówię: mam depresję. Leczę się. Czasami dzień jest do zniesienia tylko dzięki małej, białej tabletce. Jakbyś chciała porozmawiać, tu jest mój mail: alex.cholewa (at) gmail. com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba u mnie jednak to nie jest depresja. Już raz u mnie próbowano diagnozować depresję, grzecznie się podporządkowałam, chociaz w środku czulam, że to co innego, no i rzeczywiście było - była to niewydolność serca, której nikt w ogóle pod uwagę nie brał (i której dowalono przepięknie własnie lekami antydepresyjnymi, ktore z chorym sercem nie współpracują, ale to tak na marginesie). Teraz mam to samo uczucie - stawiam na GIGANTYCZNE przemęczenie wynikające między innymi z tego, że robię rzeczy, których nie chcę robić (ta zazdrość, która poczułam, gdy przeczytałam, że zrezygnowałaś z pracy nauczycielki!!!!!!) i które robić muszę, to mnie dobija. Nawet po paru dniach przerwy zauważyłam u siebie postęp - przed świetami mój mąż miał inwentaryzację, wychodził z domu przed szóstą, wracal po dziewiątej wieczorem raczej niezywy, ja byłam sama w środku lasu z dziećmi i rodzinną Wigilią do przygotowania, dni kończylam z oczkami na słupkach, a mimo to - JEDNAK odpoczęłam, czuję sie lepiej, mam energię np. na robótkowanie, myślę o pisaniu, i tylko w tyle glowy czai się obawa, że to się zaraz skończy, razem z powrotem do pracy własnie.
      Nie piszę tego dlatego, że - nienienie! nie będe sie leczyć, to wstyd się leczyć psychiatrycznie, nie mam depresji!!! Tylko czuję, że jej nie mam. Wpadam w nią wyłacznie w chwili, gdy myślę, że jestem skazana na moją pracę przez następne dwadzieścia lat i nie mam żadnego pomysłu, co moglabym robić zamiast...

      Życzę zdrowia. Cieszę się, ze tu bywasz.

      Usuń
    2. Ja też nie miałam pomysłu, ale koleżanka z pracy, której powiedziałam, że ja przecież nic oprócz uczenia nie umiem robić popatrzyła na mnie ostro i powiedziała, że się nie doceniam. A ja po prostu niczego poza pracą w szkole nie znałam i miałam poczucie, że sobie nie poradzę.

      I owszem, te objawy pasują też do zmęczenia psychicznego. Nie znam twojej sytuacji szczegółowo, więc trochę głupio mi doradzać, ale może warto by się zastanowić, co chciałabyś robić? Czy pracować z ludźmi czy raczej bez nich? Z dziećmi czy starszymi? Może z tekstami, redakcja, tłumaczenia książek? Może chciałabyś założyć własny biznes, albo craftowy, albo księgarski? Przygotuj CV i roześlij, ale bez większych oczekiwań, dołącz linka do bloga, bo masz być z czego dumną. Małymi kroczkami spróbuj wprowadzać zmiany. Wyjedź z mężem do kina. Albo idźcie na podwójną randkę z kimś, kogo on zna; albo pomyśl, czy któraś z twoich starych przyjaciółek nie jest osobą, z która chciałabyś porozmawiać i zadzwoń do niej. I trzymaj się, będzie dobrze.

      Usuń
    3. No, ten pierwszy akapit brzmi ZUPEŁNIE jak ja :D. Tak własnie mam "nie wiem, co mogłabym robić, przeciez ja nic nie umiem", wlasnie tak! :))))

      Niech ci nie będzie glupio, bo ja jestem bardzo wdzięczna za twój wpis. I za inne też zresztą, chyba zacznę co jakiś czas placzliwie pisać ;). A serio, to bardzo dobre rady. Tylko musze to w głowie u siebie poprzestawiać.

      I dziękuję za maila. Nie obiecuję, ze skorzystam, bo ja jestem typem ślimaczka, co się w sobie zwija i się wstydzi. Ale dobrze wiedzieć, że mogę :).

      Ściskam noworocznie.

      Usuń
    4. Z mojego doświadczenia, nie tylko osobistego, wynika, że byli nauczyciele na rynku pracy sobie radzą całkiem nieźle, jak już zrezygnują ze szkolnictwa. Jesteśmy dynamiczni, elastyczni i mamy zdolności międzyludzkie. Oraz cały czas się uczymy, co oznacza, że właściwie każdego zawodu jesteśmy w stanie się nauczyć. Ale masz rację, najpierw musisz się przestawić w głowie. Ja tam w ciebie wierzę.

      Usuń
    5. Odcinek 5: Królowo. W pierwszej sprawie - Rusty Angel dobrze doradza z tym poszukaniem innej pracy. Bo w drugiej sprawie sądzę, że to Królowa ma wyczucie, tzn. jeśli chodzi o depresję, bo raczej depresją stanu Królowej bym nie nazwała – przemęczenie czy zmęczenie psychiczne (Rusty Angel), czy też wypalenie zawodowe (Noemi).
      Istnieje też czwarta opcja zjawisko, że doskwiera nam, gdy nie spełniamy się zawodowo - wkurza nas to lub dołuje, bo jakaś część nas, jakiś nas potencjał zamiera, wymiera, umiera. Wtedy jedynym wyjściem jest znaleźć sposób, by robić to, co się lubi, i z tego zrobić pracę. A Królowa NAPRAWDĘ jest ma tak bogatą osobowość i tyle talentów, że – jak tu Rusty Angel 1 stycznia 2016 o godzinie 16:53 potrząsał Królową: wystarczy siebie docenić, zastanowić się, co by się chciało robić, podjąć po kolei odpowiednie działania.
      Co do motywowania i nakręcania do tej zmiany pracy – ofiaruję się na Skype'ie (ach, ta odległość od Torunia do Krakowa).
      Noemi

      Usuń
    6. Nie umiem używać Skype'a (to znaczy technicznie owszem, ale nie lubię do głębi serca, podejmowalam próby polubienia i poleałam na nich z honorem).

      Wypalenie zawodowe też niekoniecznie, bo ja dwa poprzednie lata pracowalam w bibliotece, a w tym roku uczę (w tym samym miejscu co prawda). I od początku było źle,a jednak to, jak by nie patrzeć, dwa zawody.

      Czwarta opcja chyba najbardziej. Ale na pytanie Pana Małżonka: "A co bys chciała robić?" już odpowiedzieć nie umiałam (i nadal nie umiem), więc, rozumiesz, z tym podejmowaniem działań mogloby być kiepsko ;)...

      Usuń
    7. Skoro nie skajp (też nie lubię, ale co robić - Toruń-Kraków dwa bratanki), to w takim razie napiszę mailem moją propozycję.
      Noemi

      Usuń
  23. :) a no tak, przepraszam :) wszystkiego najlepszego również :) pozdrawiam i czytam z dużą przyjemnością :) a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co przepraszać :))). Kompletnie nie ma za co :). Przeciwnie, bardzo dziękuję. Ściskam.

      Usuń
  24. Ja też taki okres miałam i jak teraz zaglądam do notatek z tamtego okresu, to aż mi żal pięty ściska. Na szczęście przeszło- sam z siebie, chociaż trzymało mnie długo. I nagle okazało się, że książki są jednak ciekawe, trawa zielona a herbata pyszna. Właśnie tego powrotu kolorów Królowej Matce w Nowym Roku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest wiedzieć, że to mija :). Dziekuję za życzenia. Ze swej strony zycze, by kolory zawsze trwały :).

