Zbliżają się dziewięćdziesiąte urodziny królowej Elżbiety II. Cały dwór jest, rzecz jasna, zajęty planowaniem przyjęcia, podczas gdy Jej Królewska Mość zajmuje się swoimi królewskimi obowiązkami, nieco na uboczu całego tego zamieszania, czyli w Windsorze, który jest domem (podczas gdy Pałac Buckingham jest, no cóż, biurem).
środa, 31 lipca 2024
"Tajemnica morderstwa w Windsorze" S.J.Bennett
piątek, 26 lipca 2024
"Tylko nie Mazury" Sylwia Skuza
To jest recenzja, której nie planowałam zamieszczać na blogu, dotyczy bowiem książki takiej sobie, nieszczególnie dobrej, ale i nieszczególnie złej, takie pięć punktów na dziesięć możliwych, idealnie w środku stawki, i która w dodatku nie pasowała do żadnego punku żadnego wyzwania książkowego, w którym biorę udział. Zamierzałam ją wrzucić na portal książkowy, na który wrzucam swoje recenzje, także te dotyczące książek takich sobie, i zapomnieć o sprawie.
Po tym jednak, jak gotowa recenzja DWA RAZY zniknęła mi z komputera, raz skasowana przez przypadek i niemożliwa do odzyskania, a raz nie wiem, jakim sposobem (jestę bowiem Kąputerowym Głombem) popadłam w irytację. Ach, tak? - rzekłam sobie. Tak będziesz pogrywał? NO TO ZOBACZYMY! Napiszę ją trzeci raz i wrzucę na bloga, postanowiłam, i na portal książkowy, i to nie jeden, i jeszcze gdzieś, zastanowię się, gdzie, nie będzie mi tu virtual pluł w twarz ni dzieci mi virtualił!!!
No więc wrzucam.
Mwahahahaha.
Nieprawdaż.
A zatem:
Na bagnach znalezione zostaje ciało lokalnego rolnika z wbitą w szyję starożytną zapinką. Sidorowicz musi wyjaśnić zagadkowe morderstwo człowieka, który nie cieszył się, oględnie rzecz ujmując, powszechną sympatią i jak najszybciej ustalić, czy mieli z tym coś wspólnego amerykańscy żołnierze kręcący się w pobliżu miejsca morderstwa, czy też może powinien szukać zabójcy wśród licznych wrogów zabitego rolnika? A może wśród osób uczestniczących w tajemniczych obrzędach przesilenia, świętowanych na bagnach w przeddzień zabójstwa?
piątek, 19 lipca 2024
"Osiem" Radka Třeštíková
W praskim Lasku Diablickim znaleziona zostaje postrzelona młoda
kobieta. Nieprzytomna trafia do szpitala, a policja nie tyle nie potrafi
znaleźć sprawcy, co ma zbyt wielu podejrzanych. Podejrzani albowiem są
chyba wszyscy - były narzeczony niedoszłej ofiary, jej (była) najlepsza
przyjaciółka, kumpel narzeczonego, a nawet rodzina, dla której dziewczyna pracowała jako opiekunka dzieci.
Śledztwo opisane jest w sposób mało
porywający, pracy policji tu niewiele, możemy śledzić głównie
przemyślenia młodej policjantki noszącej nieszczęśliwe nazwisko
Brzydula, z silną alergią na pyłki, nadwagą i kompleksami, i nie dość,
że niepewnej własnych umiejętności, że o kompetencjach nie wspomnę, to
jeszcze skutkiem tej niepewności i tego braku wiary we własne możliwości
dającej się wykorzystywać męskim współpracownikom.
A potem i ten wątły wątek policyjny i kryminalny w ogóle schodzi na dalszy plan, albowiem, albowiem.
"Osiem" to NIE JEST kryminał i jeśli się ktoś takiego spodziewa, to się zdziwi, a może (czy też wręcz na pewno) rozczaruje (swoją drogą, kolejna rzecz, jaką ostatnio przeczytałam, reklamowana jako kryminał, a będąca zupełnie czym innym).
"Osiem" to nie jest powieść, w której jak po nitce do kłębka dotrzemy do rozwiązania zagadki, kibicując przy tym jakiemuś dzielnemu śledczemu o skomplikowanym życiu rodzinnym i analizując jego działania. Owszem, mamy próbę zabójstwa na dzień dobry, mamy śledztwo w tle i mamy prawie-że-zwłoki, ale gdyby (próby) popełnienia zbrodni wystarczały do określenia książki jako kryminału, to kryminałem jest i "Hamlet", i "Zabić drozda", że o "Zbrodni i karze" nawet nie wspomnę.
