niedziela, 27 października 2013

Październik przeprasza za wrzesień

Blady świt (przynajmniej w subiektywnym odbiorze Królowej Matki), matczyne wyczulone na ultra-, intro- i hiperdźwięki ucho zaczyna wyłapywać dialog:

Pompon Starszy - Mama?
Pompon Młodszy - (czymś, co, jak Królowa Matka podejrzewa, jest jego szeptem) - Mama-ćpi-jeście?
Pompon Starszy - Ciem-mamy! (skrzypienie łóżeczka podpowiada tym paru obudzonym komórkom Królowej Matki, że ktoś tu się wspina po szczebelkach).
Pompon Młodszy (udowadniając obudzonym komórkom, że owszem, zrozumiały dobrze) - Ja-idem-mamy-teś!

A potem chwila na wykonanie skoku na główkę, jęk małżeńskiego łoża, jęk żołądka wbitego w kręgosłup, jęk piszczeli na granicy złamania, jęk Królowej Matki, niezdolnej do poradzenia sobie z taka mnogością wrażeń zmysłowych, i

Pompon Młodszy (radośnie) - O! Mama nie-ćpi-juś!

No, nie, kto by ćpał w takich warunkach.

A potem się okazało, że Pompony obudziły się i uskuteczniały Skok na Matkę o godzinie pół do dziewiątej, co oznaczało, że to są nie żadne Upiory, Dławiące Matce Wnętrze, tylko Kochane, Słodkie Dzieciaczki dające Rodzicom się wyspać, a jeszcze później - że dzisiejsze pół do dziewiątej to jest tak naprawdę pół do ósmej (bo o przestawieniu czasu w Domu w Dziczy zapomnieli WSZYSCY), i że w związku z tym Królowa Matka ma dzień o godzinę dłuższy.

O godzinę dłuższy, by dokończyć zaczęte tydzień temu baloniki, aby zgrabić w ogrodzie liście, które opadły i sprawiły, że to, co zaledwie wczoraj wyglądało tak:


dziś wygląda tak:


(a właściwie o wiele gorzej, jeśli wziąć pod uwagę połączone wysiłki wiejącego wiatru i czterech całkiem rosłych brzóz); aby zebrać ostatnie jabłka


i cieszyć się odchodzącym w glorii październikiem (chociaż Królowa Matka się takiego odejścia spodziewała, ma do października ślepe zaufanie, jeśli chodzi o zaskakiwanie pięknem. A, i września też nie wspomina najgorzej, że był gorszy niż październik to nie dziwota, wszystko chyba jest gorsze w porównaniu z TAKIM październikiem, ale jak tylko trafiła gdzieś w czeluściach internetu na jesiennego mema wiedziała, że wykorzysta tekst z niego na tytuł :)*).

By znosić powtarzane przez Potomki Starsze po pięćdziesiąt razy na minutę wyznania, że nie mogą doczekać się jutra i wspólnej po-i-przedurodzinowej imprezy :).

I by wchodzić w interakcje z Pomponami, wkraczającymi, jak słusznie zauważyła jedna z Komentujących Czytelniczek, w diamentowa erę wymowności i zaczynającymi nie tylko dostarczać materiału do notek na bloga, ale nawet (a może przede wszystkim) - stawiać żądania.

Pompon Młodszy (wystawiony za drzwi łazienki przez Pana Małżonka, który pragnął oddawać się różnym czynnościom pozbawiony absorbującego towarzystwa Progenitury, rozpaczliwie) - Mama, tata nie-jubi-ja!
Królowa Matka (współczująco) - Tata cię nie lubi? Ależ na pewno cię lubi, tylko musi skorzystać z łazienki...
Pompon Młodszy (głosem przepojonym Emocją) - Nie, tata nie-jubi-ja! Mama jubi-ja, tata nie! (zwraca się do wchodzącego do pokoju Pana Małżonka) - Tata! Jub-ja!!!

I jak można inaczej odpowiedzieć na podobnie dramatyczny apel.

Tylko polubić.



* Okazało się, że to nie czeluści były, tylko Facebook, i nie mem, tylko status Koleżanki, ale się Królowa Matka swojej pomyłce nie dziwi, bo ma mnóstwo memogennych Koleżanek i każdy by się w tej sytuacji mógł pomylić :).

