- Mamusiu - powiedział tydzień temu bladym świtem Pompon Młodszy, potargany, zarumieniony, w przerwach między atakami kaszlu oraz biedniutki (a trzeba podkreślić, że niewiele jest na tym świecie bardziej czarujących i rozbrajających widoków, niż biedniutki Pompon Młodszy - z wielkimi oczami błyszczącymi od gorączki, plackami rumieńców na krągłych policzkach, płowymi włosiętami sterczącymi na wszystkie możliwe strony, kształtną główką chwiejącą się - zda się - bezsilnie na cieniuteńkiej szyjce, żywcem dziecko z jednego z tych słodkich obrazeczków, których Królowa Matka w dziecięctwie miała w domu na tony...
- czy kaszel to jest taki malutki kotek?
Kaszel w postaci malutkiego, zielonego, puchatego stworka pojawił się w jednej z tych reklam, okupujących od początku sezonu grypowego telewizory polskich miast i wsi, i był naprawdę uroczy.
Niestety, ten, który postanowił zamieszkać w Pomponie Młodszym już taki uroczy nie był.
W dodatku był tylko jednym z objawów nadciągającej nad Dom w Dziczy epidemii.
I był zaraźliwy.
W efekcie czego tydzień temu Królowa Matka spektakularnie padła do towarzystwa dychrającym Pomponom.
Po tygodniu one wstały.
A ona nie.
Przebóg, kiedy ona taka chora była ostatnio to już naprawdę nie pamięta.
Leżąc pod tuzinami kocyków, sięgając drżącą ręką po herbatkę i zmieniając zdanie z braku sił w połowie drogi, trochę majacząc, a trochę bredząc skutkiem plątania języka z ogólnej słabości usiłowała Królowa Matka liczyć - nie było to w tym roku w czasie wakacji, gdy Pan Małżonek chciał odwoływać wyjazd do Kołobrzega, bo w Kołobrzegu napojona Choligripem albo innym Gripexem latała po plaży i padała nieprzytomna dopiero wieczorem, a w ogóle trwało to trzy dni tylko; i nie rok temu, gdy ją Pan Małżonek przez dwa dni po pracy wysyłał na górę do sypialenki; i nie zanim wysiadło jej serduszko, wysiądnięcie serduszka się w ogóle nie liczy, bo przecież to inna liga (mimo wszystko, chociaż to wrażenie, że się właściwie nie żyje jest jednak silnie zbliżone), i jak by Królowa Matka nie rachowała na osłabłych paluszkach wychodziło jej, że ostatni raz tak chorowała we wczesnym dzieciństwie, którego nie pamięta, ale z opowieści rodzinnych wie, że wtedy zdarzało jej się mieć prawie 40 stopni gorączki, a potem już nie. Do teraz.
Ale już myśli, że to jest bardzo przykre, mieć takie długie nogi, bo gdyby miało się krótsze o dziesięć centymetrów, to by człowieka dziesięć centymetrów ciała mniej bolało (a nawet dwadzieścia, licząc po dziesięć na każdą nogę) to w ogóle nigdy nie miała. Też do teraz.
Poza tym nie jadła.
Nie przygotowywała jedzenia.
Nie sprzatała.
Nie zajmowała się gospodarstwem domowym. Ani żadnym innym.
Bo nie wstawała.
Przebóg, jakim cudem Pompony żyją.
Czasem o tym mgliście myślała, o ile miała siły myśleć.
Obejrzała po dziesięć odcinków trzech różnych sezonów "Wspaniałego stulecia". Jest to bardzo piękny serial pełen bardzo pięknych ludzi noszących bardzo piękna biżuterię. Przy którym nie trzeba myśleć. Więc lepsze to, niż zastanawianie się, jakim cudem Pompony przeżyły.
Jest w TV jeszcze jakiś turecki serial, stopień pozwalania na nie myślenie zapewne podobny, ale z braku występowania przepięknych kolczyków Królowa Matka sobie darowała.
Jak akurat leciała na środkach przeciwgorączkowych (czyli dość często) poczytywała Monikę Szwaję.
Miała taki śmiały plan, żeby przeczytać coś, co jest recenzable, ale chwilowo nie produkują tak silnych środków przeciwgorączkowych, więc jej plan sklęsł.
Zaczęła robić spódnicę z surowego lnu na drutach, docelowo taką,
a chwilowo mającą postać paseczka wzoru.
Lekarka popatrzyła na nią z powątpiewaniem i powiedziała, że ona tam nie widzi w jej stanie niczego nadzwyczajnego.
Komu w tym kraju dają dyplomy lekarskie to naprawdę Królowa Matka nie wie.
W każdym razie świńska grypa to nie jest.
Ani ptasia, krowia, psia, ani podobno nawet ludzka.