      Usuń
  25. Anutku,to mój pierwszy komentarz w życiu. Specjalnie dla Ciebie. Bo chciałam cię przytulić. I co prawda po świętach, ale w duchu Bożego Narodzenia przekazać Ci moje tegoroczne życzenia dla bliskich, choć tylko ja Cię znam z Twoich literek - niech Anioł nigdy nie zgubi drogi do Twoich drzwi, a cud Bożego Narodzenia dzieje się w naszych sercach na codzień.
    Nie zostawiaj nas ;)
    Ja_Kaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem szczerze wzruszona, że zrobiłaś dla mnie ten pierwszy krok :). Dziękuję bardzo!

      Usuń
  26. Ja sama nie mam rodziny i w ogóle nie jestem sobie w stanie wyobrazić wysiłku, jaki musisz wkładać w ogarnięcie pracy, domu, męża i czterech synów (tu przypomniał mi się ni z tego, ni z owego cytat: "Hodowla młodych hobbitów wymaga wielkich ilości paszy". Ale ten etap pewnie jeszcze przed Tobą).
    Na takich ludziach jak Ty opiera się cywilizacja, wiesz? Szkoda tylko, że tacy ludzie jak Ty płacą za to wyczerpaniem. Życzę ekstra źródełka energii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hodowla młodych ludzi wymaga tego samego ;).

      Pewnie rzeczywiscie cywilizacja się opiera na tych, co wykonują te pracę... tylko rzadko się mówi, że jest ona tak męcząca, monotonna i wypalajaca.

      Źródełko energii zawsze mile widziane :).

      Usuń
  27. Wasza Wysokość,
    Proszę wybaczyć śmiałość, bo chociaż podczytuję Bloga od dawna, to nie komentuję - w końcu jestem nikim i mój komentarz nic nie zmieni, nie będzie ważny, nic dla nikogo nie znaczy.
    Zrobiło mi się smutno, kiedy blog został (jak się okazało chwilowo) zamknięty, ale szanowałam wybór Waszej Królewskiej Mości. Moment powtórnego otwarcia "zrobił mi wieczór" i trzymam kciuki żeby dalej Waszej Wysokości się chciało.
    Ale gdyby się nie chciało... to choćby byłoby mi smutno, zrozumiem. Nie dlatego, że jestem nikim, ale dlatego że święcie wierzę w wolność wyboru.
    Wasza Królewska Mość, Jedyna w Swoim Rodzaju Królowa Matka, zrobi co w swoim majestacie uzna za dobre dla siebie.

    A skoro już przełamuję swoje tradycyjne milczenie, to pozwolę sobie mentalnie, ale mocno i serdecznie, przytulić Autorkę. I opublikuję komentarz szybko, zanim skasuję go po raz kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem w ogóle wzruszona odzewem, jaki wywołało moje szlochanie na blogu. I przepraszam, jesli którykolwiek z moich Czytelników odniósł wrażenie, że jest nieistotny. Każdy jest ważny, każdy. Jeśli myślę, że mogę sobie np. zniknąć bez konsekwencji to nie dlatego, że ich lekceważę, tylko, że w nich nie wierzę. Wiem, może to glupie, ale silniejsze ode mnie. Ja chyba po prostu nie moge uwierzyć, że sa ludzie, którzy mnie czytują i którym może mnie brakować. To nie świadczy o mizerii tych ludzi, tylko... no cóż, o moich kompleksach, upraszczając rzecz maksymalnie :).

      Po ostatnich doświadczeniach wierze w nich, w to, że są, znacznie bardziej.

      Za co dziękuję.

      Usuń
  28. Nawet nie wiem, jakimi słowami Królowej Matce za tego posta dziękować. Poczucie że ktoś rozumie jest po prostu bezcenne. Te wszystkie szare doliny, które wydają się bez końca i człowiek w nich zupełnie sam. To zdumienie, że ktoś też idzie przez swoją i odczuwa podobnie. Ta ulga. Dlatego potrząsnęłam tylko głową, kiedy Królowa stwierdziła, jak to jej pisanie nie jest nikomu potrzebne. Dla mnie to było jak świeża woda. W danej chwili po prostu niezbędne, no. (Nie napiszę o poprzednim przypadku kiedy pisanie Królowej pomogło wyjść z dołka, bo to trochę zbyt osobiste na publiczny komentarz). Ale to się zgadza z tym, co wyczuwałam w tym blogu, z tym, że Królowa Matka jest osobą niesłychanie szczodrą. I jak wszystkie osoby naprawdę szczodre, jst tego kompletnie nieświadoma. Królowa tego nie zauważa (a jeśli już to raczej w kontekście obwiniania się, że ofiarowuje za mało, co jest oczywiście kompletną bzdurą). A nie zauważa, ponieważ Królowa jest szczodra insynktownie, kiedy coś ofiarowuje to nie wie lewa jej ręka co czyni prawa. Rozrzuca Królowa tyle dobrych rzeczy i nie wylicza, czy to się opłaca. A to nie jest banalne, ani przeciętne. To czyni świat lepszym. Z tym że oczywiście czasem pojawia się to poczucie, które moja siostra nazywa "ziemia jest płaska". Oczywiście wszyscy wiemy, teoretycznie, że Ziemia okrągła jest czy elipsoidalna, czy jeszcze inaczej nieregularna, ale no nie płaska. Z tym że wiedzieć a czuć to są różne rzeczy. Czasem wszystko się takie płaskie wydaje a bez informacji zwrotnej trudno uwierzyć, że jest inaczej. Dlatego postanowiłam się rozpisać. Żeby Królowa wiedziała. Że nawet jak się wydaje płaska, to u Królowej jest płaska inaczej, z wielkim żółwiem i słoniami pod spodem :)
    Wiem, że Królowej wielokrotnie proponowano, że powinna zacząć pisać książkę i że równie wielokrotnie Królowa odmawiała pod hasłem, że nie umiałaby zapanować nad książką. Ale z książką jak z dzieckiem, wydaje mi się. Albo ze swetrem na drutach. Jakby człowiek miał cały czas pamiętać, że oto jest w pełni odpowiedzialny za osobną, żywą istotę i tak przez minimum osiemnaście lat to strach by przecież sparaliżował. A sweter... Co, te kilkanaście tysięcy oczek?? Ale robi się to dzień po dniu, decyzja po decyzji. Oczko do oczka. Tyle człowiek może. Więc może zdanie do zdania by się udało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam notes.O, taki:

      http://www.matras.pl/notes-zamykany-arabeska-peter-pauper,p,207618

      Dostałam na Gwiazdkę. Potomek Młodszy mówi, że powinnam napisac w nim książkę. O Skarbniku, który przynosi ludziom to, co najcenniejsze. Ponieważ, jak twierdzi Potomek Młodszy, ksiązki powinny pasować do zeszytów, w których się je pisze, a ten pasuje wyłacznie do opowieści o skarbach, klejnotach i tajemniczych Skarbnikach :). Obraża się, gdy mu mówię, że nie można ot, tak siąść i napisac książki. Najpierw powinno sie cos miec w głowie, jakąś historię, a ja jej nie mam, więc pisarka ze mnie nie będzie...

      Dziekuję za Twój dlugi komentarz. Za te wszystkie komplementy, nie wiem, czy zasłużone, bo ja wcale taka nie jestem. Naprawdę, aż mi niezręcznie jak to czytam, bo mam takie straszne wrażenie, że się ślicznie wykreowalam i wszystkich oszukuję :)...

      Ale dziękuję zwlaszcza za odzew. Odzew jest bardzo ważny. Chyba dopiero po tym poście przekonałam się, jak bardzo.

      Bardzo dziękuję.

