niedziela, 21 lipca 2013

Co bardziej warto

Królowa Matka i Pan Małżonek, spławiwszy połowę Potomków jednej Babci na Mazury, a drugą połowę - drugiej Babci na jedno popołudnie, poszli oblewać zyskaną na tydzień połowę wolności oraz naprawienie Upiornego Rodzinnego Samochodu do herbaciarni.

Siedzieli sobie w tej herbaciarni, Królowa Matka nad kawałkiem sernika na ciepło i herbatą różaną, Pan Małżonek - bijąc rekord w dziedzinie "zasłodzenie na czas", i gawędzili niewinnie a miło, czyniąc przeróżne, niejednokrotnie silnie zaskakujące, wyznania.

Pan Małżonek (miedzy kęsem jabłecznika z lodami i bitą śmietaną a łykiem kawy z bitą śmietaną i posypką czekoladową, z rozmarzeniem) - Bo, wiesz, ja to chciałbym wyglądać jak rosomak!...

Źródło

Królowa Matka (unikając w ostatniej chwili publicznej kompromitacji wynikajacej z upuszczenia widelczyka z hukiem na talerzyk, a wręcz na podłogę, osłupiała) - Ale... jak to, jak rosomak?... Takie zwierzątko?...

Pan Małżonek (z pobłażliwością dla królewskomatczynej ignorancji) - No oczywiście, że nie zwierzątko, oszalałaś, po co mi zwierzątko?! Jak ten aktor, który gra Rosomaka w najnowszym "X-men", ten, jakże się on nazywa... no wiesz... (pewnie, że Królowa Matka wie, ktoś w tej rodzinie musi mieć pamięć jak słoń, a wręcz stado słoni) ... wiesz, ten, co grał w "Van Helsingu"...

Królowa Matka (odzyskawszy równowagę wewnętrzną) - Ach, Hugh Jackman! Pewnie, że byś chciał, kto by nie chciał, większość męskiej połowy ludzkości by chciała, toż to jest jakiś niebotyczny szczyt na liście najseksowniejszych  mężczyzn świata. I w dodatku z dystansem do siebie i uroczy, bo jego żona na wiadomość, że on jest najseksowniejszym facetem na świecie dostała ataku śmiechu, o czym on sam szczegółowo prasie opowiedział...

Nazajutrz.

Królowa Matka (snując luźne projekty dotyczące tego wpisu, do Pana Małżonka) - Kochanie, do jakiego ty zwierzątka chciałeś być podobny?

Pan Mażonek (ostrożnie) - Do żadnego zwierzątka, do Rosomaka... a dlaczego ty właściwie pytasz?

Królowa Matka (niefrasobliwie) - Ach, bo tak się od jakiegoś czasu zastanawiałam i za nic sobie nie mogłam przypomnieć. Jakoś kojarzyło mi się z szynszylą, ale wydawało mi się to dość nieprawdopodobne...

 
Źródło

Pan Małżonek (jak rażony gromem) - Z szynszylą? Z SZYNSZYLĄ???!!! Mówisz o moim ulubionym X-menie!!! ULUBIONYM! Od dwudziestu lat!!! Dłużej go lubię, niż ciebie znam!!!

E, tam.

Przecież każdy przyzna, że lepiej jest znać kogoś takiego


niż takiego

Źródło

Prawda?

34 komentarze:

  1. Ja tam jednak wolę Wolverine'a (czyt. Rosomaka:P). Nawiasem mówiąc, pomysłu przetłumaczenia jego ksywy może lepiej nie komentowac. Tak, tak tez jestem wielbicielką X-menów i wszelkiej maści Marvelowskich postaci :D

    A i szynszyle tez lubie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz! Aż się zastanawiałam, czy ten komentarz opublikować ;D!

