sobota, 30 grudnia 2017

Przedsylwestrowo... i w ogóle

Potomek Młodszy (podekscytowany, podskakując jak porażony prądem, z rozwianym włosem i błyskiem w oku; relacjonuje Królowej Matce, na jakich bogactwach spoczęły w okolicznym domostwie jego oczy) - I tam, mamusiu, mają aż pięć rurek fajerwerek!

Królowa Matka (poprawia machinalnie) - "-ków".

Potomek Młodszy (nie tracąc nic a nic ze swego entuzjazmu) - Pięć rurków!

Tak więc nie ma, że to tamto, święta, Sylwester, nowy rok czy inne okoliczności łagodzące, my zawsze w pierwszej linii Frontu Walki O Czystość Języka Ojczystego!

czwartek, 21 grudnia 2017

Pretensjonalna oda do radości

Coś się w Królowej Matce zbierało już rok temu. 

Prawie dokładnie rok temu, w poście na zupełnie inny temat, pisała:

"Jakoś tak ostatnio zauważyła u siebie Królowa Matka przesyt. Nie, nie świętami. Całą tą otoczką. Tymi reklamami, atakującymi zza każdego węgła, tym wmawianiem, że musi jeszcze to, czy tamto, to kupić, tego pragnąć, to zrobić, bez tego czuć się nieszczęśliwą, tym dopełnić święta, bo inaczej będą nieudane i czegoś im będzie brakować. "Przecież - pomyślała pewnego dnia nie bez zdziwienia Królowa Matka - przecież ja niczego takiego nie potrzebuję". Mimochodem zaczęła w swoich skierowanych do rodziny wypowiedziach przemycać pogląd, że może by tak tym razem bez szału ciał i uprzęży, skromnie, jeden prezent na głowę i choinka ubrana w pierniczki, rękodzieło i kupowanie od rzemieślników zamiast chodzenia po wielkich sklepach i nakręcania się na "a właściwie to na choince wyglądałoby super!" oraz "nie muszę, ale chcę". Jej własne Potomki wpasowały się łagodnie w tę tendencję, odpowiadając na pytanie, co chciałyby dostać na święta: "Nic. My wszystko mamy, mamusiu" i Królowa Matka kątem zmęczonego mózgu pomyślała nawet, że przypadkiem udało jej się chyba wychować całkiem szczęśliwych ludzi".

W tym roku poszła w swoich przemyśleniach jeszcze dalej, może dlatego, że jest mniej zmęczona.

Pewnego wieczora, cztery dni temu, gdy - ku jej najszczerszemu zaskoczeniu - okazało się, że tak zręcznie z Panem Małżonkiem pokierowali robieniem świątecznych zakupów, że zostało im jedynie nabycie piasku dla kota i cała rodzina weszła do centrum handlowego z lekką duszą i sercem, przemykając między tłumami goniącymi nie-wiadomo-za-czym z obłędem w oczach, rozwianym włosem i napięciem widocznym w każdej linii ciała jak istoty z zupełnie innego świata, Królowa Matka rozejrzała się po wspomnianym centrum i pomyślała "Och".

Jej dzieci wznosiły oczęta w górę oraz okrzyki zachwytu, ciągnęły Królowa Matkę za rękaw i pokazywały tu gwiazdkę, tam choinkę, a gdzie indziej falę migoczących śnieżynek spływających z sufitu, w tle śpiewał - i to jak! - chór Zespołu Szkół Muzycznych zbierający fundusze na Studniówkę, a Królowa Matka zastanowiła się, kiedy się zestarzała tak bardzo, że przestało ją to cieszyć.

A może nie tyle przestało cieszyć, co zachwycać. Kiedy zrobiło się z nią coś takiego, że przestała odczuwać (albo przyznawać się) zachwyt na widok tych migotań i feerii barw. Albo przestała ją zauważać. Gdyż jest dorosła i widzi poetykę kiczu, a kogo by zachwycała poetyka kiczu, już nie mówiąc o tym, że trzeba jeszcze kupić mak i orzechy, i ostatnie prezenty, i zrobić rozpiskę, co, kto i kiedy sprząta, a nie zachwycać się jakąś tam komercjalizacją. A w ogóle to dorosły, przytomny człowiek nie przyzna się przecież głośno, że mu się podoba ten szał światełek i przechodzenie pod tunelem owiniętym lampeczkami iskrzącymi się srebrem, z gdzieniegdzie przebłyskującą błękitną gwiazdką.