No i zdecydowanie nie jest to powieść stanowiąca, jak zapewnia nas polski wydawca,
„gwarancję świetnej rozrywki”! Z rozrywką „Osiem” naprawdę nie ma nic
wspólnego.
W "Osiem" próba zabójstwa służy do opisania splotu tragicznych życiowych okoliczności, które do tej próby doprowadziły oraz skomplikowanych więzi-węzłów między (licznymi) bohaterami, których można lubić albo ich nie lubić, ale którym na pewno można współczuć. Jest to, mówiąc krótko, solidna i doskonale napisana obyczajówka, chyba jedna z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałam, mówiąca o braku umiejętności życia swoim życiem i szukania akceptacji na siłę, o tym, jak bardzo można manipulować ludźmi i do czego można się posunąć, by zdobyć nie swojego męża, nie swoje dzieci, nie swój dom i nie swoje życie, i by to wszystko uczynić swoim (choćby tylko we własnej głowie) - ale osoby oczekujące nawet nie tylko "przede wszystkim", ale najnormalniej w świecie "po prostu" kryminału mają prawo czuć się zawiedzione.
Oczywiście wszystko to, co powyżej nie znaczy, że nie dowiemy się, co było powodem postrzelenia Miszy i kto to zrobił, bo się dowiemy (acz niekoniecznie doprowadzi nas do tej wiedzy działalność policji), ale w miarę czytania staje się to dla nas coraz, no cóż, mniej istotne, bo bardziej niż "kto strzelił" zaczyna nas interesować ta cała wielokrotnie zapętlona akcja, te przemyślenia, ten wewnętrzny ból, który dręczy każdego z bohaterów, te postępki, przepojone hipokryzją i zakłamaniem, te głupie decyzje, które prowadzą do katastrofy, a biorą się z dręczącego braku miłości (no i tytułowe "osiem", rewelacyjnie wpisany w treść symbol).
I choć trochę brak tu refleksji, drugiego dna (aczkolwiek właściwie jestem pewna, że jest to celowy zamysł autorki, ostatecznie po co jakieś z góry narzucone drugie dno, skoro czytelnik sam z siebie myśli, zastanawia się i analizuje jak oszalały? I może nawet dochodzi do różnych nieoczekiwanych wniosków, nie ograniczony przez autorską refleksję?) to jest to naprawdę i trochę nieoczekiwanie (tak, ja też planowałam przeczytać po prostu kryminał) dobra rzecz. Wciągająca. Świetnie skonstruowana. Napisana lekkim, ale nie infantylnym językiem (ukłony dla Mirosława Śmigielskiego, tłumacza). Strony przelatują człowiekowi przed oczami jak krajobrazy za oknem podczas jazdy Pendolino, a skomplikowane (choć z drugiej strony bardzo typowe, wręcz banalne - ona kocha jego, on kocha inną, ta inna kocha jeszcze innego, ale inny nie może z nią być, no bo przecież żona jest, i dzieci) relacje międzyludzkie wciągają.
Tym, którym konstrukcja powieści (koncepcja ciągłej zmiany narratora, a co za tym idzie wielość osób, którym autorka oddaje głos, aby przedstawiły swój punkt widzenia) oraz mnogość bohaterów, w tym wielu, których nie bardzo da się polubić ani się z nimi identyfikować, oraz brak wystarczającego stężenia kryminału w kryminale nie przeszkadza - polecam.
niedziela, 7 lipca 2024
"Rogata dusza" Łukasz Malinowski
"Rogata dusza" to powieść, na lekturę której zdecydowałam się, bo
brakowało mi tytułu na "R" w Wielkobukowym Bingo. Nie jestem pewna, czy
jakakolwiek Zaangażowana i Fachowa Osoba Czytelnicza przyznałaby się do
takiego powodu sięgnięcia po książkę, ale cóż, ja nie jestem
najwyraźniej ani wystarczająco fachowa, ani zaangażowana. Nic nie
wiedziałam o autorze, streszczenie wydało mi się zachęcające, a okładka
ładna, litera "R" na początku tytułu obecna, więc, zdecydowałam, biorę.