      Usuń
    2. Odcinek 6: Hannah Ci, o Królowo, mówi to, co takoż i my powtarzamy: pisz, pisz, bo naprawdę masz o czym pisać i potrafisz pisać świetnie. To nie kokieteria, to podlizywactwo, to nie opinie dyletantów (anonimowo tu jestem i prywatnie, nie zawodowo, ale naprawdę to NIE jest opinia dyletantki). Posłuchaj Hanny! Posłuchaj nas! I w końcu – posłuchaj samej siebie! W głębi duszy Królowa przecież wie, co powinna zrobić ze swym życiem zawodowym, dlatego właśnie tak ją ten rok umęczył psychicznie, że się nie odważyła wciąż, znów w tym roku na ten krok! Rozumiem wszystkie lęki, obawy, ale naprawdę – niech się Królowa bierze za pisanie książki lub opowiadań. Zobaczy, jak się polepszy psyche.
      Noemi

      Usuń
    3. Ależ można. Można spróbować. Można być jak Sherlock Holmes wyjść od szczegółu i sceny, a historia przyjdzie. Dedukcja klasyczna - zaczniesz od kapelusza a skończysz na dżentelmenie używającym pomady cytrynowej, któren kupił ostatnio wełniany płaszcz a zgubił cenny karbunkuł. Terry Pratchett o tym pisał - że nie mógł na przykład współpracować z Larrym Nivenem, bo Larry to dziesiątki karteczek i staranny plan. A on zaczyna od pojedynczej sceny i mnóstwa pytań. Ten felieton o tym jak się zaczęły Pomniejsze Bóstwa jest bezcenny :) Właśnie dlatego mówiłam, że może zdanie do zdania by się udało? Brak Wielkiego Planu może onieśmielać za bardzo, a niesłusznie. Może nawet po prostu dla siebie, żeby się wyrwać z tego zaklętego kręgu życia w trybie przetrwalnikowym. Kciuki trzymam i pozdrowienia w załączniku zamieszczam.

      Usuń
    4. Co wolno Pratchettowi to nie jakiejś tam Królowej Matce :).

      No i obawiam się, ze ja jestem ze szkoły Nivena. Tu gdzieś jest post o tym, jak zaczęłam bloga pisać. Research robiłam z miesiąc, pisałam "niewidzialnego bloga" kolejne dwa, to jest dla mnie typowe. Jak zaczynam szyć z filcu to najpierw pół roku siedzę na intenecie i się uczę. Teraz pomyślałam o glinie - od dwoch miesięcy myślę i robie badania w kierunku materiału. I tak dalej. Bez wymyślonej DO KOŃCA historii nie mam co się zabierać za pisanie. A historie do mnie nie przychodzą.

      Noemi, to jest także odpowiedź dla Ciebie :). Mogę sobie chcieć pisac. Ale wiem, WIEM, że nie umiem, i żadne głebie duszy nie mają tu nic do gadania :).

      Usuń
    5. Królowo,

      Wrzuciłam Królowej 2 mejle na konto gmail.com, może Królową zainspirują;)))))
      Oby doszły i zostały odebrane.

      Noemi

      Usuń
    6. Jeden dotarł na pewno, drugi to nie wiem, bo co prawda siadłam godzinę temu do komputera, aby poodpowiadac na komentarze i maile, ale w ciągu tej godziny odpowiedziałam na komentarzy - 5, maili - 0, i zaraz będe musiała lecieć. Uffff. Życie mnie przerasta jednak :D.

      Ale za tydzień - FERIE. Za tydzień się nie dam przerosnąć!

      Usuń
  29. Szanowna Królowo Matko! Czytam bloga od nie wiedzieć kiedy, najczęściej kwicząc ze szczęścia. Jak się blog wziął na chwilę był zamknął, przeżywałam ciężkie chwile i było mi okropecznie smutno.
    A tak poważnie (to powyżej to też jest naprawdę, tylko chciałam...) - serio??? Uważam, że jesteś mega kreatywną osobą, cholernie mądrze myślącą, pięknie rysującą, mającą zmysł zdroworozsądkowy... W skrócie mówiąc, ogromnie lubię Cię czytać, zazdroszczę Ci osobowości i podziwiam całościowo. Nie wiem, skąd te smutne rozkminy Ci się wzięły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pech, lecz te smutne rozkminy najczęściej dopadają właśnie tych mega kreatywnych, cholernie mądrze myślących i tak dalej ;)

      Usuń
    2. Rozkminy się wzięly pewnie z przemęczenia. permanentnego. No i może cos w powietrzu było... ponurego> Nie wiem. Może nowy rok będzie innym. Mam nadzieję :).

      Usuń
  30. Królowo Matko ! Jakże się cieszę, że jesteś. I w ogóle, i tu - na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jakże dawno Cię nie widziałam :). Ja dziękuję, że tu zaglądasz!

      Usuń
  31. Skoro Potomek mówi...
    Obiektywnie często się wydaje, że jest nieźle, dobrze nawet, a subiektywie szkoda gadać - rozumiem to doskonale. I wcale jakoś nie pociesza, że inni mają tak samo. Chciałabym bardzo pocieszyć, podnieść na duchu, wesprzeć, ale wiem z doświadczenia, że słowa często nie są w stanie pomóc. Musi się samo to złe przewalić i w końcu się przewala, choć trwa to zdecydowanie za długo. A jak się przewali, to znowu po jakimś czasie wraca. Na szczęście człowiek się troszeczkę uodparnia. Królowo, zasługujesz zdecydowanie na wszystkie komplementy! Jestem nieustannie pod wrażeniem tego, co pokazujesz na Kłębowisku. Przesyłam całe mnóstwo ciepłych myśli i zdanie, może naiwne, ale które mi czasem pomaga "Nawet najczarniejsza chmura ma srebrne brzegi".
    Ściskam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo ładne przysłowie, chyba angielskie, też je lubię. Chociaż nie pociesz za bardzo, jak jest się w czarnym dole. Ale w końcu się zazwyczaj przewala rzeczywiście. Czekam, aż i u mnie się przewali.

      Dziękuję za wpis!

      Usuń
  32. Szanowna Królowo Matko!
    Jestem z tych, co się boją komentować i zawsze siedzą cicho, ale po takim wpisie nie da się nic nie napisać. Śledzę Twojego bloga już od długiego czasu i uważam, że masz wielki talent do pisania mądrze i zabawnie. Gdybyś znienacka postanowiła tworzyć notki o hodowli ziemniaków, to i tak czytałoby się to świetnie i z zainteresowaniem :) A że zawsze piszesz ciekawe rzeczy, jest jeszcze lepiej.
    Nielubiana praca i masa obowiązków każdego by wykończyły. Może faktycznie trzeba, nawet nie wierząc w numerki i inne postanowienia noworoczne, spróbować coś zmienić? Też jestem introwertyczką, ale dobrze mi robi zobaczenie innych ludzi od czasu do czasu. Jakbyś organizowała spotkanie z czytelnikami, mogę dojechać gdziekolwiek :) A do szukania ludzi, z którymi dobrze się rozmawia, polecam wszelkie imprezy tematyczne. Np. dla mnie były to konwenty, ponieważ jestem miłośniczką fantastyki; może w ten sposób spotkałabyś jakieś fajne osoby?
    Mam nadzieję, że kolejny rok będzie lepszy, trzymam kciuki i pozdrawiam :)
    Ely

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto, będe próbowac to robic w tym roku. To znaczy spotykać się z ludźmi. Spotkan z czytelnikami organizować to raczej nie, bo musiałabym najpierw umieć sobie wyobrazić, że jacyś czytelnicy by w ogóle się pojawili :D.

      Bardzo mnie wzruszają osoby, które komentują pierwszy raz :). Dziękuję :))).

      Usuń
    2. Ja się pojawię na spotkaniu!! Daj tylko z wyprzedzeniem znać, żebym jakiej operacji sobie nie zaplanowała na wtedy albo zapalenia płucek!
      To pisałam ja, Noemi. Przyjadę do Torunia na spotkanie z Królową!

