Królowa Matka nie ma choroby wieńcowej i nie będzie jej miała w jakiejś przewidywalnej przyszłości (a może nawet nigdy, nie jest to jeszcze na szczęście obowiązkowe). Tętnice i żyły ma Królowa Matka bez nawet odrobiny cholesterolu czy też tego czegoś innego, co je czasem zapycha, i krew płynie w nich wartko jak woda na przełomie Dunajca, co stwierdzono poddając Królową Matkę licznym badaniom, z których część, niebolesna dla większości świata, dla Królowej Matki bolesna jest pomimo podanego znieczulenia. Nic to. Królowa Matka urodziła czworo dzieci, to co jej tam jakieś wpychanie rur w żyły, iskra tylko! A trwa krócej.
Tradycyjnie podczepiono Królową Matkę do licznych maszyn o długich i skomplikowanych nazwach i z oszałamiającą ilością błyskających, różnokolorowych światełek, maszyn, które robiły nie tylko "ping", ale także "bzzz", "wrrrr" i "brzdęk, brzdęk", oraz pochylały się nad Królową Matką usiłując się jej przyjrzeć, wskutek czego Królowa Matka miała ciągle wrażenie, że bada ją Wall-e:
Wypisz wymaluj taki sam, tylko nieco bardziej czysty. I bez ocząt. Dźwiękowo zaś badanie przypominało (jeśli pominiemy pojękiwanie Królowej Matki podczas wbijania jej nadnaturalnej grubości rur w te małe, biedne żyłki) to,
z tym, że maszyna się nie śmiała. Ale technika idzie tak szybko do przodu, że Królowa Matka w najmniejszym stopniu nie wyklucza, iż przy następnym badaniu maszyna będzie chichotać i wdzięcznie machać rzęsami.
To była dobra wiadomość (ta o nieistniejącej w Królowej Matce wieńcówce,
oczywiście, a nie o chichoczącej w przyszłości maszynie), zresztą
Królowa Matka się jej nieśmiało spodziewała odkąd Ulubiony Lekarz Nr 3
rzekł jej był: "W pani wieku to jest baaardzo mało prawdopodobne, ale sama pani rozumie, że chcemy sprawdzić każdą ewentualność!".
No i to jest ta gorsza wiadomość. Że nadal nie wiadomo, co
Królowej Matce jest. To znaczy, to akurat wiadomo dość dokładnie, ale
nie wiadomo, skąd się wzięło (szczupła, niepaląca, niepijąca, nie obciążona genetycznie oraz nie
pochylona nad grobem wegetarianka po prostu nie miała prawa bez powodu
zapaść na to, na co zapadła!), a skoro nie wiadomo, skąd się wzięło, nie
wiadomo, czy się nie powtórzy i nie bardzo wiadomo, co robić, by się
nie powtórzyło.
A poza tym "serce się zmniejsza, chociaż wydolność pozostaje ta sama".
Akurat. Nikt, kto widziałby Królową Matkę zasuwającą cztery razy
dziennie z i do szkół i przedszkoli oraz ganiającą po domu Pompony nie
miałby cienia wątpliwości, że wydolność NIE pozostaje ta sama.
Co najważniejsze jednak, serce się zmniejsza. A jak już osiągnie
rozmiar serca normalnego czlowieka, Królowa Matka będzie uleczona i
wtedy pierwszy raz w życiu upije się do nieprzytomnosci.
Howgh.
Nigdy w życiu nikomu tego nie mówiłam.
OdpowiedzUsuńBa! Nawet nie podejrzewałam siebie, że kiedyś to powiem. Ale powiem:
Obyś się, Królowo Matko, upiła jak najszybciej!
Maciejka
A ja nigdy w życiu nie dostałam takich życzen :D. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńja tez zycze Ci, aby to nastapilo jak najszybciej. Pogon to paskudztwo
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę. Dzięki :)!
OdpowiedzUsuńNo i wygląda na to, że "posiadać wieeeelkie serce" nie zawsze jest dobrze...
OdpowiedzUsuńDoslownie nie jest dobrze NIGDY. No, chyba, że jest się słoniem :).
OdpowiedzUsuńoch, Anutku o wielkim sercu - stan sie troche egoistka ;)
OdpowiedzUsuńNie mam szans spróbować :). Ale bym chciała, a to zawsze pierwszy krok...
OdpowiedzUsuń