Dzieje sie tak nie dlatego, że blog Krolowej Matki jest o wszystkim i o niczym, co tych nie-walacych drzwiami i oknami reklamodawców może konfudować, i nie dlatego, że - wbrew radom Bloggera, rodzimego, bądź co bądź, portalu Królowej Matki (krótko! zwięźle! krotkimi zdaniami! żeby przykuć uwagę czytelnika, ale go nie zmęczyć zmuszając do zbyt długiego skupiania uwagi!) - pisze ona notki za długie, przegadane i pełne długaśnych, wielokrotnie złożonych zdań i dziwacznych słów.
Ale dlatego, że Królowa Matka tych (nielicznych) Czytelników, których jeszcze ma, haniebnie zaniedbuje.
Mamy bowiem oto koniec -koniec!!! - sierpnia, a ileż to notek zamieściła Królowa Matka od początku miesiąca?
JEDNĄ.
No więc, powodowana wyrzutami sumienia, zamieszcza oto drugą.
Kulinarną.
Na dobry początek nowego tygodnia specjalnie z czułym wspomnieniem o Czytelnikach, tkliwie o nich myśląc, Królowa Matka poczyniła muffinki herbaciane, sugerując się różnymi przepisami, tu dodając, tu ujmując, czyli jak zwykle.
Jak wszyscy wiedzą, muffinki to nie jest produkcja szczególnie skomplikowana i polega na wymieszaniu składników suchych (w tym wypadku - pół kilo mąki, 3/4 szklanki brązowego cukru, łyżeczki sody i łyżeczki proszku do pieczenia) w jednej misce, składników mokrych (tu: szklanki mocnego naparu herbaty, w wypadku Królowej Matki był to Earl Grey Twinnings, 100 ml oleju oraz soku z jednej cytryny - skórkę sobie Królowa Matka darowała, bo nie przepada - i dwóch jajek), połączenie wszystkiego mniej więcej i na szybko, po czym nałożenie ciasta w foremki muffinkowe do wysokości 2/3 foremki, posypanie po wierzchu grubym ciemnym cukrem i upieczenie wszystkiego w teperaturze 170 stopni przez około 25 minut.
Muffinek wyszło 14, przy czym do tych w seledynowych sukienkach Królowa Matka dodała też rodzynki (na specjalne życzenie Pana Małżonka). Ślicznie wyrosły, równo, a nie tak, jak się Królowej Matce zazwyczaj zdarzało, tu bardziej, ówdzie mniej, a gdzie indziej wcale :). Z jakiegoś powodu wbrew oglądanym wcześniej zdjęciom Królowej Matce wydawało się, że będą ciemne (to pewnie zasugerowanie się wizją naparu Earl Grey), nie były, ale smaku im to nie ujęło. Wszystkie zostały pożarte w ciągu jednego dnia, w tym część prawie natychmiast po wyjęciu z pieca, a nie jest to rzecz przytrafiająca się nagminnie wypiekom Królowej Matki, która ma wybredną i rozwydrzoną smakowo rodzinę.
Wszystkim Czytelnikom Królowa Matka życzy smacznego.
Póki ich jeszcze ma.
No Królowo Matko, nie opuścimy Cię, never ever! Pisz, pisz, pisz tylko dla nas!!!
OdpowiedzUsuńA babeczki - wyglądają smakowicie. Ja właśnie też ostatnio rozpieszczam moją rodzinę takimi różnymi w papilotkach - bo stwierdzam, że to takie cóś, co zawsze wyjdzie i nie namęczy się człowiek zbytnio.
Przepis kradnę i będę mówić, że to babeczki królewskie są :)
ściskam i pędzę już do kolejnego wpisu Twojego :)
Papilotki zaczęłam dostawać w prezencie od rzyjaciółki i bardzo polubilam :). Lepsze to niż szorowanie blach po pieczeniu.
UsuńCo do wpisów... cóż, mam nadzieję, ze chociaz garstka Czytelników mi zostanie po wygaszeniu aktywności, która, jak wskazują wszelkie znaki na ziemi i na niebie, wkrótce tu nastapi.
Och nie, to straszne co piszesz... Nie, nie wygaszaj się tu... Ja PROTESTUJĘ!!! LIBERUM VETO!
UsuńKrólowo, ależ kto by szorował jakieś blachy?? Odkąd zanabyłam silikonowe formy do muffinek, odpadł nie tylko problem szorowania, ale też smarowania i wyjmowania. Genialny wynalazek, serio.
UsuńJa szoruję, bo mam blachę i nie mam pieniędzy, by zainwestowac w foremki (a jak mam pieniadze to nie ma foremek/ zapominam/ mam inne wydatki :)). To znaczy teraz nie szoruję, bo mam papilotki, dobre i to :D!