      Usuń
    3. :D

      A mowy nie ma! Polecam post o tym, jak byłam w Agorze na spotkaniu, ja się naprawdę zachowywalam jak sploszony królik, a byłam jedną z wielu i mogłam się chowac w kąciku, co na wlasnym spotkaniu z własnymi Czytelnikami nie byloby możliwe :D.

      Usuń
    4. Czytałam już i przeca potem zaproponowałam fankospotkanko, bowiem MNIE TO NIE ODSTRASZA.
      :)
      Od czego inwencja twórcza nasza?!
      Przecież możemy formułę spotkania tak obmyślić, żeby królowa w charakterze spłoszonego królika czuła się swobodnie i schowana w kąciku. Nie takie kwadratury koła się udawało rozwikłać.
      Jak Królowa się zdecyduje na spotkanko, żeby się upewnić, że Królowa ma stado fanek, to już formułę da się obmyślić.
      Noemi

      Usuń
  33. Tyle tych komentarzy u przeciętnej starszej pani, pardon, Królowej Matki (swoją drogą nie przypuszczałam, że Królowa ma pod osiemdziesiątkę, no, no) - że mój pewnie zginie w dżungli. Ale i tak napiszę. Dwie rzeczy, a może nawet trzy. Po pierwsze, ma Królowa Matka pióro, które nie jest ani odrobinę piórem przeciętnym. Raczej ponad. Ponadprzeciętnym. I tym piórem Królowa potrafi, co lepsze, władać. W kilku słowach odmalowując rzeczywistość jak najlepsi reportażyści, a znam się na reportażystach, słowo honoru.

    Dobrze Królową rozumiem, zwłaszcza w kwestii samotności. Gdyby tak Królowa przypadkiem zawitała do Krakowa, chętnie posłużę swoim outsiderskim towarzystwem. O ile się to nie wyklucza. A z treści komentarzy widzę, że mogłaby z tego powstać huczna impreza:)

    A na koniec sobie pozwolę na prostacką metaforę, a co mi tam. Życie jest jak kot. Udaje, że od nas ani trochę nie zależy i że samo sobie poradzi. Gryzie, drapie, prycha - i czasami mruczy. I niech tego mruczenia będzie 2016 do ósmej potęgi.

    Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duchowo to Królowa Matka ma czasem ma i sto osiemdziesiąt :).

      Impreza mogłaby powstać, ale, co pewnie zauważyłaś, w dwudziestu różnych miastach :D. Trzeba by jakąś srednią wyciągnąć ;)...

      Metafora wcale nie prostacka. Tyle, że niewiele pasuje do mojego kota, który jest puchaty, mruczący i przytulny na maksa.

      Więc może niech ten rok będzie taki, jak mój kot. Dla mnie i dla Ciebie również :).

      Usuń
    2. Ja też optuję za Krakowem!
      Ale możemy się skrzyknąć w Toruniu, by Królowej było bliżej dojechać :)
      Noemi

      Usuń
  34. Serce ma raduje się wielce, czytając słowa Królowej Matki. Nie z tego się raduję, że rok był ciężki, bo i ja sama posty kilofem na blogu łupałam, by nie umarł śmiercią spokojną i niezauważoną, bo może jednak, bo może kiedyś, bo może wróci mi kiedyś ta wena, a życie codzienne goniło za mną łopatą, szpadlem i widłami próbując zatrzymać w miejscu, cofnąć, lub na barki bezradności położyć, ale nieeeee. Na szczęście nie z nami takie numery. Najlepszego życzę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, odniosłam takie wrażenie, że nie ja jedna się tak szarpię. Chyba ten rok taki był... niby normalny, ale subiektywnie trudny.

      No to - lepszego roku!

      Usuń
  35. Kochana Krolowo, rowniez dolaczam sie do poklonow pochwalnych, bo bez bloga Krolowej Matki wydawalo mi sie, ze juz nie ma w blogosferze drugiego takiego szczerego i prawdziwgo...Ale doskonale Krolowa rozumiem. Wystarczy sobie spojrzec na moj ostatni wpis i date jego opublikowania. Byc moze tez to potworne zmeczenie i zniechecenie, bo tez od niedawna powoli zaczynam sie czuc lepiej...Mam starszaka i dwuletnie bliznieta, probuje sie sama zmagac z tym macierzynstwem na emigracji (w sensie z mezem, ktory niemozliwie dlugo pracuje), a Krolowa w tym lesie, to troch e pewnie tak jak ja :) Trzymam kciuki za nas obie, aby w tym roku jednak to swiatelko zaswiecilo. I za wsystkich, ktorzy zmagaja sie z depresja, czy stanami depresyjnymi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powyzszy mój komentarz pasuje i do Twojego wpisu :).

      Trzymam kciuki - za nas wszystkie.

      Usuń
  36. Droga Królowo Matko!
    Czytam bloga od jakiegoś czasu i po raz pierwszy zdecydowałam się skomentować, zresztą po raz pierwszy zdecydowałam się w ogóle cokolwiek na jakimkolwiek blogu skomentować, ale blog Królowej Matki jest zdecydowanie warty tego, żeby się przełamać i coś jednak napisać.
    Bloga zaczęłam czytać chyba rok temu, chociaż tak naprawdę zupełnie nie pamiętam kiedy. W każdym razie od chwili kiedy zaczęłam go czytać stał się jednym z moich ulubionych, a Królowa Matka stała się dla mnie niejako autorytetem. Dość silnym nawet. Jeżeli Królowa będzie kiedykolwiek czuła się niepotrzebna, to może Królowa pamiętać, że jest pewna, bardzo jeszcze młoda, dziewczyna, którego tego bloga bardzo potrzebuje, która bardzo chce znać opinie Królowej Matki na tematy, które ją w danej chwili nurtują i na tematy, nad którymi się nie zastanawiała, ale Królowa Matka jej uświadomiła, że warto się nad nimi zastanowić, która bardzo lubi czytać historie z Domu w Dziczy, ale przede wszystkim, która absolutnie uwielbia Królową Matkę za jej niepowtarzalny sposób pisania, za jej błyskotliwe komentarze, za jej poglądy i za wszystko to, co daje się wyczytać z tego bloga.
    No cóż, może brzmi to trochę sztucznie i nieodpowiednio, ale zapewniam, że wszystko jest prawdą :) Proszę nie porzucać bloga i czytelników i pamiętać o tym, że wszyscy bardzo cenimy Królową.
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, przede wszystkim szczęścia, spokoju i więcej energii :)
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ jakie "brzmi nieodpowiednio"! Brzmi tak, że dostaję zawrotu glowy od tych komplementów, i pisze to bez ironii, sarkazmu i innych brzydkich uczuć, tylko najzupełniej szczerze.

      Dziękuję, że się odezwałaś. Teraz mi sie wydaje, ze już nigdy nie zapomnę, nawet w najczarniejszej chwili, o tym, że moi Czytelnicy GDZIEŚ SĄ. I naprawde postaram sie pamietac.

      Dziękuję.

      Usuń
    2. Ależ oczywiście że są!! I jest nas całkiem sporo jak widać! Trzymam kciuki za lepsze jutro i przyłączam się do imprezki w Krakowie. Mama trójki

      Usuń
    3. Kiedyś będę chyba musiała nawiedzić Kraków, mam stamtąd najwięcej "zgłoszeń". I w dodatku paru znajomych blogerów :D...