Może to jakaś nowa odmiana. Grypa Królewskomatczyna.
Grunt, żeby minęła.
Aaaaaaa-psik!
Źródło |
- czy kaszel to jest taki malutki kotek?
Kaszel w postaci malutkiego, zielonego, puchatego stworka pojawił się w jednej z tych reklam, okupujących od początku sezonu grypowego telewizory polskich miast i wsi, i był naprawdę uroczy.
Niestety, ten, który postanowił zamieszkać w Pomponie Młodszym już taki uroczy nie był.
W dodatku był tylko jednym z objawów nadciągającej nad Dom w Dziczy epidemii.
I był zaraźliwy.
W efekcie czego tydzień temu Królowa Matka spektakularnie padła do towarzystwa dychrającym Pomponom.
Po tygodniu one wstały.
A ona nie.
Przebóg, kiedy ona taka chora była ostatnio to już naprawdę nie pamięta.
Leżąc pod tuzinami kocyków, sięgając drżącą ręką po herbatkę i zmieniając zdanie z braku sił w połowie drogi, trochę majacząc, a trochę bredząc skutkiem plątania języka z ogólnej słabości usiłowała Królowa Matka liczyć - nie było to w tym roku w czasie wakacji, gdy Pan Małżonek chciał odwoływać wyjazd do Kołobrzega, bo w Kołobrzegu napojona Choligripem albo innym Gripexem latała po plaży i padała nieprzytomna dopiero wieczorem, a w ogóle trwało to trzy dni tylko; i nie rok temu, gdy ją Pan Małżonek przez dwa dni po pracy wysyłał na górę do sypialenki; i nie zanim wysiadło jej serduszko, wysiądnięcie serduszka się w ogóle nie liczy, bo przecież to inna liga (mimo wszystko, chociaż to wrażenie, że się właściwie nie żyje jest jednak silnie zbliżone), i jak by Królowa Matka nie rachowała na osłabłych paluszkach wychodziło jej, że ostatni raz tak chorowała we wczesnym dzieciństwie, którego nie pamięta, ale z opowieści rodzinnych wie, że wtedy zdarzało jej się mieć prawie 40 stopni gorączki, a potem już nie. Do teraz.
Ale już myśli, że to jest bardzo przykre, mieć takie długie nogi, bo gdyby miało się krótsze o dziesięć centymetrów, to by człowieka dziesięć centymetrów ciała mniej bolało (a nawet dwadzieścia, licząc po dziesięć na każdą nogę) to w ogóle nigdy nie miała. Też do teraz.
Poza tym nie jadła.
Nie przygotowywała jedzenia.
Nie sprzatała.
Nie zajmowała się gospodarstwem domowym. Ani żadnym innym.
Bo nie wstawała.
Przebóg, jakim cudem Pompony żyją.
Czasem o tym mgliście myślała, o ile miała siły myśleć.
Obejrzała po dziesięć odcinków trzech różnych sezonów "Wspaniałego stulecia". Jest to bardzo piękny serial pełen bardzo pięknych ludzi noszących bardzo piękna biżuterię. Przy którym nie trzeba myśleć. Więc lepsze to, niż zastanawianie się, jakim cudem Pompony przeżyły.
Jest w TV jeszcze jakiś turecki serial, stopień pozwalania na nie myślenie zapewne podobny, ale z braku występowania przepięknych kolczyków Królowa Matka sobie darowała.
Jak akurat leciała na środkach przeciwgorączkowych (czyli dość często) poczytywała Monikę Szwaję.
Miała taki śmiały plan, żeby przeczytać coś, co jest recenzable, ale chwilowo nie produkują tak silnych środków przeciwgorączkowych, więc jej plan sklęsł.
Zaczęła robić spódnicę z surowego lnu na drutach, docelowo taką,
a chwilowo mającą postać paseczka wzoru.
Lekarka popatrzyła na nią z powątpiewaniem i powiedziała, że ona tam nie widzi w jej stanie niczego nadzwyczajnego.
Komu w tym kraju dają dyplomy lekarskie to naprawdę Królowa Matka nie wie.
W każdym razie świńska grypa to nie jest.
Ani ptasia, krowia, psia, ani podobno nawet ludzka.
Może to jakaś nowa odmiana. Grypa Królewskomatczyna.
Grunt, żeby minęła.
Aaaaaaa-psik!
Nieudacznikom życiowym, zapewniam ;) Te dyplomy.
OdpowiedzUsuńPowzinam takie podejrzenia!
UsuńLacze sie w bolu z loza bolesci...
OdpowiedzUsuńPoklepuję pocieszająco, acz słabiutko...
UsuńBardzo bym chciała żebyśmy były uodpornione na wszystko tak jak w tej reklamie,"matki nie biorą zwolnienia" którą kiedyś świetnie opisałaś, niestety jak widać czasem nawet królową bakcyl dopadnie... Życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńWrrrr, nadal nienawidzę tej reklamy!