      Usuń
    2. Hahahaha przepraszam, dopiero po opublikowaniu komentarza zobaczylam co takiego walnelam szczegolnbie w pierwszym zdaniu :D Mea Culpa Królowo Matko :D

      Usuń
    3. Mąż mój, gdyby nie to, że też uwielbia x-menów, wychodziłby z pokoju, bo na sam widok Wolverine'a się ślinię :D lowam mocno

      Usuń
    4. Nie szkodzi, nie szkodzi, całkiem dobrze cię rozumiem :D.

      Usuń
    5. To wyżej było do Duszyczki :). Agnieszke tez rozumiem, co prawda, ale "nie szkodzi" pasowałoby do odpowiedzi tak więcej srednio :).

      Usuń
  2. Królowo, ja cię przedkładam nad całą ekipę Xmenów (nie znam), drużynę pierścienia (znam i uwielbiam) a nawet Ciri rescue team (znam, uwielbiam i się wstydzę).
    Nie rozumiem przedmówczyni i podejrzewam ją o uleganie niskim instynktom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla usprawiedliwienia przedmowczyni napiszę, że jej niskie instynkty nie sa dla mnie niezrozumiałe :D.

      Usuń
  3. Ha ha padłam! To święte oburzenie na biedne szynszyle, takie słodkie zwierzątka, choć podobno wredne, a nie to norki chyba no nieważne. W każdym razie mój małżonek również kocha X-mena, w przeciwieństwie do mnie, bo ja jestem Team Ironman, i u niego podobne święte oburzenie wywołują moje różne komentarze na temat ulubionych filmów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie na szynszyle, to na podłą małżonkę, która widzi, zamiast zlowrogiego Zwierza, puchate Zwierzatko ;D...

      Usuń
  4. Ja chyba jestem stary, bo dla mnie wciąż iksmen to wyłącznie komiks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w ogóle nie jestem, bo dla mnie to nazwa :)...

      Usuń
  5. Fakt, znajomość z Hugh Jackman'em byłaby mało pożyteczna. Co innego taki Wolverine! Wysuwane z każdej dłoni trzy kościane pazury pokryte najtwardszym metalem musza być niezwykle przydatne w kuchni. Takie siekanie, krojenie warzyw na przykład. A jakby go dobrze wyszkolić to może by i włosy podciął :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włosy to bym się jednak obawiala (co by było, jakby temperament wziął w nim gorę ;)), ale w kuchni, rzeczywiscie... :D

      Usuń
    2. O temperamencie nie pomyślałam. Mogłoby być naprawdę źle. Wystarczy, że na co dzień mamy nieudolnych "proszę lekko przyciąć" fryzjerów :P. Wolverine zostaje jednak w kuchni!

      Usuń
    3. Dziewczyny, do podcinania włosów jest przecież Edward Nożycoręki ;)

      Usuń
  6. Uśmiałam się jak co?
    Jak norka:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio głaskałam szynszyla Gustawa. Milusie zwierzątko nieprawdaż :D.
    Osobiście wolałabym szynszyla niż takiego pięknego jakbydyńzsoczkiemkakaozpiankąiptyś rozsomaka:D. Powiedz o Królowo ślubnemu,że od nadmiaru słodyczy można się pochorować :D

    P.S. I bardzo proszę o rozsądne dawkowanie takich Królewsko-małżeńskich rewelacji,bo prezentowane w takiej dawce budzą niekontrolowany wybuch śmiechu. A taki niekontrolowany w miejscu publicznym nasuwa nieodparte podejrzenie o pomięszanie zmysłów u wybuchacza no !:D

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! Pierwszy raz słyszę, że Wolverine się tłumaczy na "Rosomak"!!! :O Kto to wymyślił???
    PS. Mój mąż też wczoraj wyznał, że chciałby wyglądać jak Hugh! Byliśmy w kinie z okazji kolonii wiejskich u babci Pana Synka i był plakat nowego filmu o Wolverinie, który to kontemplowałam w milczeniu przez dobre 5 minut ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anglisci :). To jest prawidlowe tłumaczenie, dosłownie, tak się to zwierzątko nazywa po angielsku, Gulo-gulo po łacinie - i pomyśl, co by było, gdyby ktos sie do łacińskiej wersji odniósł :D!

