Święta, proszę ja kogo, idą, od odwiedzania Świątyń Konsumpcjonizmu, szerzej znanych jako centra handlowe człowiek, zwłaszcza mający Dzieciątka, się nie wywinie, a w centrach po oczach niezmiennie od lat przynajmniej czterech (ale tak naprawdę Królowa Matka świetnie wie, że od o wielu, wielu więcej) dają półki i segmenty grzecznie podzielone na płcie, bo kto to widział, żeby dziewczynki i chłopcy bawili się tym samym, toż z tego jakiś traszny dżender może sie zrobić.
Jednocześnie wśród znajomych Królowej Matki, tych w realu i tych na Facebooku, i w większości obdarzonych córkami, narasta dyskusja, co tym córkom kupić. Żeby cieszyło i żeby było ładne, i różowe w stopniu umiarkowanym, no i żeby niekoniecznie było to coś uczącego dziewczynki tylko sprzątania i sztuki makijażu. I jak trudno jest znaleźć coś takiego. Oraz, że matkom chłopców trudno to zrozumieć, o ile w ogóle potrafią, bo chłopcom wolno o tyle więcej. W zasadzie wszystko im wolno i nie podlegają oni żadnym ograniczeniom. Rozwijają się niczym ten róży kwiat i nic na drodze ich rozwoju nie staje, a już na pewno nie społeczeństwo, które nakłada wyłącznie kobietom od dzieciństwa przeróżne kagańce.
I do pewnego stopnia Królowa Matka się z tym zgadza. Nie tak dawno (naprawdę niedawno) była małą dziewczynką,
już wtedy zirytowaną sposobem, w jaki świat się do niej zwracał i
jak ją postrzegał. Mimo to - jako praktyka - bardzo dziwi ją, a czasem mniej lub bardziej irytuje przeświadczenie (zadziwiająco mocno trzymające się w
uświadomionej, starającej się wychować córki w otwarty sposób
części społeczeństwa), że to wychowywanie dziewczynek stanowi problem.
To do rozmów i do wychowywania dziewczynek należy szkolić rodziców, rodzinę i
przyjaciół.
Sama ta sugestia pozwala założyć, że
z chłopcami jest inaczej,
z chłopcami rozmawia się, pozwalając im na rozwijanie umysłu,
wykazywanie własnych zainteresowań i swobodne formułowanie myśli,
a wychowuje pozwalając im na wszechstronny rozwój. Jako (zaawansowany) praktyk, obdarzony przez hojny los
czterema synami, Królowa Matka może powiedzieć jedno - buahahaha!
Scenka pierwsza (a nad żadną z nich
Królowa Matka nie musiała się zastanawiać nawet minuty, wyświetliły się jej w
głowie jak film natychmiast) – trzyipółletni wówczas Potomek Starszy pokazuje koledze Pana Małżonka swoje samochody. Samochody
ustawione są w zbudowanych z klocków garażach, każdy z okienkiem,
„a w oknach – mówi Potomek Starszy – firanki, przed garażem –
kwiatki w doniczce...”, na co przerywa kolega Pana Małżonka przerywa mu: „No co
ty, firanki? Jakimiś głupimi firankami i kwiatkami będziesz się
przejmował, jak baba?”.
Scenka druga – w wieku lat czterech Potomek Młodszy
pokochał Hello Kitty. Nie filmy, ale wizerunek kotka, życzył go
sobie mieć na przeróżnych drobiazgach, więc przy różnych
okazjach dostawał od Rodziców i Babć długopisy, kredki, kubeczek
ozdobione stosownym wizerunkiem i insze podobne drobiazgi. Zamarzyła mu się bluza. „Będę
w niej tylko spał, mamusiu – powiedział. - I nie wychodził z
domu, bo koledzy w przedszkolu by się śmiali”.
Scenka trzecia. Odwiedził Dom w Dziczy kolega Pana Małżonka, taki poznany jeszcze w podstawówce, poszliśmy na spacer. Pompon Starszy, wówczas dwulatek, przewrócił się na leśnej dróżce.
