piątek, 14 czerwca 2013

Jutro


Nie męcz mnie już, porozmawiamy o tym jutro.
Powinnam dziś zadzwonić do mamy, ale tak bardzo mi się nie chce!!! Jutro zadzwonię.

Mail od przyjaciółki czeka od tygodnia, film do obejrzenia z mężem, od dwóch tygodni myślę o tym, żeby wyrwać się na babskie pogaduchy z koleżankami, ale jak przychodzi co do czego przestaje mi się chcieć. Może niedługo mi się odmieni. Może jutro.

Mamusiu, przeczytasz mi książeczkę? Nie, nie dziś, dziś padam na nos, jutro ci poczytam.

Już miesiąc sobie obiecuję, że zacznę rzetelnie ćwiczyć, codziennie, chociaż po pół godziny, ale praca... dom... dzieciaki wiecznie czegoś chcą... To już chyba czas, by wziąć się w garść. Od jutra zaczynam ćwiczyć, na pewno!

Idziemy do ZOO, mamo, pójdziesz z nami, obiecałaś? Jutro. Jutro. Może jutro, dziś mam takiego lenia!

Daj mi już spokój z tym ciągłym gadaniem, czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?! Do jutra to nie może poczekać?!

Nie. Dziś tego nie zrobię. Zrobię to jutro. Pomyślę o tym jutro. Jutro się z nimi spotkam. Jutro to załatwię. Jutro obejrzę film z mężem, napijemy się wina, wyrwiemy dwie godziny tylko dla siebie. Jutro pójdę na spacer z dziećmi, pouczę się z nimi, jutro im pomogę w lekcjach, poczytam im, jutro będę grała w "Małpki spadają" od rana do wieczora. Dziś nie, dziś jestem zmęczona, wściekła, znudzona, dziś mam lenia, nie chce mi się, przecież żadna z tych spraw nie ucieknie, prawda?

Przecież jutro na pewno nadejdzie.

Zawsze nadchodzi.

Nie nadchodzi tylko w filmach i książkach, nie nadchodzi dla innych ludzi, ale dla ciebie zawsze - normalnie, idziesz spać wieczorem i budzisz się rano, i jest jutro, tak to działa i tak będzie działać zawsze, no, może nie zawsze, ale przez wiele, wiele lat, jesteś młoda, ciągle tak bardzo młoda i czas rozpościera się przed tobą jak szeroki, bezpieczny, pewny trakt.

A potem - jutro nie nadchodzi.

Czasem to jedna chwila, uderzenie samochodu, żyłka w głowie, która wybrała sobie ten moment, gdy kichasz, aby pęknąć, nieszczęśliwy upadek ze schodów, zadławienie się tabletką, skok do wody ze skarpy w dobrze, wydawałoby się, znanym miejscu w gorący, letni dzień.

Czasem jutro wyłączane jest kroczek po kroczku, jakby ktoś codziennie naciskał jeden guziczek w twojej głowie. Nie możesz spać w nocy, prawie tracisz przytomność w ciągu dnia. Robisz się coraz bardziej zmęczona. Boisz się wziąć na ręce swoje dzieci w obawie, że nie dasz rady ich utrzymać. Pstryk. Pstryk, pstryk. Przestajesz jeść. Zaczynasz zwracać wszystko, co w siebie wtłoczyłaś z samego rozsądku. Nie pamiętasz tego. Pstryk. Nie pamiętasz, że twoje dzieci przychodzą cię odwiedzić w pokoju, w którym półleżysz, dusząc się kaszlem. Nie pamiętasz, czy z nimi rozmawiasz. Pstryk, pstryk, pstryk. A wreszcie nie pamiętasz już nic i cały twój świat, cały świat wokół ciebie niknie.

PSTRYK.

Jeśli masz szczęście, jeśli masz dużo, dużo szczęścia, jeśli nie jesteś sama, gdy tracisz przytomność i ten ktoś, kto jest z tobą natychmiast wezwie pogotowie, jeśli karetka przyjedzie na czas, a ty masz wystarczająco silny organizm, by zareagował na podane leki, możesz się obudzić.

Słabiutka. Nie mówisz, bo nie masz siły. Bełkoczesz, jeśli jednak zmuszasz się do mówienia. Jesteś za słaba, by utrzymać w rękach książkę, telefon, by naciskać klawisze na klawiaturze. Karmiona, przebierana, myta przez innych.

Możesz tylko patrzeć, godzinami. Za oknem wielki parking, nieco dalej – osiedle, bloki, wieżowce. Patrzysz na ludzi. Rano parking zapełnia się samochodami. Zaaferowani ludzie biegną do pracy. Czy oni wiedzą, jaki to jest cud – biegać? Jak to niezwykła, porywająca rzecz – móc chodzić? Pewnie nie wiedzą. Ty też nie wiedziałaś, gdy biegłaś do tego tysiąca niecierpiących zwłoki spraw, które cię wkurzały, irytowały, nudziły.