      Usuń
    4. Dah!
      Noemi

      Usuń
  37. Post niniejszy zmobilizował mnie do:
    a) ujawnienia się - podczytuję blog nieomalże od początku jego istnienia
    b) uzewnętrznienia stanu mych uczuć - otóż: niewiele jest blogów które czytam przez tak długi czas i z taką przyjemnością. A na Twoje nowe wpisy czekam z niecierpliwością nie tylko dlatego, że piękną polszczyzną są pisane i dużą dawką humoru okraszone, ale przede wszystkim dlatego, że o czym byś nie pisała, zawsze zachwyca mnie Twoja niesamowita wrażliwość w postrzeganiu świata. I jeśli to ma być przeciętność, to życzę sobie, żeby w tym 2016 roku samych takich przeciętnych ludzi przyszło mi spotykać.
    A skoro już przy życzeniach jestem, to pozwolę sobie, Królowo Matko, życzyć Ci spotkania w pobliżu (tym nie-wirtualnym pobliżu) Domu w Dziczy takich osób, jak te, które Cię w komentarzach odwiedzają i wiary w to, że Twoja przeciętność jest czymś nieprzeciętnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio prawie od począku (wielkie oczy ze zdziwienia - na początku to w ogole nie wierzyłam w czytających, poza moimi Koleżankami, które mnie do pisania zachęcały. no i mężem :)).

      Co do spotkań w pobliżu Domu w dziczy... ekhm, jak ktoś zaobaczyłby Potomki w oryginale to, mam obawy, że uciekałby, gdzie pieprz rośnie ;).

      Ale to bardzo ladne życzenia. Bardzo chciałabym, zeby się spełniły. Dziękuje :).

      Usuń
    2. Musisz poza chałupę iść :) żeby zadziałało terapeutycznie, musi być to droga, wyjazd, podróż. Do Torunia masz przynajmniej godzinę jazdy? Jeśli tak, to możesz zarezerwować jakąś knajpkę w Toruniu - a my się zjedziemy wszystkie. Zobaczysz, że w nas wtedy bardziej uwierzysz :))) że istniejemy.
      Ale gdyby to był Kraków lub inne miasto na południu, to oczywiście też się piszę. Rzucam robotę i jadę.
      Noemi

      Usuń
    3. Do Torunia mam nie więcej niż pół, i to powoli :). Do Bydgoszczy mam godzinę, o :)))). Do Olsztyna troche mniej niż dwie, do Warszawy dwie...

      Usuń
  38. Królowo, podobnie jak wielu innych, niniejszym się ujawniam: że czytam i że przepadam za Twoimi wpisami. Też miewam doły i poczucie bezsensu, też mam dzieci, też pracuję w szkole i też nie uważam tego za pracę marzeń. W moim przypadku skutecznym lekarstwem okazało się pisanie - nie, nie bloga, lecz książek. Tworzenie nowego świata, układanie cudzego życia i tak dalej. Jest czym zająć umysł. A Ty, z Twoim obserwatorskim pazurem (że tak to ujmę) i poczuciem humoru, napisałabyś doskonałą komedie obyczajową. Ewentualnie jeśli nie książka, to scenariusz. Pomyśl!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam na bloga, zajawka wygląda, jakbym ja ja pisała (minus jeden syn i dwa koty, a plus pięć psów :D).

      Chciałabym umieć pisać książki. Zazdroszczę tym, którzy umieją, ale nie jest to chyba dany mi talent...

      Usuń
    2. Nie wiesz, że jest Ci dany (ów talent), dopóki nie spróbujesz. Jeśli umiesz pisać takie fantastyczne teksty na blogu, to umiesz i w książce!

      Usuń
    3. A u Ciebie, wybacz ciekawość, zaczęło się tak, że po prostu spróbowałaś? Naprawdę jestem ciekawa, jak to działa :).

      A teksty na blogu dotyczą albo mojej rzeczywistosci, albo sa luźnymi rozkminami, albo recenzjami. Żadne nie nadaja się na ksiązkę :(...

      Usuń
    4. Oczywiście, że tak to działa: pewnego dnia siadasz i próbujesz. Nie wychodzi tak od razu, więc napoczynasz i zostawiasz, ale po jakimś czasie wracasz, bo przychodzi Ci do głowy dalszy ciąg.

      A teksty z Twojego bloga są (OK, nie wszystkie, ale część) świetnymi anegdotami, które mogłyby wzbogacić książkę - np. czarną komedię rodzinną. Wyobraź sobie: pewnego dnia przyjeżdża do Was dawno nie widziana ciotka, babka itd., a Ty w jej bagażu odkrywasz... oko w słoiczku po oliwkach. Albo coś równie okropnego/dziwnego/zwariowanego. W dodatku staruszka znika. Twoje dzieciaki prowadzą własne śledztwo. Tak tylko walnęłam. Trochę absurdu, trochę rzeczywistych dziecięcych pomysłów i masz książkę :) Tylko pamiętaj, jak już napiszesz, to proszę o egzemplarz z autografem!

      Usuń
  39. Krolowo - to Ci cos powiem - pamietasz kotki , ktore na klebowisku od Ciebie dostalam? , ktore kolorowo teczowe do Karlsruhe doszly poczta? - byly moim swiatelkiem w tunelu , w czasie , w ktorym u nas bylo bardzo zle , wiec jesli ci bedzie znow tak szaroburo i codziennie z dniem swistaka (tak jest czesto u mnie) to pomysl ze gdzies tam w swiecie wisza sobie kolorowe kotki od ciebie ,ktore sprawiaja komus radosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślę. Na pewno. Jak o tm czytam, to az się dziwię, że dotąd nie myślałam. Dziękuję ci, Aniu.

      Usuń
  40. Próbuję i próbuję, ale zupełnie nie potrafię przekazać dziś tego co myślę. Wiem jednak, że jeśli nie napiszę teraz to nie zrobię tego prędko (a możliwe, że nigdy). Chcę więc tylko dać znać, że istnieję naprawdę (podobnie jak inni czytelnicy), że bardzo lubię i potrzebuję tego bloga.
    Dużo zmian i kolorów w Nowym Roku życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się jednak odezwałaś (-łeś? :)). Dziękuję. Wszystkiego co dobre w Nowym Roku - nawzajem!

      Usuń
  41. Droga Królowo Matko,
    "w pierwszych słowach mojego listu", chciałabym donieść, że nigdy nie rozumiałam fenomenu różnych blogów, fejsów itp. Pisanie o sobie i swoich bliskich wydawało mi się kompletnie niepojętym ekshibicjonizmem piszących, zaś dla czytającym - równie kompletną stratą czasu. Pewnie humoru Ci to nie poprawi - ale Twój blok był jednym z kilku, które przyczyniły się do zmiany tego tak kategorycznie powyżej sformułowanego zdania. To dzięki takim blogom czujemy, że nie jesteśmy "sami we wszechświecie". Polubiłam Twoje pisanie i Twoją Rodzinę. Nie znamy się i pewnie się nie poznamy, ale wolałabym, abyś pisała. Bo pięknie to robisz.
    Ten "dołek", o którym piszesz i który przeżywasz, jest niestety typowy. Nie wychodzi się z niego tak łatwo, raczej uczymy się z nim żyć. Mało to optymistyczne, ale dasz sobie radę. Jestem tego pewna.
    Pozdrawiam serdecznie,
    przeciętna pani w średnim (? kurczę, może już i starszym) wieku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może młodszym :)))). Bo to kwestia duchowa w bardzo dużej mierze, ja czasem mam sto lat, czasem sześćdziesiąt, a przeważnie - dwadzieścia pięć :D. No, w ostatnim roku to nie, ale przedtem to często :).

      Dawno Cię tu nie widziałam, cieszę się, że jeszcze tu bywasz.

      postaram się pisać nadal. Nie dawać się. I żyć z "dołem".

      Dziękuję.

