W przeróżnej postaci - szron.
Na siostry i braci
Zimowy plakacik - szron... szron.
Na naszą równinę - szron...*
Śnieg to jest, powiada Państwu Królowa Matka, ubogi krewny i to taki, co zaledwie klitkę dostaje, by mieszkać przy rodzinie i robić za cichego służącego gospodarzy, w porównaniu ze szronem. Kto widział zaledwie ośnieżone pocztóweczki i inne gwiazdkowe landszafciki, i doznawał zachwytu na ich widok mniemając, że oto ujrzał Prawdziwe Piękno, ten nic zaprawdę nie widzial.
Na to, co z takim landszafcikiem robi szron doprawdy nie ma słów.
Królowa Matka od lat (na pewno odkąd tu mieszka i ma landszafciki w dowolnej porze roku za oknem, ku podziwianiu i porównaniu) uważa, że nie ma możliwości, by zrobić szronowi dobrego zdjęcia. Próbowala wielokrotnie, próbowal Pan Małżonek, inne osoby próbowały - i zawsze to, co było fotografowane okazywało się piękniejsze od zdjęcia. Szron to jest taka pociecha od losu dla tych, ktorzy maja dość zimy, pragna lata, albo chociaz wiosny, albo nawet i jesieni, byle nie zimy!!! - a potem wstają rano, odsłaniają okna i oooooch!!!
Za oknem czary.
- Mamo! - woła Potomek Starszy, przyklejony do szyby. - Mamo, jak pięknie!!! Przecież te sosny powinny być zielone... nawet zielone drzewa nie są zielone!!! Wszystko jest białe i migocze!!! Mamo, cały świat wygląda jak obsypany cukrem!
No właśnie.
A jak dobrze sfotografować migotanie :)?
Co zaś się robi, gdy ma się już za oknem mróz i szron, migoczacy w slońcu, sikorki, te kolorowe pomponiki na cieniutkich nóżkach, oblepiajace wywieszone na drzewach i domku dla ptaków kule (i czasem z rozpędu obijające się o szyby w akcji "która pierwsza się dopcha do największej/ najbardziej pełnej słonecznika/ zauważonej przez najmniej innych sikorek kuli"), a w ciepłym domu Potomki płci dowolnej (w wypadku Królowej Matki wyłącznie męskiej, ale to nie jest obowiazkowe) i święta za pasem?
Otóż wtedy miesza się w jednej misce półtorej szklanki mąki, pół szklanki brązowego, białego lub trochę takiego, a trochę takiego, według uważania oraz domowych zasobów, cukru, półtorej łyżeczki proszku do pieczenia, półtorej łyżeczki przyprawy do piernika, szczyptę soli i dwie duże łyżki kakao,
w drugiej misce - pół szklanki mleka, jedną trzecią szklanki oleju, jedno jajko i dwie-trzy łyżki kwaśnej śmietany,
dorzuca się czekoladę, pokrojoną w kawałeczki (bo niby czemu nie?),
miesza się to wszystko, naklada do natłuszczonych (albo wyłożonych papilotkami) muffinowych foremek, piecze około 20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni...
... i dosłownie po krótkiej chwili ma się dom pełen świątecznych aromatów, wydzielanych w dodatku przez coś, co można zjeść ze spokojnym sumieniem, a nie wijąc się w poczuciu winy, że ogołaca się domową spiżarnię z tego, co powinno w szczelnie zamkniętej puszce czekać do Gwiazdki :).
* Żeby nie było, Królowa Matka doskonale wie, że tam powinno być "śnieg", nie "szron". Ale co ma robić, skoro tu jest szron :).
szron jest prześliczny. Ale jak mróz wtedy w nochal szczyyypieeee ;) o innych częściach ciała nie wspomnę ;) u mnie też już pachnie świętami ale jednak się trochę ogałaca :)
OdpowiedzUsuńJeszcze jest czas, bo dorobic :)))!
Usuń