Co za udany początek roku czytelniczo-recenzenckiego, mniam!
"Blask"
jest pierwszą powieścią Marka Stelara, jaką przeczytałam, recenzji też
nie czytałam zbyt wielu, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu (i nie muszę Wiernym Czytelnikom przypominać, od kiedy) entuzjastyczne
recenzje budzą moje podejrzenia, a jeśli jest ich zbyt wiele i jeśli są
"za dobre" z miejsca robię się nastawiona mocno sceptycznie*.
Cóż to jest jednak za frajda, gdy okazuje się, że był to sceptycyzm niezasłużony!
Tym chętniej dorzucę swój kamyczek do góry Recenzji Entuzjastycznych.
Trzy plany czasowe, trzy wydarzenia, które łączą się, splatają i zaczynają wyjaśniać mniej więcej od połowy książki.
1946 rok. Wiktor Krugły po dramatycznych przejściach wojennych przyjeżdża do siostry, która osiedliła się w Szczecinie, i niemal natychmiast (a w zasadzie - natychmiast) po przybyciu do miasta zostaje wplątany w sprawę zabójstwa żydowskiego chłopca. Chłopiec zostaje znaleziony w parku, a w zaciśniętej dłoni trzyma sporych rozmiarów brylant. Wkrótce ginie kolejny chłopiec, a Krugły, próbujący sam rozwiązać zagadkę ich śmierci, ma przeciw sobie niemal wszystkich, od przedstawicieli niezupełnie jeszcze okrzepłych w swych prawach i obowiązkach przedstawicieli władzy wykonawczej, "wyzwolicieli", po zmartwionych aktywnością Wiktora na czymś, co można śmiało nazwać polem minowym znajomych z pracy i rodziny.
1946 rok. Wiktor Krugły po dramatycznych przejściach wojennych przyjeżdża do siostry, która osiedliła się w Szczecinie, i niemal natychmiast (a w zasadzie - natychmiast) po przybyciu do miasta zostaje wplątany w sprawę zabójstwa żydowskiego chłopca. Chłopiec zostaje znaleziony w parku, a w zaciśniętej dłoni trzyma sporych rozmiarów brylant. Wkrótce ginie kolejny chłopiec, a Krugły, próbujący sam rozwiązać zagadkę ich śmierci, ma przeciw sobie niemal wszystkich, od przedstawicieli niezupełnie jeszcze okrzepłych w swych prawach i obowiązkach przedstawicieli władzy wykonawczej, "wyzwolicieli", po zmartwionych aktywnością Wiktora na czymś, co można śmiało nazwać polem minowym znajomych z pracy i rodziny.
1978 rok. W Szczecinie zamordowana zostaje młoda prostytutka. Dziwne ślady na jej szyi pozwalają podejrzewać, że narzędziem zbrodni był bardzo nietypowy sznur. Zatrzymany w związku z podejrzeniem popełnienia zbrodni obywatel RFN zostaje bardzo szybko zwolniony, a do akcji wkracza funkcjonariusz SB, który rozpoczyna z Niemcem własną potajemną rozgrywkę.
2018 rok. Agata
Prażmowska, szczecińska prawniczka, rozpoznaje w nieletniej ofierze
zabójstwa swoją niedawną klientkę. Dziewczyna została uduszona sznurem o
nietypowym splocie. Wkrótce później umiera ojciec Agaty, z którym ta
nigdy nie miała dobrych stosunków, a po jego śmierci Agata zaczyna w
starych dokumentach natrafiać na ślady tajemnicy, którą jej ojciec krył
przez całe życie. Kobieta z pomocą swego świeżo odnalezionego kuzyna
Roberta, emerytowanego oficera policji, zaczyna prowadzić śledztwo,
które prowadzi w przeszłość...
Już dwa plany
czasowe bywają sporym wyzwaniem dla pisarza, a co dopiero trzy, z tym
większym też uznaniem można podziwiać, jak dobrze poradził sobie z nimi
Marek Stelar. Akcja (na każdym planie) jest dopracowana, bohaterowie
dobrze zarysowani, obdarzeni osobowością i niezwykle konsekwentnie
poprowadzeni, tak, że nie jesteśmy zaskakiwani przez jakieś niezwykłe
moce czy rzadkie umiejętności, które objawiają się u bohatera w jednej,
jedynej chwili (na przykład podczas srogiego mordobicia) po to, by
zniknąć bez śladu w chwili, gdy nie są już potrzebne. To samo dotyczy
charakterów bohaterów, którzy nie stają się, na przykład, rozszalałymi
ekstrawertykami na potrzeby jednej sceny, by natychmiast po niej stać
się znowu introwertycznymi i zamkniętymi w sobie nieśmiałkami. Nie, tu
wszyscy charaktery mają stabilne i świetnie wpisane w rzeczywistość, w
której się poruszają (no dobrze, troszkę, troszeczkę zgrzyta mi w planie
czasowym z 1946 roku niejaki Ludwik Karbasz, osiemnastolatek bez formalnego
wykształcenia, bo jakież wykształcenie mógł odebrać dzieciak, który
skończył dwanaście lat, gdy zaczęła się wojna, taki trochę odpowiednik
"warszawskiego cwaniaka", który wypowiada się płynną, eleganckaąpolszczyzną, pełną fraz typu: "Nie jestem pewien, czy mam ci dziękować za uratowanie mi życia, czy być wściekłym, że nim zaryzykowałeś w imię swych zasad", no ale, nie wiem. Może oczytany był, albo miał talent oratorski).