      Usuń
  42. i ja dołożę ziarenko do tych wszystkich komentarzy.
    Po pierwsze cieszę się, że blog jest i że jest otwarty Droga Królowo - współczuję ogromnie poczucia bezsensu. Mam je również w odniesieniu do swojej pracy. Mam również na utrzymaniu trzódkę w postaci czwórki dzieci, z czego połowa jest w wieku 3,5 l.
    Czytanie Twoich tekstów na Twoim świetnym blogu jest dla mnie ogromną przyjemnością. Piszesz wspaniale, zabawnie, wzruszająco. Podziwiam, że jesteś w stanie (czytaj: chce Ci się, znajdujesz na to czas, masz takie zdolności) uprawiać różne robótki ręczne. Ja poza ugotowaniem obiadu na kolejne dni, posprzątaniem chałupy, nastawieniem prania, zrobieniem zakupów i pewnie jeszcze paru innych rzeczy, nie mam siły i ochoty na nic więcej. Mam natomiast trochę radości szczególnie gdy poprawiam kołderki dwóm małym chłopcom, o których całe zastępy superspecjalistów od medycyny prenatalnej mówiły, że będą to ciężko chore dzieci, a są to całkiem zdrowe, wesołe, dzieciaki.
    Życzę Ci Królowo żeby ten rok był dla Ciebie lepszy niż poprzedni, żebyś czuła się szczęśliwa. Przynajmniej raz na parę dni :)
    pozdrawiam przeserdecznie - gośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam uczucie radości, gdy patrzę na dziecko, któremu nie dawano szans na bycie zdrowym i normalnie rozwiniętym :).

      Dziękuję za życzenia, sa idealne :). Nawzajem to najlepsze, co mogę powiedzieć :).

      Naprawdę nawzajem.

      Usuń
  43. to znowu ja - gośka - mam pytanie - gdzie jest Kłębowisko???????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam, gdzie było, tylko odłączone od Królowej Matki :). Wystarczy wpisać "Kłębowisko" w gugla i wyskakuje :).

      Usuń
  44. Czytam regularnie,(a wpisy archiwalne nawet po kilka razy) kiedyś już się odezwała ale że smartfona to niełatwo,oj niełatwo! Teraz chcę dać świadectwo że Królowa jest bardzo potrzebna nawet emerytce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej. Jestem wzruszona (chyba z setny raz w tym wątku, zaczynam przemyśliwać nad tworzeniem podobnych nieco częściej ;D). Dziękuję bardzo!

      Usuń
  45. Droga Krolowo Matko,

    trafiłam na Twojego bloga niedawno, ale przeczytałam go od deski do deski zachwycona Twoimi zdolnościami opisywania bieżącej rzeczywistości, poczuciem humoru i rysunkami. Dodalam go szybciutko do moich ulubionych blogów obok blogów Kaczki, Skorpiona, Jareckiej, Chudej i zimno. Kupiłam Nessera i Martę Kisiel zainspirowana Twoimi notkami. Ja tez uwielbiam Prtacheta, kupowalam go od początku, jak zaczął wychodzic w Polsce. Szczególnie miło czytalo mi się, jak okazało się, że mamy do siebie tak blisko - ja pracuje w Toruniu, a mieszkam we Wloclawku. Świetnie wiem, jak trudno jest mieszkać daleko od miejsca pracy i łączyć to z obowiązkami matki, bo sama mam troje dzieci. Bardzo zmartwiło mnie, jak zamknęłas bloga. Myślałam, że może jacyś spamerzy dali Ci się we znaki. W ZYCIU nie powiedziałabym, że możesz uważać, że jesteś zwykła, nudna i przeciętna. Rzuć te robotę, jeżeli to ona wysysa z Ciebie energię. Masz talent, jesteś twórcza i piszesz świetnie.
    I umów się ze mną na kawę w Toruniu, masz blisko :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Corrina, ja też myślałam, że chodziło o spamerski zalew. No, jeszcze potem pomyślałam, że rzeczywiście (jak głosił napis), że Królowa zarezerwowała blogaska tylko dla wybranej grupki najczęściej komentujących...i tu mi się smutno zrobiło.

      Co do zazdroszczenia innym niemiania dzieci - to sygnał, że potrzebujesz pobyć troszkę poza systemem. Może weekendzik bez Rodziny, np. w Krakowie? :)))
      Noemi

      Usuń
  46. Dobrze, że jesteś😊 Łączy nas anglistyka i czterech synów. Tylko mam jeszcze córeczkę, ale nie mam tak sprawnych rączek. To jest Twoja siła.Pozdrawiam serdecznie z Trójmiasta - Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabym mieć jeszcze córeczkę (napisałam i się przeraziłam tego, co napisałam :D). A serio, jak się ma pięcioro dzieci to sprawne rączki nie sa potrzebne, i tak nie ma szans, by je czyms innym niż dzieci zająć ;D.

      Pozdrawiam Ciebie i moje kochane Trójmiasto!

      Usuń
  47. I ja przyłączam się do peanów pochwalnych :). Twojego bloga, Królowo podczytuję od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy nie miałam odwagi komentować - dla mnie młodej jeszcze osoby, stałaś się czymś na kształt autorytetu (serio serio), bardzo lubię czytać Twoje recenzje książek czy Twoje spostrzeżenia, dzięki Tobie poznałam i pokochałam Pratchetta. Jednak nie wiesz nawet, jak bardzo rozumiem Twoje zmęczenie światem (wbrew pozorom młodzi też mogą mieć dość), mogę ci życzyć tylko, by było lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, pamiętam, sama kiedyś byłam młoda! (powiedziała Królowa Matka głosem najstarszej staruszeczki :D )

      Dziękując za komentarz nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że nieco przerażaja mnie osoby piszące, że jestem autorytetem. Albo czymś na kształt autorytetu. Jaki tam ze mnie autorytet. Jejku, ja jestem taka... za malo doskonała, autorytety nie powinny być aż tak niedoskonałe :).

      Ale BARDZO sie cieszę, że odkryłas Pratchetta!

      I życzę, żeby było lepiej. Nam obu :).

      Usuń
    2. Dla mnie Królowa nie jest autorytetem :) Nie żeby to miało co złego oznaczać. Po prostu spokojnie mam luzik na różne zachowania Królowej - nie musi być ideałem matki, żony i kochanki. Bo i nie o to chodzi - chodzi o to, że Królowa, Jej charakter, Jej styl, Jej dzieła rąk własnych, Jej sposób spoglądania na rzeczywistość, trzeźwe uwagi o tym i o owym - mi się podobają, dobrze mi robią na nastrój.
      Luuuzik. Nie musi Królowa być żadnym autorytetem.
      Noemi

      Usuń
    3. I dzięki bogom wszelkim :). Bycie ideałem (zwlaszcza matki ;D) by mnie chyba udusiło, albo zlamałabym się pod ciężarem korony :D.

      Usuń
  48. ok, nadejszla wielkopomna chwila co by ludzkim glosem sie odezwac... Krolowo, czasem na fejsie rzuce komentem, ale czuje ze nalezy cos powiedziec. Dom w dziczy stal sie miejscem ktore odwiedzam raz dziennie, przekopalem sie przez cale archiwum itd itp. Niewiele jest blogow ktore sledze, czytam itp. Twoj, kaczki, bebeluszka, waterloo i barbarelli, kiedys byly jeszcze nawsiwjaponi, baba w jordani, olena w katarze. Kazdy z wymienionych na swoj sposob wyjatkowy, kazdy prowadzony w sposob ze uwielbiasz bohaterow, nawet jesli w ramach zemsty atakuja braciszka widelcem ekhm... ale wracajac do rzeczy, nie porzucaj nas :) pisz, nikt nie powiedzial ze ma byc cudownie kolorowo i wszyscy ujezdzaja jednorozce zygajac tecza... badz soba... i pamietaj o nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzę tę żabkę w zrelaksowanej pozycji, jak najbardziej :).

      Podzielam Twój blogowy gust :).

      I bardzo doceniam, że się odezwałeś ludzkim głosem :D.

      Będę pamiętać, nie zawsze będzie kolorowo i będę sobą, a przynajmniej bardzo się postaram.

      Dziękuję.

