Tęskniliście za kolejną odsłoną Wielkobukowego Bingo pod jego prawidłową nazwą, czyli WojciechChmielarzBingo, prawda :D?
"Żmijowisko" jest interesującym przykładem książki, w wypadku której
zgadzam się zarówno z bardzo negatywnymi, jak i pozytywnymi ocenami :).
Z pozytywnymi, bo, wiadomo. Czytało
mi się szybko, intryga mnie interesowała, do jakichś trzech czwartych
"Żmijowisko" było naprawdę ciekawym czytadłem, chociaż nie
powiedziałabym, że kryminałem, bo wątki obyczajowe zdecydowanie
przeważały nad kryminalnymi. Dwadzieścia parę ostatnich stron to
prawdziwy rollercoaster i naprawdę trzyma w napięciu, a finał zaskakuje
(jestem pewna, że nikt nie zgadł "kto zabił"). Czyli w sumie jak zwykle, rzekłabym. Podobał mi się podział na
trzy etapy czasowe, dzięki któremu konstrukcja książki przypominała mi
splatanie warkocza albo tkanie kilimu czy układanie puzzli - tu wątek,
tam nitka, tu brakujący fragmencik, i zaczyna się wyłaniać przed naszymi
oczami całościowy obraz... Na oko rzecz zasługuje przynajmniej na
siedem gwiazdek, gdybym oceniała książki w systemie gwiazdkowym.
Ale.
No, trochę jest tych "ale", aż nie wiem, od czego zacząć.
Bohaterowie
są, oględnie mówiąc, niesympatyczni, wszyscy jak jeden (czyli, odlaboga, też jak zwykle!), a ja jednak dość
ciężko znoszę książki, w których ani jedna osoba nie jest "lubialna",
taki mam defekt. Podobno autor się przyznał, że w połowie pisania
książki zmienił koncepcję w temacie "kto popełnił zbrodnię" (co wydaje mi się wręcz niewybaczalne w przypadku kryminału, ale skoro już się zdarzyło, to się odniosę, nieprawdaż), i może
dlatego to zaskakujące zakończenie wydaje się jednocześnie
nieprawdopodobne i nielogiczne, a powody działania sprawcy - kompletnie
irracjonalne.
Wątek o nastolatkach czytałam z rosnącym niesmakiem łamane
przez zdumieniem - mam pod ręką siedemnastolatka, w pewnym momencie nie
wytrzymałam i udałam się do niego po konsultacje. Siedemnastolatek
przeczytał rzecz z odrazą na obliczu i orzekł, że owszem, tak na pewno
bywa, taka młodzież niewątpliwie gdzieś istnieje, na ten przykład w serialach typu "Trudne sprawy". Tak, w to mogę
uwierzyć. Postacią Damiana miałam ochotę mocno potrząsnąć, względnie
zalecić detoks lub egzorcyzmy, a w Sabinę nie wierzyłam. Mój postulat z recenzji "Długu honorowego", by ktoś zapoznał Wojciecha Chmielarza z jakąś młodzieżą pozostaje w mocy. Opis związków
międzyludzkich to było kilkaset stron przerzucania z pustego w próżne,
trochę zbyt powierzchownie, trochę mało odkrywczo, trochę za dużo, żeby książka nam "spuchła", bo kto by tam czytał coś, co ma dwieście stron, skoro można mu wcisnąć rzecz, która ma ponad dwa razy tyle... Niepotrzebne, a
częste przekleństwa, ujednolicony język wszystkich postaci, nieistotne,
czy uczennica gimnazjum czy prosty w obejściu chłop, czy matka dzieciom i
pani domu...
No i...
Co jakiś czas natrafiam w social
mediach na dyskusje na temat literatury męskiej i kobiecej, w których to
dyskusjach (zazwyczaj) panie stawiają tezę, że przydałby się w literaturze kobiecy
punkt widzenia i na przykład bohaterka, która czegoś nie może
zrobić/zmienia plany i coś z tego wynika, bo, na przykład, ma okres.
Zawsze, ZAWSZE wtedy nadbiegają galopem panowie (przeważnie), którzy
zaczynają wykrzykiwać, że ale po co, dlaczego, kogo obchodzą okresy,
wszak literatura pisana przez mężczyzn nie jest po prostu "męska", ona
opisuje uniwersalne doświadczenie ludzkości i vogle.
Wiem już,
jaką książką zamacham przed oczami tym panom przy kolejnej takiej
dyskusji :D. Trzy strony opisu robienia kupy przez bohatera. Precyzyjny
opis zatkania toalety przez tę kupę oraz tego, co się potem stało, i od razu zaznaczę, że nie jedyny to przypadek w twórczości Wojciecha Chmielarza, którą wszak znam bardzo powierzchownie i już się boję, co może mnie spotkać, gdybym zdecydowała się w nią zagłębić. Oto w "Wilkołaku"mamy motyw detektywa Dawida, który wraca do domu osób, które przesłuchiwał, by, że tak to elegancko - w zupełnym przeciwieństwie do autora - ujmę, ulżyć jelitom, i staje się mimowolnym świadkiem wybuchu rozpaczy rzeczonych osób. Nie chcąc zakłócać intymnego momentu wyślizguje się z domu nie spuszczając wody i przez następne kilka stron czytelnik ma okazję podziwiać wewnętrzne rozważania naszego Dawida pod tytułem: "Ach, co oni pomyślą, jak tę kupę znajdą, no ale musiałem, och, no przecież nie mogłem spuścić tej wody!". No po prostu czlowiekowi zrywa się z piersi okrzyk - why, mister Chmielarz? Pacziemu? Pourquai? Proč? Perché? ZALI WŻDY? Jeśli już Dawid koniecznie musiał cofnąć się, by ujrzeć rozpacz tych nieszczęsnych ludzi, to czemu nie cofnął się po telefon, kurtkę, którą odwiesił, wchodząc, i o niej zapomniał, notes, w którym ordynarnie, ołówkiem, jak zwierzę czyni notatki, po, no nie wiem, szczęśliwy długopis, który ma po dziadziu, i którym napisał maturę, a jeśli już koniecznie musimy iść w fizjologię to dlaczego po prostu nie okazało się, że pięć wypitych kaw ma oczekiwany, acz objawiający się w nieoczekiwanym momencie, wpływ na pęcherz?!
