UWAGA!
Będzie
DŁUGIE JAK CHOLERA, zawierające spoilery oraz wulgaryzmy, co prawda nie
królewskomatczyne, tylko pochodzące z cytatów, ale zawsze. Osoby
wrażliwe, nudzące się przy wpisach liczących więcej niż pięćset słów
oraz takie, które pragną poznać dzieuo tu omawiane z pierwszej ręki
proszone są o oddalenie się od internetów celem skorzystania z uroków ostatnich chwil
długiego weekendu, najlepiej na łonie natury.
oraz odkryła, że śmieje się histerycznie czekając tylko na retrospekcje z dzieciństwa Alfredka kopiącego nóżkami obutymi w obuwie ze skóry ginących gatunków małe kociątka oraz mściwie depczącym kwiatki, ze szczególnym uwzględnieniem tych pod bezwzględną ochroną, czy naprawdę nikt autorce nigdy nie powiedział, że mniej czasem znaczy lepiej?
pominęła wykładany jak kawa na ławę cały obmierzły światopogląd pani Michalak (bita kobieta jest sobie winna i nie ma dla niej ratunku, nie opłaca jej się pomagać, ludność wiejska wzywa policję do faceta goniącego żonę z siekierą po podwórzu, bo ten, uwaga, ROBI HAŁAS, ponadto wieś jest wścibska, żądna plotek i nie wybacza, itepe, itede, kto czytał "Bezdomną" albo choćby tylko "Poczekajkę" ten wie, o co chodzi).
O tym, jak zmarnotrawiony został naprawdę dobry temat - żałoby, rozpadu i ponownego konstruowania się rodziny po traumatycznym przeżyciu, przyspieszonego dojrzewania trzynastoletniej dziewczynki, w końcu problem traktowania pijanych i odurzonych kierowców przez prawo - nie ma nawet co pisać, w końcu mówimy o AłtorKasi.
Za to gdy Królowa Matka wreszcie doszła do końca dzieua ("Samochody obojętnie mijają ciało leżące w rowie. Niro wie, że umiera.Jak tamta. Marta Sokołowska. Tylko że przy niej byli ludzie, ktoś próbował ją ratować, ktoś trzymał do końca za rękę, on zaś zdycha sam. Będzie konał długo i w cierpieniach, bo do każdej minuty umierania Marty Bóg doliczy Alfredowi pięć minut topienia się we własnej krwi. Za Antosia dorzuci jeszcze pięć. Za bezdomnego włóczęgę kolejne. Za blondynkę i nawet Marszaka też po kilka... Widzisz gdzieś tu słowo „sprawiedliwość”? Tutaj nie, ale Tam na pewno") doszła także do paru wniosków i żadna siła jej już nie przekona, że się myli.
Otóż Katarzyna Michalak nie istnieje.
Królowa Matka nie uwierzy w jej istnienie nawet, gdyby dostarczono jej AłtorKasię na próg Domu w Dziczy, zaopatrzoną w drzewo genealogiczne i dowód osobisty oraz paszport. "Katarzyna Michalak" to jest po prostu długofalowy projekt podjęty przez grupę psychologów, którzy przyjęli ten pseudonim, by zbadać, jaką ilość urągającej wszelkiej inteligencji zbieraniny wszelkich możliwych stereotypów, nonsensów i szkodliwych bzdur podniesionych do potęgi osiemnastej uda się sprzedać przy pomocy zaawansowanych technik marketingu, reklamy i innych takich prostemu ludowi, zanim ten się zbuntuje i odmówi dalszej konsumpcji. Królowa Matka rozważała jeszcze happening artystyczny, ale artyści nie mają takich pieniędzy, a byłby to happening dość kosztowny (książki, fałszywa tożsamość, reklama, bannery, telewizja, ktoś do prowadzenia bloga, to wszystko kosztuje. Chociaż, może, kto wie, jakiś projekt zrealizowany przy pomocy funduszy unijnych...?)
Istnienie "Katarzyny Michalak" jako projektu naukowego naprawdę wszystko wyjaśnia, i te opisane przez Królową Matkę wczoraj wolty charakterologiczne jej Herołinów i Herołin (jak książki pisze komputer wraz z wynajętym pracownikiem naukowym to nie można oczekiwać od nich płynności języka i logiki, wymaganych od zawodowych pisarzy, prawda?). I udział w tym przedsięwzięciu takich niegdyś szanowanych instytucji jak Znak i Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Literackie, które na własnej stronie pisze:
"WYDAWNICTWO LITERACKIE, założone w 1953 roku, od ponad pół wieku swego istnienia kreuje i promuje najciekawsze zjawiska literackie oraz najwybitniejszych twórców polskich i światowych: pisarzy, poetów, eseistów, historyków, badaczy kultury. Zajmujemy pozycję jednego z największych i najbardziej wpływowych na polskim rynku domów wydawniczych – przede wszystkim wydawców literatury, szczególnie pięknej polskiej i obcej, literatury faktu oraz literatury dla młodzieży.
Obecnie w stałej ofercie Oficyny pozostaje ponad pół tysiąca tytułów!
Wśród autorów związanych z oficyną są polscy nobliści Wisława Szymborska i Czesław Miłosz oraz tak znakomite postaci kultury, jak: Janusz Anderman, Stanisław Barańczak, Władysław Bartoszewski, Zygmunt Bauman, Andrzej Bobkowski, Andrzej Chwalba, Karl Dedecius, Michał Głowiński, Witold Gombrowicz, Julia Hartwig, Gustaw Herling-Grudziński, Maria Janion, Jerzy Jarniewicz, Jerzy Jarzębski, Aleksander Jurewicz, Jan Kott, Stanisław Lem, Ewa Lipska, Henryk Markiewicz, Sławomir Mrożek, Tadeusz Nyczek, Kazimierz Orłoś, Jerzy Pilch, Tadeusz Różewicz, Jerzy Sosnowski, Marian Stala, Jadwiga Staniszkis, Jan Józef Szczepański, Jan Sztaudynger, Dorota Terakowska, Agata Tuszyńska, Jan Twardowski, Karol Wojtyła, Marta Wyka, Adam Zagajewski",
a potem wydaje niedopracowaną zbieraninę bzdur napisaną żałosnym językiem i jeszcze to reklamuje jako powieść, która: "Roztrzaskuje serce na kawałki, wzbudza skrajne emocje, wzrusza do łez".
I te peany redaktora wyż. wzmiankowanego wydawnictwa, który jednocześnie pozwolił, by w oblanym przezeń łzami dziele znalazły się następujące kwiatki:
"Dokładnie jak wtedy, gdy po podpaleniu bezdomnego podjechała pod dom Nirów policja" (kto oprócz Królowej Matki ma wizję policji podpalającej bezdomnego?),
"Jeden go przeklina, drugi życzy mu wszystko co najgorsze",
"przeniósł załzawione spojrzenie z czarnego bmw na policjanta, który stał tuż obok i przyglądał się doktorowi z mieszaniną uczuć na twarzy",
"Alfred skinął pokornie głową, przywdziewając na pokaleczoną twarz zbolałą minę",
by wymienić tylko kilka.
Prawdziwy, zawodowy redaktor na pewno cierpiał, puszczając to do druku, ale rozumiał wyższą konieczność, skoro to projekt naukowy...
No i gdy wyjdzie na jaw, że to unijny projekt i badanie naukowe Wydawnictwo Literackie, Znak i pracownicy obu oficyn już nie będą musieli się wstydzić.
Tak, jak - w co Królowa Matka stara się nie wątpić - wstydzą się teraz.
Gdyby Królowa Matka chciała czytać "Nie oddam dzieci" metodą: "Przy każdym facepalmie wychylamy kieliszeczek" już w połowie Prologu leżałaby na podłodze Domu w Dziczy, ułożona przez troskliwego Pana Małżonka w pozycji uniwersalnej bocznej bezpiecznej, a karetka z najbliższego szpitala pędziłaby, aby bezzwłocznie zawieźć ją na oddział detoksykacji alkoholowej.
W Prologu oto mamy przedstawione trzy główne dramatis personæ, a więc Michała Sokołowskiego, wybitnego chirurga, oczywiście oszałamiająco przystojnego, oczywiście uroczego, oczywiście romantycznego (w każdym razie w rozumieniu ałtorkasiowym, w rozumieniu królewskomatczynym bowiem mężczyzna, który wchodzi "krokiem zdobywcy do sali wykładowej", siada "obok mnie,nawet nie pytając, czy wolne" i mówi "tak po prostu: „Od dziś to miejsce obok ciebie, moja śliczna, należy do mnie” uzyskuje zamiast dozgonnej miłości uprzejmą, acz chłodną odpowiedź: "Ależ zatrzymaj je sobie choćby na zawsze, a ja się przeniosę gdzieś dalej, by się cieszyć brakiem twojej obecności", choćby nie wiadomo jak bardzo "roześmiany, czarnowłosy i niebieskooki" by był), kochanego (czy tego chce, czy nie chce, gdyż poza żoną kochały się w nim " wszystkie stażystki w całym szpitalu") i kochającego męża i ojca trójki, a wkrótce już czwórki dzieci, dla którego ostatnio niestety praca robi się odrobinę zbyt ważna, spychając rodzinę na dalszy plan, ale ojtam, ojtam, Michał Sokołowski jest idealny i basta, przerwa na motylki i jednorożce na tęczy.
Po czym zaserwowany nam zostaje opis drugiego bohatera, Tadka Marszaka - oto mamy faceta, który zawodowo trudni się wożeniem żywych koni na rzeź do Włoch, dbając o zapas koki, którą wciąga w trasie (kieliszeczek) , ma wyższe aspiracje, ale nie chce mu się pracować, zresztą jak już popracuje, to i tak wszystko wydaje na dragi i dziwki (kieliszeczek), frustruje go, że nie ma żony, którą mógłby bijać (kieliszeczek), więc w zamian bije starą schorowana matkę (kieliszeczek), której przy każdej okazji kradnie rentę, niech żre trociny, skoro jest durna i trzyma kasę w puszce po herbacie (kieliszeczek), a jak mimo to czuje się zirytowany to się relaksuje rażąc prądem - 6 tys woltów - przewożone konie (kieliszeczek albo i dwa), a także rusza w miasto, by wyrwać lalę do obmacania, uprzednio przyodziewając się w sweterek w serek (kieliszeczek), białą koszule oraz skórzaną kurtkę i przeczesując rzadkie włosy (kieliszeczek)...,
W Prologu oto mamy przedstawione trzy główne dramatis personæ, a więc Michała Sokołowskiego, wybitnego chirurga, oczywiście oszałamiająco przystojnego, oczywiście uroczego, oczywiście romantycznego (w każdym razie w rozumieniu ałtorkasiowym, w rozumieniu królewskomatczynym bowiem mężczyzna, który wchodzi "krokiem zdobywcy do sali wykładowej", siada "obok mnie,nawet nie pytając, czy wolne" i mówi "tak po prostu: „Od dziś to miejsce obok ciebie, moja śliczna, należy do mnie” uzyskuje zamiast dozgonnej miłości uprzejmą, acz chłodną odpowiedź: "Ależ zatrzymaj je sobie choćby na zawsze, a ja się przeniosę gdzieś dalej, by się cieszyć brakiem twojej obecności", choćby nie wiadomo jak bardzo "roześmiany, czarnowłosy i niebieskooki" by był), kochanego (czy tego chce, czy nie chce, gdyż poza żoną kochały się w nim " wszystkie stażystki w całym szpitalu") i kochającego męża i ojca trójki, a wkrótce już czwórki dzieci, dla którego ostatnio niestety praca robi się odrobinę zbyt ważna, spychając rodzinę na dalszy plan, ale ojtam, ojtam, Michał Sokołowski jest idealny i basta, przerwa na motylki i jednorożce na tęczy.