Słyszysz, jak w pokoju pielęgniarek obok twojej sali dziewczyny ustalają plan urlopów. Zastanawiają się, co jutro zrobić na obiad. Dzwonią do swoich dzieci. Kupiły truskawki. Planują zrobienie koktajlu. Któraś wychodzi na maraton filmowy. Inna uczy się do sesji. Jeszcze inna za dwa dni wyjeżdża pod namiot z mężem i dzieciakami. Zazdrościsz im wszystkim.

Nocą, gdy nie możesz spać, liczysz zapalone okna w wieżowcu naprzeciwko. Nigdy wszystkie nie gasną. Kto pali światło do czwartej rano, gdy zaczyna świtać? Może ktoś, kto się uczy. Może wrócił z pracy na nocną zmianę i parzy sobie herbatę. Może ktoś siedzi przy łóżeczku dziecka, które gorączkuje? A może nie. Może z przyjaciółmi uprawia długie nocne Polaków rozmowy. Fajne ma życie. Ale nie takie fajne, jak ty miałaś.

Patrzysz na zegar wiszący naprzeciwko twojego łóżka, wielkie cyfry, wielkie wskazówki. Siódma. Czas na dobranockę. Dzieci są na Mazurach. Czy babcia woła je na dobranockę? E, pewnie nie, pewnie jeszcze daje im pobiegać. Chyba mieli dziś ładną pogodę. Żeby tylko pamiętała umyć im ząbki, nim pójdą spać. Ty zawsze o tym pamiętałaś. Jakim cudem kiedyś cię to irytowało? Jakim cudem bywałaś na to zbyt zmęczona?

Psycholog ci radzi zadzwonić do nich i porozmawiać. Młodszy opowiada ci, jak nawlekał z babcią poziomki na łodygę trawy. „Przyjedź, mamusiu, pokażę ci, gdzie rosną poziomki! Nie możesz? Chora jesteś? To weź tabletkę i przyjedź!”. Czy zobaczysz je jeszcze kiedykolwiek? Poziomki na krzaczkach poukrywanych w trawie? I swoje dzieci?

Gdy wjeżdżasz do swojego miasta, wypuszczona na przepustkę, wybuchasz płaczem. Tak bardzo się bałaś, że jego też już nigdy nie zobaczysz.

Przysięgasz sobie, że zapamiętasz to na zawsze. To, jak cudownym uczuciem jest chodzenie, i tę tęsknotę za truskawkami, i to, jak obiecywałaś sobie nigdy już się nie irytować, gdy dzieci będą chciały z tobą zagrać w "Piotrusia" po raz tysięczny. To, że miałaś najfajniejsze życie, jakie sobie tylko można wyobrazić. To, jak wspaniale się oddycha. Jakie to uczucie, poczuć, świadomie, całą sobą, wiatr na twarzy. To, jak rutyna, która cię męczyła, nużyła i frustrowała stawała się wytęsknioną wizją, o powrocie do której marzyłaś.

To, że pierwszy dzień reszty twojego życia to nie jest jutro.

To dziś.





PS.


Napisano w drugą rocznicę dnia, po którym mogło już nigdy nie być żadnego jutra. Wszystkim, którzy tu zatrzymali Królowa Matkę i pozwolili przeżyć jej ofiarowane jej jutra w radosny, zabawny, melancholijny, barwny, wyjątkowy sposób, a więc także wszystkim Czytelnikom tego bloga, Królowa Matka pozostaje wdzięczna i dziękuje bardzo, nieustannie, codziennie i niezmiennie.


30 komentarzy:

  1. Dobrze, że te dwa lata "jutr" ("dzisiejów"?) były i że jeszcze są... dzięki za przypomnienie; spróbuję więc zrobić coś - dzisiaj.
    Bromba
    ps. to nie na temat, ale Królewskie Słonie okazały się strasznie zaraźliwe - wirus przekazywany przez internet! - jak zaczęłam, tak skończyć nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Szczerze przyznam, ze slonie nie moje, sama je gdzieś znalazlam (i nie pamiętam, jak do tego gdzieś trafiłam w dodatku!). Ale zaraźliwośc potwierdzam :).

      Usuń
  2. Wzruszyłaś mnie wiesz?
    Dobrze, że jesteś :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, ze wy jesteście, i że się wzruszacie też :).

      Usuń
  3. Stałam kiedyś w szpitalnym oknie i tak bardzo chciałam, żeby ktoś mną potrząsnął i wybudził z koszmaru. Nikt mną nie potrząsnął.
    Ale koszmar wybudził mnie do życia.
    Raz na zawsze.
    Mam nadzieję.

    A to co zdarzało się potem to już tylko takie małe przypomnienia...