      Usuń
  9. A ja jestem tak staroswiecka, ze Rosomak to dla mnie z Lata lesnych ludzi... Bromba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zwierzątko... wyłacznie (no, juz teraz nie :)), jak widać po powyzszym :).

      Usuń
  10. Królowo Matko, jakże niezmiernie się cieszę, że portret Twój w skromnym wykonaniu Twojej wiernej poddanej Projekt Londyn wciąż cieszy się Twoim uznaniem :)
    Long Live The Queen!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiesz, jak ma się taki doskonały wizerunek grzecham byłoby uzyć go tylko raz :)!

      Usuń
  11. Wczoraj do śniadania przeczytałam Twój wpis i chyba Cię nie zdziwi, Królowo, że poplułam się ze śmiechu (szejk z mango, takie prawie-mango lassi). Mało tego - codziennie w metrze, jadąc do i z pracy widzę reklamy tego filmu i też chichram, mimo że się powstrzymuję. Boś mi kurna jego raz zaprogramowała wizję rosomaka i teraz już nic nie będzie takie samo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprogarmowaniu się nie dziwię, ale to nie moja zasluga, tylko Pana Małżonka :D.

      Usuń
  12. Królowo matko, pozwolisz, że jak tym razem tylko słów kilka do męża Twego: mój drogi, daj Ty sobie spokój z jakimś tam wyglądem jakiegoś tam zwierzątka czy nawet aktora (a pisze to ja - filmoznawca bądź, co bądź!) a zechciej może raczej mieć dochody (a nie aparycję, nie wyglądasz znowu tak najgorzej)porównywalne z tymi rzeczonego aktora - czego i Twej żonie z okazji jej imienin życzę:-]

    PS. jako continuum naszej rozmowy telefonicznej Królowo Matko - puściłam właśnie totolotek, 5 zakładów z plusem...i czekam Serdeczności:-]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda wręcz coraz lepiej, moim skromnym zdaniem :).

      A dochody porównywalne z paniem HJ byłyby miłym dopelnieniem małżeńskiego szczęścia, ale, doprawdy, ekhm... no, cóż, realistycznie należy liczyć raczej na twoje totolotki z plusem :D.

      Usuń
  13. Mój narzeczony to jednak jakiś inny jest. Zainspirowana Twoim wpisem i komentarzami spytałam się go, jak chciałby wyglądać. Odpowiedź była lakoniczna - "inaczej". Ale że jak, jak inaczej? Jakieś zwierzątko, aktor? "Na pewno nie jak zwierzę, to bez sensu". No to jak, Kochanie? Dziesięć minut się zastanawiał. Padło na Vegetę z Dragon Balla... Chyba wolałam nie wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadkiem wiem, kto to Vegeta, ale i tak nie mogę sie opędzić od skojarzenia z torebka przypraw, więc, tego... :D

      Usuń
  14. Wiesz, jak to piszą w necie? Zaplułam monitor, czy jakoś tak? No właśnie, dzięki twojej szynszyli, tfu, rosomakowi, właśnie pracowicie wyskrobuję resztki wafla ryżowego z mojej śliczniuniej podświetlanej klawiatury. Nakleję sobie karteczkę na laptopa - nie jeść przy Królowej! A przy okazji - MÓJ mąż twierdzi, że chce zostać Pepe Dziobakiem ze względu na jego podwójne życie...trochę się martwię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ja! To ON (palec w kierunku Pana Małżonka, oskarżycielsko).

      No dobra, szynszyla to ja ;).

      Usuń
  15. ;-))))))))))
    bez komentarza
    może tylko.... Dobrze, że jesteś!!!! ;-)))

    OdpowiedzUsuń