Chociaż... chociaż to ostatnie też mogłoby się nie najlepiej (dla wrażliwego czytelnika) skończyć.
W "Żmijowisku mamy bowiem także cztery (zdaje się) opisy - bardzo szczegółowe - oddawania moczu (w tym jeden z łódki prosto do jeziora), połączone z analizą wyglądu penisa. Piszę zupełnie poważnie, przy trzecim opisywaniu, jak bohater sika, trzymając w ręku swą dumę i radość, zaczęłam podejrzewać, że to celowy zabieg autora i pod koniec okaże się, że bohater ma raka prostaty, co jakoś tam związane będzie z akcją powieści, rzecz jasna. He, he, he. A figa. Wygląda na to, że po prostu obcowałam właśnie z "uniwersalnym doświadczeniem ludzkości" :D. Przełknęłabym nawet te przekleństwa, niech będzie, że jakoś wyrażały emocje postaci, ale to? Kom-plet-nie po nic, zupełnie zbędne, nic, absolutnie nic nie wnoszące do akcji opisywanie, jak facet sika (cztery razy) i jak zapycha toaletę kupą (raz)!
Kopalnia, powiadam, kopalnia materiału, gdyby ktoś chciał napisać pracę pod tytułem: "Elementy fekalne w twórczości Wojciecha Chmielarza jako wyraz uniwersalnego doświadczenia ludzkości". Nie wykluczam, że bym przeczytała!
Co nijak nie zmienia faktu, że po tym boję się rzucić okiem na serial.
Wrażliwym
na fekalne klimaty czytelnikom nie polecam. Innym - czemu nie, w końcu
sama przeczytałam książkę z zainteresowaniem. I nawet pewnie sięgnę
kiedyś po inne pozycje autora. Jak już ochłonę :).
Podobał mi się cykl kryminalny tego autora z komisarzem Mortką. "Żmijowisko" czytałam później i była to ostatnia książka Chmielarza, z którą się zapoznałam, bo bohaterzy tej powieści wydali mi się albo zbyt stereotypowi, albo nieprawdziwi. Wątków fekalnych nie pamiętam w ogóle! Nie wykluczam jednak, że zapadły mi w podświadomość i zniechęciły do twórczości pisarza.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Wyparłaś, co mnie nie dziwi ;).
UsuńPierwszy tom z Mortką czytałam i zamierzam kiedyś wrócić do cyklu.
Mnie książka zupełnie nie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńSerial niby mam w planach, ale jakoś niespecjalnie mnie do nich nie ciągnie
To jak mnie :D. Z tym serialem zwłaszcza :).
UsuńJa widziałam tylko serial,nie oglądało się źle,ale mam pytanie:jeżeli morderca zrobił,to co zrobił i żyje dalej, z zimną krwią podejmując różne działania, to jest psychopatą,a jeżeli jest,dlaczego nikt się nie połapał?
OdpowiedzUsuńWątek zapchanego sedesu faktycznie w serialu jest, racja.
Ale mi się fajnie czytało tą recenzję!
A ja czytam Mroza o Chyłce ...Baaaardzo marne.
Chomik
Bogowie... sierio???? Miałam nadzieję, że chociaż tego wątku jednak nie będzie, jako całkowicie zbędnego/bezsensownego!
UsuńCo do zachowania mordercy - pełna zgoda. Jeśli to prawda, że autor zmienił koncepcję w trakcie pisania to niestety zawalił sprawę, bo zachowanie TEJ konkretnej osoby jako zbrodniarza robi się bezsensowne...
Po przeczytaniu niniejszej recenzji dochodzę do wniosku, że stanowczo zapoznawać się z dziełem nie będę. Natomiast co do literatury męskiej/kobiecej, przebóg Carrie wymordowała pół miasta na skutek okresu. A tak zwyczajnie, to w klasycznej literaturze kryminalnej nie chodzi się do kibla (niezależnie od płci), nie ma się okresu ani rozwolnienia. Ma się co najwyżej kaca lub migrenę :-P Być może szanowny autor próbował wypełnić tę lukę w literaturze światowej.
OdpowiedzUsuńCarrie nie jest odpowiednim przykładem, ten jej okres był... jak to ując... główną częścią akcji. Punktem zapalnym. Jak zwał tak zwał. Chodzi raczej o coś w rodzaju "nie mogę tam iść bo jestem zaziębiona/ mam grypę żołądkową/ mam okres".
UsuńA do kibla się chodzi, owszem, coraz częściej się natykam na takie wtręty, że ktoś idzie, cytuję, "opróżnić pęcherz" i odczuwa w związku z tym ulgę.
Ale okresów niet :).
Dotychczasowa lektura twórczości pana Chmielarza stawia mnie w szeregu fanów Jego pióra - dlatego i tę powieść mam w planach :)
OdpowiedzUsuńMiłych wrażeń życzę :).
UsuńA tak poza tym wszystko w porządku?
OdpowiedzUsuńChomik
Bardzo średnio, z powodów, na które nie można wiele poradzić. Dzięki za troskę <3.
Usuń