24
lutego 1243 roku rozpoczyna się pierwszy w Polsce turniej rycerski.
Jako novum (oraz import ze "zgniłego Zachodu ;)) nie jest co prawda
powszechnie witany entuzjastycznie, zwłaszcza przez przedstawicieli
Kościoła sarkających na nadmierne oddawanie się świeckim uciechom, ale
też z drugiej strony budzi duże zainteresowanie. Na zaproszenie księcia
Bolesława Rogatki do zamku w Lwówku Śląskim ściągają najwaleczniejsi
rycerze najsłynniejszych
rodów, aby zmierzyć się w trzydniowych zawodach.
Sensację wzbudza zwłaszcza tajemniczy Rot Ritter, który poprzysiągł nie
wyjawiać swojej tożsamości aż do końca turnieju...
Tymczasem w
dniu rozpoczęcia zawodów
rycerskich w dole wędzarnianym dwaj masarze odpowiedzialni za
dostarczanie mięsiwa na książęce stoły znajdują ciało bogatego
dworzanina, książęcego klucznika, Stanka ze Strzelina. Zadanie wykrycia
sprawcy dostaje ptasznik
i podkomorzy księcia, Raszko Drzemlik. Nim jednak Drzemlik wpadnie na
jakikolwiek trop, dochodzi do
kolejnej zagadkowej śmierci. Mimo polecenia, by śledztwo poprowadzić jak
najbardziej dyskretnie, by nie dawać pożywki do oburzenia i protestów
przeciwnikom turnieju, sprawy nie daje się ukryć. Tym bardziej, że na
ciałach zamordowanych znajdują się dziwne ślady, przypominające rany po
uderzeniach rogami, a niekiedy także i same rogi. Ten fakt wywołuje falę
plotek o
diable, który przybywa na ziemię po dusze (i ciała) grzeszników. Jak
poradzi sobie
trzynastowieczny śledczy z zagadkowymi morderstwami? Czym będzie się
kierował i jakie ma na nie sposoby? Kto stoi za morderstwami? I co
wydarzy się podczas turnieju?
Aż po fenomenalny język powieści, bo trzeba podkreślić, że autor mistrzowsko włada słowem. Ani przez chwilę się nie nudziłam. Bardzo dobrze wyważone tempo akcji, które w odpowiednich momentach zmienia tory, tu ciut hamuje, by za chwilę przyspieszyć... aczkolwiek opisy, (a nie będę ukrywać, że sporo ich), jak to opisy, bywa, że spowalniają akcję. Inna rzecz, że są jednak dowodem na imponującą i godną pozazdroszczenia wiedzę autora , że już nie wspomnę, że są też nieprzebranym źródłem informacji o epoce (opis procesu przed księciem Rogatką sprawił, że popadłam w stupor).
piątek, 5 lipca 2024
Śmierć we Wrocławiu" Vlastimil Vondruška
Prokurator królewski, Oldřich z Chlumu, udaje się do Wrocławia, gdzie w
tajemniczych okolicznościach zniknął bez śladu wysłannik czeskiego
króla, wyprawiony przezeń w bardzo delikatnej misji. Z uwagi na
dyplomatyczny charakter tejże król Przemysł Ottokar II wysyła w ślad za
nim na Dolny Śląsk incognito nie tylko prokuratora królewskiego
Oldrzicha, ale również jego żonę Ludmiłę i giermka Otę.
Za murami
XIII-wiecznego Wrocławia, bardzo zatłoczonego, bowiem trwa właśnie
doroczny jarmark, okazuje się, że śledztwo będzie dużo trudniejsze, niż
początkowo zakładano. Nie dość, że jarmark utrudnia prowadzenie
dochodzenia (masa ludzi, z których większa część jest przyjezdna i nie
znana nikomu miejscowemu), to wkrótce po przybyciu prokuratora do miasta
zamordowany zostaje brat Milicza, zaginionego wysłannika czeskiego
króla, a potem jego służący...
Cóż.
Miałam nadzieję na lekką powieść historyczną w wersji czeskiej (jak wiadomo, każdy naród/kraj ma swoją historię, a przynajmniej swoją jej wersję, i może nie wszyscy lubią te wersje analizować i porównywać z własnymi, ale ja akurat lubię) ), w dodatku Vlastimil Vondruška jest fachowcem i jednym z najlepiej rozpoznawalnych czeskich historyków ... I nie dość na tym - według statystyk czeskiej Biblioteki Narodowej jest obecnie najpoczytniejszym czeskim pisarzem.
