poniedziałek, 27 lutego 2023

"Na psa urok" Kevin Hearne

 Atticus O'Sullivan - czy też raczej  Siodhachan Ó Suileabhain - to tak naprawdę ostatni z druidów. Jest starszy niż chrześcijaństwo, dysponuje wielowiekową wiedzą, urokiem osobistym, sprytem, sporą ilością nadprzyrodzonych mocy i zamieszkuje od jakiegoś czasu w miasteczku Tempe w Arizonie, gdzie - totalnie incognito - prowadzi księgarnię ezoteryczną i ukrywa się przed celtyckim bogiem miłości,  Aenghusem Ógiem (a gdy mówię "celtycki bóg miłości" nie mam na myśli pucatego aniołka z łukiem w dziecinnych rączętach, który frywolnie mierzy to w tę, to w inną osobę, sprowadzając na nieszczęsnych stan oszołomienia zwanego zakochaniem, tylko psychopatycznego typa opętanego żądzą władzy i totalnie pozbawionego skrupułów, a co gorsza także postawnego i dysponującego sporą ilością mięśni). Niestety, wszystko wskazuje na to, że Atticus przestał być bezpieczny w swojej precyzyjnie wybranej kryjówce - gdy dość nieoczekiwanie składa mu wizytę bogini śmierci Morrigan, musi, nieszczęsny, porzucić złudzenia - spokojne życie się skończyło i zanosi się na poważne kłopoty.

"Na psa urok" to pierwszy tom cyklu urban fantasy autorstwa Kevina Hearne i, mujeju, czegóż (i kogóż) my tu nie mamy! Jest i wilczarz irlandzki (gadający, ale tylko z Atticusem, i jeszcze może z boginią Flidais. Tak, z nią też), i wilkołaki prosto z krain bojowych wikingów, i boginie celtyckie, hinduskie i słowiańskie, i prawnik-wampir, i sabat polskich wiedźm, bo kto bogatemu zabroni.

Jest to moje drugie spotkanie z Atticusem, w dodatku drugie spotkanie z tym samym tomem przygód Atticusa, bo po raz pierwszy przeczytałam go, gdy był stosunkową świeżynką wydawniczą. Przeczytałam bez szczególnego wstrętu, ale i bez nadmiernego zachwytu, owszem, miłe to było czytadełko, owszem, uśmiechnęłam się raz czy dwa, owszem, bohaterowie byli lubialni, a za wyjście poza banalny panteon grecko-rzymsko-nordycki autorowi należy się duży plus, ale szału nie robiło, że się tak kolokwialnie wyrażę. Odstawiłam rzecz na półkę, do towarzystwa pięciu kolejnym tomom, które kupiłam, i tak sobie stały, i stały, i stały, aż do dnia, gdy postanowiłam zrobić przegląd biblioteczki pod kątem nieczytanych książek, które miały wywędrować do biblioteki, i zdecydowałam się rzecz sobie kolejny raz przeczytać, sama do końca nie wiem, czemu.

A wtedy nagle - klik! - i coś zaskoczyło.

Owszem, Atticus jest nadal trochę zbyt nieśmiertelny i trochę zbyt niepokonywalny jak dla mnie, nadal zbyt łatwo uchodzi z wszelkich pułapek, jakie nastawia na niego życie (i Aenghus Óg), owszem, nadmiar bogów, bogiń, stworów mniej i bardziej magicznych, mitycznych oraz całkiem ludzkich wywołuje zawrót głowy i czasem wrażenie chaosu (chociaż - pozwolę sobie na mini spoilerek, a wręcz nie spoilerek tylko takie... wyjaśnienie - w kolejnych tomach ta pełna chaosu akcja zaczyna krzepnąć i kto wie, kto wie, może okaże się, że początkowy bałagan był przez autora zamierzonym zabiegiem), owszem, ciągłe gadki Oberona (czyli psa należącego do naszego druida) na temat pudlic francuskich są niezmiennie męczące i baaaaardzo średnio zabawne, ale jakoś mi się to wszystko i lepiej czytało, i częściej się uśmiechałam. Nie umiem powiedzieć, czemu, może książka jakoś lepiej trafiła w mój nastrój, może potrzebowałam akurat w tej chwili, przy tej posępnej pogodzie i mrocznej porze roku tego typu literatury, może w szarej godzinie dobrze mi na duszę zrobiło coś niewymagającego, a dobrze napisanego i doskonale przetłumaczonego, może w końcu, czego nijak wykluczyć nie można, zgłupiałam (i nadal głupieję) na starość, gust mi się wypaczył i nieodwracalnie zmierzam w kierunku przyswajania wyłącznie prostej rozrywki w postaci literackiej papki i niewybrednych dowcipasków (o pudlicach). 

A może Wszechświat mi mówi, że czasem warto dać czemuś drugą szansę, a być może, być może czeka nas wtedy przyjemne zaskoczenie.

I tej myśli będę się trzymać :).


7 komentarzy:

  1. Jak miło przeczytać! Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I, o dziwo (zwazywszy pierwsze doznania :D), polecam :).

      Usuń
  2. Żelaznego druida bardzo lubię, chociaż momentami myli mi się z Harrym Dresdenem, natomiast Kevin Hearne zaczął pisać nowy, całkiem przyjemny cykl Siedem Kennigow. Polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Sporo osób twierdzi, że im się mylą, a ja NIE ZNAM HARRY'EGO DRESDENA i jestem wolna od skojarzeń :D!

      Jak skończę z druidem chętnie przeczytam nowy cykl :).

      Usuń
    2. No z tym nowym cyklem to tak na razie szału nie ma. Są dwie części, druga chyba jeszcze nie ukazała się po polsku. Ale te dwa pierwsze tomy obiecujące.

      Usuń
  3. Jedna z moich ulubionych serii, i jedna z niewielu serii książkowych, która robi się lepsza w kolejnych tomach, jakby autor dojrzewał (aczkolwiek dowcipy o pudlicach zdaje się nadal są).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Są to święte słowa, jestem w trakcie czytania czwartego tomu i - jakkolwiek w drugim zdarzył mi się moment przewracania oczami z "oł rili" na ustach - odnoszę podobne twojemu wrażenie (pudlic francuskich jakby mniej, to dodatkowy plus :)).

      Usuń