czwartek, 21 listopada 2019

Językowo. Braciszkowo. Rodzinnie. Albo jakoś tak

Potomek Młodszy (płynąc na fali wspomnień z wakacji) - Tatuś, a pamiętasz, jak na Mazurach wyrzuciłeś Mikołaja w powietrze, a on miał za luźną gumkę w kąpielówkach i zanim wpadł do wody było mu baaaardzo dokładnie widać jego dirlidigidongi?

Pan Małżonek (wpatrując się w Potomka nie bez fascynacji) - Co?

Potomek Młodszy (wyjaśniająco, z perlistym, acz wrednym w tonie chichotem) - No, dirlidigidongi. No, wiesz. Jego schwindelswültze.

Pan Małżonek (w oszołomieniu) - Jego schwindel... co?

Potomek Młodszy (ciut zniecierpliwiony) - Ojej, no schwindelswültze. No dirlidigidongi, no! Ojej, no diamenty rodzinne!

Pan Małżonek (poprawia odruchowo) - Klejnoty...

Potomek Młodszy (ugodowo) - Klejnoty rodzinne. Pamiętasz?



A, dirlidigidongi!

Tak, Pan Małżonek pamiętał.

11 komentarzy:

  1. Spytasz go, jak to się nazywa u dziewczynki? Ciekawość zżera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój siostrzeniec klejnoty rodzinne nazywał fiucisławem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach. śliczności.
    Osobiście lubię omowny Entuzjazm: można go okazywać w łożnicy, przejawiać niewczesny albo nie wykazywać wcale.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas jakos klejnoty zostaly pieszczotliwie "dyndusiami". :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dirlidigidongi? :D Musiałam powtórzyć raz i drugi, nim zapamiętałam to określenie na "diamenty rodzinne" :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Słowo "dirlidigidong " kojarzy mi się z chochlikowym terminarzem, który tak irytował Vimesa ;-)))

    OdpowiedzUsuń