Po czym zaserwowany nam zostaje opis drugiego bohatera, Tadka Marszaka - oto mamy faceta, który zawodowo trudni się wożeniem żywych koni na rzeź do Włoch, dbając o zapas koki, którą wciąga w trasie (kieliszeczek) , ma wyższe aspiracje, ale nie chce mu się pracować, zresztą jak już popracuje, to i tak wszystko wydaje na dragi i dziwki (kieliszeczek), frustruje go, że nie ma żony, którą mógłby bijać (kieliszeczek), więc w zamian bije starą schorowana matkę (kieliszeczek), której przy każdej okazji kradnie rentę, niech żre trociny, skoro jest durna i trzyma kasę w puszce po herbacie (kieliszeczek), a jak mimo to czuje się zirytowany to się relaksuje rażąc prądem - 6 tys woltów - przewożone konie (kieliszeczek albo i dwa), a także rusza w miasto, by wyrwać lalę do obmacania, uprzednio przyodziewając się w sweterek w serek (kieliszeczek), białą koszule oraz skórzaną kurtkę i przeczesując rzadkie włosy (kieliszeczek)...,
Kolejny bohater, Alfred Niro, "syn polityka znanego z tego, że jest politykiem, i celebrytki znanej z tego, że jest znana" , który po rozwodzie rodziców mieszka z matką, której nienawidzi, gdyż "po latach balang, hektolitrach alkoholu i metrach kokainowych ścieżek, wygląda na podstarzałą kurwę", utrzymywany przez ojca, którego nienawidzi, gdyż "po pierwsze gardzi polityką, po drugie gardzi ludźmi, którzy zmieniają poglądy jak chorągiewka", nienawidzi, ale korzysta z jego forsy i pozwala się wyciągać z pierdla po tym, jak dla żartu podpalił bezdomnego na przykład. Nie przepracował w życiu ani dnia, i nie musiał, albowiem rodzice zamykali mu usta pieniędzmi, "bo bękart mógłby sporo pikantnych plotek o ich pożyciu sprzedać tabloidom". Żyją więc sobie - rodzice i Alfred - w układzie "my ci forsę, ty nas nie szargasz, a jeśli już, to nie pod własnym nazwiskiem", w związku z czym Alfred, idąc szargać, zaopatruje się w fałszywy, kupiony za ciężkie pieniądze dowód osobisty, żeby go, uwaga, dziennikarze nie namierzyli, po której to konstatacji Królowa Matka uznała, że kieliszeczek to za mało
oraz odkryła, że śmieje się histerycznie czekając tylko na retrospekcje z dzieciństwa Alfredka kopiącego nóżkami obutymi w obuwie ze skóry ginących gatunków małe kociątka oraz mściwie depczącym kwiatki, ze szczególnym uwzględnieniem tych pod bezwzględną ochroną, czy naprawdę nikt autorce nigdy nie powiedział, że mniej czasem znaczy lepiej?
No, nic, na kopane kotki przyjdzie jeszcze czas, na razie Tadek Marszak podąża na spotkanie z Alfredem, albowiem "Imponował mu ten gość. Miesiąc temu poznali się w jednym w podlubieńskich klubów, wyrwali dwie laski, chyba jeszcze niepełnoletnie, przynajmniej na takie wyglądały, ale za to bardzo pijane i bardzo chętne, i zabrali je na przejażdżkę po okolicach, przy czym najpierw Alfred przeleciał jedną na tylnym siedzeniu swojego bmw, potem Tadek. Prawdziwa zabawa zaczęła się w pustym domku letniskowym, do którego Alfred miał klucze. Tam rżnęli półprzytomne od wódki i prochów dziewczyny na zmianę, we wszystkie otwory ciała – dopóki sił starczyło.
Na koniec pieprzonka Alfred, któremu już nie stawał, wyciągnął skądś kabel i zaczął w jakimś dzikim obłędzie obie dziewczyny tym kablem napieprzać, aż Marszak przestraszył się, że chce gówniary zatłuc i siłą go odciągnął.
– To nauczka – wyjaśnił Niro. – Żeby z obcymi się nie puszczały.
Zarechotał i szarpnął tę szczuplejszą, blondynkę, ku sobie. Zakwiliła, kuląc się w rogu łóżka, ale wyciągnął ją brutalnie i nagą wypchnął na dwór. Skinął na Tadka, by z drugą zrobił to samo. Po chwili zaciągnęli je do samochodu, wywieźli daleko od domku i porzucili na poboczu, ciskając w nie kłębem ciuchów.
Ale to był odlot. Tadek, do tej pory grzecznie rżnący tylko te, które na to pozwalały, albo dziwki, na które było go stać, po raz pierwszy w taki sposób zabawił się z lachonami: brutalnie i bezwzględnie. I miał z tego kurewską frajdę. Nie mniejszą niż prowodyr".
Na koniec pieprzonka Alfred, któremu już nie stawał, wyciągnął skądś kabel i zaczął w jakimś dzikim obłędzie obie dziewczyny tym kablem napieprzać, aż Marszak przestraszył się, że chce gówniary zatłuc i siłą go odciągnął.
– To nauczka – wyjaśnił Niro. – Żeby z obcymi się nie puszczały.
Zarechotał i szarpnął tę szczuplejszą, blondynkę, ku sobie. Zakwiliła, kuląc się w rogu łóżka, ale wyciągnął ją brutalnie i nagą wypchnął na dwór. Skinął na Tadka, by z drugą zrobił to samo. Po chwili zaciągnęli je do samochodu, wywieźli daleko od domku i porzucili na poboczu, ciskając w nie kłębem ciuchów.
Ale to był odlot. Tadek, do tej pory grzecznie rżnący tylko te, które na to pozwalały, albo dziwki, na które było go stać, po raz pierwszy w taki sposób zabawił się z lachonami: brutalnie i bezwzględnie. I miał z tego kurewską frajdę. Nie mniejszą niż prowodyr".
Dwaj przyjaciele z boiska jadą zatem, naćpani, narąbani i w towarzystwie wyrwanej dopiero co blondynki, zaś naprzeciwko jedzie Marta Sokołowska, która zmuszona była udać się do przedszkola po najmłodsze dziecko, które wzorowy i kochający mąż i ojciec zapomniał odebrać, jako, że właśnie operuje oraz ma dyżur na SOR. Buahahaha, no, ale nie po raz pierwszy Katarzyna Michalak nie sprawdza tego, o czym pisze, więc się nie dziwimy i lecimy dalej.
Mama jedzie zatem, odrywając się od przygotowań do urodzinowej imprezy dla synka, który właśnie kończy trzy lata, i skłaniając Królową Matkę do zastanawiania się, w jakich godzinach otwarte są przedszkola oraz robi się kinderbale dla trzylatków w michalakversum, bo z tekstu wynika, że jest środek nocy ("Strasznie nie lubiła wracać drugim samochodem: małym fiatem pandą, po nocy,", "Marta, nim ruszyła w powrotną drogę, bez Michała, długo patrzyła niewidzącym spojrzeniem w ciemność". "Szosa tonęła w ciemnościach, z którymi światła fiata nie bardzo sobie radziły", i tak dalej, i tak dalej, ok, jest październik, ciemno robi się około 18-19-tej, ale w tekście jest otwartym tekstem o "tej nocy, o której pamiętają" bliscy), Marta Sokołowska jedzie rozważnie i ostrożnie, Źli i Napruci jadą jak wariaci, w dodatku wyprzedzają tira na dwunastego i przy tym wymijaniu uderzają w samochód Marty, miażdżąc go o drzewo.
Mały Antoś ginie na miejscu, Marta umiera wkrótce, przybyli na miejsce lekarze robią cesarkę i wyjmują z brzucha martwej matki żywego noworodka, Królowa Matka powinna rozpakowywać już drugą paczkę chusteczek, ale jakoś nie rozpakowuje, Źli i Napruci, a teraz dodatkowo Nieco Połamani trafiają do szpitala i kto, ach, kto ratuje im życie? Tak! Nasz Wzorowy Mąż i Ojciec (i Chirurg), wykonujący w skupieniu kilkugodzinna operację ("Gdyby cały ten zespół wiedział, że człowiekiem, którego z takim oddaniem ratują, jest Tadek Marszak..."- to co by się wtedy stało? tak się niewinnie zainteresuje Królowa Matka, jest jakiś prawny zakaz operowania ludzi o nazwisku Tadeusz Marszak?), podczas gdy czas się zatrzymuje, jak w kreskówce normalnie, co poznamy po tym, że gdy Michał Sokołowski wróci wreszcie do domu z tragiczną wiadomością zastanie w nim całą rodzinę z tortem i balonikami, nic a nic nie przejętą faktem, że mama pojechała po małego jubilata kilka godzin temu, nie wróciła, a już gdy wyjeżdżała, przypomina Królowa Matka, panowały ciemności i był w najlepszym wypadku wieczór.
No, nic, Michał Sokołowski kończy operację, ordynator przekazuje mu tragiczną wiadomość, następuje 25 stron opisów reakcji samego Michała, reakcji policjanta, który nie zatrzymał lecących 200 na godzinę Złych i Naprutych, reakcji personelu szpitala, który tak lubił Martę, reakcji przyjaciela Michała, który zastawił jego SUVa, wskutek czego Marta musiała wracać do domu małym fiatem pandą, oraz reakcji Alfreda, który leży na oddziale szpitalnym i się boi. Wszystko to opisane w charakterystycznym dla pani Michalak, przetragizowanym łamane przez słodko-pierdzącym stylu, stężonym w stopniu niewyobrażalnym, zwłaszcza w scenach które naprawdę mogły (i powinny) być emocjonalne, dramatyczne i chwytające za serce.
Następnie Michał wraca do domu i...
...i wkraczamy do samego centrum michalakversum, w którym Dobrzy są Dobrzy, bo Pani Ałtorka tak napisała, Źli są Źli, bo Pani Ałtorka tak napisała, a czasem Dobrzy staja się Źli, bo Pani Ałtorka zmieniła zdanie, i co nam pan zrobi.
Czegóż my tu nie mamy - mamy na przykład teściową, która nie rozumie, że Michał chce zostać sam z dziećmi ("Bez histeryzującej teściowej i teścia, który próbuje ją uspokoić, bez ojca i matki, którzy nie wiedzą, kogo pocieszać" - ileż, zapytasz, o Czytelniku, ileż czasu upłynęło od chwili, gdy "histeryzująca teściowa" dowiedziała się, że straciła córkę i dwoje wnucząt - bo o tym, że najmłodsze dziecko żyje Michał zapomniał wspomnieć? Królowa Matka spieszy, by ukoić Twą ciekawość i odpowiedzieć - jakieś pół godziny. Szanowna Pani Michalak, rozhisteryzowana to może być nastolatka, której przed studniówką wyskoczył pryszcz na środku czoła, a nie matka, która się dowiedziała o śmierci dziecka, no, ale żeby to wiedzieć trzeba mieć minimum empatii oraz panować nad słowem pisanym). Cały jeden dzień później Michał dziwuje się: "Co wstąpiło w tę zwykle miłą i wynoszącą go pod niebiosa kobietę? Zawsze truła Marcie, by szanowała takiego męża jak Michał. Niepijącego, pracowitego, kochającego żonę i dzieci... Tak, Dorota straciła córkę i wnuczka. Ale on stracił żonę i dziecko!" (no bo wszak, Pani Ałtorko, Dorota nie straciła dziecka, nienienie, ona straciła żonę Michała przecież!), zaś dwa dni później - "wodził za policjantem otępiałym spojrzeniem, wreszcie przypomniał sobie, po co wyjechał z domu, zostawiając dzieci na pastwę dwóch histeryczek" (czyli matki i siostry jego zmarłej żony, no, a siostra to przecież w ogóle nawet córki nie straciła, zaledwie siostrę, więc już choćby z tego wiadomo, że jest zła nie pochylając się nad cierpieniem Michała i mając czelność wymagać od niego czegokolwiek, na przykład tego, by nie pił i zajął się dziećmi).
Chwilowo jednak Michał nie radzi sobie w ogóle, i Królowa Matka nie ma mu tego za złe, bo stoi na stanowisku, że każdy radzić sobie z żałobą powinien po swojemu, to raz, a dwa, na razie doktor Sokołowski jest w stanie szoku i niezupełnie nad sobą panuje. Więc powinien mieć przy sobie bliskich, którzy, pozwalając mu na osobiste przeżycie żałoby, będą dyskretnie pilnowali, by nie zrobił sobie krzywdy, służyli wsparciem i pomocą.
