Tak się jakoś złożyło, że Ariadna stała sie klamrą spinającą mój czytelniczy rok 2023. Na początku roku przeczytałam jeden retelling, którego bohaterką była, z drugim skończyłam ten rok.
Przy czym za rasowy, pełnokrwisty retelling uważam ten pierwszy.
W "Ariadnie" Jennifer Saint
bohaterką jest Ariadna, i to stanowi w
zasadzie jedyną różnicę między tą powieścią a mitem, w którym Ariadna
była, że tak to ujmę, dodatkiem do Tezeusza. Poza tym wszystko jest tak,
jak w znanej nam wszystkim mitologii, Minos jest tym, kim we
wspomnianej mitologii był, Dedal jest Dedalem, Minotaur - bestią,
Pazyfae spotyka to, co ją spotkało w micie o Minotaurze, Labirynt jest
znanym nam doskonale Labiryntem, Ikar spada do morza, jak spadał, no,
może Tezeusz jest mniej nieskazitelny i bohaterski. W moim osobistym
odbiorze nie do końca wyczerpuje to formułę retellingu, którą zawsze
odbierałam jako opowiedzenie w oryginalny i nowy sposób jakiejś
powszechnie znanej historii.
Powieść skupia się na życiu Ariadny
po tym, jak Tezeusz zostawia ją śpiącą na wyspie Naksos i odpływa do
Aten. Uznaję to za plus, bo to akurat ten fragment mitologii, nad którym
nie pochylamy się w szkole zbyt uważnie (o ile w ogóle się pochylamy), skupiając się na kłębku nici,
który Ariadna wręcza Tezeuszowi przed wejściem do Labiryntu i usuwając
ją natychmiast potem z pamięci. Tutaj możemy dowiedzieć się, co się z
nią dalej stało, jak potoczyły się jej losy, kim stała się, gdy opuścił
ją heros, któremu zaufała.
Rzecz czyta się szybko i nie bez
zainteresowania, gładko i bez potknięć... to znaczy, bez potknięć, jeśli
się nie jest mną, bo jeśli się jest mną, to się człowiek potyka
(odrobinę, uczciwie wyznam) na z nagła wyskakujących na czytelnika
boleśnie współczesnych określeniach, które być może są wina tłumaczenia,
które jednakże uwierają jak drobny kamyk w bucie. Czytamy bowiem
powieść z serii "dawno, bardzo dawno, ale NAPRAWDĘ BAAAARDZO dawno
temu...", a tam co i rusz określenia typu: "dalsze dywagowanie o tym nie miało sensu", "po raz kolejny udało jej się wykiwać niewiernego męża", "mogę ci zaproponować alternatywne wyjście", "och, ależ on nawijał", "wydźwięk jest analogiczny",
"podaję w wątpliwość mój stan psychiczny", słowem, stylizacja językowa na mowę nieco archaiczną co chwila
przeplatana wyrażeniami kolokwialnymi, potocznymi albo zbyt...
przenaukowionymi. Plus ortograf ("dzikie rządze", no czy rzeczywiście) w gratisie. Jeśli ktos jest wrażliwy na melodię opowieści (ja, jeśli to komuś umknęło, jestem), takie wtręty co i rusz czynią lekturę... trudną. Płynie człowiek na fali opowieści, płynie, gładko, bez potknięć, aż tu nagle ŁUP! i mamy 'dywagując". No, nic, wytrząsamy ten słowny kamyczek z buta, powracamy do lektury, płyniemy, płyniemy iŁUP! - "nawijał". Po jakimś czasie przypominało to bicze szkockie - ciepło, ciepło, ciepło, lodowato, ciepło, lodowato, ciepło, ciepło...
Mimo
to polecam. Jako czytadełko. Całkiem interesujące, całkiem przyjemne,
całkiem zajmujące... Ale... Opowieści, w którym oddawano głos kobietom, niewolnikom czy dzieciom, czyli osobom, które w kanonicznej, że tak powiem, wersji mitologii służyły jako tło, rekwizyt lub bezwolny przedmiot pożądania jest coraz więcej, i świetnie, bo takie pozycje powinny powstawać, dobrze robią bowiem na poszerzenie perspektywy, z tym, że wiele z tych pozycji było po prostu lepszych (by wspomnieć choćby tylko "Kirke" Madeline Miller) niż tu omawiana, poprawna, nie najgorsza w czytaniu, ale nieszczególnie odkrywcza.
W zupełnym, ale to zupełnym przeciwieństwie do
"Pani Labiryntu" Magdy Knedler.
Ach, proszę Państwa, TO jest rasowy retelling, najrasowszy, rzekłabym! Tu od pierwszej strony wszystko jest zupełnie inaczej niż w mitach, po których powierzchni prześlizgiwaliśmy się, i to czasem nieszczególnie skupieni, w szkole.
Autorka opowieść o Ariadnie rozpoczęła od jej dzieciństwa, a kończy na chwili, gdy Ariadna z Tezeuszem opuszczają Kretę po śmierci Minotaura, czyli mniej więcej trzyma się w ramach czasowych mitu, który wszyscy znamy.
Ale tylko w ramach czasowych.
