piątek, 21 lutego 2025

Serialu odcinek kolejny, czyli "Ciotka Zgryzotka" Małgorzata Musierowicz

Od pewnego czasu zastanawiam się, do kogo kierowane są ostatnie książki Małgorzaty Musierowicz i wychodzi mi, że co prawda autorka twierdzi, że jej "targetem" są nastolatki, ale tak naprawdę są to czytelniczki 30, 40 oraz 50+, te, które zaczynały swoją przygodę z Jeżycjadą lata temu i teraz traktują Borejków jak starych znajomych, do których się wpada w odwiedziny, by pogadać o starych, dobrych czasach. Ci znajomi się zmienili, a czasem bardzo brzydko zestarzeli, ale albo się tego nie widzi (bo to przecież ulubieni znajomi), albo im wybacza (bo to przecież ulubieni znajomi), albo się cierpi, lecz czyta (bo to ta nasza młodość).

W nowych, zwłaszcza młodych czytelników trudno mi uwierzyć z dwóch powodów - po pierwsze mniej więcej do tomu siódmego ("Noelka") Jeżycjadę można było czytać nie po kolei - wiem, bo sama tak ją czytałam. Każdy tom miał jedną, konkretną bohaterkę, dobrze opisaną i osadzoną w równie dobrze opisanych realiach, kogoś, z kim można było się identyfikować (lub nie), której pobudki się (chociaż w minimalnym stopniu) rozumiało, i opowieść o której zamykała się w jednym tomie. Owszem, pojawiali się tu i ówdzie bohaterowie tomów poprzednich, ale w niczym nie utrudniało to zorientowania się w historii konkretnej części sagi. Tomy 8-12 od biedy również można było tak czytać, chociaż obecność Borejków stawała się coraz bardziej dominująca. Od tomu 13 (z pominięciem "Kalamburki") saga zmieniła się w telenowelę (są tomy, które kończą się określonego dnia, powiedzmy 30 czerwca, a akcja tomu następnego zaczyna się 1 lipca). Młoda czytelniczka, która zainteresowana tytułem sięgnie po "Zgryzotkę"




nie zrozumie z niej nic, zwłaszcza, że autorka potrafi robić nawiązania do poprzednich części w rodzaju: "XY, podrapany po przedzieraniu się przez pamiętne jeżyny" (które to pamiętne jeżyny dla nawet dla czytelnika znającego Jeżycjadę czasem bynajmniej pamiętne nie są, osobie, która poprzedniego tomu nie czytała nie mówią nic zgoła).

Telenowela to, wiadomo, telenowela, trzeba czytelnikowi opowiedzieć, co się działo wcześniej, bo może przeoczył, więc ostatnie tomy ("Zgryzotka" nie jest tu wyjątkiem) puchną od maili i opowieści, streszczających wcześniejszą akcję. Tytuły mają coraz mniej wspólnego z książkami, których dotyczą (ach, gdzie są czasy błyskotliwych, inteligentnych tytułów w rodzaju "Opium w rosole" czy "Kwiat kalafiora"!!!), a nastoletnie bohaterki stają się coraz mniej istotne, bowiem ich pojawienie się jest jedynie pretekstem do odwiedzin u Borejków.

I to drugi powód, dla którego nie bardzo wierzę w nastoletnią czytelniczkę*, która przeczyta ten tom Jeżycjady, zachwyci się i runie, by poznać resztę, jak ja swego czasu, pacholęciem będąc, runęłam po zapoznaniu się z "Kwiatem kalafiora" (tak, nie zaczynałam prawilnie od pierwszego tomu). Oto w "Zgryzotce" mamy Norę, dziewczyna przedstawiona jest jako córka Patrycji i Floriana Górskich (kto to w ogóle jest?), przebywającej pod koniec wakacji u ciotki w "osławionej Ruince" (dlaczego osławionej?!), która to ciotka cierpi na zaawansowaną logoreę i wyrzuca z siebie w tempie karabinu maszynowego teksty typu: "Dorota piecze pilnie co drugi dzień, obawiam się, że Józinek zacznie tyć zaraz po ślubie i zgrabny junak, którego tak zdrowo żywiłam i tak starannie hodowałam, zamieni się w jednego z tych zapyziałych mężusiów o zatartych rysach twarzy i oczkach jak dwie porzeczki. Plus oponka. (...) Mojemu Markowi jak zwykle nie udało się wyrwać z kliniki. Niewdzięczna ludzkość uparcie zapada na zdrowiu jak zwykle wtedy, gdy pan ordynator ma jechać na zasłużony urlop".