No więc, Szanowni Czytelnicy, będzie coming out - Królowej Matce się podoba.



Chociaż nie zawsze o tym pamięta.

Jadąc do Domu w Dziczy i głośno licząc z Potomkami kolejne świątecznie przybrane domy przypomniała sobie Królowa Matka siebie samą sprzed lat. Siedmio-, ośmio-, dziewięcioletnią, liczącą z rodzicami, w którym oknie pojawiła się już choinka. Co roku uczestnicząca w mini-konkursie bez nagród, kto pierwszy zobaczy w czyimś oknie ubrane, oświetlone drzewko.

Dziś rano, gdy Potomki Starsze i Pan Małżonek wyjechali już do miasta, do swych uczelni i zakładów pracy, do łóżka Królowej Matki wślizgnął się Pompon Starszy, lodowatymi stópkami wbił się w jej łydkę, "Mogę pospać z tobą, mama? Nie będę gadał". Identycznie robiła sześcioletnia Królowa Matka, budząc się o świcie, gdy rodzice wychodzili do pracy, na palcach, żeby nie obudzić dzieci. Patrzyła na smugę światła pod drzwiami własnego pokoju, słuchała szmerów ściszonych głosów, trzask drzwi, chlap, chlap, chlap, na bosych stopach człapała do kuchni, do babci, za oknem powoli świtało, chłód przemykał szczelinami w oknie, magia drżała w powietrzu, serce śpiewało z radości, szły święta.

Właściwie tylko tego by chciała. Żeby za lat ...-dzieścia albo ...-dzieści jej dzieci przypominały sobie, jak liczyły z rodzicami świecące renifery w cudzych ogródkach. Albo lukrowały pierniczki. Stawiały w oknie świece. Dmuchały na krzesło, zanim siedliśmy do wigilijnej wieczerzy.

Straszliwie bezsensowne wydało się Królowej Matce to uleganie presji, że trzeba więcej, bardziej, drożej, czyściej. Więcej kupić, lepiej wypucować okna, bardziej sprzątać. Koniecznie dopilnować rytuałów, w które się nie wierzy, albo których sens zagubiło się lata temu, albo które w ogóle nigdy nie miały znaczenia, tylko się je wykonywało, bo tak, bo wszyscy tak robią. Wplątani w tę rozpaczliwą sieć tradycji, społecznych oczekiwań, komercjalizacji, którą się gardzi, ale której się poddaje, bo trzeba, bo wszyscy, bo: patrz wyżej.

"Nienawidzę świąt" - mówi się potem. Tego zmęczenia, tego starania się dla dwóch godzin wieczerzy, tej napinki, tych nasiadówek z ciociami i wujkami, którzy znów będą się do wszystkiego przyczepiać, i w dodatku na pewno zaraz się wszyscy pokłócimy o politykę. Znów się dałam wmanewrować w tę gonitwę. Jak kto głupi. Nienawidzę tego, nienawidzę.

No więc nic z tego, nie w przypadku Królowej Matki.

Królowa Matka ma w tym roku (i ma nadzieję, że przejdzie jej to na rok następny, i następny, i jeszcze kolejne) w głębokiej obojętności to, czego oczekuje od niej świat w kwestii obchodzenia świąt.

Zamierza je obchodzić duchowo. Tak się je przecież powinno obchodzić, prawda? Przede wszystkim tak. Duchowo - co wcale nie znaczy, a przynajmniej nie musi znaczyć,  religijnie. Świętować odejście ciemności i nadejście światła. Świętować czas, gdy zawiesza się codzienność. Świętować czas, gdy nadchodzi Nowe. Przyjąć je z nadzieją.

Zamierza się zachwycać.

Zamierza się dzielić*.

Zamierza się brudzić mąką, kleić od ciasta i lukru, plątać ozdoby, wypatrywać pierwszej gwiazdy, zaglądać sąsiadom do ogrodów, żeby zobaczyć, jakie zainstalowali dekoracje, i zachwycać się nimi, przydeptując swoją dorosłą "ależ-to-kicz" część jestestwa. Jeść orzechy i jabłka, mieszać ziarna i miód na kutię. Zapraszać duchy przodków i jak najbardziej żywych przyjaciół do stołu. Pokłócić się przy klejeniu wigilijnych pierogów - to też jest w jej domu tradycja ;).

Zamierza się cieszyć.

Zresztą.

