Wszyscy znają prawo Murphy'ego, prawda? Ale Królowa Matka jeszcze przypomni.
Prawo to brzmi mniej więcej tak: „Jeżeli
coś może się nie udać, na pewno się nie uda”.
A jak się ma małe (i te trochę
większe też) dzieci, i jeszcze czasem wyjeżdża się z nimi na
wakacje, wtedy oho, ho, ho!
Wtedy Prawo Murphy'ego staje się
czymś, co zdeterminuje życie człowieka na ten tydzień / dwa
tygodnie/ miesiąc, czy tam ile czasu trwa wyczekiwany przez cały
rok urlop.
I tak na przykład, jeśli dziecko
trzeba będzie natychmiast przewinąć/ umyć/ przewinąć i umyć,
na pewno nastąpi to w chwili, gdy wszyscy, spakowani i dygocący
wskutek reisefieber, będą już tkwić w samochodzie. Względnie na autostradzie, dokładnie między tymi zatoczkami, w których wolno się zatrzymywać.
Ilość haftek, guziczków, zapięć,
zatrzasków i tasiemek, które w celu przewinięcia i/lub umycia
należy odpiąć i rozwiązać jest odwrotnie proporcjonalna do
czasu, jaki można na to poświęcić (i poziomu reisefieber u osób,
które cierpią na tę, nie tak znowu rzadką, przypadłość).
Prawdopodobieństwo, że przewiniętemu,
umytemu i obwiązanemu tasiemkami/ pozapinanemu na zatrzaski i
guziczki dziecku natychmiast się uleje – najczęściej także na
odzież osoby przewijającej – wynosi jakieś 99% (i jeśli
ktoś należy do tego 1%, powinien mieć świadomość, że ma
wyjątkowe szczęście, a nie, że to zupełnie normalne. Lub też, że Karma się zaczaiła podstępnie, a jak się już człowiek ucieszy, odetchnie i wyluzuje, jak nie gruchnie!!!).
Częstotliwość karmień/postojów na
siusiu jest wprost proporcjonalna do długości trasy, jaką musicie
pokonać i do waszego zmęczenia.
Jeśli jedno z waszych dzieci cierpi na
chorobę lokomocyjną, a wy, jako dobrzy rodzice, nie zapomnieliście
napoić go napojem imbirowym i nakarmić Aviomarinem, na pewno
pochoruje się to drugie, to, które nie budziło nawet przez chwilę
waszego niepokoju, to, które do tej pory podróżowało z Sopotu w
Bieszczady bez mrugnięcia okiem.
Małe dzieci podobno potrafią spać w
nocy i trzy godziny pod rząd, a młode niemowlęta to i szesnaście
godzin na dobę, dziwnym trafem jednakże zarówno te trzy, jak i
szesnaście godzin przypada na inną porę doby niż tę, gdy padacie
na łóżko po dojechaniu do celu i pobieżnym rozpakowaniu się,
wykończeni podróżą.
Wasze najdroższe skarby, które w
ciągu roku przedszkolnego/ szkolnego trzeba było w dni powszednie
ściągać z łóżka stosując siłę, przemoc i groźby karalne,
względnie uciekając się do matczynych łez jako środka szantażu,
w pierwszy dzień waszego urlopu budzą się świeżutkie jak
szczypiorek i płonące chęcią zabawy jak step latem o jakiejś
nieludzkiej porze, o której wy nie wiecie zbyt dokładnie, jak macie
na imię.
Jeśli wasze najdroższe bąbelki MIMO
waszego urlopu nie obudziły was, nie płakały, nie chciały jeść/
natychmiast iść na plażę/ natychmiast iść w góry/ natychmiast
iść sprawdzić, czy koledzy poznani rok temu też już przyjechali/
natychmiast popływać łódką/ i tak dalej - można ze
stuprocentową pewnością założyć, że zajęły się jakąś
nielegalną i absolutnie zabronioną czynnością (rozbieraniem
waszych komórek na części pierwsze po wykonaniu na nich uprzednio
szeregu telefonów do Hiszpanii oraz na numery zaczynające się na
007, wyżeraniem z lodówki zakazanych specyjałów, zabawą w
wypróbowywanie wszystkich twoich kosmetyków, spożyciem całego
balsamu do opalania, rozmontowaniem dekodera telewizji satelitarnej będącego na wyposażeniu wynajętego domku - true story, pozdrawiamy machaniem Pompona Młodszego; i tak dalej, i tym podobnie).