UsuńPowrót do zdrowia się przeciąga, rany, co to za wirus jest?!
Wracaj Matko do zdrowia. Mnie, na całe szczęście, trzymało tylko 3 dni, tyle że leczyć się mogłam jedynie babcinymi sposobami, bo karmię brzdąca:)
OdpowiedzUsuńNo, jak bym mogła tylko bbcinymi sposobami to pewnie bym jeszcze leżała... szczeście miałaś, że ciebie trzymało trzy dni!
UsuńCzyli sprawdza się teoria, że dzieci mają olbrzymią przeżywalność. Pożyją więc jeszcze trochę bez obskakiwania przez Królową Matkę, a wyżej wymieniona niech się wychoruje, leżąc w spokoju kołami do góry - bez ambitnych planów rozwoju kulturalnego i działalności produktywnej ;)
OdpowiedzUsuńNawet gdyby chciała nie mialaby wyjścia ;D.
UsuńAle nie chciała, gdyż nie miała sily chcieć, więc luzik :)))).
JESZCZE TWA GRYPA TRWA? Przebóg! Myślałam, że już Królowa jest na etapie rehabilitacji po chorobie, że pożera pyszne obiadki, że napawa się spacerkami po chorobie, że bierze kąpiele w pianie i nurza się w robionych własnoręcznie ciastach, że wybywa z domu spotykać ludzkość.
OdpowiedzUsuńA tu takie rozczarowanie! O, Królowo. Trzymaj się, serdecznie proszę. Zrób sobie listę 10 spraw, które strasznie chętnie zrobisz, jak już wstaniesz na nogi (np. zatańczysz czaczę). Nieważne, czy wtedy będziesz jeszcze miała ochotę to zrobić; ale listę zrób.
Całuski,
Noemi
Ona NADAL TRWA, chociaż łagodniejsza, no bo przecież do pracy chadzam. Na prochach. Oraz dorobiłam się zapalenia zatok. Pierwszy raz w życiu. Jak nie urok to przemarsz wojsk normalnie :(.
UsuńElektroniczną witaminę wsuwam w przewody!
OdpowiedzUsuńWitamin nigdy dość!
Usuńa powiedziałaś tej doktórce, że płaciłaś za jej studia i że Ci się należy? i czy przypomniałaś jej, że składała przysięgę Herkulesa? bo jak jie to sama jesteś sobie winna
OdpowiedzUsuńNie, ale (msciwie) kiedys powiem! I o przysiędze Herkulesa tez powiem, NIECH WIE!!!!
UsuńDobrze że szpital domowy się skończył :)
OdpowiedzUsuńKto mówi, że się skończył :(...
UsuńDoktór rację ma - dać mu wódki. A a-ha ci sprawdzała? Bo jak nie, to ani chybi prosiaczek i bardzo proszę go szybciutko wystawić za drzwi. I wracaj tu!
OdpowiedzUsuńJa_kaś
Doktór ma zawsze rację, wielokrotnie sprawdzałam :).
UsuńWrócę, wrócę, choćbym się czołgac miała...
Ale tę spódnicę z surowego lnu to chyba dla synowej przyszłej - bo gdzież... kobiecie po trzydziestce... nie przystoi, hłe hłe hłe
OdpowiedzUsuń(beztrosko) Moje synowe nie bedą mnie lubić, więc nie będą nosić moich spódnić. Ja będę. Nieprzystojnie i nie bacząc na prawdziwa elegancję!
UsuńKrólowo, jak cierpienie? przechodzi nieco?
OdpowiedzUsuńTeż niegdyś natrafiłam na ten pseudoartykuł o tym, co wypada, co nie wypada nosić jakiej kobiecie. I już wtedy się wkurzyłam, teraz wkurzyłam się wtórnie. Co za idiotyzm! Każda ubiera się i nosi tak, jak ma ochotę. Nie będzie nam ktoś z boku wymyślał kretyńskich pseudozasad, żeby trzymać kobiety w nieustannym lęku, że nie sprostają wszystkim obostrzeniom. Żeby czuły się nieustannie nie na miejscu w swojej skórze, w swoim kraju, w swoim życiu!
Kolejni opresjanci chcą narzucać kobietom kolejne krępowanie stópek, obręcze na szyję, okaleczanie narządów, haluksogenne szpilki, sylikon zamiast piersi, odsysanie tłuszczu, sztuczne policzki.... Nie możemy się dawać terrorowi! Nie dawajmy się terrorowi patriarchalnemu! Dasz palec, użre rękę.
Noemi
Nie, nie przechodzi :(. Jestem nieżywa, słabo kontaktuję i mam wrażenie, że już nigdy nie będę zdrowa :((((/
Usuń