Dziewięć lat.
Po dziewięciu latach walk, potu, krwi (prawie) i łez...
Nagrywania słowotoków i spisywaniu ich na bloga, po pierwsze na wieczną rzeczy pamiątkę, po drugie dlatego, że Królowa Matka jest Fatalną Matką oraz po trzecie - dlatego, że bez dowodów na piśmie nikt by nie uwierzył...
Po dziewięciu latach zwlekania siłą z łóżka, po dziewięciu latach wysłuchiwania słów powszechnie uważanych za obelżywe, rzucanych w szeroko pojętą przestrzeń...
Po Dziewięciu latach obelg, rzucanych na głowy wynalazców druku, papieru, koła, bo kto bogatemu zabroni, członków założycieli Komisji Edukacji Narodowej, Izby Edukacji Publicznej, jak również autorów idei o szkolnictwie powszechnym - od Andrzeja Frycza Modrzewskiego począwszy, a na tych zwyrodnialcach, autorach dekretu o obowiązku szkolnym skończywszy - , a poza tym także na głowy nauczycieli, wychowawców i rodziców, bo bez obelg rzucanych na rodziców to się nie liczy...
Po dziewięciu latach codziennych bez mała prób łamania kręgosłupa, rodzicielskich pogawędek w atmosferze przyjemnej i tej odrobinę od przyjemnej odbiegających, daremnych a podejmowanych z imponującym uporem prób przemówienia do rozsądku i tego śladowego poczucia obowiązku, które przecież musi GDZIEŚ TAM BYĆ, że o tych kilku karczemnych awanturach Królowa Matka z szacunku dla Kochanych Czytelników nie wspomni...
Po dziewięciu latach odbijania się od ściany wściekłości, tępego uporu i "co-mnie-to-obchodzenia", wybuchów furii godnych Najbardziej Zbuntowanego Nastolatka w Całej Historii Nastolatkowości Ever, po dziewięciu latach dramatycznych i z biegiem czasu coraz bardziej beznadziejnych prób, by uczynić w tym murze wyłom, ale jaki wyłom, wyłomik, jedną cegiełkę wyjąć, ukruszyć chociaż, otworek poczynić, przez który przeniknąć mogłoby światło przekonań i opinii innych niż własne, starannie pielęgnowane...
Otóż po tych dziewięciu latach nastał dzień, gdy Potomek Starszy wrócił ze szkoły radosny, jaśniejący i promieniejący Entuzjazmem i Pozytywną Energią, jakby wchłonął wszystkie poradniki Beaty Pawlikowskiej naraz. Albo i bardziej.
I tak, Królowa Matka wie, że to pierwszy dzień, przed nami dzień drugi, trzeci, siódmy, i ciekawe, co wtedy powie jej krnąbrne Dzieciątko (a już o setnym czy dwusetnym nawet wspominać nie ma co), ale po prostu musiała - po tych dziewięciu latach, przy których tyranie dziewiętnastowiecznych górników na przodku jawi jej się romantyczną przechadzką przy wtórze świergotu ptasząt i woni łubinu wśród pól, i które spędziła, licząc kolejne siwe pasma w swej koafiurze oraz snując liczne, z biegiem czasu coraz bardziej wyrafinowane, a z czasem niebezpiecznie ocierające się o "tęskne" fantazje na temat dzieciobójstwa - o tym napisać.
Po dziewięciu latach walk, potu, krwi (prawie) i łez...
Nagrywania słowotoków i spisywaniu ich na bloga, po pierwsze na wieczną rzeczy pamiątkę, po drugie dlatego, że Królowa Matka jest Fatalną Matką oraz po trzecie - dlatego, że bez dowodów na piśmie nikt by nie uwierzył...
Po dziewięciu latach zwlekania siłą z łóżka, po dziewięciu latach wysłuchiwania słów powszechnie uważanych za obelżywe, rzucanych w szeroko pojętą przestrzeń...