      Usuń
  49. Po raz pierwszy w życiu czytałam twój wpis na raty. Po kawałeczku, z których każdy wydzierał mi coś z serca. Po raz pierwszy w życiu nie przeczytałam żadnych komentarzy (a normalnie uwielbiam czytać komentarze). Powiem tak - przerozpaczliwie identyfikowałam się z tym tekstem. I chyba zmusiłaś mnie to do zrobienia kroku, którego zrobić nie chciałam. To znaczy - uświadomiłam sobie, że to, co w twoim przypadku jest usprawiedliwione i zrozumiałe, u mnie nie jest. Zdaje się, że mam konkretną kliniczną depresję.
    PS Pod fajerwerkami dowcipu i błyskotliwości twoich blogowych wpisów wciąż ukrywa się mądra, miła i bardzo fajna osoba. Nic nie poradzę, tak cię odbieram podprogowo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałabym wyjść na osobę, która mówi: "Tak coś czułam!", ale tak coś czułam, gdy wchodziłam na Twojego bloga i czytałam ostatnie posty. Coś w nich było... innego niż to, co zwykle, cos pod spodem...

      Trzymaj się, Asiu, cieplo. Poszukaj pomocy koniecznie. I daj znać, gdybym mogla się na cokolwiek przydać.

      Usuń
  50. Droga Królowo Matko,
    Wrrrrrrrrrrrrrrr!!! Jeszcze trochę brakowało, a opuściłabym Twojego bloga na zawsze! Dlaczego użalasz się nad monnotonnością i powtarzalnością? Dam głowę, że na świecie są setki, ba, TYSIĄCE ludzi, dla których takie monotonne życie byłoby skarbem. Masz czwórkę wspaniałych dzieci, których kochają wszyscy czytelnicy bloga, męża, który chyba cię nie bije ani nie poniża. Tak, wiem, masz chore serce, ale czy leżysz, przykuta do łóżka, bez perspektywy dożycia przyszłego miesiąca? Czy codziennie musisz jeździć do szpitala na rehabilitację? Czy martwisz się o to, co się stanie z Twoimi dziećmi jeśli za tydzień nie będzie Cię na tym świecie? Mam nadzieję, że nie, Królowo Matko, i nigdy, przenigdy w życiu nie chciałabym, aby coś tak strasznego przydarzyło się osobie tak wartościowej, jak Ty.
    Ale przydarzyło się mojej siostrze. Dwa lata temu miała wypadek samochodowy, w wyniku którego została sparaliżowana od pasa w dół. Ona też, Królowo Matko, ma dzieci, ale nie mogą siadać jej na kolanach, ponieważ to grozi zatorem. Ona też ma męża, ale prawie go nie widuje, ponieważ zarabia za granicą pieniądze na lekarstwa i rehabilitację dla niej.
    Była nauczycielką, a teraz dałaby wszystko, aby powrócić do tego zawodu i przeżywać takie "monotonne" dni.
    Dlatego bardzo mnie rozczarowałaś, Królowo Matko, choć nie straciłam szacunku do Ciebie. Proszę, przestań użalać się nad sobą, tylko rozsuń zasłony, popatrz na śnieg, który jednak w tym roku zdecydował się spaść, i pomyśl, czy masz na co narzekać.

    Myślę, że odpowiedź nasuwa się sama.

    Wierna Czytelniczka i Fanka Na Dobre i Na Złe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóz, napisze to, wierna czytelniczka - może, fanka - może, na dobre i na złe - wątpię.

      Leżałam przykuta do łózka bez perspektywy przezycia kolejnego miesiąca, a nawet tygodnia. To, że je przezywalam, było czymś, co zaskakiwało wszystkich. Nie jeździłam do szpitala na rehabilitację, ponieważ BYŁAM w tym szpitalu dłuuuugie tygodnie i przez te dłuuuugie tygodnie nie widzialam moich dzieci. I codziennie zdawałam sobie sprawę, że moge ich nigdy nie zobaczyć. A gdy wyszłam wreszcie ze szpitala, tak, jeździłam na rehabilitację. I płakałam psycholożce, bo powiedziano mi, że nigdy tych dzieci nie będe mogla wziąć na ręce, gdyż wysiłek mógłby mnie zabić. W każdej sekundzie kilku poprzednich lat zastanawiałam się, co stanie się z moimi dziecmi, jesli nie przeżyję. Znam te uczucie równie dobrze, jak Twoja siostra i lepiej, pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, niż Ty.

      A TERAZ NAPISAŁAM, PONIEWAŻ BYŁO MI ŹLE, A BYŁO MI ŹLE, PONIEWAŻ PROWADZIŁAM MONOTONNE, SMUTNE I BARDZO MĘCZĄCE ŻYCIE, BYŁAM - I JESTEM - ZMĘCZONA I ZREZYGNOWANA ORAZ NIENAWIDZIŁAM SWOJEJ PRACY I ŻYCIA, KTÓRE PRZECIEKAŁO MI PRZEZ PALCE. Wiem, że nie jestem najnieszczęśliwszą osobą na świecie, wiem - racjonalnie rzecz biorąc - że wielu, i lepszych ode mnie , ma gorzej, wiem, że na świecie są niesprawiedliwości i głód, wiem to wszystko, ALE MI BYŁO ŹLE WŁASNIE Z TAKICH DUPERELOWYCH POWODÓW. I jeśli nie mogę zamknąć bloga z tego powodu, że jest mi tak bardzo źle, i jeśli nie mogę potem napisać płaczliwego posta, żeby przeprosic, ale i pouzalac się i popłakać, jeśli nie mogę tego wszystkiego, bo przecież powinnam być taka niezlomna, dzielna, zawsze pogodna i promieniująca mądrościa i ponadludzkim rozsądkiem to naprawdę, nie wiem, po co takiego bloga pisać.

      Rozczarowalam Cię? Trudno. Ja nie jestem niczym Gabriela Borejko - pogodna, poświęcająca się dla innych, zawsze krzepiąco usmiechnięta i dzielna, taka dzielna. Jestem normalnym czlowiekiem i bywam smutna, nieszczęśliwa i przygnębiona z powodów obiektywnie głupich.

      I co za szczęście, że jednak nie mam depresji. Gdybym miała, to po otrzymaniu rady, żebym przestała się nad sobą użalać, bo to tak bardzo rozczarowuje innych pozostałoby mi chyba tylko palnąć sobie w łeb.

      Usuń
    2. Hej, "a ty nie płacz"! :)
      ESD zobowiązuje. Bardzo mi się podoba, że nie jesteś Gabriela Borejko :)))
      Kochana moja.
      Noemi

      Usuń
    3. Przyznam, ze mi się to też podoba :D.

      Jakże nie chciałabym nią być, brrr.

      Usuń
  51. Ej, Królowo... Niech ten stan minie jak najszybciej:( Wcale nie jesteś przeciętna i mało interesująca, ale to już wszyscy powyżej Ci pisali.
    Ciepłe myśli wysyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :). Staram się zbierać do kupy, troszkę mi już wychodzi :))).

      Usuń
  52. Królowo Matko, tak to już jest, że czasami rozczarowujemy innych, czasami dla siebie jesteśmy rozczarowaniem. Tak bywa. Ale nie jesteśmy po to, aby spełniać kogokolwiek oczekiwania. Mamy do zaoferowania tylko to, co mamy. I jeśli to komuś nie wystarcza , to trudno.
    To, o czym piszesz, to reakcja odroczona, zawsze przychodzi, czasami atakuje po długim czasie. Często wtedy, gdy wydaje się być już dobrze. I jest to uczucie straszne. Dbaj o siebie i "płacz" sobie, ile chcesz. Dajesz z siebie bardzo dużo i masz prawo wiele oczekiwać. A my, wierni czytelnicy, możemy Ci towarzyszyć, także w takich chwilach. Jeśli pozwolisz.
    Trzymaj się ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję. Będę płakać, gdy zajdzie potrzeba. Ale postaram się nie za bardzo jednak :).

