Strony

piątek, 30 maja 2014

Dla tych, co kochają suchary

Tekst, który zaraz przeczytasz, Drogi Czytelniku, jest własnie sucharem.

Został napisany ponad rok temu dla Grupy Desantowej, Grupa Desantowa popadła od tamtego czasu w hibernację, kiedyś, Królowa Matka ma taką nadzieję, się z niej obudzi i może nawet nadal będzie chciała, żeby Królowa Matka dla niej pisywała. Do tej chwili od czasu do czasu w miesiące szczególnie obfitujące w królewskomatczyne, ekhm, życie pozablogowe, które objawia się między innymi tym, że tu, na blogu, zapada głucha cisza, a na blogu robótkowym to już w ogóle kamienna, będzie Królowa Matka wrzucać tu od czasu do czasu i po koniecznych kosmetycznych zmianach jakiś Desantowy tekst. Tak tylko, żeby, jakby to nazwać, przedłużyć agonię bloga?... albo, o, trochę go reanimować. Niektóre z jej tekstów się do prezentacji tutaj nadają. Niektóre nie straciły na aktualności. A część Czytelników może je w ogóle pierwszy raz na oczy widzieć, więc to dla nich nawet suchar nie będzie, tylko świeżynka.

Ta w dodatku będzie o tym, co Królowa Matka od lat, z niesłabnącym ogniem, kocha, a o czym od dawna, pomimo nieslabnacego ognia, nie pisała.

Czyli o reklamach.

Jak nawet średnio-zaawansowanym Czytelnikom tego bloga wiadomo, Królowa Matka reklamy kocha.

Takie są słodkie, takie śliczne, ten świat taki... czyściutki! Wszystko, jak być powinno, wszyscy zadowoleni z życia, uśmiechnięci jak po lekach, od rana do wieczora wypachnieni i świeżutcy, z problemami, które niejednokrotnie rozwiązać można dokonując zakupu za 9,99 zł plus VAT!

Każdy by chciał w takim świecie pobyć choć chwilę, prawda? Pouśmiechać się i podładować akumulatory.

Niestety, nie każdy się nadaje. Większość ludzi dysponuje szerokim wachlarzem przeróżnych braków, niektóre są nie do usunięcia (na przykład fakt, że w dwudziestej drugiej – góra – wiośnie życia nie ma się piętnastoletnich dzieci, niestety, błąd, duży błąd, szanse na uczestnictwo w reklamie rodzinnych wczasów, samochodów i płatków śniadaniowych przekreśla niemal całkowicie), ale są i takie, nad którymi wystarczy popracować i już, drzwi do pięknego, kolorowego świata (i, kto wie, może do zrobienia zawrotnej kariery pozwalającej na umocowanie się w tym świecie na stałe też) otwarte po prostu na oścież.

Dla osób wystarczająco zdeterminowanych oto krótki, praktyczny poradnik, opracowany z podziałem na grupy docelowe.

Jeśli jesteś dzieckiem

Naucz się seplenić. Dużo nad tym pracuj, pamiętając, że trening czyni mistrza. Seplenienie sprawi, że twarde serca wokół miękną jak asfalt w upalny dzień, i to nie tylko serca rozkochanych dziadków czy rodziców, ale także surowego pracownika banku czy też współtowarzyszy podróży pociągiem. Jeśli szczęśliwie jesteś blondwłosym cherubinkiem z loczkami, dołeczkami i rzęsami (oto kolejna z rzeczy, nad którymi nie ma sensu pracować, bo albo się jest cherubinkiem, albo nie) masz całkiem spore szanse, że żaden ze współpasażerów nie zwymyśla twoich rodziców oraz/ lub powstrzyma chęć zatkania ci gęby własnoręcznie, mamrocząc pod nosem inwektywy pod adresem zarozumiałych gówniarzy, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy i wtrącają się do rozmów obcych ludzi.