Po Dziewięciu latach obelg, rzucanych na głowy wynalazców druku, papieru, koła, bo kto bogatemu zabroni, członków założycieli Komisji Edukacji Narodowej, Izby Edukacji Publicznej, jak również autorów idei o szkolnictwie powszechnym - od Andrzeja Frycza Modrzewskiego począwszy, a na tych zwyrodnialcach, autorach dekretu o obowiązku szkolnym skończywszy - , a poza tym także na głowy nauczycieli, wychowawców i rodziców, bo bez obelg rzucanych na rodziców to się nie liczy...
Po dziewięciu latach codziennych bez mała prób łamania kręgosłupa, rodzicielskich pogawędek w atmosferze przyjemnej i tej odrobinę od przyjemnej odbiegających, daremnych a podejmowanych z imponującym uporem prób przemówienia do rozsądku i tego śladowego poczucia obowiązku, które przecież musi GDZIEŚ TAM BYĆ, że o tych kilku karczemnych awanturach Królowa Matka z szacunku dla Kochanych Czytelników nie wspomni...
Po dziewięciu latach odbijania się od ściany wściekłości, tępego uporu i "co-mnie-to-obchodzenia", wybuchów furii godnych Najbardziej Zbuntowanego Nastolatka w Całej Historii Nastolatkowości Ever, po dziewięciu latach dramatycznych i z biegiem czasu coraz bardziej beznadziejnych prób, by uczynić w tym murze wyłom, ale jaki wyłom, wyłomik, jedną cegiełkę wyjąć, ukruszyć chociaż, otworek poczynić, przez który przeniknąć mogłoby światło przekonań i opinii innych niż własne, starannie pielęgnowane...
Otóż po tych dziewięciu latach nastał dzień, gdy Potomek Starszy wrócił ze szkoły radosny, jaśniejący i promieniejący Entuzjazmem i Pozytywną Energią, jakby wchłonął wszystkie poradniki Beaty Pawlikowskiej naraz. Albo i bardziej.
I tak, Królowa Matka wie, że to pierwszy dzień, przed nami dzień drugi, trzeci, siódmy, i ciekawe, co wtedy powie jej krnąbrne Dzieciątko (a już o setnym czy dwusetnym nawet wspominać nie ma co), ale po prostu musiała - po tych dziewięciu latach, przy których tyranie dziewiętnastowiecznych górników na przodku jawi jej się romantyczną przechadzką przy wtórze świergotu ptasząt i woni łubinu wśród pól, i które spędziła, licząc kolejne siwe pasma w swej koafiurze oraz snując liczne, z biegiem czasu coraz bardziej wyrafinowane, a z czasem niebezpiecznie ocierające się o "tęskne" fantazje na temat dzieciobójstwa - o tym napisać.
Zakochał się! Jak nic, zakochany☺️Taki inteligentny młodzieniec nie może być przecie zadowolony z powodu powrotu do szkoły!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńJeszcze nie zdążył, ale wszystko przed nim (ma 28 koleżanek w klasie :D)
Szczerze mówiąc po przeczytaniu tytułu postu lekko zmartwiałam, zadając sobie pytanie: "Nawet tutaj?" Na szczęście to opisy rodzinno - edukacyjne, a nie złej literatury.
OdpowiedzUsuńNawiązanie do poradników Beaty Pawlikowskiej mnie urzekło :D
A na koniec chcę tylko powiedzieć, że Królowa Matka powinna rozważyć karierę pisarską w kategorii "kryminały" - powyższy wpis całkiem nieźle trzymał w napięciu i przykuwał wzrok do ekranu. To co dopiero jakby tak o zbrodniach było. Niekoniecznie dzieciobójstwie.
A, nienienienie, TEGO DNIA nigdy tu nie będzie :).
UsuńKariera pisarska jest przede mną zamknięta, ale dziękuję za wiarę we mnie <3.