"Mamo - mówi Pompon Młodszy, chwilę przedtem w skupieniu oglądając świąteczną reklamę, aż przelewającą się od dobrobytu pod choinką i paczek we wszystkich rozmiarach - ja wiem, co w świętach jest najważniejsze. Magia świąt. I żeby być ze swoją rodziną".

"Najlepsze jest oczekiwanie - mówi Potomek Starszy z rozmarzeniem w oczach. - Pakowanie prezentów. Ubieranie choinki. Lepienie pierogów, malowanie pierniczków. Śpiewanie kolęd, po prostu uwielbiam. To są najpiękniejsze chwile, zanim się w ogóle spojrzy na prezenty".

Słowem, coś tam się Królowej Matce w temacie prania młodocianych mózgów udało osiągnąć.

Święta idą.

Cieszmy się.

Pierwsza choinka w Domu w Dziczy, AD 2004 :).
Rośnie w ogrodzie do dziś.


* A propos "dzielić się" to pewne rzeczy nie zmieniły się od zeszłego roku i od zeszłorocznego wpisu. Królowej Matce udało się przeforsować swoją zeszłoroczną koncepcję "mniej znaczy lepiej" w temacie prezentów, co oznacza, że na dzielenie się też starczyło.

Ma nadzieję, że starczy i Wam, Kochani.

https://www.facebook.com/events/1824502567624210/

Najlepszych Świąt, jakich możecie sobie życzyć!


niedziela, 10 grudnia 2017

Opowieść wigilijna

Z serii "ESD (albo i lepiej)".

Wczoraj Królowa Matka robiła zakupy w towarzystwie Pompona Starszego, który zazwyczaj rwie się do pomagania całym sercem, w związku z czym jest go wszędzie pełno i trzeba mieć oczy dookoła głowy. W dodatku dobroczynności jej się zachciało, w sklepie była zbiórka na święta dla ubogich, dokupiła trochę różności, Pompon Starszy nosił je w upojeniu do wystawionych koszy i odbierał uśmiechy oraz podziękowania, Królowa Matka jedną ręką pakowała własne zakupy, drugą podawała Pomponowi rzeczy, które miał odnosić, trzecią płaciła, czwartą ogarniała toboły, w efekcie czego zostawiła na sklepowym stoliku do pakowania portfel.

Z kupą forsy w środku.

Odkryła rzecz trzy godziny później, w domu, przetrząsnęła posiadłość i okolice, na próżno, żmudnie odtworzyła własne postępowanie krok po kroku, wyszło jej, ze mogła ten portfel zostawić w sklepie, albo zgubić na ulicy w dwóch co najmniej miejscach.

Pan Małżonek, powróciwszy z siłowni około 22 zastał Królową Matkę zaryczaną i spuchniętą jak pomidor na sterydach z alergią na azotany, niby przyjmowała panamałżonkową argumentację, że to tylko pieniądze, nabyta rzecz, tak od razu z ich braku nie pójdziemy z torbami, ale jednak człowiekowi trochę smutno, jak w ramach tej kupy forsy znajdują się jego wszystkie oszczędności przeznaczone na prezenty, które to oszczędności ciułał od czerwca w tajemnicy, radując się wizją niespodzianek, które zrobi Kochanej Rodzinie (a także zdjęcia Potomków oraz Pana Małżonka z sunią, która nas sześć lat temu odumarła, że o karcie Yves Rocher Królowa Matka nie wspomni).

Dziś pojechaliśmy do sklepu, Królowa Matka w nastroju: "Cudów nie ma, chlip, ale przynajmniej może znalazca będzie miał wesołe święta, chlip, chlip", weszliśmy do kanciapki Pana Kierownika Sklepu i w zasadzie nie musieliśmy nic mówić.

Jest, pewnie, że jest, już wczoraj się znalazł, nawet na monitoringu sprawdzaliśmy, kto zgubił i szukaliśmy pani wokół sklepu, ale już pani nie było. Myśleliśmy, że zaraz pani wróci i nawet się martwiliśmy, że pani tak nie ma i nie ma, gdzie jest ten portfel, przecież tu leżał... o, jest, bardzo proszę.

I był.

Z całą kupą forsy w środku. Oraz zdjęciami Potomków, Pana Małżonka i suni, że o karcie Yves Rocher Królowa Matka nie wspomni.

Świat wcale nie jest zły, Królowa Matka wam to mówi.

PS. I ma szczerą nadzieję, że znalazca portfela będzie miał BARDZO wesołe święta, czego jemu/jej z całego serca życzy, zasyłając serduszko razy milion .