    Uściski Ania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to ci się wspomnęło... Pierwszy dzień reszty twojego życia to jest dziś. Święte słowa Królowo Matko, święte słowa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały tekst Anutku! Dziękuję Ci za niego!
    Zatrzymałam się na chwilę i przypomniałam sobie, jak wielką szczęściarą jestem....
    Ściskam mocno i wielu jeszcze rocznic w zdrowiu życzę! :-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo, i sama wiesz, czego ja życze tobie...

      Usuń
    2. Wiem i dziękuję! :-)
      :-***

      Usuń
  6. JUTRO dla mnie to zarówno nadzieja, jak i strach, ja muszę DZISIAJ...
    Fantastyczny tekst, jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem to, wiem... trzymaj się Dzisiaj, kochana, kto wie, Jutro czasem przynosi piękne dary, których się baliśmy spodziewać... i takiego daru Wam życzę.

      Usuń
  7. Pamiętam to, a i tak pochlipuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze pamiętaj, że w szufladzie masz szyfon haftowany jedwabiem w niezapominajki. To właśnie jest Jutro.

    Dzieciaku Złoty. Może nie jesteś stworzona do biegania (jak ja) - ale do zrywania poziomek, radości codziennej, otaczania się wspaniałymi ludźmi - tak. Po to tu jesteś.
    Kaja

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany. Mogłabym zwalić na rozstrojenie hormonalne, ale co. Wzruszające chlipanie ściągnęło do kuchni zaniepokojonych domowników ( żeby być uczciwą;) jeden domownik przybiegł zaniepokojony, drugi, bo może da się coś wyżebrać)
    Pamiętam tamto jutro-wczoraj-niedawno. I dziecinne zakłady z losem. Zrobię to i to, ale ją zostaw, rozumiesz? Od zaraz na zawsze będę tak i tak, ale musisz ją zostawić, pamiętaj.
    Na moje (nie)szczęście nie bardzo zdawałam sobie wówczas sprawę jak bardzo jest źle, bo pewnie gotowa byłabym na Umowę Życia i mogłabym rzucić naówczas palenie ( no tym razem - jakoś się udało!):)
    Zdrowiej dalej, Królowo. Dzisiaj. Jutro. Zawsze:)
    Mnie/nam też jesteś bardzo potrzebna:*
    p_l w nielogu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaklinanie rzeczywistości pomaga ZAWSZE, wiem, bo sprawdzałam :D!

      Usuń
  10. Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć wcale nie jest przerażająca - śmierć jest mobilizująca. Do tego, by żyć. Mocniej, pełniej i teraz:)
    Wszak każda pewność niepewna...:)
    Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  11. Od dawna żyję w sposób "od dziś do jutra". Ale nie dlatego że jestem chora. Chociaż jestem. Trochę. Ale dlatego że każdy nawet malutki planik zrobiony na "pojutrze" w proch i pył się obraca.Zrobiło si jakoś smutno.
    Dla poprawy humoru: na malutkiej stacyjce PKP pod Wrocławiem, na budce był napis: "uśmiechnij się, bo jutro możesz nie mieć zębów". I tego proszę szalona Królowo :-) mocno się trzymać:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się trzymać :). I ty sie trzymaj także (pamiętaj, masz mojego aniołka! to musi pomóc :)).

      Usuń
    2. Aniołek wisi w oknie. I tak mocno dynda nogami, że mam nadzieje w końcu wykopie co złe.Pozdrawiam wisielczo :-(

      Usuń
  12. O tak, Kochana, to było przerażającce i nieopisywalnie straszne też dla nas.. Choć przecież najcięższe dla Ciebie!
    Wspominam to jak senny koszmar. A przecież działo się naprawdę.
    Pamiętam, odpychane, myśli: trzeba będzie się zorganizować i podjąć życiowe decyzje, gdyby miało nastąpić najgorsze.. Płaczę właśnie kiedy to piszę..
    Czyli działo się naprawdę..!
    Nie umiem sobie wyobrazić, co to było dla Ciebie!
    Sto lat w zdrowiu, szampańskim humorze i doborowym towarzystwie, KOCHANA SIOSTRO! Carpe diem!
    Jo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat by sie toczył i beze mnie, ale nie podoba mi się myśl,ze już bym tego nie widziała - dwa lata temu też mi sie nie spodobała, i moze to pomogło :)? Ściskam :).

      Usuń
  13. Bardzo wzruszające i szalenie prawdziwe słowa...Dziękuję za nie, gdyż są ważne także dla mnie, z różnych względów. I duuużo zdrówka życzę. God save the Queen! :)
    Griet

    OdpowiedzUsuń
  14. No i znowu mam oczy na mokrym miejscu... Pięknie napisane i boleśnie prawdziwe.
    Dziękuję.

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń