niedziela, 25 czerwca 2023

"Niedyskretnik. Co dama wiedzieć powinna" Therese Oneill

Panie i Panowie, SKOŃCZYŁAM. Mordowałam tę książkę od... chyba wręcz lat? No, minimum rok to trwało na pewno, i sama nie wiem, czemu tak się na skończenie jej uparłam. Ale się udało. 
 
Ufff.
 

 

Sam pomysł był naprawdę dobry.
 
Autorka proponuje swojej czytelniczce, w domyśle - dziewczęciu lub młodej kobiecie rozkochanej w książkach i filmach na podstawie powieści Jane Austen i innych sióstr Bronte, wiecie, w tych wszystkich romansach rozgrywanych na tle szarpanych wichrami krajobrazów Yorkshire, albo, przeciwnie, w wykwintnych wnętrzach Pemberley, wśród subtelnych rozmów prowadzonych z eleganckimi, przystojnymi mężczyznami, dziewczęciu marzącemu o balach w olbrzymich salach oświetlonych setkami świec, w przepięknych sukniach i zachwycającej biżuterii - podróż do XIX wieku, by pokazać jej, jak ten wyidealizowany w wyobraźni na skutek licznych (nieodpowiednich dla wrażliwych umysłów młodych panien ciśnie się na usta normalnie) lektur oraz filmów świat naprawdę wyglądał. Porusza tematy, nad którymi - zapatrzeni w migoczące kandelabry i przystojnych poruczników, w rytmie walca unoszących w męskich, mocarnych objęciach wiotkie dziewczęta w krynolinach - raczej się nie pochylamy, począwszy od tego jak sobie te dziewczęta radziły z miesiączką, jak dbały (a często NIE dbały) o higienę, czym zabijały naturalny zapach ciała, jak wyglądała ich troska o urodę w czasach, gdy obowiązkiem dam było dbanie o utrzymanie bladej twarzy, co czyniły przy pomocy kosmetyków z zawartością arszeniku, a ostatnim krzykiem mody był sztywny gorset, uniemożliwiający oddychanie i miażdżący żebra; o tym jak naprawdę wyglądała opieka medyczna w świecie, w którym posiadanie macicy winne było większości chorób psychicznych, w tym również takich, które nie istnieją (słynna histeria), zaś aby utrzymać prawidłową wagę zażywano leki z zawartością strychniny...

Dowiadujemy się również dlaczego - po tym, gdy nareszcie wiotkie dziewczę ściśnięte gorsetem i szarmancki porucznik kirasjerów stanęli na ślubnym kobiercu - ich noc poślubna tak bardzo różniła się od tych, które przeżywały eteryczne damy z romansów, a wreszcie - jak wyglądać powinien obraz XIX-wiecznej "perfekcyjnej pani domu".

Nic, tylko czytać, zdałoby się.

Tymczasem książka pełna ciekawych informacji i interesujących cytatów, na zebranie których autorka bez najmniejszych wątpliwości poświęciła sporo czasu, została bezprzykładnie skopana za sprawą absolutnie niestrawnej formy literackiej i trudnego do zniesienia protekcjonalnego tonu, jakiego autorka używa, zwracając się do towarzyszki swej podróży przez wieki. To, co (chyba) miało być zabawne, jest przeważnie irytujące, a momentami wręcz obraźliwe dla czytelnika,  o pogardzie do całej epoki i jej przedstawicieli jaka wyziera z tego tekstu nawet nie wspominając. Z niewiadomych (dla mnie) powodów autorce wydaje się, że jest dowcipna. Cóż. Nie jest. Nieśmieszne żarty, nietrafione porównania, język, to wszystko dałoby się znieść w przypadku krótkiej nowelki albo stand-upu, jeśli ktoś lubi, w przypadku ponad trzystustronicowej pozycji ten natłok żarcików i bonmotów robi się po prostu nie do zniesienia, zwłaszcza, że w pewnym momencie w treści pojawia się więcej żenujących żarcików autorki, która głęboko wierzy, że jest zabawna, niż treści jako takiej (plus podpisy pod zdjęciami. NIE CZYTAJCIE podpisów pod zdjęciami, nie ma żenometru, który by to zniósł), a ich nawał skutecznie tłumi nieliczne przebłyski rzeczywistego poczucia humoru ("Nauczyłaś się ubierać w tyle maskujących warstw stali i wełny, że kevlar wygląda przy tym jak siatkowy top odsłaniający brzuch"). Doprawdy, nie ustaję w zadziwieniu, że dotrwałam do końca. Być może Amerykanie lubią taki... ekhm ...humorystyczny- sposób pisania. A może nie tylko Amerykanie. Może po prostu to do mnie nie trafia ten styl, nijak tego wykluczyć nie mogę.