16 komentarzy:

  1. Bezdzietna Pakologia27 października 2013 18:16

    "kto by ćpał w takich warunkach"
    "to są nie żadne Upiory, Dławiące Matce Wnętrze"

    mistrzowskie zdania, chichram siem ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. No jubja, tata, jubja, a co se tata myślisz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Brylantowe te Pompony są. Mama nie ćpi - mistrzostwo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaa, codziennie słysze to mistrzostwo, szczególniej w weekendy ;D...

      Usuń
  4. Uwielbiam Twoje wpisy o Pomponach! Przemowy osóbek w tym wieku są the best! A tak w ogóle to zajrzałam tu jakiś czas temu i wsiąkłam na amen :-) Pozwolisz, że zostanę? Maria

    OdpowiedzUsuń
  5. tak jak poprzedniczka....
    Uwielbiam Twoje wpisy...
    Gdy tylko pojawi się u mnie zapowiedź kolejnego już zaczynam się uśmiechać na myśl o tym co też wymyśliły tym razem Twoje Potomki ;-)))
    Pozdrawiam Wszystkich... i lubię... lubię baaardzio ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Abstrahując od niewątpliwej genialności Pomponów (słowotwórstwo pierwsza klasa!), nadmienię, że przecudownej urody masz te cusie czerwone i żółte. Czerwone to winobluszcz, tak? Ale żółte? Co to jest, bo ja już starcze niedowidzenie przejawiam?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ee, wywaliło mi chyba komentarz, jak się zdubluję, to przepraszam. Ale naprawdę strasznie chciałbym wiedzieć, co to za cudne cusie żółte i czerwone masz przy tarasie? czerwony to winobluszcz, tak? Ale żółty? Stara jestem i niedowidzę....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dławisz :). Dawno temu wymysliłam, że będe miała jesienia werandę dwustronnie kolorową, nie przewidując oczywiscie, ze roslinki wybrawiaja się i traca liscie niekoniecznie równoczesnie :D (dławisz później). No, ale przez jakiś czas udaje im się zgrać. Jakbys chciała dławisza, kup dwa, meski i żenski (sa opisane na doniczkach), pojedynczy rośnie wolno i anemicznie, co doczytałam w internecie po dwóch latach zastanawiania się, czemu winobluszcz oplatał juz pół slupa, a dlawisz ma jedna gałązkę. Jak dosadziłam egzemplarz zeński pooooszło, i teraz jest, jak widzisz (chociaz winobluszcz musze opanowywać i przycinać, dławisza jeszcze nie).

      Usuń
    2. Bezdzietna Dlawicielka Patolia1 listopada 2013 08:50

      dlawisz ---- jak Ty do kolezanki mowisz, Krolowo, a? To polecenie czy obietnica? (hihi hoho)

      P.S. znajduje to fascynujacem, ze aby zdlawic I rosnac dzielnie, dlawisz nie moze byc ponurym singlem i potrzebuje swojej kobiety dlawiacej ^_^

      Usuń
    3. Hłe, hłe :). Dławisz nazywa się dławisz, bo faktycznie dławi, zwłaszcza rośliny iglaste, trzeba pilnować, by nie zadlawił na smierc...

      I rzeczywiscie to pierwsza roślina w moim, ekhm, ogrodzie, która potrzebuje towarzyszki (albo towarzysza) zycia (bo takie, które potrzebują tylko kumpla to mam, leszczyna tak ma na przykład :)).

      Usuń
  8. Czyli kupić samca i samiczkę, tak? Ależ jest fantastycznie żółty. Ja mam garaż opleciony winobluszczem, który atakuje złowróżbnie wszystkie okna, drzwi i dach, i taki dławisz przy tym czerwonym, mmmm, ale fajnie by wyglądał! Dzięki, lecę namawiać męża na dławisza (rany, to naprawdę dziwnie brzmi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samca i samiczkę koniecznie. I jeszcze dławisz wymaga podpórek. Winobluszcz czepia się sam z siebie, a ten słup, na którym pnie sie dławisz mam do połowy oplątany sznurami, na których go zahaczałam :). Teraz już nie wiążę sznurków, teraz zahaczam o inne gałęzie/sam się zahacza o winobluszcz.

      Żółty jest wsciekle, niemal nienaturalnie, zdjęcia nie oddaja jego żółtości, wygląda przez to, jakby codziennie w ogrodzie świeciło słońce. Co jest wielką zaletą jesienią :D.

      Usuń