W Vigacie na "pastwisku" (czyli w miejscu, na którym - jak wiedzą wszyscy mieszkańcy miasteczka - spotykają się wielbiciele płatnych uciech erotycznych i poszukiwacze związanych z nimi mocnych wrażeń) zostaje odnalezione ciało inżyniera Luparello, lokalnej osobistości. Według orzeczenia biegłych, śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, a jej przyczyną był atak serca spowodowany nazbyt intensywnym udziałem we wspomnianych uciechach. Wezwany na miejsce zdarzenia komisarz Montalbano, który - czy to wiedziony intuicją, czy przeczuciem - ociąga się z odłożeniem dochodzenia ad acta, pomimo coraz liczniejszych nacisków. A ociąga się nie tylko dlatego, że denat uchodził za człowieka ostrożnego, dbającego o reputację i sama jego obecność na "pastwisku" wydaje się zastanawiająca, o okolicznościach śmierci nie wspominając. Pewne osoby zachowują się dziwnie, ci, którzy powinni okazać zaskoczenie i smutek z powodu zejścia inżyniera przyjmują ją nader spokojnie, z kolei są tacy, którzy pogrążają się w głośno i ekspresyjnie wyrażanej rozpaczy. Dzieją się zastanawiające rzeczy, na miejscu domniemanej zbrodni znajdowane zostają dziwaczne przedmioty, kuriozalne zdarzenia zdają się mnożyć i komplikować całą sprawę Wszystko to, zdaniem komisarza, najwyraźniej świadczy o tym, że ktoś próbuje skompromitować inżyniera...
Książka jest krótka.
I jest to zaleta :).
Zwięzłość
formy wymaga na autorze zachowania precyzji, uporządkowania,
szczególnej dbałości o przejrzystość fabuły i starannego przedstawienia
historii w sposób, który pozwala czytelnikowi podążać za sprytnie, w
przemyślany sposób pozostawionymi tropami aż do satysfakcjonującego
(intelektualnie, bo jeśli chodzi o zaspokojenie poczucia sprawiedliwości
to, muszę wyznać, im więcej wysoko postawionych osób pojawiało się w
tej historii, tym bardziej upadała we mnie nadzieja na ujrzenie
wszystkich odpowiedzialnych za zbrodnię za kratkami) zakończenia. Wymaga
dokładności i skupienia się na przyczynowo-skutkowej logice
przedstawianej opowieści. Nie pozwala na przedstawianie głębi przemyśleń
głównego bohatera na tematy osobiste, rozdrapywania wszystkich zadanych
mu kiedykolwiek duchowych ran, nie możemy liczyć na katalog z IKEI w
formie opowiadania ("usiadł na błękitnej sofie o prostych liniach
zagłówka, zarzuconej poduszkami w modne ostatnio wzory nordyckie, i
odstawił filiżankę na subtelny stoliczek o trzech nogach, który wydawał
się niemal zbyt delikatny, by udźwignąć nowoczesną, modernistyczną lampę
o podwójnym kloszu i minimalistycznym dizajnie", te rzeczy) oraz
długich wewnętrznych rozważań, snutych przez bohatera podczas
wpatrywania się przez okno, po którym niespiesznie przemykają samotne
krople deszczu, by połączyć się w strumyczki i jak łzy rysować
nieregularne ścieżki na szybie, za którą powoli pogrąża się w
przedwczesnym mroku ponurego, wrześniowego dnia ulica wraz
przemykającymi po niej, przygarbionymi smętnie, owiniętymi w
bezkształtne peleryny lub skulonymi pod parasolkami sylwetkami ludzkimi
(i tak dalej, i tym podobnie; długo tak mogę, i liczni autorzy
kryminałów, niestety, też). Zero sztucznego nadmuchiwania powieści,
tylko (aż!) dyscyplina słowa i precyzyjne plecenie wątków.
W
posłowiu do powieści tłumacz przytacza wypowiedź sycylijskiego pisarza,
Leonarda Sciascii: "Powieść kryminalna jest najlepszą klatką, w której
może osiąść pisarz, ponieważ narzuca ona pewne normy: na przykład nie
można naruszyć w niej związków logicznych, czasowych i przestrzennych",
i, doprawdy, jest to maksyma, którą jakże wielu autorów kryminałów
powinno sobie wyhaftować krzyżykami, wykuć w kamieniu, wyrzeźbić w
drewnie czy tam utrwalić w dowolny, przez się wybrany sposób, i trzymać
gdzieś pod ręką, najlepiej przy łóżku, by była to pierwsza rzecz, na
którą spojrzą po przebudzeniu i ostatnia, jaką będą widzieć przed
zaśnięciem. A gdyby sobie ją jeszcze utrwalili, to byłoby po prostu
wspaniale.