Cóż jednak począć, skoro Michał ma wokół siebie wyłącznie histeryzującą matkę i siostrę żony (te dwie wiedźmy), Ludmiłę, sąsiadkę, która już w dniu śmierci Marty planuje, jak zająć jej miejsce i rozsiewającą Wraże Plotki po wsi już po tym, jak pan doktor wywali ją z domu na zbita twarz ("Uniósł głowę i wstał, widząc Ludmiłę. Zupełnie wyleciało mu z głowy, że zostawił dzieci pod opieką tej... harpii. Harpii, która obciągała właśnie obcisłą bluzeczkę, a z dekoltu wylewał się bujny biust, pod samym niemal nosem doktora Sokołowskiego.
– Dzieci zachowywały się bez zarzutu – zagruchała. – Jutro również mogę się nimi zająć. Jesteśmy przecież sąsiadami. Trzeba sobie pomagać.
A ja chętnie ci pomogę, kochanie, w czymkolwiek zechcesz – dodała w myślach. Na widok Michała Sokołowskiego, który był naprawdę grzechu wart, robiło jej się ciepło między nogami", noszfak i ja chromolę),
oraz Serdecznego Przyjaciela, w którym rośnie niesmak na widok tego, jak bardzo Michał sobie nie radzi, zaś "współczucie, jakie dotąd miał dla przyjaciela, powoli zaczęło zamieniać się w litość. A litość tym różni się od współczucia, że jest podszyta pogardą", całe - tak, o Czytelniku! całe dwa dni po wypadku mu się to współczucie odmienia, Królowa Matka zadała sobie trud i policzyła!
W sumie trudno się Michałowi dziwić, że w takich okolicznościach przestaje nad sobą panować, zaczyna pić na całego, nie wpuszcza do domu nikogo, nawet rodziców, o teściowej i jej siostrze nie wspominając, starsze dzieci widywane są w okolicy dwa razy dziennie - jak wychodzą do szkoły i z niej wracają, poza tym głucha cisza, bo Michał rozbił telefon i domofon, żeby go bliscy oraz dziennikarze (koczujący pod jego domem jakby był co najmniej Gwiazdą Tańczącą Na Lodzie) nie dręczyli, nie odzywa się do nikogo, nie odbiera poczty, wyrzuca z domu jedyną życzliwą mu osobę, położną środowiskową ("Matylda jednak pamiętała, jak on właśnie, bardzo dawno temu, ledwie się tu do Złotowa z rodziną sprowadził, przyjechał do jej matki, starej, schorowanej kobieciny, co całe życie ciężko pracowała i teraz na starość też nie miała lekko: zżerał ją od środka rak płuc, którego nabawiła się w przędzalniach Łodzi" - widzi Królowa Matka, że AłtorKasię zżera ambicja napisania drugiej "Ziemi Obiecanej" i nie daje się ona powstrzymać myśli, że XIX wiek mamy już za sobą!),
w jego domu cuchnie moczem i kałem, ciągle słychać krzyk nie przewijanego noworodka, starszy synek się uwstecznia, ssie kciuk, moczy się ze strachu, najstarsza dziewczynka usiłuje jakoś trzymać rodzinę w kupie, nieporadnie, ma przecież dopiero trzynaście lat ("To Maja zrozumiała, że jeśli nie będą sprawiali wrażenia normalnej rodziny, opieka społeczna rzeczywiście ich zabierze, a wtedy tatuś zostanie sam i... Nie, Maja nie chciała nawet myśleć, co się z nim stanie. Musiała dbać o to, by Zbyszek jadł, by oboje chodzili do szkoły w czystych, uprasowanych ubraniach, by ona dostawała dobre stopnie, a brat nie sprawiał wrażenia półgłówka, ssącego bez przerwy kciuk. Przywiązywała mu więc prawą rękę za plecami, gdy tylko zamykały się za nimi drzwi domu. Chłopiec nie próbował walczyć z siostrą. Po prostu... zapadł się w siebie jeszcze bardziej. Nie mógł ssać kciuka, co przynosiło mu jakieś ukojenie, więc wchodził pod stół i siedział tam, skulony, do nocy. Wtedy Maja rozwiązywała biednego więźnia, kładła go do łóżka i mógł się przyssać do krwawiącego palca".
"Maja ze Zbyszkiem zaczęli przysypiać na zajęciach. Dziewczynka przyprowadzała brata z samego rana, jeszcze nim zaczynały się lekcje, oboje przemykali się do schowka pod schodami, do którego nikt od dawna nie zaglądał, tam zwijali się w kłębek i spali dotąd, aż nie obudziła ich nastawiona na ósmą komórka Mai. Po lekcjach, niczym dwoje lunatyków, zdążali do tego samego miejsca, pilnując, by nikt z dorosłych ich nie widział.
– To ważne – powtarzała bratu Maja. – Jeśli przyłapią nas na spaniu tutaj, zawiozą od razu do sierocińca, rozumiesz?
Malec kiwał poważnie głową, oczy wychodziły mu z orbit z przerażenia, a kciuk sam wędrował do buzi")...
...
Ale, rozumiesz, Kochany Czytelniku, to dziennikarze, którzy to wszystko opisują, są źli. Dziennikarze, sąsiedzi i przerażona, dobijająca się bez skutku do domu Sokołowskich rodzina jest zła, chcąc odebrać dzieci (jakie, do cholery, odebrać? jaki, do cholery, sierociniec? w Polsce? przy tak przeładowanych placówkach opiekuńczych? przy żyjącej i będącej w dobrym zdrowiu rodzinie, dziadkach z obu stron i ciotce? sierocinieć, oł rili?) Ojcu, Który Tak Cierpi.
Kurna chata, bez przerwy rozemocjonowane media donoszą o przypadkach pobicia lub zamordowania dzieci przez niestabilnych emocjonalnie rodziców, a tutaj mamy opisanego Pana Doktora ("W Michale coś pękło. Chciał chwycić dziecko za ramiona i potrząsać nim, aż by umilkło. Choćby miała odpaść mu główka! Choćby miał je zabić!"), nad którym mamy pochylać się ze zrozumieniem, bo tak nam Pani Ałtorka każe???
(Nieskuteczne) odbieranie dzieci odbywa się za sprawą jednej rozprawy, na którą dowozi Michała Dobrze Mu Życzący Policjant (z którym co prawda początkowo Michał nie chciał nawet rozmawiać i "ani myślał wpuszczać do środka (...). Doświadczenie z Ludmiłą napaloną czegoś go nauczyło" - słusznie, kto wie co takiemu policjantu chodzi pogłowie?), oraz przy pomocy Dobrze Mu Życzącego Przyjaciela i Dobrze Mu Życzącej Pani Mecenas (która co prawda w innej książce AłtorKasi była Zimną Suką, ale została przykładnie ukarana zgwałceniem i się poprawiła),
a także Sędziny, która jest Bezstronna jak sama Temida ("Sędzina, słuchając jednym uchem kalumnii Doroty Jeżewskiej, rzucanych na pochyloną głowę Michała, uważnie, w zamyśleniu, przyglądała się właśnie jemu. – Czy świadek skończył? – przerwała Dorocie w pół zdania.") oraz Wrażliwa Na Krzywdę Ludzką ("Sędzina milczy długo. Bardzo długo. Wierzy w każde słowo tego człowieka, a milczy, bo głos odmówił jej posłuszeństwa"). Nie bez znaczenia jest także to, że Histeryczna, Zła, Zaborcza oraz Będąca Biczą I Starą Panną siostra Marty (tego nieomal ciała astralnego, jak te rodzeństwa potrafią się między sobą różnić!) lubuje się - co wyszło w trakcie rozprawy - w odchowywaniu małych kociąt na duże kotki, po czym usypianiu ich pod byle pretekstem lub też wywożeniu za miasto, żeby popatrzeć, jak bezradnie gonią za samochodem (wszyscy wiedzą, że koty tak właśnie robią), zaistniało więc podejrzenie, że jeszcze uśpi siostrzeńców, jak jej się znudzą, albo każe im biegać za samochodami, i co wtedy wszyscy zrobimy.
I to, rozumiecie Państwo, było pisane na serio.
Królowa Matka pominęła wątek nie-ukarania Prawdziwego Sprawcy Wypadku, Wrażego Alfreda (nie-ukarania przez prawo, Tatuś-Polityk był się bardziej postarał:
("Nikodem wychodzi z pokoju. Wraca z grubym, skórzanym pasem. Okłada nim syna – omijając ręce i twarz – dotąd, aż ze zmęczenia ręka odmawia mu posłuszeństwa.
– Spierdalaj mi z oczu – rzuca.
Alfred znika w jednej z sypialni na piętrze. Boli go całe ciało, nos i policzek, ale mimo to twarz wykrzywia w uśmiechu. Zapala papierosa, zaciąga się, rozwalony na łóżku, i w zamyśleniu patrzy przed siebie. Opłacało się. Naprawdę się opłacało zebrać manto od ojca, który przejmie sprawę w swoje ręce. Cóż to jest oberwać dwa razy po mordzie i parę razy po nerkach... W pierdlu gwałciliby go kijem od szczotki noc w noc, taki piękniś jak Alfred miał to jak w banku. To lanie kurewsko się opłacało. Naprawdę!"),
zamordowania w więzieniu Tadeusza Marszaka oraz ingerencję Wyższej Sprawiedliwości, która dopada Alfreda, gdy ten w rocznicę śmierci Marty i Antosia jedzie obok miejsca wypadku, jak zawsze, żeby popatrzeć na dwa krzyże i, uwaga, się pośmiać,
Mama jedzie zatem, odrywając się od przygotowań do urodzinowej imprezy dla synka, który właśnie kończy trzy lata, i skłaniając Królową Matkę do zastanawiania się, w jakich godzinach otwarte są przedszkola oraz robi się kinderbale dla trzylatków w michalakversum, bo z tekstu wynika, że jest środek nocy ("Strasznie nie lubiła wracać drugim samochodem: małym fiatem pandą, po nocy,", "Marta, nim ruszyła w powrotną drogę, bez Michała, długo patrzyła niewidzącym spojrzeniem w ciemność". "Szosa tonęła w ciemnościach, z którymi światła fiata nie bardzo sobie radziły", i tak dalej, i tak dalej, ok, jest październik, ciemno robi się około 18-19-tej, ale w tekście jest otwartym tekstem o "tej nocy, o której pamiętają" bliscy), Marta Sokołowska jedzie rozważnie i ostrożnie, Źli i Napruci jadą jak wariaci, w dodatku wyprzedzają tira na dwunastego i przy tym wymijaniu uderzają w samochód Marty, miażdżąc go o drzewo.
Mały Antoś ginie na miejscu, Marta umiera wkrótce, przybyli na miejsce lekarze robią cesarkę i wyjmują z brzucha martwej matki żywego noworodka, Królowa Matka powinna rozpakowywać już drugą paczkę chusteczek, ale jakoś nie rozpakowuje, Źli i Napruci, a teraz dodatkowo Nieco Połamani trafiają do szpitala i kto, ach, kto ratuje im życie? Tak! Nasz Wzorowy Mąż i Ojciec (i Chirurg), wykonujący w skupieniu kilkugodzinna operację ("Gdyby cały ten zespół wiedział, że człowiekiem, którego z takim oddaniem ratują, jest Tadek Marszak..."- to co by się wtedy stało? tak się niewinnie zainteresuje Królowa Matka, jest jakiś prawny zakaz operowania ludzi o nazwisku Tadeusz Marszak?), podczas gdy czas się zatrzymuje, jak w kreskówce normalnie, co poznamy po tym, że gdy Michał Sokołowski wróci wreszcie do domu z tragiczną wiadomością zastanie w nim całą rodzinę z tortem i balonikami, nic a nic nie przejętą faktem, że mama pojechała po małego jubilata kilka godzin temu, nie wróciła, a już gdy wyjeżdżała, przypomina Królowa Matka, panowały ciemności i był w najlepszym wypadku wieczór.