I oto ja wiem, kto to jest Patrycja i Florian, Dorota i Józinek, Ida i "jej Marek", wątpię atoli, by połapała się w (zbyt) licznych i - z jej punktu widzenia - przypadkowo wymienianych imionach nie zaprawiona w bojach jeżycjadowych młoda czytelniczka. A jesteśmy dopiero na dwudziestej stronie.

Potem jest niewiele lepiej. Ida rozwija swoją logoreę także na piśmie, bo jakoś trzeba streścić poprzednie tomy i to, co się między nimi działo, bohaterów robi się coraz więcej, coraz więcej, bo to i rodzice Nory, i ciotunie, dziadkowie, kuzyni, żony i narzeczone kuzynów, a wszyscy...

...a wszyscy STARSI od rówieśniczek podobno docelowego targetu o od ośmiu (kuzyn Ignacy) do sześćdziesięciu siedmiu (dziadzio) lat, i wszyscy otrzymują znacznie więcej miejsca dla siebie niż nastoletnia bohaterka. Ba! Ona nawet tytułu własnego nie dostaje, bo ciotką Zgryzotką nazywają wszyscy (bezsensownie, bo jakież ona ma zgryzoty?) Idę de domo, oczywiście, Borejko. Jeżeli jesteście w stanie wyobrazić sobie nastolatkę, entuzjastycznie odnoszącą się do powieści, w której co najmniej równie dużo, a prawdopodobnie więcej niż o nastoletniej bohaterce dowiadujemy się o jej mamusi i tatusiu, o dziadziu nie wspominając, to gratuluję wyobraźni. Szczerze. Ja nie potrafię.

A w "Ciotce Zgryzotce" mamy i zaręczyny kuzyna, i narodziny dziecka drugiego kuzyna, i przygotowywanie wesela, i samo wesele, i zagubienie dziadzia w lesie, i rozmowy dziadzia, babci i mamusi Nory o literaturze (Nora w nich nie uczestniczy, ba, w ogóle jej wtedy nie ma w domu), i wewnętrzne rozważania mamusi Nory, i maile, dużo maili cioć Nory, i gdzieś tam, na uboczu, samą Norę wraz z jej nieszczególnie przekonującą i pozbawioną już nie ognia, ale ogieńka, historię jeszcze-nie-romantyczną. Jak na powieść dla nastolatek IMHO przymało.

O, zdaje się, że sama sobie odpowiedziałam na własne pytanie. Książki Małgorzaty Musierowicz są dla wiernych wielbicielek, którym nie przeszkadza przeistoczenie się ich ulubionego cyklu w brazylijską telenowelę. Dla tych, które po prostu wpadają do Borejków z wizytą. Niektóre wyjdą z tej wizyty zachwycone i ogrzane borejkowskim "ciepełkiem" i wspomnieniami, niektóre się wynudzą, niektóre zadumają się, jak bardzo Borejkowie się zmienili, niektóre boleśnie rozczarują, niektóre przeczytają, bo czemu nie, ale ucieszą się, że rzecz wypożyczyły i nie wydały na nią pieniędzy, bo już nie chcą (z wielu powodów) mieć kolejnych tomów na półce.

Nikomu innemu nie polecam "Ciotki Zgryzotki" nie dlatego, że jest to pozycja nieszczególnie porywająca/ zła/ nudna/ literacko beznadziejna (niepotrzebne skreślić), tylko dlatego, że nie ma sensu, by czytał ją ktokolwiek inny.

No, chyba, że miałby sporo czasu, żadnych innych książek pod ręką i byłby ciekaw, czy nie przesadziłam i czy coś zrozumie z telenoweli, zapoznając się z jej ostatnim (chwilowo) odcinkiem.




*mam na myśli czytelniczkę, dla której "Zgryzotka byłaby pierwszym spotkaniem z Jeżycjadą, w taką, która zna to uniwersum i je lubi owszem, z niejakim trudem, ale wierzę.


9 komentarzy:

  1. Współanalizowałaś z milion lat temu tę część na NAKWie. Poziom odklejenia od rzeczywistości autorki wskazywał na utknięcie w latach 90., jeśli dobrze pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Imniej wiecej od tamtego czasu ta recenzja czekala na publikację 😆.