Przy okazji złapałam autorkę - która lubi protekcjonalnie uświadamiać czytelnika, o ile pod każdym względem lepszy jest wiek XXI, a już prawa człowieka, czy prawa pracownicze, to już w ogóle klękajcie narody - na myśleniu klasowym (á la wiek XXI, więc tym lepszym, oczywiście ;D), na które pani Oneill pozostaje wręcz wzruszająco ślepa, zupełnie, jak ślepi byli ci pogardliwie opisywani przez nią dziewiętnastowieczni bogacze, zwracający się do służby per "niech ona", albo nie zwracający się wcale, tak jak my nie zwracamy się po imieniu do mebla ("W XXI wieku wciąż korzystamy z pomocy domowych. Nie jest niczym niesłychanym, nawet w klasie średniej, zatrudnianie Manuela, który "świetnie sobie radzi z różami, gdyby nie ten facet mieszkałabym w martwej kolczastej kotlinie" czy Katii, która "przychodzi co dwa tygodnie i pomaga sprzątać dom, umarlibyśmy bez niej". Ale dziś jest znacznie mniej prawdopodobne, że będziemy zważać na różnice klasowe". Ale na inne to czemu nie, pani autorko, prawda? Bo przecież chyba nie bez powodu pani sprzątająca ma na imię Katia, a nie na przykład Jane, a ogrodnik - Manuel. Przy okazji, dziś rozpatrywanie różnic klasowych mogłoby okazać się niewygodne, bo może Manuel okazałby się doktorem fizyki w swoim poprzednim życiu, i co byśmy wtedy wszyscy zrobili z naszym cennym, dwudziestopierwszowiecznym egalitaryzmem i nie myśleniem klasowym).

Dodatkowo autorka często celowo wyolbrzymia lub dobiera źródła pod tezę, miejscami widać jej niedobory wiedzy w konkretnych dziedzinach, a słowo "kontekst" jest jej organicznie obce. Mimo to z książki można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, o ile przesieje się je przez gęste sito niedowiarstwa i z zaciętymi zębami przetrzyma gejzery poczucia humoru autorki (i raz jeszcze powtarzam z naciskiem - nie czytajcie podpisów pod zdjęciami!!!)
 
Tak więc jeśli ktoś:
 
a) podchodzi z dystansem do moich okołoliterackich wynurzeń,
 
b) potrafi podejść do zawartych w książce informacji z rezerwą i nie przyjmować ich bezkrytycznie jako bezdyskusyjnych faktów, 
 
c) lubi stand-upy
 
może sprawdzić własnoocznie, czy i do jakiego stopnia mylę się w swej ocenie.

Pozostałym raczej odradzam. 
 
O wiele rozsądniej, przyjemniej, a i zabawniej jest poczytać "W domu" Billa Brysona, albo rodzime "W salonie i w kuchni" Elżbiety Koweckiej.


EDIT.

Na specjalne życzenie Kochanych Czytelników kilka przykładów podpisów pod zdjęciami.

Poszukiwanie ich każe mi poczynić kilka zastrzeżeń.

- po pierwsze, część zdjęć ma neutralne podpisy typu "obuwie domowe z początku XIX wieku" i bardzo ubolewam, że autorka przy tym nie pozostała,

- po drugie, część podpisów ukazuje całe swe... ubóstwo erudycyjne w zestawieniu z tekstem, a same w sobie wyglądają dość niewinnie,

- po trzecie, de gustibus non est disputandum, ja się krzywię, ktoś inny - tarza ze śmiechu, i to jest piękne.

A teraz przykłady:
 
Zdjęcie komentujące ówczesne rady dotyczące podmywania się:


Zdjęcie reklamy dotyczącej doczepek z włosów i peruk wraz z komentarzem autorskim:



 Zdjęcie z rozdziału o porozumiewaniu się przy użyciu kwiatów, wachlarza i chusteczki:


Zdjęcie z rozdziału o dbaniu o siebie podczas menstruacji:


Zdjęcie z rozdziału o dopasowywaniu się panien na wydaniu i kawalerów (tu mamy dodatkowo przykład tego dwojakiego postrzegania świata, który da się dostrzec u autorki, która na pewno uznałaby za mało zabawne w najlepszym wypadku podśmiewanie się z osoby otyłej w XXI wieku, natomiast w XIX to jest TAKIE ŚMIESZNE):


Zdjęcie z fragmentem tekstu dotyczącym leczenia chorób psychicznych u kobiet:


Zdjęcie z bardzo smutnego i dość przerażającego w rozdziału, dotyczącego braku uświadomienia młodych dziewcząt przed ich nocą poślubną:



Zdjęcie z rozdziału o wewnętrznych chorobach układu rozrodczego kobiet:



8 komentarzy:

  1. Bo Bryson świetny jest. Moja ulubiona książka od lat to Krótka historia prawie wszystkiego. A Niedyskretnik przeczytam, zaciekawiło mnie to dzieło 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba wlasnie "W domu" najbardziej lubie :).