No, nic, Michał Sokołowski kończy operację, ordynator przekazuje mu tragiczną wiadomość, następuje 25 stron opisów reakcji samego Michała, reakcji policjanta, który nie zatrzymał lecących 200 na godzinę Złych i Naprutych, reakcji personelu szpitala, który tak lubił Martę, reakcji przyjaciela Michała, który zastawił jego SUVa, wskutek czego Marta musiała wracać do domu małym fiatem pandą, oraz reakcji Alfreda, który leży na oddziale szpitalnym i się boi. Wszystko to opisane w charakterystycznym dla pani Michalak, przetragizowanym łamane przez słodko-pierdzącym stylu, stężonym w stopniu niewyobrażalnym, zwłaszcza w scenach które naprawdę mogły (i powinny) być emocjonalne, dramatyczne i chwytające za serce.
Następnie Michał wraca do domu i...
...i wkraczamy do samego centrum michalakversum, w którym Dobrzy są Dobrzy, bo Pani Ałtorka tak napisała, Źli są Źli, bo Pani Ałtorka tak napisała, a czasem Dobrzy staja się Źli, bo Pani Ałtorka zmieniła zdanie, i co nam pan zrobi.
Czegóż my tu nie mamy - mamy na przykład teściową, która nie rozumie, że Michał chce zostać sam z dziećmi ("Bez histeryzującej teściowej i teścia, który próbuje ją uspokoić, bez ojca i matki, którzy nie wiedzą, kogo pocieszać" - ileż, zapytasz, o Czytelniku, ileż czasu upłynęło od chwili, gdy "histeryzująca teściowa" dowiedziała się, że straciła córkę i dwoje wnucząt - bo o tym, że najmłodsze dziecko żyje Michał zapomniał wspomnieć? Królowa Matka spieszy, by ukoić Twą ciekawość i odpowiedzieć - jakieś pół godziny. Szanowna Pani Michalak, rozhisteryzowana to może być nastolatka, której przed studniówką wyskoczył pryszcz na środku czoła, a nie matka, która się dowiedziała o śmierci dziecka, no, ale żeby to wiedzieć trzeba mieć minimum empatii oraz panować nad słowem pisanym). Cały jeden dzień później Michał dziwuje się: "Co wstąpiło w tę zwykle miłą i wynoszącą go pod niebiosa kobietę? Zawsze truła Marcie, by szanowała takiego męża jak Michał. Niepijącego, pracowitego, kochającego żonę i dzieci... Tak, Dorota straciła córkę i wnuczka. Ale on stracił żonę i dziecko!" (no bo wszak, Pani Ałtorko, Dorota nie straciła dziecka, nienienie, ona straciła żonę Michała przecież!), zaś dwa dni później - "wodził za policjantem otępiałym spojrzeniem, wreszcie przypomniał sobie, po co wyjechał z domu, zostawiając dzieci na pastwę dwóch histeryczek" (czyli matki i siostry jego zmarłej żony, no, a siostra to przecież w ogóle nawet córki nie straciła, zaledwie siostrę, więc już choćby z tego wiadomo, że jest zła nie pochylając się nad cierpieniem Michała i mając czelność wymagać od niego czegokolwiek, na przykład tego, by nie pił i zajął się dziećmi).
Chwilowo jednak Michał nie radzi sobie w ogóle, i Królowa Matka nie ma mu tego za złe, bo stoi na stanowisku, że każdy radzić sobie z żałobą powinien po swojemu, to raz, a dwa, na razie doktor Sokołowski jest w stanie szoku i niezupełnie nad sobą panuje. Więc powinien mieć przy sobie bliskich, którzy, pozwalając mu na osobiste przeżycie żałoby, będą dyskretnie pilnowali, by nie zrobił sobie krzywdy, służyli wsparciem i pomocą.
Cóż jednak począć, skoro Michał ma wokół siebie wyłącznie histeryzującą matkę i siostrę żony (te dwie wiedźmy), Ludmiłę, sąsiadkę, która już w dniu śmierci Marty planuje, jak zająć jej miejsce i rozsiewającą Wraże Plotki po wsi już po tym, jak pan doktor wywali ją z domu na zbita twarz ("Uniósł głowę i wstał, widząc Ludmiłę. Zupełnie wyleciało mu z głowy, że zostawił dzieci pod opieką tej... harpii. Harpii, która obciągała właśnie obcisłą bluzeczkę, a z dekoltu wylewał się bujny biust, pod samym niemal nosem doktora Sokołowskiego.
– Dzieci zachowywały się bez zarzutu – zagruchała. – Jutro również mogę się nimi zająć. Jesteśmy przecież sąsiadami. Trzeba sobie pomagać.
A ja chętnie ci pomogę, kochanie, w czymkolwiek zechcesz – dodała w myślach. Na widok Michała Sokołowskiego, który był naprawdę grzechu wart, robiło jej się ciepło między nogami", noszfak i ja chromolę),
oraz Serdecznego Przyjaciela, w którym rośnie niesmak na widok tego, jak bardzo Michał sobie nie radzi, zaś "współczucie, jakie dotąd miał dla przyjaciela, powoli zaczęło zamieniać się w litość. A litość tym różni się od współczucia, że jest podszyta pogardą", całe - tak, o Czytelniku! całe dwa dni po wypadku mu się to współczucie odmienia, Królowa Matka zadała sobie trud i policzyła!
W sumie trudno się Michałowi dziwić, że w takich okolicznościach przestaje nad sobą panować, zaczyna pić na całego, nie wpuszcza do domu nikogo, nawet rodziców, o teściowej i jej siostrze nie wspominając, starsze dzieci widywane są w okolicy dwa razy dziennie - jak wychodzą do szkoły i z niej wracają, poza tym głucha cisza, bo Michał rozbił telefon i domofon, żeby go bliscy oraz dziennikarze (koczujący pod jego domem jakby był co najmniej Gwiazdą Tańczącą Na Lodzie) nie dręczyli, nie odzywa się do nikogo, nie odbiera poczty, wyrzuca z domu jedyną życzliwą mu osobę, położną środowiskową ("Matylda jednak pamiętała, jak on właśnie, bardzo dawno temu, ledwie się tu do Złotowa z rodziną sprowadził, przyjechał do jej matki, starej, schorowanej kobieciny, co całe życie ciężko pracowała i teraz na starość też nie miała lekko: zżerał ją od środka rak płuc, którego nabawiła się w przędzalniach Łodzi" - widzi Królowa Matka, że AłtorKasię zżera ambicja napisania drugiej "Ziemi Obiecanej" i nie daje się ona powstrzymać myśli, że XIX wiek mamy już za sobą!),
w jego domu cuchnie moczem i kałem, ciągle słychać krzyk nie przewijanego noworodka, starszy synek się uwstecznia, ssie kciuk, moczy się ze strachu, najstarsza dziewczynka usiłuje jakoś trzymać rodzinę w kupie, nieporadnie, ma przecież dopiero trzynaście lat ("To Maja zrozumiała, że jeśli nie będą sprawiali wrażenia normalnej rodziny, opieka społeczna rzeczywiście ich zabierze, a wtedy tatuś zostanie sam i... Nie, Maja nie chciała nawet myśleć, co się z nim stanie. Musiała dbać o to, by Zbyszek jadł, by oboje chodzili do szkoły w czystych, uprasowanych ubraniach, by ona dostawała dobre stopnie, a brat nie sprawiał wrażenia półgłówka, ssącego bez przerwy kciuk. Przywiązywała mu więc prawą rękę za plecami, gdy tylko zamykały się za nimi drzwi domu. Chłopiec nie próbował walczyć z siostrą. Po prostu... zapadł się w siebie jeszcze bardziej. Nie mógł ssać kciuka, co przynosiło mu jakieś ukojenie, więc wchodził pod stół i siedział tam, skulony, do nocy. Wtedy Maja rozwiązywała biednego więźnia, kładła go do łóżka i mógł się przyssać do krwawiącego palca".
"Maja ze Zbyszkiem zaczęli przysypiać na zajęciach. Dziewczynka przyprowadzała brata z samego rana, jeszcze nim zaczynały się lekcje, oboje przemykali się do schowka pod schodami, do którego nikt od dawna nie zaglądał, tam zwijali się w kłębek i spali dotąd, aż nie obudziła ich nastawiona na ósmą komórka Mai. Po lekcjach, niczym dwoje lunatyków, zdążali do tego samego miejsca, pilnując, by nikt z dorosłych ich nie widział.
– To ważne – powtarzała bratu Maja. – Jeśli przyłapią nas na spaniu tutaj, zawiozą od razu do sierocińca, rozumiesz?
Malec kiwał poważnie głową, oczy wychodziły mu z orbit z przerażenia, a kciuk sam wędrował do buzi")...
...
Ale, rozumiesz, Kochany Czytelniku, to dziennikarze, którzy to wszystko opisują, są źli. Dziennikarze, sąsiedzi i przerażona, dobijająca się bez skutku do domu Sokołowskich rodzina jest zła, chcąc odebrać dzieci (jakie, do cholery, odebrać? jaki, do cholery, sierociniec? w Polsce? przy tak przeładowanych placówkach opiekuńczych? przy żyjącej i będącej w dobrym zdrowiu rodzinie, dziadkach z obu stron i ciotce? sierocinieć, oł rili?) Ojcu, Który Tak Cierpi.
Kurna chata, bez przerwy rozemocjonowane media donoszą o przypadkach pobicia lub zamordowania dzieci przez niestabilnych emocjonalnie rodziców, a tutaj mamy opisanego Pana Doktora ("W Michale coś pękło. Chciał chwycić dziecko za ramiona i potrząsać nim, aż by umilkło. Choćby miała odpaść mu główka! Choćby miał je zabić!"), nad którym mamy pochylać się ze zrozumieniem, bo tak nam Pani Ałtorka każe???
(Nieskuteczne) odbieranie dzieci odbywa się za sprawą jednej rozprawy, na którą dowozi Michała Dobrze Mu Życzący Policjant (z którym co prawda początkowo Michał nie chciał nawet rozmawiać i "ani myślał wpuszczać do środka (...). Doświadczenie z Ludmiłą napaloną czegoś go nauczyło" - słusznie, kto wie co takiemu policjantu chodzi pogłowie?), oraz przy pomocy Dobrze Mu Życzącego Przyjaciela i Dobrze Mu Życzącej Pani Mecenas (która co prawda w innej książce AłtorKasi była Zimną Suką, ale została przykładnie ukarana zgwałceniem i się poprawiła),
a także Sędziny, która jest Bezstronna jak sama Temida ("Sędzina, słuchając jednym uchem kalumnii Doroty Jeżewskiej, rzucanych na pochyloną głowę Michała, uważnie, w zamyśleniu, przyglądała się właśnie jemu. – Czy świadek skończył? – przerwała Dorocie w pół zdania.") oraz Wrażliwa Na Krzywdę Ludzką ("Sędzina milczy długo. Bardzo długo. Wierzy w każde słowo tego człowieka, a milczy, bo głos odmówił jej posłuszeństwa"). Nie bez znaczenia jest także to, że Histeryczna, Zła, Zaborcza oraz Będąca Biczą I Starą Panną siostra Marty (tego nieomal ciała astralnego, jak te rodzeństwa potrafią się między sobą różnić!) lubuje się - co wyszło w trakcie rozprawy - w odchowywaniu małych kociąt na duże kotki, po czym usypianiu ich pod byle pretekstem lub też wywożeniu za miasto, żeby popatrzeć, jak bezradnie gonią za samochodem (wszyscy wiedzą, że koty tak właśnie robią), zaistniało więc podejrzenie, że jeszcze uśpi siostrzeńców, jak jej się znudzą, albo każe im biegać za samochodami, i co wtedy wszyscy zrobimy.
I to, rozumiecie Państwo, było pisane na serio.
Królowa Matka pominęła wątek nie-ukarania Prawdziwego Sprawcy Wypadku, Wrażego Alfreda (nie-ukarania przez prawo, Tatuś-Polityk był się bardziej postarał:
("Nikodem wychodzi z pokoju. Wraca z grubym, skórzanym pasem. Okłada nim syna – omijając ręce i twarz – dotąd, aż ze zmęczenia ręka odmawia mu posłuszeństwa.
– Spierdalaj mi z oczu – rzuca.
