sobota, 31 sierpnia 2013

Wakacje - podsumowanie

W tym roku po raz pierwszy od.... no, w zasadzie od zawsze Pan Małżonek postanowił wziąć dwa tygodnie urlopu. Ambitny plan wakacyjny obejmował tygodniowy wyjazd nad morze, kilkudniowe byczenie się w domu oraz weekendowy (samotny) wyjazd Pana Małżonka do Morąga na jeden z jakże zdumiewajaco licznych w naszym kraju zlotów kendo (nigdy, ale to nigdy nie wierz, że jest to niszowy sport, Miły Czytelniku! według osobistej, popartej dogłębnymi obserwacjami opinii Królowej Matki jest on bardziej popularny niż piłka nożna).

Odpowiedni czas wcześniej Rodzina zaczęła się do wyjazdu przygotowywać - Młodzież za pomocą snucia planów, a Rodziciele - łapiąc za telefon i usiłując zarezerwować pokoje w jednej z - podobno - licznych miejscowości wypoczynkowych na Wybrzeżu.

I tu nastapił zonk. Pokoi nie było, o domkach nie wspominając, ani u znajomych, ani u nieznajomych, ani w ulubionych miejscowościach, znanych jak własna kieszeń, ani na zadupiach, możliwe, że winne temu było wypasione lato, chociaż w zapewnienia co niektórych właścicieli pensjonatów, że mieli oni zajęte wszystkie terminy już w kwietniu Królowa Matka (wspominajac od niechcenia kwietniową wiosnę i rycie w zaspach śniegu) pozwoliła sobie nie uwierzyć.

Jednakże wierząc czy nie musiała wraz z Panem Małżonkiem stawić czoło faktom.

Fakty wygladały tak, że nawet, gdyby Rodzina była w stanie zapłacić o wiele więcej niż była i tak nie miałaby gdzie spać. Pan Małżonek zaczął podupadać na duchu i przebąkiwać, że zamierza z urlopu zrezygnować, bo po co marnować dwa tygodnie na siedzenie w domu, Królowa Matka zaczęła, nie ujawniając tego werbalnie, ale jednak, w tym upadaniu towarzyszyć, aż pewnej nocy nadeszła burza.

Burza Królowej Matki nie obudziła, obudziły ją wrzaski Koty Pierwszej, która domagała się wpuszczenia do domu, silnie wystraszona, Królowa Matka zeszła po schodach (po omacku, bo prąd padł), wpuściła zwierzę i wytarła je ręczniczkiem, po czym okazało się, że nie może zasnąć. Jakoś jej to nie zdziwiło, gdyż ostatnio skutkiem nerwów i życia w narastającym stresie senność odbiega ją dość regularnie i, niestety, zazwyczaj o świcie albo w środku nocy, położyła się na sofie, przykryła kocykiem i zaczęła myśleć.

Pierwszą rzeczą, o której trzeźwo (zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę porę dnia/nocy) pomyślała było to, że skoro we wszystkich obdzwonionych pensjonatach, kempingach i domach prywatnych nie ma miejsc to znaczy, że są tam ludzie. Większość Polski i nieco narodów państw ościennych (albo i mniej ościennych zapewne), jak Królowa Matka domniemywała. Oczyma duszy ujrzała ona plażę, na której nie sposób nie tylko rozłożyć koca, ale nawet postawić stopy, przypomniała sobie dwugodzinne oczekiwanie na obiad w restauracji we Władysławowie (poprzedzone półgodzinnym polowaniem na wolne miejsce, a należy nadmienić, że i obiad, i polowanie miały miejsce w czasach, gdy Rodzina Królowej Matki nie była wzbogacona o Pompony, niecierpliwe, wszędobylskie i dwuletnie). I pomyślała, że pakować sześcioosobową rodzinę, tłuc się w upale przez pół Polski (i stać sześć godzin w Redzie) po to, by z kilkoma milionami rodaków tłoczyć się na deptaku w Jastrzębiej Górze czy gdzieśtam, to niekoniecznie jest to, co chciałaby w ciągu dwóch tygodni urlopu Pana Małżonka ze swoja Rodziną robić.

Głównie jednak myślała o tym, jak bardzo jej żal Potomka Starszego, któremu zaczęło grozić, że w ramach jego wspomnień wakacyjnych wystąpi li i jedynie tydzień spędzony z Babcią na Mazurach. Zaś nawet najbardziej wypasiony pobyt na Mazurach (a z Babcią pobyt jest wypasiony ZAWSZE) to może być przymało w porównaniu z tymi wyprawami na Kretę i inne Majorki, którymi będą zadawać szyku jego klasowi kumple.

