Albo taka sytuacja, że zatrzymujecie się w trasie, zeby rozprostować nogi i coś zjeść, i pytasz Pompona Starszego, gdzie jest pies, a Pompon Starszy mówi, że został w samochodzie z Potomkiem Młodszym i śpi, więc mówisz, żeby może przejść się z nim troszkę, bo przed nami trzy godziny jazdy, więc Pompon Starszy się rozdziera ile sił w płucach w nadziei, że braciszek go uslyszy przez otwarte okienko, jednakowoż skutku to nie odnosi żadnego, więc mówisz, żeby sam wypuścił zwierzątko, i Pompon Starszy idzie, wsadza glowę przez okno, potem otwiera drzwi, zagląda i mówi, ale mamo, psa nie ma, jak nie ma, denerwujesz się i idziesz sama, zaglądasz do samochodu, faktycznie nie ma, może Potomek Młodszy poszedl z nim sam z siebie, ale gdzie on jest, wyłazisz z samochodu i zaczynasz nawoływać psa i Potomka, Potomek się nie odzywa, pies tym bardziej, rany, gdzie oni mogli poleźć, i jak mogli się zgubić na takim malutkim placyku, no cóż, włazisz z powrotem do samochodu, a im bardziej do niego włazisz tym bardziej nie ma w nim psa (ani bombelka), nic to, jak kto głupi sprawdzasz za siedzeniami, jakby Potomek Mlodszy (lat 16, wzrostu 189 cm) i pies (rozmiar średniego wyżla, temperament płochliwy, zwlaszcza w samochodzie, typ "polożyliscie to leżę") mogli się tam ukryć, a z tobą sprawdza Pompon Starszy, który pomaga ile sił, aż wreszcie oboje po poszukiwaniach nie uwieńczonych sukcesem opuszczacie pojazd, a wtedy Pompon Starszy mówi,
że ale, mamo, bo to nie jest nasz samochód