Za
opis powojennego Szczecina duże brawa. Wielce cenię
wszystkich autorów, bez względu na to, w jakim gatunku literackim się
wypowiadają, którzy przybliżają nam, jak naprawdę wyglądało to, co w
podręcznikach szkolnych ujęte jest sucho i w paru okrągłych zdaniach typu:
"Ziemie Odzyskane zasiedlone zostały przez repatriantów ze Wschodu.
Pozostali na miejscu dawni mieszkańcy oraz ci, którzy powrócili po
przejściu frontu, zostali poddani weryfikacji narodowościowej przez
administrację polską" (plus kilka wyliczeń, najlepiej podanych w procentach). Szacunek dla autora, który potrafił opisać
ten powojenny Dziki Zachód, tę ziemię jeszcze trochę niczyją, tych ludzi
pozbawionych wszelkich zasad, którzy w mieście-trochę-niczyim zwęszyli
szansę na zrobienie interesu, i tych z zasadami, którzy na ruinach
zaczynali budować nowy świat i nowe życie, te nabrzmiałe konflikty
narodowościowe, na które trzeba było przymknąć oczy, bo przecież wszyscy
sobie byli jakoś tam potrzebni i nieważne było, Niemiec czy Polak, czy
Żyd... świetnie, świetnie opisane, z wielkim wyczuciem i niewątpliwa
znajomością tematu.
Świetnie napisana jest
zresztą całość, dłużyzn brak (albo nie odnotowałam), wątki wyjaśniają
się i splatają logicznie i przekonująco, i wszystkie zostają
inteligentnie domknięte...
A, nie. Jednak nie wszystkie.
Ale
pomysłu z nie domknięciem jednego z wątków szczerze autorowi gratuluję.
Dzięki temu jego kryminał nie stał się taką trochę bajeczką dla dużych
dzieci. Zyskał za to interesującą perspektywę i pole do rozmyślań, a to
to już na pewno nie jest coś, co można powiedzieć o wielu kryminałach.
Szczerze polecam.
*za co z góry przepraszam Szczerych i Entuzjastycznych Bezinteresownych Recenzentów, ale nabawiwszy się urazu na skutek zetknięcia z dziełami recenzowanymi już nie Entuzjastycznie, ale po prostu z Nabożnym Zachwytem, takimi jednakże, po lekturze których miałam ochotę pozwać wydawnictwo i zażądać zwrotu pieniędzy za dostarczenie towaru niezgodnego z opisem stałam się nieufną, zrzędliwą babą.
Tym niemniej mam listę Recenzentów, których nawet Najbardziej Entuzjastycznym recenzjom ufam, a lista ta jest długa i rośnie, więc być może jest jeszcze dla mnie nadzieja :).
*za co z góry przepraszam Szczerych i Entuzjastycznych Bezinteresownych Recenzentów, ale nabawiwszy się urazu na skutek zetknięcia z dziełami recenzowanymi już nie Entuzjastycznie, ale po prostu z Nabożnym Zachwytem, takimi jednakże, po lekturze których miałam ochotę pozwać wydawnictwo i zażądać zwrotu pieniędzy za dostarczenie towaru niezgodnego z opisem stałam się nieufną, zrzędliwą babą.
Tym niemniej mam listę Recenzentów, których nawet Najbardziej Entuzjastycznym recenzjom ufam, a lista ta jest długa i rośnie, więc być może jest jeszcze dla mnie nadzieja :).
Ooo,dobrze czytać!
OdpowiedzUsuńPolecam szczerze!
UsuńWidzę entuzjazm, więc lekko pobieżnie czytam recenzję i zaraz będę sprawdzać dostępność tego tytułu w bibliotece. Tym bardziej, że sama jestem właśnie po lekturze książki tego autora pod tytułem " Góra kłopotów" i muszę powiedzieć, że całkiem fajnie się ją czytało a innych książek autora nie znam.
OdpowiedzUsuńO, nam "Gore klopotow" w planach!
UsuńKrólowej Matce wierzę bez zastrzeżeń i przeczytam w najbliższym czasie!
OdpowiedzUsuń(tu wstawione milion serduszek i machanie rzęsami :)).
Usuń