Wstał, otrzepał łapki, podreptał dalej. „Twardziel – rzekł z
uznaniem kumpel Pana Małżonka. – Gdyby to była dziewczynka już by
płakała na cały głos”. Zignorował uwagę Królowej Matki, że tak samo
płakałby chłopiec wychowany przez osoby biegnące do niego w ataku
paniki za każdym bęcnięciem na pupę, kolejny teoretyk, który wie
lepiej.
O tym, że w płaczącym dziecku płci dowolnej nie ma w ogóle nic złego ani nienormalnego, jako o wiedzy dla wyżej wtajemniczonych, nawet nie próbowała wspominać.
Rozmowa z wychowawczynią Potomka Starszego: „Niech pani z nim porozmawia, poprosi, żeby nie machał pani
przez okno na pożegnanie. Pożegnajcie się przed szkołą, tak,
żeby koledzy nie widzieli, bo się z niego śmieją...”. Młody
miał siedem i pół roku.
Ale i Pompon Młodszy zaczął wreszcie edukację przedszkolną.
Dzień integracyjny, stremowani rodzice zbici w nerwowe gromadki obserwują swoje oswajające przestrzeń przedszkolną dzieci, dzieci coraz śmielej eksplorują salę i półki z zabawkami, Pompony po niedbałym przerzuceniu klocków, samochodzików oraz ogromnych ciężarówek, po dłuższej chwili podziwiania wielkiego, drewnianego domku dla lalek zbudowanego z ruchomych elementów zakotwiczają przy stoliku z kucykami Pony, którymi się bawią w upojeniu. Przypatrująca się temu jedna z mam po dłuższej chwili obserwacji zwraca się do Królowej Matki ze współczuciem: "Oni tak ze stresu pewnie...".
Pompon Młodszy wybiera sobie zeszyt do rysunków. Nie potrafi się zdecydować, w jakim kolorze ma ten zeszyt mieć okładkę. "Może józowy? - mówi. - Józowy to taki ładny koloj". Sprzedawca ze zgorszeniem i cieniem obrzydzenia w glosie: "Fuj. Różowy????".
Po rozpoczęciu edukacji przedszkolnej
i wczesnoszkolnej Potomki Starsze zostały szybciutko nauczone
mnóstwa rzeczy, którymi się z mamusia i tatusiem bez oporów dzieliły. Że
nie umieją tańczyć, bo przecież nie są dziewczynami. Że różowy
jest głupi. Że są bajki „babskie” i chłopięce, i te babskie
są nudne. Że nie sprzątną ze stołu po kolacji, bo to
„dziewczyńska robota”. Zaczęły używać „batalistycznego”
słownictwa oraz budować broń z klocków, co im wcześniej do głowy
nie przyszło. Wszystko za sprawą kolegów, których ktoś przecież
tego nauczył, bo w to, że się sami tacy mądrzy urodzili Królowa Matka,
rodzicielka czterech facetów, ośmiela się nie uwierzyć.
Szacunek dla poglądów i
wszechstronnego rozwoju jej synów okazywany im przez społeczeństwo
przejawiał się także w robieniu im prezentów w postaci broni –
karabinów, pistoletów, czołgów i innych pojazdów opancerzonych,
nawet gier planszowych typu "przeprowadzamy akcję wojskową".
W prowadzeniu rozmów rozwijających ich umysł: "Nie maż się,
chłopak nie płacze, co ty, baba jesteś?", "O, jaki ładny,
szkoda, że to chłopiec!", "Chłopak musi być
niegrzeczny, co to byłby za chłopak, gdyby nie broił",
"Różowy kubek chcesz, co ty, dziewczyna?".