      Miło mi wiedzieć, że AŻ TAK WIELE osób uważa, że moge :).

      Usuń
    2. Możesz. I pamiętaj: pięknej kobiecie to i ze łzami pięknie.
      Tylko tusz to jednak musi być wodoodporny!

      Usuń
  53. Królowo Matko, właściwie w komentarzach powyżej jest wszystko to co ja chciałabym Ci powiedzieć...
    Niby mam tylko jedno dziecko, swoją pracę lubię, bez większych problemów mogę się z domu wyrwać między ludzi,jestem w miarę (wiek swoje robi...) zdrowa i optymistycznie nastawiona do życia - można powiedzieć, że nie rozumiem Twoich problemów, bo moje życie zwyczajnie mi ich oszczędziło.
    Ale to tylko jedna strona medalu. Los może mnie oszczędzał osobiście, ale za to celnie trafiał w najbliższych - w ciągu niecałych dwóch lat odeszło trzy osoby z najbliższej rodziny, a kolejna (równie bliska) jest bardzo poważnie chora. Jeśli dodać do tego ciężki wypadek, któremu kilka lat temu uległ mój mąż (to, że przeżył i w miarę dobrze funkcjonuje uznaję za prawdziwy cud) to wyrobiłam limit dla połowy mojej wsi... Bywały dni, że zwyczajnie nie chciało mi się zwlec z łóżka. I tak, rozumiem Cię i współodczuwam.
    Mam nadzieję, że mimo wszystko przełamiesz tę złą passę, poprawisz koronę i dalej będziesz nam królować. Tego Ci życzę w nowym roku :)

    PS. A jakbyś się czasem do Krakowa wybrała to daj znać. Co prawda mieszkam od niego prawie 40 km, ale na szczęście jakieś busy z mojej zabitej dechami wioski do metropolii jeżdżą...

    PS.2 Pomimo posiadania tylko jednego dziecka od czasu do czasu mam w stosunku do niego mordercze wizje. I zdarza mi się fantazjować jakby to było fajnie nie mieć chłopa, dziecka, psa i chomika, a w zamian mieć święty spokój...

    Pozdrawiam i ściskam serdecznie
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  54. Anutku kochany, proszę Cię, już NIGDY tak nie myśl.

    OdpowiedzUsuń
  55. Paczpani! Wieczorem miałem siąść do czegoś na kształt "Płaczliwego ..." i teraz zastanawiam się czy tylko nie podlinkować tekstu Królowej Matki :P Sam mam taki szum w głowie, że ... ech, nie na net to rozmowa :( Ale troszkę mnie ożywił TEN tekst, więc go podrzucam. Albo dobije, albo wzmocni :) Trzymajmy się! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ścisku i tulu, Bazylu. Taki to rok, mówię Ci. Minie. Już minął. Tego się trzymajmy.

      Tekst fajny :). Wymysliłam sporo tego samego :D, a jednej rzeczy nauczylam się na studach, na zajęciach psychologii (piramida Maslowa, znaczy :)), i nawet się zgadzam, że nie trzeba robic nic Wielkiego i Pięknego, by życ szczęśliwie.

      Ale... miło jest miec jakieś marzenia :). I milo, jak się spełniają :).

      Spelnienia chociaż jednego w tym nowym roku ci zyczę :).

      Usuń
  56. Królowo, dopiero teraz żem przeczytała była wpis, lecz chciałam powiedzieć dwie rzeczy:
    Po pierwsze, uważam, że ten wpis jest ważny i potrzebny. Jest wiele osób, które ma podobnie i to, że mogą przeczytać o takim doświadczeniu, to mogą poczuć, że nie są sami - to jest mega ważne. Super, że Królowa to napisała. I to jeszcze, jak zwykle, świetnie napisała :).

    Catherynne Valente napisała kiedyś takiego super pep-talka:
    "Write something true. Write something frightening. Write something close to the bone. You are on this planet to tell the story of what you saw here. What you heard. What you felt. What you learned. Any effort spent in that pursuit cannot be wasted. Any way that you can tell that story more truly, more vividly, more you-ly, is the right way."

    Po drugie, miałam podobny stan spowodowany mega przemęczeniem w robocie, a mój luby - kiedy jego fatalna praca wyssała z niego resztki duszy. I mnie i jemu pomogła terapia. Luby dostał kopa w d., żeby się przekwalifikować zmienić robotę na mniej duszo-wysysającą, ja trochę zluzowałam... I chociaż to było okropne doświadczenie, to ja uważam, że dobrze było, jak było, bo dzięki temu oboje dostaliśmy impuls, żeby zmienić coś na lepsze :). Może tak będzie i tym razem? Może dzięki tem okropnemu okresowi coś zmieni się na lepsze? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem tego :). Na razie usiłuję... no nie wiem, zaciąć zęby i jednak cos robić. Trochę mi latwiej, bo są ferie, boję się tego, co będzie, jak się skończą. I to, że nie mam żadnych pomysłów, jak zmienić rzeczywistość zastaną też nie pomaga.

      Ale staram się nie jęczeć przynajmniej.

      Bardzo Ci dziękuję, że napisalaś, że to bylo potrzebne. To z kolei mi było potrzebne :D.

      Na razie - czekam na zmiany :).

      Usuń
  57. Chciałam Ci wysłać emaila, ale serwer napisał, że nie ma takiego adresu, więc kopiuję i wklejam niedoręczone:

    Myślałam, że tylko ja tak mam - monotonną drogę bez nizin i wyżyn, płaską, bezbarwną, której się nawet opisywać nie chce, bo nic się nie dzieje, a człowiek tylko na trasie praca-dom, uwięziony. "Przeciętne, do bólu przeciętne życie do bólu przeciętnej osoby, która nic nie osiągnęła i nic jej się nie udało".
    Miło wiedzieć, że nie jestem jedyna nieudana. Nie, żeby z uciechą, raźniej mi po prostu.
    Więc dziękuję, że napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świnia, nie serwer! Jest taki adres, odbieram na niego e-maile, więc wiem to na pewno.

      Jeśli przeczytałaś nie tylko post, ale i komentarze to wiesz, że nie tylko ja i Ty tak mamy. Masę osób tak ma. Albo miało. I to minęło. Trzymam kciuki, by minęło i Tobie.

      Ściskam.

      Usuń
    2. Serwer świnia. Komentarze przeczytałam, a dopisałam się między innymi po to, żeby tu była masa, nie kilkanaście czy kilkadziesiąt, ale tłum Osób, Które Też Tak Mają - dla przyszłych czytelników, żeby też im było raźniej.
      I naprawdę już mi lepiej.

      Usuń
    3. :) Cieszę się, że to słysze :).

      Ściskam nieodmiennie.

      Usuń
  58. Królowo! Na Twojego bloga trafiłam przy okazji analizy „Nie oddam dzieci” na Niezatapialnej Armadzie. Bezczelnie oddałam się lekturze w pracy w związku z czym musiałam nieźle się nakombinować żeby wpółsiedzący nie zauważyli dzikich chichotów albo lejących się ślozów. Kilka razy miałam zamiar skomentować wpisy, które szczególnie mnie poruszyły ale próba oddania co we mnie wzbudzają kończyła się falą rzewnych banałów więc dawałam sobie spokój :)
    Mój komentarz jest jednym z wielu w podobnym tonie, ale Twoje zniknięcie skłoniło mnie do porzucenia przyczajenia żeby wyrazić ogromną, ogromną radości że wróciłaś. Uwielbiam Twoje lekkie pióro a także sposób w jaki opisujesz swoją rodzinę. Cudownie Cię znów czytać :)

    Kocieniecnocie

    OdpowiedzUsuń