A to oznacza tylko jedno.
ONI cierpią na tę samą reklamozę, takie trochę obniżanie lotów i uznawanie w najlepszym wypadku przyzwoitej przeciętności za nadzwyczajność co MY!
Początkowo rzecz zapowiadała
się na niezłą rozrywkę, acz nieco zagmatwaną (misja wysłannika była tak
tajna, że nawet Oldřichowi nie powiedziano, na czym polegała, więc
poszukiwania musiał zacząć, a wręcz prowadzić, tak więcej na ślepo,
zaś polecenia króla Przemysła brzmiały mniej więcej "zniknął, ale nie
wiadomo, czy zniknął, wypytaj, ale nie rzucaj się w oczy, jedź
incognito, ale misja dotyczyła spraw królewskich, więc musisz się
skontaktować z ludźmi z najwyższych sfer, ale tak, by cię nie poznano,
chociaż cię wszyscy znają, więc musisz wyglądać jak nie ty"), mamy tu
pełen zestaw elementów typowych dla "książek płaszcza i szpady" -
przebieranki, szczęśliwe zbiegi okoliczności, mordobicia i pojedynki...
lecz niestety, niestety.
Zamiast (obiecanego co prawda raczej w
streszczeniu, i może jeszcze w pierwszym rozdziale) dobrze
zapowiadającego się kryminału z wątkiem szpiegowskim zlokalizowanym w
XIII wiecznym mieście dostajemy niespecjalnie ciekawą, momentami wręcz
nudną opowieść. Historia się, co będę ściemniać, wlecze, to, co dobrze
wypadłoby na ekranie - te przebieranki na przykład, farbowanie włosów,
przygotowania do akcji i ogólne knucie - w książce się nie sprawdza,
opisane jest rozwlekle, nużąco i nie zawsze potrzebnie. O niektórych
rozmowach i relacjach można powiedzieć wiele, ale trzynastowieczne to
one nie są. Realia tamtych czasów odwzorowane są baaaaardzo średnio,
średniowieczność Wrocławia poznajemy po wąskich uliczkach, dużej ilości
drewna oraz fakcie, że wiele znanych budowli (w tym także takich, które w rzeczywistości powstały trzysta lat później) jest jeszcze w budowie, za to miasto obfituje w karczmy, niemal jak obecnie w hotele, w których to karczmach w dodatku podaje się cielęcinę z sałatą, znaną w naszej części Europy od wieku - według powszechnej wiedzy - XVI, a jeśli nawet uznamy, że niekoniecznie królowe Bonie zawdzięczamy wzbogacenie naszej kuchni, bo sałatę spożywał podobno już Władysław Jagiełło, to od XIV (zaś król Przemysł Ottokar to wiek XIII i nijak nie chce inaczej być).
Nad średniowiecznością relacji międzyludzkich oraz rysunku postaci z litości się nie pochylę (chociaż praktycznie wszyscy bohaterowie, łącznie ze strażnikiem przy bramie, umiejący czytać, w tym niektórzy w kilku językach owszem, robi wrażenie). Język zdecydowanie zbyt współczesny, stylizacja na średniowieczną (albo chociaż troszkę bardziej staroświecką) mowę praktycznie zerowa, nie umiem orzec, do jakiego stopnia jest to wina autora, a do jakiego - tłumaczki.
Plus do
szału mnie doprowadzająca maniera przedstawiania bohaterów zawsze pełnym
imieniem i miejscem pochodzenia/zajęciem (Oldřich z Chlumu, kowal Jan,
giermek Ota). Przy piętnastym "giermku Ocie" miałam ochotę gryźć i
rzucać przedmiotami, a autor się dopiero rozkręcał!
Są w tej
powieści tropy, które pozwalają przypuszczać, że powieść jest częścią
serii/planowanej serii, i jeżeli tak rzeczywiście jest, to ja nie
skorzystam.
W moim odbiorze rzecz niespecjalnie jest porywająca,
nieco naiwna, fajny byłby z tego serial (młodzieżowy), no, ale seriale to
się ogląda, nie czyta.
Do czytania, zwłaszcza wielbicielom powieści
historycznych, to tak raczej... niekoniecznie polecam.
Chyba, że jako ciekawostkę.