Może podsumujmy przekaz, jaki
otrzymują Potomki w tych szałowych warunkach umożliwiających
im samorozwój zgodnie z ich własnymi potrzebami:
Baba i dziewczyna to obelga, dbanie o
estetyczne i przyjemne dla życia miejsce jest nieistotną duperelą,
którą mężczyźni się nie zajmują, mężczyźni się nie zajmują
również sprzątaniem, prowadzeniem domu i dziećmi, nie okazują
uczuć, nie są czuli, i, nade wszystko, nie płaczą, nawet, gdy
mają dwa lata. Świat podzielony jest na nieprzystawalne części, po tej
babskiej stronie jest to, co różowe, nieważne, głupawe, histeryczne,
czułostkowe i ogólnie fiu-bździu, i jeśli chłopiec podziela emocje albo
chce czegoś, co się tam znajduje, albo po prostu w czynnościach wykonywanych przez tamtą stronę uczestniczy (na przykład gotuje, sprząta albo ozdabia otaczającą go przestrzeń) jest po prostu głupi. Wygląd mężczyzny nie ma znaczenia, nie ma też
znaczenia, że mężczyzna nie dba o siebie, różowy jest
zabroniony, połowa bajek jest zabroniona („Co z ciebie za facet,
kucyki oglądasz?!” - ach, co by Zgorszona Osoba powiedziała, gdyby się dowiedziała, że także Barbie!), facet ma po prostu prać i patrzeć, czy
przeciwnik równo puchnie. Jak by Królowa Matka nie patrzyła, nie widzi tego
uprzywilejowania w wychowaniu chłopców. Jaskiniowców, tak, ale
normalnych facetów - broń Boże.
Królowa Matka w ogóle ma taką karkołomną
teorię, że dzieci powinno się wychowywać jak ludzi, to znaczy tak
samo - te same zabawki, jeśli wyrażą taka ochotę lub
zainteresowanie (co Królowa Matka z naciskiem podkreśla, bo jak tylko się gdzieś wyrwie z podobnym zdaniem natychmiast napadają na nią mamy z informacją, że ich synek to tylko karabin, a córeczka tylko różowego mopa, i co nam zrobisz - nic, nic kompletnie, jeśli dziecko tego chce to spoko, minus karabiny, bo to jest "zabawka" której Królowa Matka była jest i pozostanie przeciwna do końca swych dni), ale i te same komplementy - bo niby czemu nie
powiedzieć chłopcom, że mają piękne oczy? - jej synowie mają, rzęsy na
półtora centymetra, włosy z których plotłoby się warkocze
grubości przedramienia, figurę z greckich rzeźb, czemu im tego nie
mówić? - , te same wymagania, ten sam szacunek dla jednostki, te
same prawa.
Bo, niestety, jeśli zmienimy tylko dziewczynki za dwadzieścia-trzydzieści lat te zmienione, świadome własnej wartości dziewczynki zderzą się z chłopcami nie potrafiącymi płakać, znosić porażek, okazywać uczuć i przewinąć dziecka (o dbaniu o otaczającą ich przestrzeń nie wspominając) oraz lekceważącymi kobiecy sposób postrzegania świata jako infantylny, głupi i skupiający się na rzeczach kompletnie nieistotnych.
Co powiedziawszy Królowa Matka przerywa sobie produkowanie hurtowej ilości szydełkowych bombek i udaje się do kuchni oddawać się czysto kobiecej czynności karmienia swej rodziny.
Podczas gdy Potomki nie przerywają sobie niczego i nadal z upodobaniem przybierają naklejkami (złotymi! srebrnymi! i MIGOCZĄCYMI!) i wycinankami papierowe płatki śniegu, którymi zamierzają ozdobić swój pokój :).
Królowo jaki piękny i mądry (ale przecież niczego innego się nie spodziewałam) tekst. Oby więcej takich mądrze myślących ludzi było na tym świecie, to byłby on piękniejszy.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze ja tylko tak ładnie piszę ;). W realu zdarza mi się popełniac przeróżne błędy i wypaczenia, więc wizja świata ludzi myślących tak jak ja nie wydaje mi sie zbyt optymistyczna ;D.
UsuńMój synek prawie pięcioletni kocha wszystkie swoje pluszaki i śpi z dmuchanym Shrekiem obok łóżka i świnką Peppą pod poduszką. A największą miłością darzy sprzęt AGD, szczególnie pralki :) Dlatego z wyborem prezentów dla niego nie mamy problemów:) A i domkiem dla lalek bawi się godzinami. Dziadka z karabinem odesłaliśmy na drzewo:) Pozdrawiam Was serdecznie!
OdpowiedzUsuńDomków dla lalek nie mamy, ale pluszaki dostały do buta od Mikolaja wszystkie dzieciatka. Łącznie z najstarszym, nastolatkiem już wszak ;).