Więc gdy tak leżała i myślała (tymczasem zaczął wstawać świt, robiło się jasno, a ptaki darły się jak opętane) wymyśliła, że wyjazd nie jest konieczny.

Ale takie zaplanowanie nadchodzacych wielkimi krokami dwóch wolnych tygodni Pana Małżonka, aby Potomki nie wiedziały, od czego zacząć opowiadanie o tym, jakie miały fantastyczne wakacje - i owszem.

O godzinie 5.30 Królowa Matka wreszcie zasnęła w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, by trzy godziny później, po telefonicznym przedyskutowaniu sprawy z Panem Małżonkiem, zasiąść do komputera i sporządzić Plan.

A gdy urlop Pana Małżonka nadszedł, Plan został wprowadzony w życie.

Imprezowanie zaczęło się, ku zaskoczeni Rodziców nastawionych na wędrówki po kraju, w Rodzinnym Grodzie Królowej Matki, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności akurat był odbijany z rąk Krzyżaków przez dzielne polskie Rycerstwo. Rycerstwo, przepięknie odziane, przedefilowało przez ulice Miasta...



... by następnie, ku uciesze podjaranych że ho, ho Potomków złoić skórę Krzyżakom (zwróciłeś, Drogi Czytelniku, uwagę na pawi czub na hełmie? Zbyszko z Bogdańca byłby zachwycony - pan w krzyżackiej zbroi zapewne mniej...


... a współczesne detale dodawały rycerzom tego surrealistycznego wdzięku, który Królowa Matka uwielbia :D).


Nazajutrz Pan Małżonek uwiózł Rodzinę z uchachaną Królową Matką na czele do Gdańska (który jest, że Królowa Matka przypomni, Największą jej Miłością Wśród Miast, poza Rodzinnym Grodem, rzecz jasna), na coroczne zwiedzanie Jarmarku Dominikańskiego, na którym to Jarmarku Królowa Matka wzbogaciła się o litewskie dzwoneczki, których patologicznie, tak, to jest właściwe słowo, patologicznie pożądała od zeszłego roku,


a Potomek Starszy zapoczątkował kolekcję minerałów, której pożądał niemal tak samo jak Królowa Matka dzwoneczków, tylko krócej,


ale i tak największa atrakcją tego dnia okazała się fontanna na placyku nieopodal Katedry, w której Potomki (wraz z dwudziestką innych piszczących, śmiejących się, wrzeszczących i chlupiących dzieci) skąpały się od stóp do głów, szczęśliwe jak prosięta w deszcz.


Kolejne dni objęły wizytę w Juraparku w Solcu Kujawskim (w którym Potomki już były dwa lata temu, ale po pierwsze, nie latem, tylko wczesną wiosną, gdy znaczna część gigantycznego placu zabaw była nieczynna, a po drugie, wtedy bały się tygrysów szablozębnych i mamuta, i nie zaliczyły filmu w 5D, który teraz - "mama, sypał śnieg!!! i ziemia się trzęsła!!! i pachniało DINOZAURAMI!!!" - wprawił je w ekstatyczny zachwyt,


ale nade wszystko wtedy nie istniała jeszcze kolekcja minerałów, którą Potomek Starszy mógł był wzbogacać, a teraz już i owszem, w związku z czym Potomek Starszy skwapliwie skorzystał z możliwości jej powiększenia), ...



... wizytę w Aquaparku, gdzie Potomek Starszy, w szkole odmawiający zanurzenia w basenie nawet jednego palca u stopy, zanurzał palce i nie tylko bez sprzeciwów, wywołując w Królowej Matce uzasadnione podejrzenie, że baseny są OK, jeśli Rodzice za nie płacą, darmowe baseny zaś są be i nie do przyjęcia, Pompon Młodszy okazał się nieustraszonym pływakiem i skoczkiem do wody (chwilowo skakał do basenu dla maluchów, ale co się odwlecze, nieprawdaż, z nim w każdym razie problemów na szkolnym basenie Rodzice nie przewidują), obu Potomkom Starszym najbardziej podobało się jaccuzzi, sybarytom jednym, a Królowa Matka zjechała z 80-metrowej zjeżdżalni, zakładając optymistycznie (i słusznie), że jej biedne, słabe serce jest już w wystarczająco dobrym stanie, by coś takiego znieść, ...


