piątek, 20 października 2023

"Cztery pory magii" Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Milena Wójtowicz

Nie lubię opowiadań. Skutkiem tej niechęci - zaprawdę, powiadam, dogłębnej - jest na przykład to, że jedynym zbiorem opowiadań, które czytałam więcej niż raz i tak dawno temu, że... no, ludzie tak długo nie żyją była "Hebanowa wieża" Johan Fowles, jak również to, że na blogu nie pojawiła się (i pewnie nie pojawi) recenzja "Pierwszego słowa" Marty Kisiel.

Trochę winię za to uraz, który powstał na skutek przeczytania przeze mnie we wrażliwym wieku lat dziesięciu obszernego zbioru nowel pióra czołowych polskich pisarzy pozytywistycznych, a trochę własny charakter, który każe mi przywiązywać się do ludzi, miejsc i postaci fikcyjnych, przez co ciężko znoszę rozłąkę po paru zaledwie stronach. Czytam opowiadanie, przywiązuję się albo zaczynam interesować światem przedstawionym, a tu nagle - bum! I koniec, a ja zostaję wyrwana z czytelniczego letargu, rozczarowana i czytelniczo głodna.

Chyba, że.

Chyba, że mówimy o "Czterech porach magii".



Cztery autorki, cztery opowiadania, cztery pory roku, trzy uniwersa, w dodatku wszystkie dobrze mi znane (plus Marta Kisiel, która jako jedyna stworzyła opowiadanie poza dotąd opisywanymi przez nią światami). To trochę tak, jakby wpaść z wizytą do dobrych znajomych, ludzi i nieludzi, których zdążyło się nieźle poznać i polubić (albo nie, ale to nie szkodzi, bo i tak chce się wiedzieć, co u nich), i po prostu wchodzi się w znany już sobie świat bez trudu, a i wychodzi bez oporów, bo przecież i tak ma się poczucie, że można ich w każdej chwili odwiedzić i zostać z nimi dłużej, nie tylko w krótkich ramach opowiadań.

W dodatku to, ze opowiadania dotyczą czterech pór roku w taki rozkosznie uroczy sposób uprzyjemnia czytanie.

Bo, na przykład, można zacząć od ulubionej autorki. Albo, jeśli wszystkie są ulubione, od rzutu kostką i zacząć od tego, które wypadnie pierwsze. Od ulubionego uniwersum (albo powtórzyć numer z rzutem kostką). Od ukochanej pory roku. Przeczytać wszystkie jednym ciągiem, a potem wrócić do tego, które spodobało się najbardziej. Można je sobie dawkować - zacząć wiosną, gdy za oknem szarość przedwiośnia zaczyna rozmywać się w zielonej mgiełce młodych listków, kontynuować latem, na werandzie, z mrożoną herbatą pod ręką, w świecie dyszącym upałem, 

 

 

potem jesienią, pod kocykiem, wsłuchując się w deszcz uderzający w szyby, a zakończyć zimą, w pachnącym choinką i piernikami świecie.

Opowiadania są różne, zabawne (Milena Wójtowicz, Marta Kisiel) i poważne (Aneta Jadowska, Magdalena Kubasiewicz), bohaterowie niektórych wyraźnie dojrzeli (Sara), i nawet o tych, których się... no... niekoniecznie lubi czyta się z zainteresowaniem (opowiadanie o Dorze jest, przepraszam wielbicieli/-lki, IMHO znacznie lepsze niż heksalogia o Dorze :D), wszystkie w czytaniu przyjemne, komfortowe, inteligentne, pomysłowe, pieszczące mą skrzywioną polonistycznie duszę świetną, giętką polszczyzną.

Wielbicieli i wielbicielek czterech autorek zachęcać (chyba? nie można wykluczyć, że jest na tym świecie jeszcze jakiś opowiadaniofob poza mną!) nie trzeba, chociaż, przyznam, ciekawa jestem, jak odebrać mogą rzecz ci z czytelników, którzy weszliby w opisane światy po raz pierwszy, bez żadnej znajomości stworzonych wcześniej przez autorki uniwersów (oczywiście znajomość ich nie jest w najmniejszym stopniu wymagana, ani nawet potrzebna)?

Być może stanowić będzie pierwszy krok w stronę zupełnie nowych światów, czego wszystkim dotąd nie znającym utworów autorek szczerze życzę.

 

PS. Plus ta okładka!!! Okładka to jest dzieło sztuki (co jest akurat cechą charakterystyczną nader wielu książek wydanych przez SQN), mogę ją głaskać, oglądać z daleka, analizować, podziwiać, znów oglądać, tym razem z bliska, potem przerzucić strony książki i ponapawać się grafikami, i znów wrócić do zachwycania się okładką... doprawdy, to jest okładka, i w ogóle cała oprawa graficzna, która może stanowić argument w dyskusji "czy wolisz książki papierowe, czy e-booki, i dlaczego".

8 komentarzy:

  1. Czytałam!!Bardzo fajne!
    Było ich dwoje: czarownica i latawiec, dziewczyna i czarny ptak.
    -My się PESEL owi nie kłaniamy
    -Bo już się nie zginamy w paru kluczowych miejscach

    Urocze.Jadowska pisze coraz lepiej.Kubasiewicz lubię,Wojtowicz i Kisiel też.Teraz czytałam "Świerszcze w soli"Hałas i też polecam.
    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Zgadzam się z każdym słowem, zwłaszcza tym odnośnie Anety Jadowskiej. Przyznam, ze nie jestem wielbicielką Dory, a tu, proszę, to naprawdę świetne opowiadanie jest!

      Doskonały pomysł i super wykonanie!

      Usuń
  2. Dziękuję za wszystkie polecenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę :). Mam nadzieję, że książka przypadnie do gustu :).

      Usuń
  3. Czytałem tylko Magdalenę Kubasiewicz, ale bardzo lubię. Zatem pewnie się skuszę. Zwłaszcza jeśli ma być Sara w bardziej dojrzałej wersji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jest o tyle szczególne, że jest to MŁODSZA Sara. Jeszcze zanim została naczelną wiedźmą Polanii. Mimo to, w moim odbiorze, jest dojrzalsza niż dorosła Sara, która bywa - znów w moim odbiorze - dość rozedrgana, lekceważaca obowiązki i innych ludzi i ogólnie raczej... nie wiem, jak to ująć, samolubna?

      Mam nadzieję, że zbiór się spodoba :).

      Usuń
  4. A to ciekawe, tym chętniej przeczytam. Pomysł na książkę był w porządku, ale nie przepadałem za sama Sarą, z powodów przez Ciebie wymienionych. Ogólnie mam wrażenie, że teraz widać lepsze wyrobienie pisarskie pani Kubasiewicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja też nie przepadałam za Sarą! W opowiadaniu, dodam, jest to ta sama, niekoniecznie budząca sympatię Sara :). Ale jest... bardziej uporządkowana, wyciszona i konsekwentna. Moim zdaniem :)))).

      Zgadzam się z opinią o pisarstwie Magdaleny Kubasiewicz.

      Ciekawa jestem wrażeń z lektury!

      Usuń