Wiecie, że nigdy nie lubiłam końców roków (wiecie, prawda? A jeśli nie wiedzieliście, to już wiecie). Nie lubiłam Sylwestrów, noworocznych postanowień, podsumowań i całego tego szaleństwa, które ogarnia Ludzkość na przełomie grudnia i stycznia. Nie lubiłam i nie lubię, c'mon, ja świętuję Gody, moment Przełomu zaliczyłam tydzień temu i mentalnie żyję już w roku całkiem nowym, Sylwester mi zwisa jak kilo kitu na agrafce i jest mniej więcej tak samo pociągający.
Ale... to rok 2020.
Rok ZOZO.
Rok, który - miejmy nadzieję - pozostanie na zawsze tylko jednym takim, jedynym w życiu nas wszystkich, anomalią, która nie powtórzy się już nigdy, nienormalnym zawichrowaniem, które minie. Pełnym niepewności, strachu, stresu, wrażenia chodzenia po cienkim lodzie, który może trzasnąć pod stopami w każdej chwili, a pod nim... nie wiadomo, co. Rok, o którym trudno jest pisać. I o którym trudno jest myśleć. Takim, gdy wieczorami padało się na twarz, wyczerpanym fizycznie i psychicznie (pozdrawiamy nauczanie zdalne machaniem!). I takim, w którym nawet mi, introwertyczce level milion, tak bardzo brakowało ludzi, że płakać się chciało (zupełnie dosłownie) z tęsknoty. Mija chyba pół roku, gdy widuję zasadniczo wyłącznie osoby z mojej najbliższej rodziny i nawet ja miewam tego dość. Tak bym chciała porozmawiać z kimś SPOZA. Spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Albo w ogóle - szaleństwo! - poznać kogoś nowego, póki jeszcze nie zdziczałam totalnie, bezwzględnie i nieodwracalnie.
I przez to wszystko, co powyżej aż mi dziwnie to pisać, a wręcz czuję się nietaktownie, ale - mimo wszystko, mimo WSZYSTKO - nie był to dla mnie zły rok.
Moja rodzina miała co jeść. Mieliśmy dach nad głową. I siebie.
Ten rok to czwarty rok od chwili, gdy lekarze dali mojej mamie góra dwanaście miesięcy życia. Udało nam się przeprowadzić ją przez ten kolejny nadprogramowy czas całą i zdrową.
Pan Małżonek dostał nową pracę.
Przeczytałam kilka świetnych książek. Zrobiłam parę rzeczy na szydełku, na drutach, uszyłam, wykleiłam. Niektóre z nich sprzedałam, niektóre rozdałam, mam nadzieję, że wszystkie przyniosły radość nowym właścicielom. Trochę napisałam - tu, na blogu, na FB i gdzie indziej. Więcej niż trochę NIE napisałam, co prawda :), ale przynajmniej mam jakieś piśmiennicze plany na przyszłość! Kogoś straciłam. Kogoś odzyskałam. Zaczęłam Nową I Ekscytującą Przygodę z czymś, Czego Nigdy Nie Robiłam i Co Być Może Nie Wyjdzie, ale nawet, jeśli nie wyjdzie, to warto było spróbować, ponieważ dzięki temu poznałam (no, teoretycznie znaliśmy się przedtem, ale w tym roku jakoś tak się to... zacieśniło, by nie rzec - rozkwitło niczym róży kwiat) Najlepszego Szefa Ever, z którym przegadałam ("przepisałam") dziesiątki godzin na tematy niekoniecznie związane z naszym Taynym Projektem.
No i jakoś przeżyłam te miesiące zdalnej edukacji ;).
Nie jest to dużo, wiem. Skromnie to wygląda, nie nadzwyczajnie i ciut nudno. Nie mam na koncie spektakularnych (ani żadnych, co będziemy ściemniać) sukcesów, sama jestem zdziwiona, że ten post nie zamknął się w liczbie kilkuset znaków, bo nawet przy mojej skłonności do logorei nie bardzo mam o czym - takim wymiernym, porządnym, co się nadaje do wpisania do CV albo notki w Wikipedii - pisać.
Po prostu jestem
Cała.
Zdrowa.
(odpukać w niemalowane)
Nie nazbyt pogruchotana.
Zmęczona.
Wdzięczna.
Ze swoim małym domkiem, małą rodziną, małym gronem znajomych i jeszcze mniejszym przyjaciół, więdnącym blogiem, z nieistotnymi udziergami i uszytkami, i przemyśleniami, które nigdy nie przyczynią się do wymyślenia leku na raka ani rozwiązania problemu głodu na świecie.
Jestem tu.
Roku 2021.
Jestem gotowa.
(chyba).
Czekam.
(I - co najważniejsze - ściskam Was wszystkich, którzy tu zaglądacie, ściskam bez maseczki, bez covidu, tak, jak bym ściskała w Normalnym Świecie - ściskam i życzę Normalności przez wielkie "N", Spokoju przez wielkie "S", i żebyśmy mogli się tu spotykać w nowym roku i dłużej.
Nieodmiennie, jako co roku, i co roku bardziej - dziękuję Wam za wszystko).
Uściski gorące :) Na zapewne słabą pociechę napiszę, że się władowałem w edukację domową, chociaż nie cierpię być nauczycielem :)
OdpowiedzUsuńRozumiem cię, też nie cierpię (jedyną pociechą jest mi powtarzanie sobie, że to wszystko nie zdarzyło sie trzy lata temu, gdy wszystkie moje dzieci były w podstawówce i żadne nie było w pełni samoobsługowe...)