Uświniaj się od stóp do głów przy każdej okazji, i bez okazji też, jak da radę. Zakładaj białe ubranie, kiedy idziesz potarzać się na trawie. Wskakuj do każdej kałuży, którą zauważysz. Rozmyślnie polewaj ubrania sokami i zupą. Kiedy pobrudzisz sobie dłonie, wycieraj je w spodnie. Wszystko to patrząc na mamusię z uśmiechem. Bez obaw, w Idealnym Świecie Reklam, do którego aspirujemy, mamusia nie zrobi karczemnej awantury i nie posadzi cię w łazience z szarym mydłem i nakazem, byś się stamtąd nie ruszał zanim nie usuniesz wszelkich wyników swego radosnego eksperymentu, tylko rozpromieni się jak supernowa i chlapnie na plamę Vanishem, po czym wyciągnie koszulkę z pralki czystą i od razu wyprasowaną.

Jeśli jesteś kobietą

Narzekaj na zaparcia i wzdęcia, w celu ukazania światu ogromu swojego bólu chwytaj się często za brzuch. Publicznie, bo w zaciszu domowym to się nie liczy. Jednocześnie dzwoniąc np. do siostry czy najlepszej przyjaciółki nie mów: "Słuchaj, dziś nie mogę przyjść, mam okres/ okropną biegunkę" tylko używaj wyrażeń typu: "mam problemy trawienne" "mam właśnie TE dni", koniecznie ściszonym głosem. A zamiast gadać z przyjaciółką o różnościach, tłumacz jej, "jak dbać o drogi moczowe", i w celu obrazowania dbania wydobywaj z miejsc rozumianych samo przez się (takich jak szafka w kuchni, torebka wyjściowa w restauracji, biblioteczka, kieszeń płaszcza podczas spaceru z dziećmi) żądany specyfik.

Jeżeli ktoś z rodziny Ci zachoruje, nie mów: "jesteś przeziębiona", "masz rzeżączkę", "masz zaparcie"tylko objaśnij z troską w głosie: "w twoim organizmie rozwija się stan zapalny", "twój organizm zaatakowała bakteria Gram-ujemna", "nastąpiło u ciebie spowolnienie perystaltyki jelit"

O, właśnie, a propos przyjaciółki! W odwiedziny do przyjaciółki obowiązkowo udawaj się wbita w dopasowany kostiumik, a wizytę spędzaj przy stoliku z kawą i ptysiem, wzrokiem sępa wypatrując wszelkich oznak niedomycia porcelanowej zastawy.

Okres został już wspomniany, więc może jeszcze z naciskiem Królowa Matka przypomni, że samo słowo „okres” jest zabronione, a ponadto nadmieni, że nie należy też używać słowa, tfu, tfu, "krew". Płyn, tylko płyn!

W "te dni" zawsze ubieraj się w białe spodnie, w rozmiarze od "obcisłe" do "bardzo, bardzo obcisłe", chadzaj na plażę w bikini, udaj się na przejażdżkę konną, potańcz i bardzo intensywnie uprawiaj różne sporty. Pytanie, czego producenci dodają do tych tamponów jest zdecydowanie nie na miejscu.

Gdy wstajesz w środku nocy do maleństwa z kolką koniecznie odziej się w bluzkę przetykaną złota nicią i strzel sobie wyrafinowana fryzurę, wszystkie prace domowe wykonuj w pełnym (najlepiej niemal wieczorowym) makijażu i butach na wysokich obcasach, ale muszlę klozetową/ piecyk kuchenny/zlew/ kabinę prysznicową czyść dopiero wtedy, kiedy narośnie na niej czarno-brązowa warstwa brudu (możesz ją specjalnie hodować do tego momentu, aby jak najlepiej odcinała się od wypucowanego na wysoki połysk tła).

Takie drobiazgi, jak noszenie ze sobą na premierę w operze w wieczorowej torebce dwulitrowej butli płynu do płukania tkanin jako absolutnie elementarne i oczywiste dla wszystkich nie wymagają podkreślenia.