UsuńCóż. Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy z upodobaniem bawiłam się autkami i klockami (budowałam zazwyczaj samochody, garaże lub bunkry wojskowe), nikt nie miał z tym żadnych problemów. Także w przedszkolu. Zazwyczaj bawiłam się z chłopakami, tak poza tym. Nawet wtedy domki dla lalek mnie nie pociągały jakoś specjalnie. Najwięcej bawiliśmy się w przygody Scobiego Doo, ekosystem (drapieżniki brutalnie uśmiercają i konsumują łagodnych roślinożerców, czytała Krystyna Czubówna), moją pasją były nauki przyrodnicze, matematyka i historia (średniowiecze, oraz II Światowa i czasy PRL-u). Ambicja życiowa - stworzyć wehikuł czasu i zostać rycerzem, ewentualnie zostać naukowcem i polecieć w kosmos. A najlepiej połączyć obie opcje i zostać Jedi. Nikt mi nigdy nie mówił, że to nie dla dziewczynek. Rodzice nie robili z niczego problemu, jedynie z tego, że byłam bardzo niegrzeczna i brałam udział w bójkach. No cóż, w podstawówce stałam się trochę grzeczniejsza, nawet zaczęłam się bawić lalkami, ale były to lalki mojej siostry, swoją własną miałam w pewnym momencie góra jedną. A i te zabawy często obejmowały tematy okołowojenne.
OdpowiedzUsuńW bodajże zeszłym tygodniu do mojej szkoły przyszła jakaś psycholożka by poprowadzić warsztaty na temat tożsamości płciowej. Z tego co mówiła, wychodziło na to, że jestem facetem. Ogólnie, razem z kolegą mieliśmy się z czego pośmiać, choć nie zawsze jest mi do śmiechu. Takie coś to nic więcej, jak szufladkowanie. Mogę i sobie być konserwatystką, ale na zmuszanie czy zabranianie lubienia czegoś dlatego, że to "babskie" czy "nie dla bab" mnie wkurza. To ingerencja w wolną wolę, jaką obdarzył człowieka Bóg.
Dziewczynki bawiące się jak chlopcy i tak mają ociupinkę łatwiej niż chlopcy bawiący się jak dziewczynki, takie mam wrażenie. Musza za to przestrzegac o wielu więcej społecznych zakazów ("dziewczynka się tak nie zachowuje!", tez mam takie wrażenie.
UsuńJa byłam dziewczynką silnie "mieszaną" zabawowo (lażenie po drzewach i strzelanie z procy, ale tez posiadanie lalek i szydełkowanie), za to niezależną umyslowo, a takie to już w ogóle maja przerąbane. Może dlatego do dzis pamiętam, jak się wtedy czułam i dlatego "segregowanie" zabaw i gadżetów w zaleznosci od plci tak mnie wkurza.
dziękuję za ten piękny wpis :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że sie podobał :).
UsuńOch, tak bardzo w temacie! Dopiero co obejrzeliśmy w szkole (na lekcji języka angielskiego - niektórzy przy każdej okazji starają się naprawić świat) filmy "Tough guise" i "Miss representation". Zgadzam się w 100%
OdpowiedzUsuńZawsze w temacie :).
UsuńAcz w okolicy świąt to już w ogóle...
"Czego tak wrzeszczysz?! Przestań wrzeszczeć! Chłopaki wrzeszczą, dziewczynki nie wrzeszczą!"
OdpowiedzUsuńMamusia do córki, Berlin, środek Europy, rok 2015 (po polsku - polska szkoła). Zastygłam w zadziwieniu.
A zupełnie z innej beczki, miałam ostatnio wstrząs dżęderowy znieniacka. Czytam mianowicie Ancillary Justice et co. (jak ktoś nie czytał, to szybciutko nadrobić!), w tamtejszym świecie płeć ogólnie nie istnieje, tylko w niektórych cywilizacjach, no i Autorka o wszystkich pisze per "she" ew. "daughter", niezależnie od płci. I fakt, że nie nie wiem de facto, jakiej kto jest płci, wstrząsnął mną niemożliwie. Sama sobie nie zdawałam sprawy, jak ważne jest dla mnie przypisanie płci do organizmu - a w tej książce non stop siedzę i rozkminiam, kto jest kto - w przypadku tkacza czy ogrodnika nie powinno to mieć znaczenia, prawda? A jednak rozwala mi potrzeganie świata. Niezwykłe. Okropne. Brrr.
