poniedziałek, 24 grudnia 2012

Baaardzo niepedagogicznie :)

Wigilia, wczesne przedpołudnie, Pan Małżonek wraz z Królową Matką kończą ubierać choinkę, dodając to tu, to tam kolejną słomianą gwiazdeczkę, a to miniaturową czerwoną bombeczkę, a to pieczołowicie przesuwając gwieździsty łańcuch, aby lepiej migotał (podczas gdy dwa Młodsze Potomki patrzą na to z kojca z otwartymi buziami, a dwa Starsze Potomki rżną w jakąś grę, głuche na prośby Rodziców, by przybyły i uczestniczyły w tym Jedynym Momencie W Roku), oraz jak co roku zastanawiając się, co by tak zatknąć na szczycie, bowiem - też jak co roku - zapomniało się kupić/ zrobić/pożyczyć stosowny osprzęt, jak był jeszcze czas po temu.


Pan Małżonek (filozoficznie) - No cóż, nie potrzebujemy kolejnego czubka, w końcu mamy cztery...

Oto cała (smutna ?) prawda przy święcie :)...

2 komentarze:

  1. Coś takiego! naszych czubków nie dało się odpędzić od choinki! Musiałam też się poddać w kwestii pierniczków, bo zanim dowiązałam sznurek do pierniczka, dziesięć innych już wchłonięto... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodszych by się nie dalo, gdybyśmy ich brutalnie nie odseparowali, a Starsi są najwyraźniej wypaczenie emocjonalnie (zapewne nawarstwiajace sie błędy wychowawcze procentuja...).
      Zas co do pierniczków... taaak, ja moje dekorowałam o drugiej w nocy, gdy dzieciątka padły na amen. One przedtem dostały swój przydział, pisaki cukrowe i posypki, żeby bylo sprawiedliwie - tylko dlatego mialam nazajutrz co fotografować :D.

      Usuń