Jeśli dzieci – które, jak wiadomo
wszystkim rodzicom – najchętniej chorują w weekendy postanowią
skręcić nogę, dostać uczulenia na nie-wiadomo-co, różyczki,
świnki albo gorączki niezidentyfikowanego pochodzenia na pewno
dostaną tego wszystkiego nie tylko w weekend, ale w dodatku nocą, i najchętniej
w takiej miejscowości wakacyjnej, w której jest tylko punkt
medyczny czynny od poniedziałku do czwartku w godzinach 8-13, a
jeśli przypadkiem trafią akurat na tę chwilę gdy samochód nawali/ benzyny starczy
akurat na tyle, by dotoczyć się z trudem do najbliższej stacji
benzynowej i ani obrotu kołem dalej, to już w ogóle bajer!
Jeżeli unikniecie większości (bo
wszystkich to się nie da) powyższych pułapek, dojdziecie do siebie
po podróży i ucieszycie się myślą, że oto dzieci śpią, wy nie
jesteście padnięci na twarze z kretesem i w dodatku właśnie
jesteście sami – któreś z waszych dzieci się obudzi.
Jeśli nie obudzi się wtedy, obudzi
się pół godziny później. W najmniej odpowiednim momencie.
Jeśli, świadomi, że dziecko się za
chwilę obudzi, zrezygnujecie ze słodkiego tete-a-tete na rzecz
rozwiązywanie krzyżówek/ czytania książek/ oglądania jakiegoś
śmiertelnie nudnego teleturnieju na jednym z tych pięciu kanałów
dostępnych w większości wakacyjnych apartamentów, dziecko będzie
spało kamiennym snem do ósmej rano.
Bo jeśli zamiast śmiertelnie nudnego
teleturnieju w TV zdecydujecie się na pasjonujący film na DVD,
dziecko obudzi się precyzyjnie w połowie filmu (albo w dokładnie
wybranym, najbardziej dramatycznym momencie).
Jeśli okaże się, że obudziło się,
bo należy je w pilnym trybie przewinąć, a wy się łudziliście,
że wytrwa w tej pieluszce do rana, bo odkryliście, że zapas wam
się akurat wyczerpał, na pewno nastąpi to w chwili, gdy wszystkie
okoliczne sklepy są właśnie zamykane, a od nieokolicznego,
czynnego do 24, dzieli was 40 km.
Jeśli sądzicie, że dzieci są niezbędne, aby prawo Murphy'ego rozpostarło przed waszymi zachwyconymi oczyma barwny wachlarz swych możliwości, a bez dzieci nic wam nie grozi, Królowa Matka dorzuci świeżynkę, dosłownie gorącą bułeczkę normalnie, sprzed dwóch dni:
Jeśli, będąc w kompletnej dziczy, ale takiej kom-plet-nej, takiej, przy której Dom w Dziczy leży pośrodku ruchliwej metropolii będziecie mieli taką fanaberię, żeby utopić w jeziorze Nidzkim (co jest niekonieczne, Jezioro Śniardwy też może być, albo Jeziorak, albo i Zełwążek, jak się kto uprze, co będziemy jeziorom żałować!) telefon, to nie będzie to komóreczka Królowej Matki, prymitywny przyrząd służący wyłącznie do odbierania telefonów i pisania SMS-ów, w dodatku z guziczkami, bo Królowa Matka ma wstręt do smartfonów, nie komóreczka Potomka Starszego, cokolwiek obtłuczona i z klejącym się od lubych łapek ekranem, ale mega-hiper-wypasiony sprzęt z LTE i innymi GPS-ami, wskutek czego Rodzinie grozi, że podróż do domu, zajmująca normalnie około 4,5 godziny trwać będzie od ośmiu do dziesięciu skutkiem utykania w chaszczach, bocznych polnych dróżkach, które wyglądają wypisz-wymaluj tak, jak te dróżki, w które się skręcało zgodnie z GPS-em oraz w zupełnie obcych miasteczkach, których wcale nie powinno być tam, gdzie najwyraźniej jednak są (a mapy samochodowej się nie ma, bo po co, nieprawdaż).
Jeśli sądzicie, że powyższa lista
stanowi szczegółowe opisanie problemu, przygotujcie się na
niespodzianki.
Ale poza ty, o, poza tym będzie na
pewno super!
W końcu to wakacje :)!