      Jestem cuekawa wrazen z "Niedyskretnika" ;).

      Usuń
  2. Dzięki za ostrzeżenie! Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy można bardzo, bardzo prosić jeszcze o cytacik czy dwa więcej? Z tekstu głównego? [klasyczny dyg, lico w pąsach, fartuszek w paluszkach zmięty nie do poznania]
    Z racji tematyki ja bym to dzieło pożerała z lubością i błyskiem w oku. A tu, widzę, jawna katastrofa...
    Ze swej strony polecam, jako źródło wiedzy z pierwszej ręki, dwa tomy cudnych wspomnień Jadwigi Waydel-Dmochowskiej: "Dawna Warszawa" i "Jeszcze o dawnej Warszawie", jeśli Królowa wcześniej się z nimi nie zetknęła. Wcale nie na tematy tylko stołeczne, masa (nie, massa!) przeciekawych detali obyczajowych, z kręgu kultury materialnej i wszelkiej zresztą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwi mnie to wcale, tez sie rzucilam na te ksiazke, gdyz TEMATYKA. A tu bęc :(.

      Ale mozna samemu sprawdzic, bo ja zadna wyrocznia przecież :).

      Bardzo dziękuję za polecanki, nie znałam ❤️!

      Cytatów poszukam i postaram się jutro wrzucić :).

      Usuń
    2. Cytaty:

      (z rozdziału o flirtowaniu, tu: flirt przy pomocy chusteczki do nosa):

      "Upuszczenie jej przed mężczyzną.
      Zamierzone: "Możemy zostać przyjaciółmi"
      Faktyczne: " No nie. Nie sądze, żebym musiała nosić ze sobą przez cały dzień swoje własne gile. To odrażające. Fuj. A może by ja tak... upuscić? Udać, że ją gdzieś zgubiłam?"

      Przeciąganie ją po policzku.
      Zamierzone: Kocham cię"
      Faktyczne: "Brrr! To juz trzeci robal, który rozprysnął się na mojej twarzy! Głupie otwarte powozy! Gapisz się godzinami na koński zad, a twoje wewnętrzne organy przemieszczają się z miejsca na miejsce na każdym wyboju!.

      Z rozdziału o nocy poślubnej:
      "Sugerowanie wiktoriańskiej kobiecie, żebysprzeniewierzyła się trzymanej przez całe życie na wodzy skromności po to, aby pokalac najniewinniejszą istotę, jaką sama stwoarzyła wiadomością, że coś takiego stanie się wkrótce jej rzeczywistością, cóz, to musiało być koszmarem. Która z nas chciałaby uczestniczyć w rozmowie zaczynającej się w taki oto sposób: "Pamiętasz, kochanie, jak zaprowadziliśmy naszą Flossie do krycia przez byka Gundersonów? Kiedy myślałaś, że on chce ją zabić? A ona ryczała, jakby straszliwie cierpiała. Teraz ciebie czeka taka niespodzianka!"

      I tak dalej w tym samym stylu (a jak przez chwilę nie w tym samym, to autorka natychmiast sie łapie na tym, że zaniżyła poziom i nadrabia).

      Usuń
    3. Cóż, najoględniej mówiąc, dobrze mnie te psie figle nie nastrajają... Właśnie czegoś takiego się spodziewałam. Brrr! A swoją drogą, zdanie z cytaciku numer dwa to jakaś istna pierścienica składniowa;) Za to Bryson w czytaniu. Od dawna już go sobie obiecywałam, a opowieść o "Niedyskretniku" przesunęła mi go na przód kolejki, za co bardzo dziękuję!

      Usuń
  4. Mysle, ze siegne po ksiazke, ale w oryginale. Z doswiadczenia wiem, ze przy tlumaczeniach ksiazki moga naprawde wiele stracic, jesli tlumacz jest marny albo nie wykazuje zapalu do odzwierciedlenia niuansow jezykowych. Czasem z ciekawosci czytam polskie ksiazki przetlumaczone na angielski, wlasnie zeby sie posmiac. ;)

    OdpowiedzUsuń