      Usuń
  2. Święte słowa! Pamiętam, jak wyczekiwałam kolejnych tomów MM, a potem zwyczajnie zaczęły mnie drażnić. Najgorszy był ten "dydaktyczny smrodek", którym autorka raczyła nas w każdym tomie. Nie wierzę, że istnieje aż tak idealna rodzina, w której nie zdarza się nic głupiego, szalonego, nikomu nie wymsknie się jakieś mocniejsze słowo. Dla mnie czar tych książek skończył się też na Kalamburce, bo od Języka Trolli było już coraz gorzej. Kupowałam MM "z rozpędu", bo liczyłam na jakieś opamiętanie się autorki, że będzie jeszcze jakieś miłe zaskoczenie. Nic z tego, wszystko w jednym schemacie, suto podlane "borejkowskim sosem". Cieszę się, że podjęłaś ten temat, bo już myślałam, że tylko ja grymaszę. Czasem lepiej zostawić czytelników po kilku tomach z niedosytem, niż doprowadzić ich do przesytu i zniechęcenia. A to się, niewątpliwie, pani MM udało. Dziękuję za tę recenzję i pozdrawiam serdecznie. Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i też pozdrawiam. Uczucia względem pani MM i historię stopniowego "nie-oczekiwania" na jej nowe książki mam bardzo podobną...

      I na pewno nie tylko my dwie narzekamy i grymasimy!

      Usuń
  3. W punkt, proszę Jaśnie Pani Królowej.
    Parę tomów temu zaczęłam się zastanawiać czy Borejkowie wszyscy jak jeden głosują na PiS, czy może jednak na Konfę.
    I myslę że jednak na Konfę.
    Jakkolwiek przyznam się bez bicia, że mam wszystkie tomy i zwłaszcza te pierwsze czytam sobie czasem dla rozbawienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to niewykluczone, niestety.

      Ja wszystkich tomow nie mam, od pewnego czasu przestalam je kupowac z pelna swiadomoscia, ze sa po prostu za drogie, jak mam wydac kupę kasy na ksiazke to niech to nie bedzie cos, comnie prowokuje glownie do zgrzytania zębami i/lub wywracania oczami.

      Ale pierwsze tomy nadal lubię :). Ich odbior psuje mi jedynie swiadomosc, co stalo sie z ich fajnymi bohaterkami PÓŹNIEJ...

      Usuń
  4. Czytając tę recenzję sama nie wiem czemu pomyślałam o mojej teściowej, która zupełnie szczerze nie rozumie, dlaczego jej nastoletnie wnuki nie przychodzą do niej na herbatkę. Posiedzieliby w ogródku, wypili herbatę... I tak, bardzo dosłownie chodzi o tę herbatę

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnie, co mi się podobało to"Kalamburka", potem dałam sobie spokój.Borejkowie zaczęli mnie drażnić, Ida na pierwszym miejscu.
    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwaga, spoilery!
    Zachęcona tą recenzją przeczytałam. Praktycznie ze wszystkim się zgadzam. Uprzedzam, że psychofanką Jeżycjady nie jestem, ale fakt, taką ,,Kłamczuchę'' (i kilka innych z tamtego czasu) przeczytałam wielokrotnie, ale potem urosłam i dalsze części odpuściłam. I nie wiem teraz, czy tak zawsze było, czy to tylko uproszczenie ze względu na powieść dla nastolatek/telenowelę, ale rozłożyła mnie organizacja wesela w 3 dni albo (upraszczam i łączę wątki, ale sens pozostaje): ,,Kasia i Zosia przeprowadzają się do Poznania studiować i będą mieszkać w twoim pokoju, a ty pójdziesz spać do wujka Zenka na strych w oborze. I tak masz stamtąd bliżej do pracy. Tylo pamiętaj zmienić im pościel na tę w różyczki''.
    I uważam, że pod jednym względem jest to zła powieść:
    - Ciosiu, czy ja jestem gruba? - Tak, mogłabyś trochę schudnąć. (?! Do nastolatki! Absolutnie pogubionej w tym świecie)
    - W tak pozbawionej prywatności i kontrolującej rodzinie nikt nie zauważył, że ciężarna przestała chodzić do lekarza, bo nie chciałaby usłyszeć, że coś jest nie tak.
    - Przekonywanie, że można zawsze bezpiecznie spać z noworodkiem w łóżku. No nie, niestety.
    - ,,Agnieszka swoim zwyczajem zaczęła mdleć'' (?!) To może by tak do lekarza?
    Żadnej z powyższej sytuacji nie uważam za słodką ani śmieszną. Naprawdę brakowało tylko stwierdzenia, że nie będą małej szczepić.

    OdpowiedzUsuń