Dowolny Dzień Tygodnia, siódma rano, poranek kurczy się jak czysta żywa wełna wyprana w 90 stopniach, nerwowa atmosfera unosi się w powietrzu jak przenikająca świat mgła.
Mamusia - Synku, włóż buty.
Synek (zero reakcji).
Mamusia - Synku, proszę, włóż buty, spieszymy się.
Synek (flegmatycznie kończy jogurcik/przegląda SMSy na ekraniku komórki/rzuca czymś ciężkim w Braciszka/wszystko naraz/ewentualnie coś innego).
Mamusia (nieco bardziej nerwowo) - Synu, ja cię proszę, rusz się wreszcie i włóż buty!
Synek (wstaje, symulując chęć gorliwego spełnienia polecenia Mamusi) - Już, już...
Mamusia (dobitniej) - Synu, natychmiast włóż te... buty!!!
Synek (nieobecnym tonem) - Mhm, mhm...
Mamusia (wyszedłszy z siebie ostatecznie i nieodwołalnie) - SYNU, PSIAKREW, ILE DO CIEBIE MOŻNA MÓWIĆ?! RUSZ WRESZCIE SWOJE CHUDE CZTERY LITERY I WKŁADAJ TE CHOLERNE BUTY!!!
Synek (tonem osoby boleśnie i dogłębnie urażonej) - Ale czy ty musisz od razu na mnie krzyczeć?!
Brzmi znajomo?
Ha!
Lecz nie w Domu w Dziczy, gdzie Doskonale Ułożone Pacholątka znają mores oraz swoje miejsce!
Pora obiadowa. Pan Małżonek odcedza makaron, Królowa Matka nalewa rosołek do misek.
Królowa Matka (do Potomka Młodszego) - Skarbie, idź na górę i powiedz swojemu bratu, że obiad już gotowy i wjeżdża na stół...
Potomek Młodszy (nie przerywając sobie wygodnego rozciągnięcia na kanapie; nabiera tchu w płucka i wydaje z siebie ryk, przy którym mury Jerycha rozpadłyby się bez konieczności okrążania miasta z trąbami i kapłanami) - MIKOŁAJ!!! SCHODŹ NA DÓŁ, OOOOOBIAAAAD!!! (rzuca krzepiący uśmiech Tatusiowi z opadniętą szczęką i wpatrzonej weń Mamusi, zastygłej z uniesioną w powietrzu chochlą, i powraca do leżenia z wdziękiem).
Tjjaaaa.
Dziękujemy ci, kochanie, o to właśnie Rodzicom chodziło.
Mamusia - Synku, włóż buty.
Synek (zero reakcji).
Mamusia - Synku, proszę, włóż buty, spieszymy się.
Synek (flegmatycznie kończy jogurcik/przegląda SMSy na ekraniku komórki/rzuca czymś ciężkim w Braciszka/wszystko naraz/ewentualnie coś innego).
Mamusia (nieco bardziej nerwowo) - Synu, ja cię proszę, rusz się wreszcie i włóż buty!
Synek (wstaje, symulując chęć gorliwego spełnienia polecenia Mamusi) - Już, już...
Mamusia (dobitniej) - Synu, natychmiast włóż te... buty!!!
Synek (nieobecnym tonem) - Mhm, mhm...
Mamusia (wyszedłszy z siebie ostatecznie i nieodwołalnie) - SYNU, PSIAKREW, ILE DO CIEBIE MOŻNA MÓWIĆ?! RUSZ WRESZCIE SWOJE CHUDE CZTERY LITERY I WKŁADAJ TE CHOLERNE BUTY!!!
Synek (tonem osoby boleśnie i dogłębnie urażonej) - Ale czy ty musisz od razu na mnie krzyczeć?!
Brzmi znajomo?
Ha!
Lecz nie w Domu w Dziczy, gdzie Doskonale Ułożone Pacholątka znają mores oraz swoje miejsce!
Pora obiadowa. Pan Małżonek odcedza makaron, Królowa Matka nalewa rosołek do misek.
Królowa Matka (do Potomka Młodszego) - Skarbie, idź na górę i powiedz swojemu bratu, że obiad już gotowy i wjeżdża na stół...
Potomek Młodszy (nie przerywając sobie wygodnego rozciągnięcia na kanapie; nabiera tchu w płucka i wydaje z siebie ryk, przy którym mury Jerycha rozpadłyby się bez konieczności okrążania miasta z trąbami i kapłanami) - MIKOŁAJ!!! SCHODŹ NA DÓŁ, OOOOOBIAAAAD!!! (rzuca krzepiący uśmiech Tatusiowi z opadniętą szczęką i wpatrzonej weń Mamusi, zastygłej z uniesioną w powietrzu chochlą, i powraca do leżenia z wdziękiem).
Tjjaaaa.
Dziękujemy ci, kochanie, o to właśnie Rodzicom chodziło.