Alfred znika w jednej z sypialni na piętrze. Boli go całe ciało, nos i policzek, ale mimo to twarz wykrzywia w uśmiechu. Zapala papierosa, zaciąga się, rozwalony na łóżku, i w zamyśleniu patrzy przed siebie. Opłacało się. Naprawdę się opłacało zebrać manto od ojca, który przejmie sprawę w swoje ręce. Cóż to jest oberwać dwa razy po mordzie i parę razy po nerkach... W pierdlu gwałciliby go kijem od szczotki noc w noc, taki piękniś jak Alfred miał to jak w banku. To lanie kurewsko się opłacało. Naprawdę!"),
zamordowania w więzieniu Tadeusza Marszaka oraz ingerencję Wyższej Sprawiedliwości, która dopada Alfreda, gdy ten w rocznicę śmierci Marty i Antosia jedzie obok miejsca wypadku, jak zawsze, żeby popatrzeć na dwa krzyże i, uwaga, się pośmiać,
pominęła wykładany jak kawa na ławę cały obmierzły światopogląd pani Michalak (bita kobieta jest sobie winna i nie ma dla niej ratunku, nie opłaca jej się pomagać, ludność wiejska wzywa policję do faceta goniącego żonę z siekierą po podwórzu, bo ten, uwaga, ROBI HAŁAS, ponadto wieś jest wścibska, żądna plotek i nie wybacza, itepe, itede, kto czytał "Bezdomną" albo choćby tylko "Poczekajkę" ten wie, o co chodzi).
O tym, jak zmarnotrawiony został naprawdę dobry temat - żałoby, rozpadu i ponownego konstruowania się rodziny po traumatycznym przeżyciu, przyspieszonego dojrzewania trzynastoletniej dziewczynki, w końcu problem traktowania pijanych i odurzonych kierowców przez prawo - nie ma nawet co pisać, w końcu mówimy o AłtorKasi.
Za to gdy Królowa Matka wreszcie doszła do końca dzieua ("Samochody obojętnie mijają ciało leżące w rowie. Niro wie, że umiera.Jak tamta. Marta Sokołowska. Tylko że przy niej byli ludzie, ktoś próbował ją ratować, ktoś trzymał do końca za rękę, on zaś zdycha sam. Będzie konał długo i w cierpieniach, bo do każdej minuty umierania Marty Bóg doliczy Alfredowi pięć minut topienia się we własnej krwi. Za Antosia dorzuci jeszcze pięć. Za bezdomnego włóczęgę kolejne. Za blondynkę i nawet Marszaka też po kilka... Widzisz gdzieś tu słowo „sprawiedliwość”? Tutaj nie, ale Tam na pewno") doszła także do paru wniosków i żadna siła jej już nie przekona, że się myli.
Otóż Katarzyna Michalak nie istnieje.
Królowa Matka nie uwierzy w jej istnienie nawet, gdyby dostarczono jej AłtorKasię na próg Domu w Dziczy, zaopatrzoną w drzewo genealogiczne i dowód osobisty oraz paszport. "Katarzyna Michalak" to jest po prostu długofalowy projekt podjęty przez grupę psychologów, którzy przyjęli ten pseudonim, by zbadać, jaką ilość urągającej wszelkiej inteligencji zbieraniny wszelkich możliwych stereotypów, nonsensów i szkodliwych bzdur podniesionych do potęgi osiemnastej uda się sprzedać przy pomocy zaawansowanych technik marketingu, reklamy i innych takich prostemu ludowi, zanim ten się zbuntuje i odmówi dalszej konsumpcji. Królowa Matka rozważała jeszcze happening artystyczny, ale artyści nie mają takich pieniędzy, a byłby to happening dość kosztowny (książki, fałszywa tożsamość, reklama, bannery, telewizja, ktoś do prowadzenia bloga, to wszystko kosztuje. Chociaż, może, kto wie, jakiś projekt zrealizowany przy pomocy funduszy unijnych...?)
Istnienie "Katarzyny Michalak" jako projektu naukowego naprawdę wszystko wyjaśnia, i te opisane przez Królową Matkę wczoraj wolty charakterologiczne jej Herołinów i Herołin (jak książki pisze komputer wraz z wynajętym pracownikiem naukowym to nie można oczekiwać od nich płynności języka i logiki, wymaganych od zawodowych pisarzy, prawda?). I udział w tym przedsięwzięciu takich niegdyś szanowanych instytucji jak Znak i Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Literackie, które na własnej stronie pisze:
"WYDAWNICTWO LITERACKIE, założone w 1953 roku, od ponad pół wieku swego istnienia kreuje i promuje najciekawsze zjawiska literackie oraz najwybitniejszych twórców polskich i światowych: pisarzy, poetów, eseistów, historyków, badaczy kultury. Zajmujemy pozycję jednego z największych i najbardziej wpływowych na polskim rynku domów wydawniczych – przede wszystkim wydawców literatury, szczególnie pięknej polskiej i obcej, literatury faktu oraz literatury dla młodzieży.
Obecnie w stałej ofercie Oficyny pozostaje ponad pół tysiąca tytułów!
Wśród autorów związanych z oficyną są polscy nobliści Wisława Szymborska i Czesław Miłosz oraz tak znakomite postaci kultury, jak: Janusz Anderman, Stanisław Barańczak, Władysław Bartoszewski, Zygmunt Bauman, Andrzej Bobkowski, Andrzej Chwalba, Karl Dedecius, Michał Głowiński, Witold Gombrowicz, Julia Hartwig, Gustaw Herling-Grudziński, Maria Janion, Jerzy Jarniewicz, Jerzy Jarzębski, Aleksander Jurewicz, Jan Kott, Stanisław Lem, Ewa Lipska, Henryk Markiewicz, Sławomir Mrożek, Tadeusz Nyczek, Kazimierz Orłoś, Jerzy Pilch, Tadeusz Różewicz, Jerzy Sosnowski, Marian Stala, Jadwiga Staniszkis, Jan Józef Szczepański, Jan Sztaudynger, Dorota Terakowska, Agata Tuszyńska, Jan Twardowski, Karol Wojtyła, Marta Wyka, Adam Zagajewski",
a potem wydaje niedopracowaną zbieraninę bzdur napisaną żałosnym językiem i jeszcze to reklamuje jako powieść, która: "Roztrzaskuje serce na kawałki, wzbudza skrajne emocje, wzrusza do łez".
I te peany redaktora wyż. wzmiankowanego wydawnictwa, który jednocześnie pozwolił, by w oblanym przezeń łzami dziele znalazły się następujące kwiatki:
"Dokładnie jak wtedy, gdy po podpaleniu bezdomnego podjechała pod dom Nirów policja" (kto oprócz Królowej Matki ma wizję policji podpalającej bezdomnego?),
"Jeden go przeklina, drugi życzy mu wszystko co najgorsze",
"przeniósł załzawione spojrzenie z czarnego bmw na policjanta, który stał tuż obok i przyglądał się doktorowi z mieszaniną uczuć na twarzy",
"Alfred skinął pokornie głową, przywdziewając na pokaleczoną twarz zbolałą minę",
by wymienić tylko kilka.
Prawdziwy, zawodowy redaktor na pewno cierpiał, puszczając to do druku, ale rozumiał wyższą konieczność, skoro to projekt naukowy...
No i gdy wyjdzie na jaw, że to unijny projekt i badanie naukowe Wydawnictwo Literackie, Znak i pracownicy obu oficyn już nie będą musieli się wstydzić.
Tak, jak - w co Królowa Matka stara się nie wątpić - wstydzą się teraz.
Tak myślę i myślę, jaki by tu prezent sprawić Królowej, bo ten tekst jest przepiękny! I tyle dobrych trunków się zmarnotrawiło. Ale nic, ja coś wymyślę i Królowa ten prezent dostanie!
OdpowiedzUsuńTen tekst jest długi :). Jeśłi go przeczytałaś, to starczy za prezent.
UsuńKiedy czytanie to sama przyjemność, zaś w pisanie na pewno została włożona masa pracy. Dorzucam się do nalewki! :D
UsuńDziękuję i rumienię się :)
UsuńZaiste, mroczny współudział tak (mimo wszystko) znakomitych wydawnictw pcha mnie w ramiona teorii spiskowych... zatem wraz z Królową, niniejszym, kieliszeczek. Inna sprawa: jeśli to faktycznie projekt naukowy, jak wytłumaczą się ze środków ubocznych, jakimi będą trwałe zmiany w mózgach fanek AłtorKasi?
OdpowiedzUsuńWrzucą leczenie w koszty!
UsuńO-żesz-w-mordę-jeża!
OdpowiedzUsuń(niepewnie) Ale... to dobrze?
UsuńKrólowo! To było wypowiedziane tym nabożnym tonem, który rezerwuję dla dzieł budzących szacunek, a których sam bym się nigdy nie podjął :) W każdym razie gdyby ktoś jeszcze Ci sugerował czytanie dalszych dzieł AutorKasi, to odeślij go do mnie, a ja mu dobitnie wyjaśnie, że dość się już poświęciłaś dla dobra ogółu i zdemaskowania projektu naukowego Michalak (tu wstaw numer grantu).
UsuńCzyli mogę liczyć na to, że gdy dobiję do tysiaca lajków na FB to nie ty będziesz osoba, która mi przypomni, ze miałam za to zrecenzować "Ferrin" ;)?
UsuńPo co mi przypominałaś, że mam Ci przypomnieć? :D Nie, odgryzę sobie palce i wyrzucę klawiaturę przez okno :)
UsuńAle Ferrin (zwłaszcza pierwotny) jest niewinnie lolowy przy tym... No, w każdym razie nie gorszy. Michalak najwyraźniej uważa, że zakladając nową rodzinę traci się udziały w starej, stąd niezrozumienie dla bólu szwagierki i teściowej. Wrrr. Złe, złe epitety rzucam.
UsuńA czytała może Królowa Matka (inicjały tylko przypadkowo zbieżne z Kejt Em) >Listę pana Rosenbluma"? Tak żeby odskoczyć od dzieł oszałamiających :)
Może sobie być niewinny jak przebisnieg na przedwiosniu, próbowałam i jednak podziękuję.
Usuń"Listy" nie czytalam, powinnam?
Koniecznie, koniecznie. Zwłaszcza teraz, po tym czymś :) Odtrutka taka. :)
UsuńA wiesz, trudno mi odpowiedzieć- ja jestem niewyrobionym czytelnikiem, ale "Lista" jest IMHO ciepłą i krzepiącą książką. Ale tak naprawdę, nie w stylu Neo czy KejtEmm. Jakoś mi się wydawałaś zmarnowana :(
UsuńJestem zmarnowana. Każde pokrzepienie się przyda, dziękuję :).
UsuńO Bosh... mieszanina uczuć, jaka mi towarzyszy pełniejsza jest niż talent AłtorKasi. Jak żyć, wiedząc, że to dzieuo mnie ominie?
OdpowiedzUsuńJedno słowo tłumaczy wszystko: noszfak!
Jak żyć? Dziękując za to losowi każdego dnia :D!
UsuńWarto wspomnieć, że Niro ejakulował oglądając nagranie z umierającą kobietą i dzieckiem.
OdpowiedzUsuń"Mógł po prostu ją zakopać razem z kartą, ale... chciał kiedyś, gdy sprawa ucichnie, a psy przestaną wokół niego węszyć, odtworzyć nagranie. Jego chory umysł już cieszył się na tę chwilę, gdy wsunie kartę do laptopa, puści nagranie na ekran telewizora, rozsiądzie się wygodnie w fotelu i dotąd będzie oglądał swoją oscarową rolę zabójcy kobiet i dzieci, aż się spuści w spodnie. Tak jak oglądał płonącego włóczęgę..."
jak dla mnie to jest szczyt kreacji na złola.
Oh. Chciałabym usłyszeć opinię fanek ałtokasi po przeczytaniu jakiejś _naprawdę mocnej książki.
UsuńPrzecież tego barachła nawet dla jaj czytać się nie da...
I jeszcze trzeba czytelnikowi podpowiedzieć, że to jest chory umysł. Sami byśmy się nie połapali.
UsuńA także człowiek który wjeżdża w drugiego w pełnym pedzie musi być zły do szpiku kości, narabany, naćpany, gwałcący wszystko, co się rusza oraz podpalajacy bezdomnych, inaczej byśmy nie zrozumieli, że siadanie za kierownicę w stanie upojenia alkoholowego jest złe.