Usuńprojektlondyn @ To nie ja chcę się wygasic, to zycie mnie wygasi, obawiam się. Ida zmiany, i nie na lepsze. Tez się obawiam :(.
UsuńWyglądają smakowicie i pewnie takie też były. Ja nie piekę.
OdpowiedzUsuńA co do oglądalności czy raczej poczytności; się nie martw. Mam gorszą ;) A, że bywam cierpliwa to sobie poczekam na następną Twoją notkę. ;)
Obawiam się, że tu zaraz beda następować takie przestoje, ze dorobię się nie trzycyfrowych, ale dwu- albo i jednocyfrowych statystyk odwiedzin :(...
UsuńZ tymi reklamodawcami i ludźmi z wydawnictw wszelakich jest zapewne tak, że to do nich trzeba się dobijać. W ten właśnie sposób udało mi się niedawno dojść do finału akcji "tłumaczymy komiks internetowy". Nie wiem ile osób podjęło się tej próby, ale najwyraźniej mój rozwlekły elaborat zachwalający umiejętności i talent, oraz próbka tłumaczenia sprawiły, że po raz pierwszy w życiu otrzymam wynagrodzenie za przekład, jak również miano oficjalnego, pełnoprawnego tłumacza. Jeśli Królowa Matka nie wie jak się za to zabrać (mowa tu o waleniu drzwiami i oknami), to chętnie pomożemy. Nie każdy potrafi pisać w tak ciekawy sposób jak robi to autorka niniejszego bloga, a taki talent należy promować :). No bo co stoi na przeszkodzie? Na pewno nie zdania złożone ;).
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie nie wiem, nie umiem i nie jestem pewna, czy chcę :). Wskazówki poczytalam sobie ot, tak, z ciekawości i wyszlo mi, że nie ma przebacz, ten blog nie ma szans na to, by stac się przebojem sieci :D.
UsuńBlog może nie, bo rzeczywiście jest o wszystkim, co znacznie utrudnia sprecyzowanie grupy docelowej. Ale może blog o konkretnej treści, może artykuły do gazet/magazynów tych internetowych lub niekoniecznie, może książka... No bo jak się myśli o popularności i zarabianiu (w mniejszym lub większym stopniu) to najlepiej "think big" i działać ;).
UsuńJa nie myślę :). Ja uwazam, że jest pełno lepszych/ ciekawszych/ odważniejszych / majacych pomysl na siebie niż ja. Boże! Artykuły! Książka!!! No, nie, to nie dla mnie, to pewne :).
UsuńI to jest być może właściwa droga, ten wpis, babeczkowy. Będąc podobnie jak i Jej Wysokość, właścicielką bloga śmieciowego (raczysz wybaczyć WW to określenie) , omawiając swoje statystyki, usłyszałam: i tak dobrze! Nie prowadzisz bloga kulinarnego ani modowego! I mówiący to zdanie miał słuszność, bowiem najczęściej odwiedzaną i wyszukiwaną notką jest taka o kremówkach:)
OdpowiedzUsuńAch, ojtam, ojtam, idealna nazwa :).
UsuńMój blog to móglby jeszcze parentingowy być, tez niezla nisza, i też ją spieprzyłam, uczciwszy oczy Szan.Czyt. :D
Oj, pisz, Królowo, pisz :) Nigdy się nie zniechęcam, czekam, i będę czekać, choćby miesiącami :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńO, lada moment skorzystam z przepisu w wersji z naparem z lipy, jak myślisz, będzie git?
OdpowiedzUsuńI tylko nie parentingowy, błagam!
Na parentingowy to już za późno ;D.
UsuńZ lipą? Może być bardzo ciekawie, jak wypróbujesz, daj znać! Ciekawa jestem, czy będą lipa pachnieć :)...
A kategorii: “Blog życiowy“, “Codzienność, byle nie nudna“ nie ma? No, to słabo. Nadrabiamy braki, Internet! Trochę wyobrazni!!
OdpowiedzUsuńA Twój blok jest fantastyczny. I dobrze napisany. I nigdy nudny. To kategorie się muszą dostosować!
No nie ma :))). Może bolgosfera rzeczywiście powinna ponadrabiac :D!
UsuńAleż Królowo - ja już kiedyś w komentarzu napisałam, że na inne to wpadam i łypię okiem a Ciebie aby poczytać to muszę mieć chwilę spokoju, kubek z herbatą ewentualnie kawą inką i wówczas zanurzając się w lekturze, relaksuję :)
OdpowiedzUsuńTeraz masz muffinki do tej kawy :)!
Usuń