... i odwiedziny w Planetarium, w którym na szczęście jest ciemno i nie widać, jak zachowuje się Królowa Matka, kobieta, bądź co bądź, bogata w lata, która jednakże w wypadku wizyt w Planetarium, lekce sobie ważąc Obowiązki Matki i Wychowawczyni, gapi się na widowisko z otwartymi ustami, podskakuje na fotelu, wydaje okrzyki i w ogóle,

natomiast spadające Perseidy oglądała Królowa Matka już sama (raz z Panem Małżonkiem), chociaż Potomki Starsze bardzo chciały do niej dołączyć, tyle, że - zmęczone licznymi atrakcjami - padały w pościel zanim zrobiło się wystarczająco ciemno, by gwiazdy widać było jak na dłoni. A że Dom w Dziczy znajduje się w miejscu, w którym Drogę Mleczną  na niebie widzi się jak białą smugę złożoną z milionów migoczących kropeczek, a Królowa Matka już przy pierwszym po przeprowadzce z Cywilizacji spojrzeniu w nocne niebo zrozumiała, dlaczego mówi się, że "gwiazdy świecą", widowisko było niezapomniane.


A ponadto urlopowe dni Pana Małżonka obfitowały w liczne atrakcje dodatkowe w postaci namiotu rozstawionego w ogrodzie, w którym to namiocie Potomki wiły swój Domek, wypraw nad jezioro, palonych ognisk, na których pieczono ziemniaki i pianki, i obiadów w pizzeriach i pierogarniach, na które Rodziciele radośnie trwonili gotówkę, którą mieli wydać na (drogie) noclegi dla sześcioosobowej rodziny, ale nie wydali.


A że te wakacje wydawały się najlepsze od lat nie tylko Rodzicom, ale i Dzieciom, niech świadczy drzewko szczęścia, które Królowa Matka, wszedłszy dnia pewnego do sypialni, zastała przybrane sercami i gwiazdami w ramach podziękowania :).



18 komentarzy:

  1. Cudowne wakacje :D Chciałabym choć na chwilę być jednym z potomków :)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starszym. Starszy miał najfajniej i najbardziej się obłowił ;D.

      Usuń
  2. Bo najważniejszy jest pomysł. W końcu Królowa Matka nie bez powodu jest KRÓLOWĄ. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Hm. Czy ja wiem, czy jestem prawdziwa królową ;)... ale dziękuję, dziękuję.

      Usuń
  3. No i piękne wakację! Mają co wspominać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz za dużo, opowiadaja zazwyczaj o ostatnim dniu, bo go najlepiej pamietaja :).

      Usuń
  4. Cudowność!!!
    W przyszłym roku jednak zapraszam Potomki wraz z Rodzicielami do mojego mikro ogródka na razowe ciasteczka i chlapanie się w baseniku i nie przyjmuję już odmowy! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Gdańsku na pewno będziemy, tak więc jeszcze się zastanów, czy na pewno tego chcesz ;)!

      Usuń
  5. Aniu absolutnie nie mozesz zawiesic tego bloga nawet na tydzien!!zabraniam i juz!co ja biedny zuczek poczne bez tej dawki humoru!!???kocham cie czytac i nie pozwalam niczego zawieszac!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie mi każe, obawiam się... ale dołożę starań :).

      Usuń
  6. No właśnie. Nie ważne gdzie, ważne jak i z kim. Tylu atrakcji nie miałyby Potomki nad żadnym polskim morzem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałyby zbyt powtarzalne, jak myślę (i za większe pieniądze)...

      Usuń
  7. Patrz, Kochana, jaka z Ciebie dobra Matka... Obiecane minerały przyjechały z wycieczki do domu. Najlepsze są spełnione obietnice. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Odjazdowe te Wasze wakacje :) I to wszystko zrobiliście w dwa tygodnie? WOW :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc szczerze, az bylismy zdziwieni, że wypoczęliśmy :).

      Usuń
  9. Myślę że to najlepsze wakacje ever...pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były super! Pewnie to kiedys powtórzymy, tylko zrobimy plan juz w maju, żeby dopracować grafik (świetne turnieje rycerskie przeszły nam kolo nosa, minęły się z urlopem doslownie o tydzień, i miodobranie w skansenie też o tydzien, tylko w druga stronę...)

      Usuń