Każdy bohater tej książki dostaje bowiem tu swój własny głos.
Poznajemy zupełnie inną, niż tę mitologiczną Pazyfae. Europę, matkę Minosa. Ariadnę z jej własną, odważną, wręcz zuchwałą opowieścią. Fedrę. I nade wszystko - zupełnie innego Minotaura, i zupełnie, zupełnie inny Labirynt. Może Dedal najmniej różni się od tego mitologicznego (podobnie zresztą jest w książce Jennifer Saint) - jest takim samym małomównym, oddanym swoim wynalazkom i Ikarowi geniuszem, zatrzymanym na Krecie przez Minosa. I Minos jest również podobny w obu powieściach - bezwzględny, okrutny, nie pochylający się nad uczuciami innych, bezduszny władca absolutny Krety i wszystkich jej mieszkańców, starannie pielęgnujący mit o swoim boskim pochodzeniu.
Poza tym jest to zupełnie inna historia. Wcale nie mitologiczna, i to chyba paradoksalnie stanowi jej największą siłę. Odzierając jeden z najlepiej wszystkim znanych mitów z baśniowości i pozbawiając jego bohaterów boskich mocy, boskiego pochodzenia i nadprzyrodzonych umiejętności Magda Knedler stworzyła powieść z uniwersalnym przesłaniem, historię o odwadze, buncie, wierności i prawdziwej miłości,o poszukiwaniu własnej drogi, odnajdowaniu siebie i odkrywaniu swej własnej siły. I - a zdecydowanie nie jest to jakiś poboczny, mało istotny wątek, jakieś akwarelowe tło dla opowieści o Ariadnie, jakiś mało istotny detal dla dodania kolorytu całej opowieści - o potędze przyrody i sile, jaką można z niej czerpać. Doskonałym językiem opowiedziana historia o walce dla zadośćuczynieniu zła wyrządzonego małemu chłopcu, o stawianiu oporu brutalnemu władcy i wreszcie - o walce o samą siebie i o prawo do życia zgodnie ze swoimi przekonaniami, pragnieniami i ze swą naturą.
Doskonały język, wspaniałe, barwne opisy, zaskakujący, choć zdałoby się, że tak dobrze znani bohaterowie, rozmach tej powieści i rzucający się w oczy perfekcyjny research, (który po prostu gładził czule moje wymagające czytelnicze jestestwo) sprawiają , że "Pani Labiryntu" to nie jest tylko retelling, nie "coś dla wielbicieli mitologii", nie tylko książka dla kobiet, ale, po prostu, powieść dla wszystkich.
Warto poznać tę Ariadnę.
Jestem pewna, że ona nie dałaby się - omdlewająca,, zadurzona i bezradna - zostawić Tezeuszowi na Naksos jako bezwolna ofiara dla płonącego namiętnością Dionizosa.
Swoją drogą, bardzo jestem ciekawa, jak Magda Knedler przedstawiłaby ciąg dalszy jej historii :).
To ciekawe. 👀 Mnie pierwsza Ariadna bardzo przyjemnie czytała się po angielsku. Nie zajrzałam do tłumaczenia.
OdpowiedzUsuńMnie sie tez W WIEKSZOSCI szybko i dobrze czytalo, podejrzewam, ze te potkniecia to wina tlumaczenia.
UsuńJa baaaardzo przepraszam, ale ja się potknęłam w twoim tekście na słowie "retelling" tak chętnie przez ciebie używanym. Musialam odwiedzić dwa słowniki, najpierw angielski, potem niemiecki, żeby się dowiedzieć co to słowo oznacza. 🤔
OdpowiedzUsuńMnie wystarczylo wpisac "retelling" w Google, by szybko i bezproblemowo znalezc kilka calkiem wyczerpujacych definicji tego pojecia, a jest to IMHO bardzo praktyczne slowo, i w dodatku dosc trudne, o ile nie niemozliwe, do przetlumaczenia na polski. "Opowiedziane na nowo" jest i niepraktyczne, i niedokladnie oddaje sens.
UsuńOczywiscie mozna sie ze mna intensywnie nie zgadzac.
O,jesteś!!!! Fajnie! Miło czytać.Mnie się też "Kirke" podobała.
OdpowiedzUsuńJeszcze jest pięknie wydane "Tysiąc okrętów"warto.Chomik
O, nie znam! Chętnie poznam :).
UsuńFajne są listy Penelopy do Odyseusza, takie ironiczne..“Od upadku Troi minął rok, a ciebie wciąż nie ma w domu. Rok. Czyż Troja znajduje się teraz dalej, niż znajdowała się, gdy popłynąłeś tam dziesięć lat temu?”
OdpowiedzUsuńChomik, dzięki! Zastanawiałam się nad tą pozycją. Kawa z mlekiem
OdpowiedzUsuńJa z kolei bardzo polecam to:
OdpowiedzUsuńhttps://lubimyczytac.pl/ksiazka/63511/piesn-o-troi
Autorka może kojarzyć się tylko z romansami z uwagi na Ptaki ciernistych krzewowów, ale w powieści historyczne z czasów starożytnych też umie. Kawa zm