Jakby tak Królowa Matka nie miała dzieci (i/lub pracy zawodowej, a zamiast tego, na przykład, kupę forsy), to by pierwszego wpisu na blogu nie czyniła szóstego stycznia, tylko wcześniej. A i grudniowych wpisów byłoby więcej przynajmniej o dwa kulinarne, zawitałyby na blog i drożdżowe różyczki z powidłami i cynamonem,
i strucla orzechowa, którą Królowa Matka robi tradycyjnie, raz w roku, na Wigilię, i którą od dwóch lat planuje tu, na blogu, przedstawić, w związku z którymi to planami w te święta udało się ją nawet sfotografować, (i co z tego)...
ale ponieważ ma dzieci (i pracę zawodową) nie ma ani czasu, ani siły, by pisać, i należy się cieszyć, że przynajmniej udało jej się zdjęcia zrobić. Jeśli chodzi o struclę, to dokładnie to jedno (bo zaraz musiała komuś na pomoc lecieć, kogoś karmić, robić za rozjemcę, pocieszycielkę albo inne takie).
No, ale gdyby nie miała dzieci to na pewno w Święto Trzech Króli nie piekłaby żadnego szczególnego ciasta. Bo nie miałaby pod ręką żadnego solenizanta. Oraz najprawdopodobniej w ogóle nie miałaby bloga, a to byłoby przecież nie do wyobrażenia, czyż nie?... Więc ciesząc się jednak z tych dzieci (co nie zawsze jest łatwe, a czasem wręcz bardzo trudne, jak na przykład teraz, gdy Potomki Starsze na pięterku skaczą z oparcia łóżka i tylko patrzeć, jak przez sufit wpadną do kuchni) Królowa Matka przejdzie do czynienia Pierwszego Wpisu W Roku 2014.
Rok temu z okazji imienin Potomka Młodszego Królowa Matka piekła drożdżową Koronę Trzech Króli i natychmiast niemal po jej upieczeniu trafiła na przepis na ciasto Trzech Króli z ciasta francuskiego (wersję łatwiejszą, bo znalazła też kilka tak skomplikowanych, że je zamykała czym prędzej z okrzykami przerażenia na ustach), który umieściła w zakładkach, pamiętając przez rok, że ma zamiar je wypróbować.
Powodowana wątpliwościami co do swoich talentów kulinarnych już wczoraj upiekła Potomkowi Młodszemu kokosowe ciasto na czekoladowym spodzie, żeby biedaczek nie został tak zupełnie bez niczego, gdyby tak mamusi wszystko popękało w czasie pieczenia i, na ten przykład, nadzienie wypłynęło albo też spaliło się na węgiel, i pokonawszy napotkane na swej drodze przeszkody w postaci zapomnienia zakupienia gotowego ciasta francuskiego w sklepie (tak, Królowa Matka mogłaby sama zrobić, umie i w ogóle do tej pory zawsze robiła, ale jej się lenistwo z wiekiem pięknie rozwinęło i zamierza je pielęgnować z uczuciem) przy pomocy Koleżanki Pana Małżonka, która je kupiła i dostarczyła do Domu w Dziczy (ukój swój niepokój, Czytelniku, nie tłukła się, biedaczka, przez bezdroża i podmokłe łąki tylko w tym celu :)), wstała rano i pierwsze, co uczyniła, to oparzyła, obrała (z niewielką pomocą Solenizanta) i zmieliła 10 dkg migdałów.
Następnie utarła 100 g miękkiego masła i 100 g cukru, dodała jajko i utarła wszystko (mikserem!!! tak, to może też być objaw tego postępującego zleniwienia) na krem, do którego dodała starte migdały i dwie łyżki rumu, po czym dokładnie rzecz wymieszała.
Na płaskiej blaszce wyłożonej papierem do pieczenia Królowa Matka ułożyła krąg ciasta francuskiego, na którym rozsmarowała nadzienie, zostawiając wolne dwa centymetry do brzegów okręgu. Wolny brzeg Królowa Matka posmarowała rozbełtanym jajkiem, przykryła całość drugim krążkiem ciasta i skleiła, po czym (prawie)ozdobnie ponacinała, a tak była nacinaniem przejęta i tak się starała, żeby niczego nie uszkodzić, że ręka jej się trzęsła, w związku z czym oczywiście nacięła za głęboko centralnie, sam środek, ciasto nadpękło podczas pieczenia, ale że nadzienie nie wypłynęło Królowa Matka uznała, że jest gites.
(Prawie)ozdobnie (i za głęboko) ponacinane oraz przed umieszczeniem w piecu starannie posmarowane rozbełtanym jajkiem ciasto Królowa Matka piekła w piekarniku nagrzanym do 200 stopni w czasie 25 minut, po czym, po pobieżnym przestudzeniu, spożyła (połowę) w towarzystwie Pana Małżonka i Bandy Czworga.
W tej pożartej połowie jednak znajdował się jeden migdał, umieszczony w nadzieniu z braku porcelanowej figurki wkładanej weń zgodnie z tradycją, który to migdał znalazła w swojej porcji Królowa Matka, co daje jej w tym świątecznym dniu tytuł Królowej.
Oficjalnie :D!
przepięknie to ciasto wygląda! To tylko takie kreski narysować? I zaprawdę powiadam- sama jestem mamą Czwórki, ale takich słodkości nie popopełniam :( może to i dobrze ;) szacuneczek
OdpowiedzUsuńNacina się nożem ciasto, ostrym, z czubkiem :). To peknięcie w srodku to dlatego, ze za mocno nacisnęlam ten czubek :D.
UsuńNie popelniasz pewnie tylko dlatego, że nie masz solenizanta :D!...
Czyli od dziś mamy się do Ciebie zwracać...
OdpowiedzUsuńJej Królewska Mość??
taaaak... zdecydowanie cieszyć się należy, że masz dzieci...o ile smutniejszy byłby świat bez Twojego bloga...
Ciacho wygląda smakowicie a że uwielbiam ciasto francuskie i pomimo tego, że nie mam żadnego solenizanta pod ręką.... chyba sprawdzę ten przepis ;-)))\
Wszystkiego dobrego na każdy dzień ;-)))
(skromnie) Przeciez znaczna część Czytelników i tak się tak zwraca ;D...
UsuńCiacho jest super, ja tez lubię ciasto francuskie i w dodatku migdały, samo słowo "migdałowy" wystarczy, żeby wywołac u mnie slinotok, więc to totalnie cos dla mnie (chociaz trochę za bardzo słodkie. Ale chętnie sie poświęciłam ;))).
Dziękuję za zyczenia. I nawzajem.