UsuńW zasadzie to i tak jest lepiej niż przy zdalnym w szkole :) Tylko przyzwyczaiłem się do pracy w domu, a tu ponoć od lutego powrót do fabryki, ech.
UsuńAnutku kochany, ja też tęsknię.
OdpowiedzUsuńJeszcze będzie normalnie, na pewno <3.
UsuńI ja! :-*
Usuń<3
UsuńDziekuję że jestes :-*
OdpowiedzUsuńDziękuję, że tu zaglądasz <3.
UsuńLubię tu być. U Ciebie, u Was. Wrócimy do normalności ❤
OdpowiedzUsuńNa pewno! Tego się trzymam :).
UsuńŚciskam Cię ciepło, Anutku.
OdpowiedzUsuńŚciskam mmocno, Aniu <3.
UsuńAnomalia? Ja niestety mam wrazenie, ze to nowa rzeczywistosc i ze swiat jaki znalismy, powoli odchodzi w niebyt, a ludzkosc musi sie przyzwyczaic do bycia trzymana za morde z powodu wymyslonej zarazy. Ona jest, owszem, ale nie tak grozna jak sie nam wmawia (mam kilkadziesiat przykladow zachorowan z mojego otoczenia, wszystkie lagodne, jeden ciezszy, jeden ciezki, ale nikt nie umarl). I dlaczegoz to nie spotykasz sie z ludzmi spoza swojej rodziny? Tez dalas sie oglupic? Zyj normalnie, kobieto, bo oszalejesz. Przepraszam, ze tak pesymistycznie na koniec roku, ale czuje, ze trzeba kilku lat, aby sytuacja wrocila do wzglednej "normalnosci".
OdpowiedzUsuńNie pesymistycznie', tylko "nieuprzejmie", to raz. Też uważam, że na powrot do normalnosci trzeba kilku lat, ale co to ma do rzeczy, to dwa. O ogłupianiu lub nie wypowiadać sie nie bedę, to trzy. Post podsumowywał trudny rok, a nie stanowił socjologiczno-psychologicznej analizy, to cztery. Szczesliwego Nowego Roku.
UsuńPrzytulam, Anutku.
OdpowiedzUsuńPrzytulam też <3!
UsuńOdściskuję ciepło.
OdpowiedzUsuń<3
UsuńŚciskam prawicę nawet jej nie zdezynfekowawszy i cmokam w poliki!
OdpowiedzUsuńNo to jest COŚ :D! Cmok, cmok!
UsuńKrólowo, odściskuję z sił całych i dziękuję, że jesteś <3
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, bez Was tu to miejsce nie ma racji bytu <3.
UsuńWszystkiego dobrego! Ślę uściski i życzę zdrowia i realizacji Taynego Planu, co by się Odtaynił z sukcesem.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Nie wiem, czy tego chcę do końca, gdyż jestem tchórzem wielkim i boję się na zapas (że się nie uda, że za dobrze się uda, że się nie uda, ale wszyscy będą mówili, że się udało, bo są mili i dobrze wychowani, że się nie uda i zawiodę swojego Współknującego, itede, itepe :)), ale... no, może będzie dobrze :).
UsuńDrogi Anonimowy z 31.12 03:22 ZAZDROSZCZĘ błogiej wiary, że nam zarazę wmówiono. Przez ponad 30 lat pracy nie widziałam takiego pomoru. Nigdy nie byłam tak bezsilna. Wiem, że na szczęście nie wszyscy mają takie doświadczenia. I tylko proszę - nie wygłaszajmy autorytarnych sądów opierając się na własnych, bardzo skromnych obserwacjach. PS Sama przechorowałam lekko i dlatego się zaszczepię, bo drugi raz mogę nie mieć tyle szczęścia.
OdpowiedzUsuńNie kłóćmy się,nie po to tu przyszliśmy.Królowo Matko, wszystkiego najlepszego,oby następny rok był lepszy i dużo fajnych książek!
OdpowiedzUsuń"A na ziemi pokój ludziom dobrej woli ..I kotom"(Batman")
Chomik
"I psom" (ja :D).
UsuńPozdrawiam noworocznie! Co do książek to mam plan, żeby do lutego (ekhm, ekhm...) ponardrabiać omawianie Książkowego Bingo, więc... kciuki wskazane :D.
Królowo, dziękuję, że jesteś tu, że piszesz:)))
OdpowiedzUsuńŻyczę nam wszystkim mnóstwa czasu. Dla rodziny, na dobre książki, no i dla siebie samych...
To trzymam!
OdpowiedzUsuńJa czytam książkę o scjentologii, skończyłam Krajewskiego "Władcę liczb" tfu,nie tykać! i czytam nowego Pilipiuka.
Chomik
Serdeczności! :D
OdpowiedzUsuń<3
UsuńUps! Coś poszło nie tak i nie ma mojego komentarza :-(
OdpowiedzUsuńNapiszę więc jeszcze raz.
DZIĘKUJĘ za to miejsce. I dużo zdrowia dla Mamy Królowej Matki!
Rzeczywiście! nawet w spamie nie ma, szukałam :(.
UsuńDziękuję, także w imieniu mamy :).