O, dwa w jednym! "Dziewczynka ma być cicho" i "chłopcu wolno zachowywać się jak neandertal", dwie opinie, których nie znoszę!
UsuńKsiążki nie znam. Jeśli jest tylko po angielsku to nie poznam ;) (wyłazi tu ze mnie moje lenistwo oraz obłąkańcza niechęć do czytania po angielsku poza godzinami pracy, wzdech), ale mam nadzieję, że doczekam i polskiej wersji.
I przypomnieli mi się ci rodzice, którzy nie dali dziecku określającego płeć imienia i w ogóle ukrywali jego płeć przed światem, ciekawe, jak sobie radzili z własnym postrzeganiem świata...
Pierwsza część jest po polsku, ale sądząc po tytule, chyba, hm, nienajlepiej (chrząk) przetłumaczone. Tak czy owak, jak to się mówi, nie ocenia się książki po okładce (chrząk, grafik płakał...), zatem puoszę baudzo http://lubimyczytac.pl/cykl/6976/imperium-radch
UsuńMoje dzieci obojga plci mialy te same zabawki, a nawet czesc ubranek te sama.Ale potem poszly do przedszkola i szkoly, a tam... sama wiesz. No coz. Dwadziescia lat pozniej, nieslychanie kobieca corka wydala cala wyplate na tasme karabinu maszynowego z luskami, a niesamowicie meski synus pieczolowicie ustawil na polce swoje dzieciece pluszaki wydobyte z pudla na strychu...
OdpowiedzUsuńTaśmą do karabinu maszynowego mnie ómarlas :D.
UsuńO pluszakach opowiem Potomkom, niech się nie martwią, że odstają od wymagającego surowej, ascetycznej męskości świata :)! Pozdrowienia dla Syna!!!
(i Córki też!)
Kochana Królowo oraz Ludzie z Audiencji u Królowej.
OdpowiedzUsuńAd rem, w temacie wychowywania dzieci w segregacji płci - moi znajomi posyłają dzieci do przedszkoli i szkół jednopłciowych. Jego argumenty: bo dziewczynki uczą się inaczej niż chłopcy, np. nie radzą sobie z matematyką.
Co Wy na to? Nie zdradzając moich argumentów, jakie mam za i przecież - proszę Was - potrzebuję więcej argumentów.
Noemi
Nie w Finlandii (to o tej matematyce).
UsuńOraz - oczywiście, że sobie gorzej radzą! Ich córki też będą sobie gorzej radzić, przeciez już od początku swego zywota wiedzą, że TAK PO PROSTU JEST.
A teraz idę otrzepac opadniętą szczękę z kocich kłaczków.
Jezu nie przypuszczałam nawet, że są takie placówki. Och jasne, że gorzej się uczą tak jak następujące panie Hildegarda z Bingen, Maria Winkelmann, Laura Bassi, Ada Lovelace, Mary Somerville, Sophie Germain, Maria Curie - Skłodowska. A z tych współcześniejszych: Barbara McClintock. To nazwiska, które przyszły mi na myśl bez wgłębiania się w temat. Jestem pewna, że one wszystkie nie potrafiły liczyć. absolutnie jestem przekonana, że dajmy na to Skłodowska dostała nobla za niesamowite zdolności szydełkowania.
UsuńNoemi to co piszesz jest wstrząsające. Krew mnie zalewa kiedy słyszę coś takiego (ciągle w pamięci mając licznych kolegów z liceum, którzy ściągali matmę od koleżanek)
Droga Królowo Matko, wydaje mi się, że faktycznie chłopcy mają gorzej w tej chwili od dziewczynek, a problem jest ogromny jak góra lodowa. To nie tylko zabawki ale i w dorosłym życiu panowie często słyszą "kolorowe spodnie? Serio nosisz fioletowe/czerwone/itd spodnie, jesteś pedałem czy co?" Aż trudno powiedzieć kogo taki tekst najbardziej obraża, faceta w czerwonych spodniach czy gejów. Dla mnie to jest odrażające bo wszyscy jesteśmy ludźmi, czujemy tak samo i mamy takie same potrzeby. (chociaż mam wrażenie, że moja matematyczka w liceum była cyborgiem) :)
Pozdrawiam rose29 (wierna czytelniczka, komentująca tu po raz pierwszy)
Wstrząsnęło mną to nieco. Że aż tyle takich durnych komentarzy. No ale ja mam córki.