UsuńZastanawiam się, dlaczego Niro siedząc na fotelu i oglądając ten filmik spuszczał się w spodnie. Nie mógł ich zsunąć?... No chyba że to opis kolejnej cechj jego charakteru: obrzydzić życie pani do prania i sprzątania...
UsuńDomagam się analizy naukowej pod roboczym tytułem "Milusia cieplusia literatura opisująca patologię obrzydliwym językiem". Sama się nie podejmę, bo warsztat nie ten, jestem biologiem :-)
OdpowiedzUsuńMelomanka
Ja nie jestem, ale też się raczej nie podejmę :D.
UsuńA ja nie mam ni grama alkoholu w domu, błąd, poważny błąd;-) A tak poza tym, to protestuję przeciwko szarganiu przez wrednych grantowców czci pandy - wcale nie jest taka mała (pamiętacie reklamę "mów mi van) - przeprowadzałam się nią kilka razy, woziłam swoje kociokwiki i mamutka:-) A reflektory ma tak dobre, że znajomy z chryslerem zawsze jeździł nocą za moją pandzią, bo lepiej świeciła;-)
OdpowiedzUsuńA Tobie, Królowo Matko, złożyłam hołd na FB:-)
Widziałam i dziękuję :).
UsuńI też lubię fiaty panda :))).
Lem kiedyś napisał recenzje nieistniejących książek. Dobrze się czytało.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie Królowo Matko kontrprojekt: księgę recenzji wydana pod tytułem "AłtorKasia nie istnieje. Oblicza spisku".
WydawcaAnia :)
Wolę sobie nie wyobrażać, przeciez trzeba by te wszystkie trzydziesci tomów dziel najpierw przeczytać :D!
UsuńTrzydzieści? o nie...
UsuńO, tak...
Usuń1. Trzymaj się i nie wpadaj w alkoholizm;
OdpowiedzUsuń2. Chwała Ci za to, żeś przez tą tfu-rczość przebrnęła - ja już nie muszę! Dzięki.
3. WYDAWNICTWO LITERACKIE, założone w 1953 roku, od ponad pół wieku swego istnienia kreuje i promuje najciekawsze zjawiska literackie [...] - nie kłamią. To zjawisko jest jedyne w swoim rodzaju.
4. Boszsz!
5. Jest taka baaardzo leciwa, pensjonarska pozycja: "Przyślę panu list i klucz" - w niej jest przepis, jak takie dzieła należy czytać :D Polecam.
"Przyślę panu...' jest nie do zdobycia, buuuu :(.
UsuńW alkoholizm nie wpadnę, nie wolno mi pić, niestety, i musiałam czytac rzecz na trzeźwo...
No fakt. Trudno osiągalna pozycja, bo rozchwytywana i warta wszelkiej ceny.
UsuńBoszsz! Na trzeźwo?! Heroizm dla zaawansowanych!
"Prześlę panu" jest do łatwego zdobycia, hm... mniej uznanymi drogami. Jeśli ktoś akceptuje ebooki.
UsuńAch! Recenzję przeczytałam z wielką przyjemnością (tym większą, że twórczość K.M. znam jedynie z tego bloga).
OdpowiedzUsuńA dosłownie chwilę później, szukając czegoś zupełnie innego, trafiłam na pewien blog. Już po przeczytaniu kilku pierwszych zdań czułam, że znajdę tam coś takiego:
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2015/04/na-zakrecie.html
[w tym miejscu proszę sobie zwizualizować emotikonkę obrazującą słowa "leżę i kwiczę"]
No i teraz mamy zagwozdkę - kto się kompletnie nie zna, ja czy autorka recenzji, której taki Alfredek z Tadkiem Marszakiem "nie sa podkolorowani"... :)
Usuńjako że książki Ałtorkasi nie czytałam i nie zamierzam, pozwolę sobie zaufać całkowicie Szanownej Królowej Matce, jeśli chodzi o osąd literatury :D
Usuń[jakby co - moje zaufanie ma solidne podstawy - cztery słonie i żółw, bardzo rozsądnie i praktycznie]
Ech, mam problem z tymi słodziutkimi recenzjami syfu autorstwa Michalak. Wchodzi teraz na ekrany "Drugi hotel Marigold", oglądałam część pierwszą i choć początek był obiecujący, dalej rozczarowały banał i sztampa, natomiast niektórzy twierdzą, że to wspaniały film, taki uroczy, ciepły i krzepiący. No i fajnie, że im się podobał, nie będę się wtrącać do dyskusji i przekonywać, ż wcale nie, to wszystko już było i to lepiej nakręcone. Ale tu czytelniczki polecają sobie wzajemnie i zachwalają promocję patologii, więc mam wątpliwości, czy powinno się je w tej błogiej nieświadomości zostawiać...
UsuńCzy mogę, proszę, podesłać autorce "recenzji" link do Prawdziwej Recenzji Królowej Matki? Może da się ją jeszcze uratować... (A jak nie ją, to chociaż którąś jej czytelniczkę).
UsuńJeśli już chcecie wyznawczynie AutorKasi uświadamiać (chwała Wam za to), polecam podrzucenie im jeszcze tych linków:
Usuńhttp://trzyczesciowygarnitur.blogspot.com/2013/06/jak-nie-pisac-o-problemach-spoecznych.html
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/204104/wojna-o-ferrin/opinia/20265829#opinia20265829
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/86450/lato-w-jagodce/opinia/21498920#opinia21498920
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/252492/nie-oddam-dzieci/opinia/25693116#opinia25693116
Ale może uświadamiajmy ją grzecznie, bo ktoś (ja nie sugeruję, że stąd) wyjechał na dzień dobry z brakiem gustu i się dziewczyna (słusznie) wnerwiła. Tak tylko cicho wionę, że nawet Prawdą przez duże pe trzeba karmić z rozwagą.
UsuńMam nadzieję, że nie stąd, bo ja na przykład nie odczuwam żadnej misji nawracania :). Linka też bym nie wklejała, nigdzie ich nie wklejam, uważam, że wyznawców (nie AłtorKasi, wyznawców kogokolwiek i czegokolwiek) nawrocić się nie da po prostu, a osoby choć trochę wątpiące, czyms zdegustowane czy po prostu pragnące zapoznac się z różnymi opiniami to gdzieś tam trafi albo na mnie, albo na inną osobę krytyczną, których w sieci coraz więcej.
UsuńJa, mówiąc szczerze, w ogole nie czepiam się czytelników, owszem, nie rozumiem ich, ale jak podejrzewam - oni mnie też nie. Ja u nich nie bywam, oni nie bywają u mnie, jesteśmy osobne światy, nie mam do nich pretensji, oni do mnie też nie, bo o mnie w ogóle nie wiedzą.
Ja się czepiam wydawnictw, poważnych, z tradycjami i opinią, do wielkich firm niech będzie, że księgarskich, że nobilitują coś, co jest odpowiednikiem tego, co sto pięćdziesiąt lat temu czytywała prosta i słabo wykształcona ludność, czegoś, czego nie uważano w ogole za literaturę. I że wspierają swoim autorytetem coś tak słabo napisanego, tak prostackiego, przekazującego tak szkodliwe treści.
Mądrze piszesz. Jak dziewczyna lubi takie książki, to cóż... trochę szkoda, że innych jeszcze zachęca, ale z drugiej strony bloga też na pewno czytają osoby o podobnych gustach. Dla mnie niesamowity był ten kontrast - zestawienie jednej recenzji z drugą.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o wydawnictwa... to smutne, że pieniądz potrafi zasłonić wszystko inne - bo sądzę, że o to chodzi niestety.
Podziwiam za wytrwałość podczas czytania...:)
OdpowiedzUsuńKrotkie było. jedyna zaleta tej książki :).
UsuńDziękuję :-*
OdpowiedzUsuńi na więcej mnie aktualnie nie stać, wyrzuty sumienia zjadają mnie okropnie...
:D
UsuńNiech cie nie zjadają :). Z naciskiem podkreslam, że kocham moich czytelników, którzy dostarczają :)))).
O dowolni bogowie, bardzo mną to wcząsło, ten post. W sensie, że nie dowierzam, że ktoś na trzeźwo i na serio przeczytał to barachło i nie porzygał się z obrzydzenia do świata w trakcie. Wnioskuję - po raz drugi chyba zresztą - o jakąś gustowną kapliczkę w dziczy, dla Królowej Matki, żeby ci, którzy nie ustają w podziwie, mogli tam złożyć kwiatki oraz dyskretnie zakamuflowane butelki z winem tudzież nalewką, ku pokrzepieniu serc. Oraz - w kwestii samego dzieua michalakowego, pozwolę se na zwulgaryzowanie dyskursu - ja pierdolę, kurwa mać, co musieli brać redaktorzy, że to wydali, bo NIKT nie może być aż tak łasy na szmal, żeby się zhańbić wydaniem podobnego gnoju! Prawda...? Proszę, powiedzcie, że oni tam ciężko ćpią w Wydawnictwie Literackim, wlejcie trochę otuchy w struchlałe serce :(
OdpowiedzUsuńWstrząsło strasznie, fakt, ale wybluzgiwać to ja bym się jednak nie omieszkała w domowym kąciku jeno, a publicznie to tak jak Matka: na wesoło i ze spirytem ;)
UsuńA, i przepraszam, że nie wygwiazdkowałam bluzgów, nie starczyło mi przytomności umysłu...
OdpowiedzUsuńNie szkodzi. Jest to w pełni zrozumiała reakcja.
UsuńA w WL nie ćpią, tylko cierpią, bo wzięli udzial w projekcie naukowym i teraz musza dotrzymać warunków. Płaczą, puszczaja te kiksy i cierpią, ale prawda kiedys wyjdzie na jaw, i wtedy odetchną.
Jest to przekonanie, którego będe się trzymać zebami i pazurami.
Do dzisiejszego dnia nie miałam pojęcia o istnieniu Katarzyny M. Oraz jej książkach
OdpowiedzUsuń(?... czy jakby to nazwać... kurka... ) Najpierw się podśmiewałam z posta Kròlowej po czym sprawdziłam i oooo zgrozo.... faktycznie ona i jej... no jakby to nazwać... istnieją!
Dziękuję za taki update polskiego rynku książkowego.
Chyba dzisiaj nie zasnę z wrażenia.
Nie jestem pewna, czy zasługuję na podziękowania, może lepiej byłoby nadal nic nie wiedzieć :)...
UsuńPo jakiejś poprzedniej recenzji obiecałam sobie, że nie przeczytam żadnej książki Michalak. Miesiąc później, moi nieznający się na książkach znajomi kupili mi na urodziny "Przystań Julii"... Jak teraz żyć?
OdpowiedzUsuńTwardo nie czytać! Zwłaszcza, że "Przystań Julii" to trzecia częśc trylogii i jeszcze cię podkusi przeczytać resztę ;P...
UsuńNie wiem, czy królowa matka napisała ten tekst na trzeźwo, ja przeczytałam wspomagana procentami. Był moment, że zastanawiałam się, czy to autentyczne cytaty, ale jeśli to projekt naukowy to pogratulować twórcom- ileż to trzeba talentu, aby rzecz tak spieprzyć. A swoją drogą to projekt niezwykle twórczy, skoro zapładnia umysły tak szanowanych blogerów, jak królowa matka, kasia z mojej pasieki czy marlow :)
OdpowiedzUsuńWszystko podobno ma swoje dobre strony :D...
Usuńmatka se przeczyta "Moja siostra mieszka na kominku'. całkiem udane o zalobie rozpadzie rodziny i przedwczesnym dojrzewaniu dzieciarni tylko zakończenie troche po bandzie.
OdpowiedzUsuńz tym happeningiem artystycznym to moze byc to. tanie te ksiazki nie sa a sprzedaja sie dobrze wiiec projekt sie sam utrzymuje. ja np jestem przekonana ze Katie Hopkins jest zmyslona bo nikt nie moze byc tak głupi i zły
OdpowiedzUsuńA wiesz, że faktycznie, o tym nie pomyślałam? Najpierw dotacja unijna na projekt artystyczny, potem projekt artystyczny zaczyna na siebie zarabiać... może tak być!