Co?! Bzdura! Dlaczego? Siedzę na tym blogu jeszcze z czasów Potomka Starszego idącego do podstawówki i uważam, że masz niewiarygodny talent! Powinnaś pisać książki! Tylko ślepiec by ci ich nie wydał! Choć nie... wróć! Nawet ślepiec by ci je wydał gdyby tylko ktoś mu je odczytał!
UsuńChwilo trwaj! Jesteś piękna!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńA już myślałam, że to recenzja książki :-))))
OdpowiedzUsuńTo jest książka, którą znam wyłacznie z omówienia Niezatapialnej Armady oraz z cudzych recenzji, i tak tez pozostanie :D.
UsuńNie mam pełnego obrazu sytuacji, więc nie powinnam się wypowiadać, ale może poprzednia szkoła na żyle wodnej stała, była jakaś zła energia w powietrzu, coś tam było, co Potomkowi Starszemu nie odpowiadało i nie koniecznie było to z samą nauką jako taką związane.
OdpowiedzUsuńA nowa szkoła ma lepsze wibracje, inną energię i Potomek Starszy po prostu rzucił "starą skórę" i nabiera wiatru w żagle.
U mojego potomka było tak, że poszedł do małej szkoły, z super kadrą, nauka szła mu bardzo dobrze, w klasie było 21 (a od 1 klasy- 17) uczniów a jednak w zerówce pojawiła się fobia szkolna na tle tego co działo się między dziećmi (min. rywalizacja kto będzie "rządził" w stadzie,itp.). A w takich sytuacjach nieśmiałe i wrażliwe dziecko (integracji z klasą nie ułatwiały też częste nieobecności z powodu chorowania + chodzenie po lekarzach, bo specjaliści rzadko przyjmują po południu) słabo sobie radzi.
I niestety (jak to z czasem się okazało) mimo podejmowanych działań wychowawca 0-2 nie bardzo umiał sobie z tym poradzić. Dopiero, gdy w 3 klasie poszła na urlop zdrowotny i klasę objął ktoś inny coś zaczęło się zmieniać. A prawdziwa zmiana nastąpiła od 4 klasy, dzięki półrocznej systematycznej (na godz. wychowawczych) pracy z dziećmi podjętej przez wychowawcę + psychologa i pedagoga szkolnego.
I choć apogeum fobii było w drugim półroczu zerówki i trochę czasu zajęło zanim przewalczyliśmy jej skutki, to jednak dopiero pójście do gimnazjum było tą kropką zamykająca proces leczenia.
Trzymam kciuki za Potomka Starszego!
Oj, nie jest to ten przypadek. Taka sytuacja mogłaby zajść wyłącznie na poziomie przedszkolnym, bo czwórka moich Potomków chodziła do trzech różnych przedszkoli i mogłby się zdarzyć, że Potomek Starszy trafił najgorzej.
UsuńAle do szkoły to oni wszyscy chodzą tej samej (chodzili do 2 września tego roku, że uściślę). Mieli tych samych nauczycieli, te same zajęcia dodatkowe, ten sam basen, te same kółka zainteresowań, wszystko to samo. Jest to szkoła, z której jesteśmy w dodatku zadowoleni jako rodzice. Trzy Potomki ją kochają, a jak akurat nie kochają, to lubią. Potomek Starszy - nienawidził. Miałam koncepcję, że on nienawidzi po prostu zorganizowanej edukacji, i mocno mnie to przerażało. Wygląda na to jednak, że mu przeszło. Albo dojrzał. Albo co. Na razie nie mówię "hop", ale jest wyraźnie lepiej.
Ja trzymam kciuki za twojego Potomka!
Dziękuję w imieniu Potomka. On już na ostatniej prostej jest (finger cross), za dwa i pół roku przyjdzie mi mówić do niego Panie Inżynierze (a jeszcze wczoraj był taki malutki-chlip,chlip) ;-)
OdpowiedzUsuńJaka by nie była przyczyna, najważniejsze, że zmiana nastąpiła.
Będzie dobrze !