Andrea Camillieri przyswoił i utrwalił, i jako czytelniczka cieszę się z tego ogromnie.
Przy
tym pomimo zwięzłości formy w "Kształcie wody" odnaleźć można to, za co
swego czasu tak chwaleni byli "kryminaliści" skandynawscy, czyli obraz
społeczeństwa, tu: sycylijskiego w latach 90-tych, całą tę warstwę
społeczno-obyczajową, od miejsca znalezienia zwłok, czyli, co tu owijać w
bawełnę, burdelu na świeżym powietrzu począwszy, przez nepotyzm, układy
i układziki, niemal mafijne powiązania, brudną politykę, bezradność
wobec tych, co mogą więcej... a w tle sycylijskie pejzaże i cudowna
pogoda, życie towarzyskie, kultura, kuchnia.
Dodatkowy plus za
samego komisarza Montalbano. Trudno w kryminałach o sympatycznego, nie
zgnębionego przez życie, nie skopanego przez los i pozbawionego nałogów
bohatera a tu proszę - lubiany, uczciwy (na swój sposób ;)) i z
poczuciem humoru. Posiadający przyjaciół, znajomych, życie osobiste,
lubiący dobrze zjeść, nie przypominający superherosa z amerykańskiego
komiksu ani głównego bohatera kina moralnego niepokoju. Normalny. Zwykły
facet. Dopiero gdy człowiek natyka się w książce na normalnego
detektywa/policjanta/komisarza/prowadzącego śledztwo widzi, jak bardzo
było mu kogoś takiego brak.
Ponieważ niedawno przeczytałam bardzo negatywną opinię o powieści (nie tej :)), zaczynającą się od słów: "Bardzo była krótka, nie lubię takich krótkich książek, lubię spędzać dużo czasu z bohaterami, wchodzić w ich świat, lubię, jak te świat mnie interesuje, a czym można zainteresować czytelnika na głupich dwustu stronach?" boję się polecać dzieło, liczące tych stron zaledwie 153, ale może spróbuję - jeśli ktoś chciałby sprawdzić, czy jednak można zainteresować czymś czytelnika w książce, która w sposób znaczący odbiega objętością od jakże licznych skandynawskich (i nie tylko) bestsellerów niech zaryzykuje spotkanie z komisarzem Montalbano i sprawdzi.
A nuż okaże się, że jednak można :).
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Książki tego autora dają mi przeżycia porównywalne z jazdą luksusowym pociągiem - elegancko i do celu. Smaczki sycylijskie do tego - nie mam na myśli tylko kolorytu lokalnego, ale opisane lokalne dania i zachwyt komisarza przy spożywaniu tychże.
OdpowiedzUsuńTak, doskonałe porównanie! Elegancja, nieco staroświecka w najlepszym tego słowa znaczeniu.
UsuńCzytałam opowiadania tego autora już wiele lat temu. Może czas sobie przypomnieć
OdpowiedzUsuńZapewne warto, jeśli ktoś lubi opowiadania (ja nie lubię, mam uraz po nowelach przerabianych w szkole, ale wierzę, że te opowiadania warte są lektury :)).
UsuńKomisarz Montalbano to mój ulubiony bohater powieści kryminalnych. Poznałam go w czasie, gdy popularne były kryminały skandynawskie i jakoś tak najbardziej przypadł mi do gustu. Chociaż wtedy było dostępnych chyba ok.7-8 książek, więc nie umiem powiedzieć jak rozwijał się bohater w ciągu całego cyklu.
OdpowiedzUsuńDawno to było, więc już teraz nie umiem dokładnie określić dlaczego. Chyba ten mix cech charakteru komisarza, jego sposób życia i pracy ale chyba też "drugi plan" : współpracownicy, włoska specyfika życia i załatwiania różnych spraw. No i oczywiście sama Sycylia.
Jest też serial na podstawie książek (teraz chyba na N. można zobaczyć), który całkiem udanie przeniósł książki na ekran (nie widziałam całości, oglądałam kilka odcinków na Tele5). I bezpowrotnie złączył w mojej głowie aparycję aktora z wyobrażeniem komisarza M ;-)