UsuńUmarłam.....po prostu zwijałam się ze śmiechu czytając ostatnią część posta-recenzji. Fragmenty, które przytoczyłaś skutecznie mnie odstraszają od przeczytania czegokolwiek co KM napisała ever!!!Za to Twoje teksty na stałe przywiązują mnie do Twojej twórczości czy tego chcesz czy nie!pozdrawiam, dziękuję i gratuluję!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :).
UsuńDoceniam ironię Królowej Matki, ale pozwolę sobie odezwać w całkiem poważnym tonie.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem większym problemem, niż to, że takie książki powstają, jest jednak, iż znajdują się na wysokich miejscach w rankingach sprzedaży, czyli znajdują szerokie grono odbiorców. Przypuszczam, że autorka produkuje ten szajs nie z potrzeby ducha, ale dla pieniędzy. Co innego z tymi, którzy kupują i czytają.
A gdyby nie było książek tej pani, to co? Sądzisz, że sięgnęłyby (bo to raczej kobiety, choć panowie też mają swoich guru-szajsiarzy) po coś głębszego, czy poprzestałyby na czytaniu śmieciowych pisemek i portali plotkarskich.To ich podejście i zapotrzebowanie na książki o określonym przesłaniu powinny zastanawiać przede wszystkim.
Zastrzegam, że nie chodzi mi o czytelników literatury tzw. popularnej w ogólności. Sama często sięgam po kryminały, czyli po powieści często nie najwyższego lotu (niezależnie od tego, co ostatnio zwykło się o kryminałach mówić). Mam na myśli jedynie to, że nawet w tzw. „powieściach dla kucharek” niektóre sposoby przedstawiania pewnych tematów powinny spotykać się z czytelniczym ostracyzmem, a jednak dzieje się wręcz odwrotnie.
Jak rany! Tylko kucyki ratują sytuację....I po co mi to było? Teraz siedzę w kącie, ssę kciuk i kiwam się żałośnie. Ale tkwi we mnie malutka doza triumfu - jak tylko odkryłam nowe dzieuo ałtorki, pomyślałam z nadzieją - a może Anutek weźmie je na warsztat? I ja już nie będę czuła się w obowiązku przeczytać (notorycznie czytam złe książki, takie zboczenie mam)? I stało się:-) Dzięki, Anutku, za ten wiekopomny wkład w krytykę literacką:-)
OdpowiedzUsuńW takim razie podziękowania należą się nie mnie, tylko osobie, od której "Nie oddam dzieci dostałam", w charakterze przynęty (którą, jak widac, chwyciłam ;)).
UsuńPodziękuj jej, bo bardzo sie teraz przygnębia i czuje winna, że mi zmarnowala weekend ;D!
Juz od dawna uwazam, ze w przypadku Michalak redaktorzy zagrozili wydawnictwu strajkiem generalnym (mozliwe tez, ze redaktor jej pierwszych utworow odniosl nieodwracalne szkody na zdrowiu wiec prawdopodobienstwo pozwu w powietrzu sie unosi) i dzieua Autorkasi ida w stanie czystym, bez poprawek, moze ze sladowa korekta.To wcale nie przeczy teorii Krolowej Matki, przeciwnie wrecz, eksperyment jest po prostu supertajny, a redaktorzy ze wzgledu na swoje zawodowe kwalifikacje sa po prostu zen wykluczeni (aby nie powodowac u nich rozdrapow etycznych, bezsennosci i innych objawow posttraumatic stress disorder). Moim zdaniem to jedyne wytlumaczenie, naprawde nie widze innego.
OdpowiedzUsuńPS Ciesze sie ze Krolowa Matka wrocila. Jestem nowa czytelniczka, a archiwum mi sie juz konczylo...
Albo może wtajemniczony jest tylko jeden redaktor? A reszta odsunięta, moze tylko pić, gryźć palce i po pijaku pisac przypochlebne listy? Też możliwe w sumie.
UsuńI witam na pokladzie :).
Królowo, bardzo mi przykro, ale ałtor Kasia istnieje jako osoba fizyczna (miałam okazję poznać, nie powiem jak i gdzie, bo jeszcze mnie namierzy a ja mam rodzinę ;) ).
OdpowiedzUsuńJednak, moim zdaniem, Twoja teoria nie odbiega tak bardzo od rzeczywistości, tyle, że nie mamy do czynienia ze spiskiem naukowców, a tylko jednego sprytnego beztalencia z ogromnym tupetem i (prawdopodobnie) znajomościami oraz grupy osób, które na tym zarabiaja. A zarabiają niewątpliwie. AłtorKa najwyraźniej swoją bezczelną autopromocją potrafiła dotrzeć do wielu "zagubionych duszyczek". I chyba ten "rząd dusz" jest (poza kasą) spełnieniem jej marzeń. Dla wielbicielek ałtorKasia wręcz ocieka zaje..stością, a to bardzo pomaga na różne kompleksy (baardzo skrzętnie ukrywane pod tupeciarstwem i pozą nieomylności).
Nie da się ukryć, że w całej swojej potworności, tfurczość Kasi M. jest zjawiskiem fascynującym i wartym rzetelnej, naukowej analizy.
Swoja drogą, dziękuję Ci, Królowio, że tę tfurczość mogę poznawać przefiltrowaną przez Twój talent i zdrowy rozsądek :)
Nie, nie, to nie była ona, tylko osoba wynajęta, by ją udawać! Ją czyli "Katarzynę Michalak", ten calkowicie, od a do zet stworzony na potrzeby projektu twór.
UsuńTego przekonania będe sie trzymać, bo tylko ono uratuje moje komórki mózgowe od buntu ;)!
Wypowiem się z perspektywy byłej już czytelniczki Katarzyny Michalak. Nie będę ukrywać, że do pewnego momentu przeczytałam wszystkie jej książki, i tym bardziej nie będę ukrywać, że mi się one podobały. Nie usunę też swoich recenzji z bloga, bo nie uważam, żebym miała się czego wstydzić. Ale na pewno teraz napisałabym już zupełnie co innego, uznajmy więc, że długo dochodziłam do właściwych wniosków. Ważne, że w końcu mi się udało.
OdpowiedzUsuńW jednej z opinii stwierdziłam, że co by autorka nie napisała, to pewnie zrobi na mnie wrażenie. Jak to się jednak można pomylić... Przyszła lektura „Dla Ciebie wszystko”, w których nieszczęścia spadające na bohaterów to istna plaga egipska, a potem nastał „Ogród Kamili” i „Zacisze Gosi”. O ludzie... Wprawdzie nie domyśliłam się, kim też jest Jakub, ale uznałam to za tak wydumane i nieprawdopodobne, że powiedziałam sobie dość. O zakończeniu to nawet nie wspomnę, bo popłynęła z fantazją i tyle. Już nawet nie chciałam wiedzieć, co jest w trzecim tomie. I w żadnej innej książce też nie chcę wiedzieć, co tam znowu wsadziła.
Jakby tego było mało, przeczytałam potem pewien wpis na blogu K. Michalak. Stwierdziła, że część dziewczyn pisze w swoich recenzjach, że za dużo się u niej w książkach dzieje. Jej dopisek był taki mniej więcej: cóż, ona lubi, jak się dużo dzieje, gdy pisze, więc nie będzie tego zmieniać. Wtedy pomyślałam dwie rzeczy: jak można być tak impregnowanym na krytykę, zwłaszcza tę konstruktywną, a po drugie, że dla mnie to jest całkowity brak szacunku autora wobec czytelników. No bo w sumie chce człowiek dla niej dobrze, żeby pisała lepiej, a ona ma to w du...żym poważaniu. I jeszcze to, że ona pisze tylko dla wiernych wielbicielek, które tylko chwalą, a do takiego kółka wzajemnej adoracji to ja nie chcę należeć.
I wiem, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, ale mimo wszystko nie jestem w stanie zrozumieć, że nikt z wydawnictw nie jest w stanie na nią wpłynąć, żeby zwolniła z tempem pisania coraz to nowych, a w gruncie rzeczy podobnych rzeczy, a postarała się nad nimi przysiąść i je dopracowywać. I nie przekonuje mnie takie tłumaczenie, że ona ma dużo pomysłów, a nie wie, ile jej życia zostało, więc musi się z tym podzielić. No błagam, litości, to znaczy, że można oddawać czytelnikom książki tak niedopracowane, mówiąc delikatnie?
Mam nadzieję, że w miarę składnie mi to wyszło.
Całkiem składnie :).
UsuńI bardzo słusznie. Znaczy, bardzo słusznie nie ukrywasz, że ci się podobała tworczość Katarzyny Michalak, a tym bardziej słusznie nie usuwasz niczego z bloga. Kto z nas nie ma książek i autorów, z których wyrósł? Chyba najważniejsze jest umieć po prostu dostrzec chwilę, gdy coś przestaje nam pasować... i w ogole dopuścić do siebie myśl, że może nie pasować, co nie jest łatwe, jak bardzo się kogoś lubi :).
Królowo, a czemu ty się Michalak katujesz?
OdpowiedzUsuń(ponuro) Bo dostalam.
UsuńOraz jestem głupia.
Królowa Matka cierpi za miliony czytelników :) Jak nic powinnaś przywdziać białe giezło i poganiać dookoła Domu w Głuszy postękując potępienczo:)
OdpowiedzUsuńChylę czoła, czytałem już naprawdę durne "książki" ale KaMi mnie pokonała, wdeptała w glebę i pozostawiła cicho kwilącego w kąciku...
Ktos tu sugerował kapliczkę :). Moge biegać w białym gieźle wokól poświęconej mi kapliczki, bardzo stylowo ;D.
UsuńO Królowo!
OdpowiedzUsuńO istnieniu Michalak Katarzyny wiedziałam przelotnie, ale nie sądziłam, że to aż tak eskperymentalny projekt. Powinnam chyba teraz zwrócić honor wszystkim autorom (czy raczej ałtorom), których ksiażkami rzucałam, krzycząc, że nie da się ich czytać ani recenzować. Gdzie im do Michalak!
A Tobie rzucić do nóg bukiet kwiatów wybranych wedle upodobania. W celu docenienia zacietości i uporu. Bo ja bym przestała czytać po pierwszej stronie.
Tak, ja też czytywałam autorów, których książkami chciałam rzucać. Dziwna rzecz, jak sobie usiluję ich teraz przypomnieć, to sie zawieszam, bo wszyscy mi wychodzą dobrze przez porównanie, nawet "Rozlewisko"...
Usuńno... tak... ja tu zapewne jestem najbardziej wiekowa ( i nie będziemy się katować liczbami), przeto pamiętam czasy, gdy nawet czwartkowa Kobra była dopracowana artystycznie. Zapewne "dzieła" pokroju ałtorki kasi były dostępne, ale na pewno nie promowane i nie wydawane przez szanujące się wydawnictwo. Czytam dużo i nie odżegnuję się od literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej. Z naciskiem na przyjemną:). Jednak łatwa i lekka nie musi być synonimem głupiej i ogłupiającej. Minimum szacunku dla czytelników wymaga odrobiny pracy ze strony autora - nad treścią i formą . Jednak pani Michalak chyba powinna zacząć od pracy nad sobą. Lecz- ona ma prawo być "jestem jaka jestem ", natomiast pytanie brzmi, czy jakikolwiek wydawnictwo ma to nie tylko tolerować, ale wręcz promować ? O mores, o tempora....
OdpowiedzUsuńKrólowo, apeluję, żebyś zamieściła linka do tego wpisu na lubimyczytać na stronie książki.
OdpowiedzUsuńNie mogę, bowiem wymagane jest tam chyba konto, a ja nie posiadam.
UsuńNo i chyba nie mam ochoty też...
Obserwując bloga nie miałam dotąd śmiałości komentować, jednak teraz muszę (wiadomo, czasem człowiek musi!).
OdpowiedzUsuńZamiast książek Katarzyny M., której jak dotąd nie przeczytałam ani jednej (sama nie wiem, jak do tej pory udało mi się uchować nie wiedząc o istnieniu tej pani), chciałabym niniejszym prosić o wydanie opasłego zbioru zawierającego same tylko recenzje autorstwa Królowej Matki. Tak opasłego, żeby co najmniej przez tydzień można było czytać bez przerwy. Albo dwa. Najlepiej ilustrowane kucykami.