Tak, to wlasnie sa wakacje. Dzieki wakacjom wlasnie udalo nam sie wspiac na wyzyny stoicyzmu i dobrego humoru, za co karma jest wdzieczna i wynagradza. Niemowle, ktore w nocy okreslano czulym imieniem Fukoshima po dojsciu do wniosku, ze jednak nie chce nam sie jechac tych kilometrow do szpitala magicznie rano budzi sie zdrowe, nawigacja - to zlo, ktore prowadzi zawsze do najblizszego poligonu (a po co komu poligon w wakacje) sprawia, ze kupuje sie mape atrakcji turystycznych Polski (co prawda kompletnie bezuzyteczna w samochodzie, ale za to jak ladna). Kompletnie nie do przyjecia kolonie dla dziecka sprawiaja, ze poznaje sie multum przypadkowych ludzi, ktorzy szukaja razem z toba zastepnika oraz przypadkowym odkryciem tych kolonii, na ktorych : "mamo, tu jest najbardziej fajosko na swiecie!", a kompletne przemokniecie na tarasie restauracji w Lagowie sprawia, ze spotykasz kolezanke, z ktora od poltora roku nie mozesz sie spotkac w Berlinie, bo ciagle cos wam wypada.
OdpowiedzUsuńMoze nie wiem co to jest spokoj, ale na pewno nie jest nudno ;)
Twojej konkluzji zaprzeczyc nie sposób :D!
UsuńBawcie się dobrze - pomimo wakacji :)))
OdpowiedzUsuń"płonące chęcią zabawy jak step latem"?!
Pewnie. Nie znasz tego stanu ;)?
UsuńStan znajomy :) ale Twój język - widać, żeś erudytka - bardzo lubię.
UsuńOpisz kiedyś, jak budowaliście dom, to może być naprawdę niezła przestroga :)
O to cała prawda. Prawda i jeszcze raz prawda!
OdpowiedzUsuńBolesna prawda :). Przetestowana, często niejednokrotnie!
UsuńChciałem być cwany, zamiast mapy lub jednej komóreczki wziąłem dwie komóreczki i tablet. Zapomniałem że tablet nie ma GPS'u, a do komóreczki drugiej nie wgrałem map. Drżałem o tą jedną ;)
OdpowiedzUsuńBo trzeba brac w takie wyprawy trzy komoreczki, w tym jedną nie do uzywania, tylko leżenia w bezpiecznym miejscu. na wszelki wypadek.
UsuńTo piszę ja, ubogacona doswiadczeniem :).
Wezmę trzecią i GPS za rok :)
UsuńI mapę. Z serca radzę, nie ma jak analog :D!
UsuńAnutku, rozumiem, że jak zwykle wszystko z życia wzięte? :)
OdpowiedzUsuńOj, napisz Ty w końcu tę książkę :D
Aragonte
No pewnie, ze z życia, mojego i - trochę, jakieś 20 procent - dzieciatych znajomych :).
UsuńJeśli chodzi o książkę, to ostatnio w artykule na temat BookRage (BookRage'a?) przeczytalam coś takiego: "Książki internetowe pozwalają autorom stwierdzic, na ile deklaracje "Wydaj to, natychmiast kupię!" były szczere".
Więc, wiesz. Uważaj, bo napiszę, wydam internetowo, policze osoby, ktore mnie zachęcaly (z sześć ich pewnie znajdę) i będę rozliczac moralnie ;DDD!
Czyli jest sens w tym, że w tym roku urlopu nie było i nie zanosi się, żeby w ciągu najbliższych tygodni był :) Ze swej strony mogę dołożyć: Jeśli ostatniego dnia pobytu w górach, bez możliwości przedłużenia tegoż (bo już zmiennicy stoją prawie na progu opuszczanego przez Was lokum), pojedziecie rowerem podziwiać wschód słońca i obejrzawszy go, zjedziecie z mrożących krew w żyłach zjazdów, to wypierniczycie się na długiej prostej, biegnącej przez wioskę i złamiecie obojczyk. A Żona nie ma prawa jazdy ...
OdpowiedzUsuńTo jest jeden z tych wpisów, ktore na Facebooku chce się polubic, potem człowiekowi ręka więdnie, bo przeciez nie wypada, ale jak tu nie polubic, skoro sie lubi??? :D
UsuńWyrazy współczucia, ale od razu się przyznaję, że się smiałam. Ale wspólczuję. To musiało byc koszmarne. Ale sie smiałam. Jestem złym czlowiekiem.
Te moralne zawirowania z rana!!!
Teraz to i ja się z tego śmieję. A jakbym Ci dorzucił ciąg dalszy pod tytułem "Polska służba zdrowia vs złamany obojczyk Bazyla", to rechot by się niósł po okolicy, że hej :D
UsuńO, tak, nie watpię. Jak opowiadam ludziom doznania z OIOM-u na kardiologii nie ma osoby, ktora by się nie pokładała ze smiechu :D.
UsuńAle przyznam, ze akurat w tym wypadku służbie zdrowia tych gejzerów smiechu nie zawdzięczam...