OdpowiedzUsuńNatomiast z pocieszających wieści to to, że bodajże Disney? Czy jakiś w każdym razie duży sklep/producent zabawek w USA w swoich sklepach usunął podział na zabawki "dla chłópców/dla dziewczynek". Niesamowicie mnie ta wiadomość ucieszyła, może kiedyś dotrze i do nas? Taka nadzieja.
Więcej, o wiele, wiele wiecej, zamiesciłam tylko te, które mi utkwiły w pamięci, bo ile razy slyszalam o chłopakach, co się nie mażą albo o chłopakach, którym wolno być niegrzecznymi i niekulturalnymi, bo "chłopcy tak mają" (no, sorry, ale moi nie mają pozwolenia na niekulturalne zachowania w przestrzeni publicznej, i co nam pan zrobi) to ja w ogole nie liczę. Myśle zresztą, że rodzice dziewczynek tez tak mają, tylko odwrotnie, i tez wypierają, żeby nie zwariować :).
UsuńNa usunięcie podziału zabawek czekam niecierpliwie, mam nadzieję, że moje wnuki sie załapią ;)...
Mnie wychowywano dżenderowo na długo zanim to było modne, na dodatek, o zgrozo, rodzice zachęcali mnie do samodzielnego myślenia. Jak się można domyślić, byłam i jestem wyrzutkiem, dziwnym połączeniem umysłu matematyka i poważnego przewrażliwienia. W końcu znalazłam miejsce dla dziecinnego analityka, jakim są gry video. I... jest mi dobrze. Gdyby moi rodzice byli głupi, być może nigdy nie odnalazłabym własnej drogi. Szkoda tylko, że świat nadal jest głupi.
OdpowiedzUsuńNiech pani wybaczy za tak ponury komentarz, ale to wszystko wkurza mnie coraz bardziej.
Po pierwsze primo, żadna tam "pani", poproszę :).
UsuńPo drugie primo, to wcale nie jest ponury komentarz. Skoro jest ci dobrze :). Pewnie, nie bylo łatwo (coś o tym wiem), ale czasem mam wrażenie, że jedyny wybór to między "trudno", a "byle jak". To ja już wolę "trudno", naprawdę.
Ośmielam się niezmiernie pokornie zauważyć Wasza Wysokość, że tekst ten znacznie lepiej przysłużyłby się wychowaniu młodych pokoleń gdyby...napisał był go Małżonek Królowej lub jakikolwiek internetowy ojciec. O, to wtedy obleciałby wszystkie fejsbunie i wykopy, udostępniany jako odkrywczy, głeboki i ach, och, przemądry w swej doskonałości..Bo o tam o wychowaniu potomków płci męskiej może wiedzieć nawet i zaawansowany praktyk, który jest kobietą? Przecież synowi potrzebny jest ojciec :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak :D. To znaczy, fejsbunie by oblatywał :D :D :D. Ale daję słowo, Pan Małżonek to samiuśko myśli, identycznie! Można go śmialo uznac za współautora :).
UsuńPS. Zakładko, czy z Twoim blogiem wszystko OK? Chcialam wczoraj wejść i komencik zlozyć, i ciagle mi informacja o błedzie i braku adresu wyskakiwała...
He, he - zaśmiała się mściwie Noemi. To teraz Królowa choć po części rozumie nasz ból, kiedy wchodziliśmy na jej niedziałającą tymczasowo stronkę...niektórzy nie wiedząc, że to tymczasowe zawieszenie! Zgrozą wiało!
UsuńWedług mnie wszystko ok, nawet ostatnio udało mi się to i owo napisać :) http://czterdziestkanaczeresni.blox.pl/html
Usuń