I jeszcze podziękowania załączam za ocalenie mnie przed sięgnięciem po którekolwiek z tych wiekopomnych dzieu.
Apaczowo, klaniam się, dygając wdzięcznie i nie wiedząc gdzie oczka podziać :).
UsuńCo do recenzji - chodzą mi po glowie jeszcze trzy. Na razie, rzecz jasna. Zadna nie dotyczy Katarzyny Michalak :).
Napisz je koniecznie, proszę, bo każdą polecaną przez Ciebie książkę biorę w ciemno.:)
UsuńNapiszę, napisze, ale dwie to pozycje dla dzieci, więc nie wiem, czy weźmiesz tak w ciemno :).
UsuńHehehehe... Hahahaha... Oj, niestety, nie szanuje się polski czytelnik. Nie kupowałby tej literatury - nie byłoby kolejnych wydań. Ale wtedy nie pośmiałabym nad recenzją w ten piękny majowy "wiecier". A Salomeę Marię Frąckiewicz Blank zna? TO jest dopiero literatura. Skromna, rzec by można. Pani niezbyt znana, bo "self-publishing" głównie uprawia, ale sam wieczór autorski z pisarką to jest przeżycie ;-) Trudno dostać egzemplarz twórczości pani S., ale daj znać, jeśli Ci kiedyś w ręce wpadnie.
OdpowiedzUsuńAle, ale...
OdpowiedzUsuńPani K.M. popełniła jeszcze jakąś sagę fantasy o Ferrinie. Może jakaś recenzyjka?
Sądząc z tego, jakie bzdury wypisuje w "obyczajówkach"- chyba szkoda czasu. Ale coś miażdżącego chętnie bym przeczytała
Na "Ferrin" nie rusze nawet za równowartość mojej wagi w złocie :)))).
UsuńA mojej? To już bardzo blisko tych dwóch milionów, o których była mowa na fb :D
UsuńJestem zaskoczona, że Kasieńka ze sztabem swoich obrończyń jeszcze tu nie dotarła - znam historie osób, które miały "czelność" skrytykować szanowną ałtorkę i w odwecie zostały zasypane negatywnymi komentarzami od w/w koleżanek i fanek K.M. Zgroza - i Michalakowa i Lingas-Łoniewska to ta sama liga - brak szacunku i kultury wobec czytelników oraz najlepszy przykład na to, że pisać może każdy, byleby mu tylko dobrze płacili. A niestety gówno się u nas dobrze sprzedaje :/
OdpowiedzUsuńMoże wolalyby to robic anonimowo, a u mnie anonimowe komentarze nie przechodzą, w ogóle zadne przed moderacją :). A może mają mnie gdzieś. A może coraz więcej w sieci tych osób, które musiałyby odwiedzac z widłami i pochodniami i nie mają czasu?
UsuńAle przyznam, że na priv zdarzyło mi sie otrzymac maile. Bardzo grzeczne, pisze bez sarkazmu, uprzejme, probujące mnie przekonywać, że się myle, acz w tonie kulturalnej dyskusji.
Dociera do mnie, że znam autorkę jedynie stąd. Coś niesamowitego.
OdpowiedzUsuńI biję w tym miejscu pokłony, usypuję ścieżkę sławy wełną (coby miękko było kroczyć) i czekam na więcej wrażeń Królowej z lektur, bo je lubię (:
Cóż, powiem szczerze po ostatnim dośwaidczeniu, że tak jest chyba lepiej :)...
UsuńI dziękuję, oczywiście :)))))).
Na Odyna, co za badziew! Powinno być dawane z urzędu odznaczenie Walczącym z Grafomanią plus premia uznaniowa i rabat na okulary tym, którzy przy czytaniu tego chłamu wzrok postradali i drugi rabat do pasmanterii tym, którzy nerwy zszargali żeby mogli sobie na szydełku podziergać relaksacyjnie.
OdpowiedzUsuńSzkodliwy badziew, co jest o wiele gorsze niż zwykły badziew :(.
UsuńWyrazy uznania, jakiś czas temu czytałem inne dzieło Michalak i tak sobie myślę, że to w gruncie rzeczy musi być inteligentna kobieta, która tylko odpowiada na popyt ze strony rzesz czytelniczek.
OdpowiedzUsuńPamiętam, pamiętam, czytałam recenzję :))). Ale ty czytałeś jedno z tych romansidel w slodko-pierdzącej (pardon my French) konwencji, co to udają, że poruszają ważkie problemy społeczne, a tak naprawdę chodzi o to, by Herołina spotkała swego Truloffa. Jak Katarzyna Michalak zabiera się za NAPRAWDĘ poważny temat, to jest dopiero jazda bez trzymanki! Zwłaszcza, że jej poglądy na wiele spraw są po prostu szkodliwe, a warsztat literacki pozstawia do zyczenia... wszystko.
UsuńAle to na pewno wiesz :).
No nie wiem, nie wiem :-) zważywszy na rzesze wielbicielek, które kupują dzieła Michalak z pewnością nie jest tak źle jak twierdzisz. Przecież tysiące czytelniczek nie może być idiotkami i nie poznać się na wartości tego co czyta! :-)
UsuńZ pokorą przyznaję, że to ja moglam okazac się Tą, Która Nie Docenia Prawdziwej Głębi :)))).
UsuńTo może powinnaś zapoznać się z całością twórczości Michalak Katarzyny a nie tylko wyrywkowo. Nie wątpię, że po pewnym czasie także i Ty z niecierpliwością będziesz oczekiwała na jej kolejne dzieło i przestaniesz kręcić nosem :-)
UsuńJest to opcja, którą przemyślę. Kiedyś tam. Jak będe bardzo, bardzo... eee... inna niż teraz. No, wiesz, jak mnie dopadnie demencja starcza. Zaawansowany alkoholizm. Te rzeczy :).
UsuńDostrzegam potencjał na kolejną powieść Michalak :-)
UsuńZdecydowanie czasem brakuje mi opcji "Lubię to", jak na Facebooku :D.
UsuńOpinia jest ciekawa, trafna i skutecznie zniechęciła mnie do sięgnięcia po tę książkę w jakiejkolwiek przyszłości, jednak nakręcanie przez cały wpis żartu z upijaniem się nie sprawi, że ów będzie coraz śmieszniejszy. Znudziło mi się to po czwartym obrazku.
OdpowiedzUsuńNo i mówi się "policjantowi", nie"policjantu".
Jejciu, powinnaś mi jeszcze napisać, że pisanie bloga w trzeciej osobie świadczy o chorobliwej megalomanii, jest nieznośne i absolutnie tego nie akceptujesz :)))).
UsuńI błagam, błagam, powiedz, że ty żartujesz z tym policjantem! Proszę, napisz, że zapomniałaś dodać emotki, że chciałaś oczko puścić, ale za szybko ci się wysłało!!!
Na wypadek jednak, gdybyś tak poważnie, to ja - też poważnie - wyjaśnię ci, że jako osoba biegła w języku polskim (wydawało mi się, że można tę biegłość zauważyć już po lekturze powyższego posta, no, ale może się mylę) doskonale wiem, jak się prawidłowo odmienia słowo "policjant". Wiem też, że nie mówi się "Państwo wią i rozumią", a takie stwierdzenie też można na moim blogu znaleźć, i jeszcze więcej słowotworów, wszystkich w tej chwili nie pomnę. Taka konwencja. Nie każdy musi ją rozumieć :).
Co do kucyków zaś - ich zadaniem nie miało być dośmieszanie posta. Nie odczuwam potrzeby dośmieszania postów rysuneczkami i, mówiąc szczerze, nie sądzę, by moje posty dośmieszania wymagały. Kucyki wrzuciłam, bo chciałam. I jeśli będę chciała, dorzucę sobie jeszcze ze trzy. Bo mogę. Nie podoba ci się? Trudno. Przyjmę to z godnością i podniesionym czołem :D.
Ekhm, bo ja tu wpadłam na chwilę i sturlałam się czytając recenzję ostatniej książki pani KM. Nie będę okłamywać, czytałam niejedna książkę tejże ałtorki i z każdą kolejną otwierałam coraz bardziej oczy ze zdumienia. Aż dotarłam do Czarnego Księcia i ... no brak mi słów, nazwanie tego nawet pensjonarskim grafomaństwem obraża wszystkie pensjonarki i grafomanów. Ale widzę, że po tych tzw. erotykach pani Katarzyna stara się przemycać seks&drugs do swoich pozostałych książek, co wcale nie wpływa na poprawę ich jakości i wiarygodności. Ba, rozumiem, że rzeczony Tadek może klnąć jak szewc, ale żeby narrator posługiwał się językiem rynsztokowym. No dobrze, nieumiejętność pisania po polsku do tylko jeden z aspektów, który sprawia, że od książek rzeczonej ałtorki mnie odrzuca. Nie chcę tu pisać zbyt wylewnie o tfu-tfu-rczości pani Michalak wspomnę jedynie, że przeczytawszy kilka z jej wiekopomnych dzieł (ukazujących się obecnie jako kolekcja! KOLEKCJA! Ileż razy można sprzedawać to samo w różnych okładkach?) nie znalazłam ani jednej sympatycznej bohaterki/a. To jest wyczyn, tak konstruować główne postacie, żeby czytelnik miał ochotę je zamordować i cieszył się z ich nieszczęść. Może to wynika z tego, że wszyscy są wg jednego schematu ulepieni.
OdpowiedzUsuńAle w zasadzie, jako stała czytelniczka bloga KM (wiem, masochizm) jestem skłonna uwierzyć w ten eksperyment naukowy, szczególnie po tym, jak przeczytałam, że ałtorka żegna się z fankami i odjeżdża na bardzo długo, bardzo daleko. Jest nadzieja, że eksperyment dobiega końca?
Nie pomnę, ile razy wzdrygałam sie nerwowo czytając, że ktoś masochistycznie czytuje KM (zbieżność inicjałów :D). Mam nadzieję, że masochistycznie czytujeszc nie mnie, tylko tę drugą KM :).
Usuń(gwałtownie zainteresowana) Serio, napisała, że wyjeżdża? Czyli faktycznie jest nadzieja!!! Teraz tylko czekać not wyjasniających od Znaku i Wydawnictwa Literackiego :).
No wiadomix, że tę KM masochistycznie, a nie inną :)
UsuńA widzisz, przegapiłam zbieżność inicjałów :)
Ten eksperyment pod nazwą "Katarzyna Michalak". Skoro ten się tak koncertowo i z przytupem udał, to czas na następny lewel... Obstawiam, że teraz pojawi się Ałtor piszący słodko-pierdzące romansidła z nutką erotyzmu.
UsuńOch Karolino, zdecydowanie nie czytujesz pani Michalak! Ona wszystko ogarnia - od książek kucharskich przez erotykę ( w romansach też) aż po fantastykę. Wszystko, wszystko, co tylko chcesz :)
UsuńA czy Królowa Matka mogłaby rozważyć [solo bądź z kimś] rozprawienie się z "Kawiarenką pod Różą"? Ze względu na milion przepisów, którymi przeładowano to ksiopko, czyta się je ekspresowo. Łącznie to raptem kilkadziesiąt stron 'fabuły'.
OdpowiedzUsuńCo zaś. Pomijając bullshit urzędowo-prawny, i standardowe zafiksowanie Michalak na temat gwałtu, pod koniec ksiopka bluzgałam jak nieboskie stworzenie i ziałam ogniem, gdy na urodziny głównej bohaterki jedna z jej instant-BFF przynosi koteczka ze schroniska [według adnotacji, najbardziej zabiedzonego] i pierwszym jej zastrzeżeniem było:
"Odniosę go z powrotem, jeśli ci się nie podoba!"
...
NOSZ W KU#WĘ. I dorosła, wykształcona kobieta promuje taką postawę wśród dorosłych, wykształconych czytelniczek jako pełną ciepła literaturę kobiecą
PS. Że przerażony kot robi za gwiazdę imprezy i jeszcze tego samego dnia przechodzi z rąk do rąk wesołej gawiedzi, pozwolę sobie nie wspomnieć.
2017 rok... to wciąż nie okazał się być żart...
OdpowiedzUsuń