Jeśli jesteś nastolatkiem

… płci męskiej, obowiązkowa, absolutnie obowiązkowa jest fryzura "na topielca, z przedziałeczkiem". Jako osoba pracująca w szkole Królowa Matka pilnie obserwowała swoich uczniów (i uczniów sąsiedniego gimnazjum), na dwustu chłopa może jeden ma półdługie, tłustawe włosy z przedziałkiem i grzyweczką zasłaniającą oko. A w reklamie - jakieś 90 procent. I tajemnica, dlaczego żaden z uczniów Królowej Matki (ani uczniów sąsiedniego gimnazjum) nie jest gwiazdą reklamy rozwiązany.

Jeśli jesteś ekspertem (od czegokolwiek)

Zanim życzliwie podzielisz się wiedzą o zdobyczach nauki w służbie ludzkości, musisz mieć biały
fartuch, równie biały plastikowy uśmiech i O-KU-LA-RY (zwłaszcza, jeśli jesteś naukowczynią!). Bez okularów się nie liczy, bardzo mi przykro. Używaj słów o jak największej ilości sylab, dla przykładu „multipolichlomarydy” „miclearny płyn z dwuproteinami multipereł”, wzmianka o NASA i programie kosmicznym będzie doprawdy wisienka na torcie.

Jeśli jesteś...

no, właściwie kimkolwiek nie mów inaczej niż podniesionym głosem. Dużo krzycz. Trenuj mówienie jak najbardziej piskliwie.

A gdy już wszystkie te elementy złożysz w całość, gdy staniesz się dwudziestoletnią matką piętnastoletnich bliźniąt uczesanych z grzywką i przedziałkiem, w pełnym makijażu i z uśmiechem na ustach szorująca ohydnie brudny zlew odcinający się dramatycznie od wylizanego na błysk kuchennego wyposażenia i oblewającą obcych ludzi keczupem, żeby im następnie sprać plamę za pomocą specyfiku noszonego pod pachą nawet na premierę w operze... Gdy będziesz mamusią serwującą swoim bliźniętom batonik na śniadanie w minimalistycznie umeblowanej kuchni wielkości przeciętnego polskiego mieszkania, odzianą markowo o godzinie siódmej rano, uczesaną wzorowo i – nadal – krzepiąco uśmiechniętą, udająca się po nakarmieniu dwóch piętnastolatków batonikiem i chlebem z czekoladą do pracy w laboratorium, w którym wlewać będziesz zieloną ciecz do cieczy błękitnej i, spoglądając dobrotliwie przez okulary, głośno opowiadać o termojądrowej reakcji w plazmie deuteru...

Ach. Wtedy nic już nie będzie stało na przeszkodzie, by wkroczyć do tego świata, który – jak nas z uporem godnym lepszej sprawy przekonują jego architekci – jest zaledwie odrobinkę podkolorowanym odbiciem rzeczywistości.


PS. Jak Królowa Matka do tego dojrzeje, względnie - jak uspokoi się to szalejące wokół niej coś, zwane szarym i nudnym życiem Matki Pracującej, popełni ona osobny wpis o tym, co trzeba zrobić, by zostać Męskim Bohaterem Reklamy. Bowiem przed mężczyzną, pragnącym zrobić karierę w kapryśnej, reklamowej branży stoi tak wiele tak różnorodnych, a wręcz nawzajem wykluczających się wyzwań, że zasługuje to na osobny wpis.

6 komentarzy:

  1. "głośno opowiadać o termojądrowej reakcji w plazmie deuteru..." - znajome źródło inspiracji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Z dobrych źródeł czerpać można, a nawet należy :D.

      Usuń
  2. O Boszsz, jakież to człowiek ma braki. Toż ja Ciebie nigdy nie widziałam w dopasowanym kostiumiku. Ty mnie zresztą też nie! Skandal! Nie pamiętam też żebyśmy kiedykolwiek częstowały się ptysiami. Ogórki kiszone, to owszem oraz liczne ciasta z kultowym ryżowym na czele...ale ptyś!? I ta porcelana. Nigdy, ale to nigdy się w nią rzeczownym wzrokiem sępa nie wpatrywałam w poszukiwaniu elementów kurzu czy innego paprocha. I jaki z tego wniosek? Albo następnym razem wkładamy kostiumiki i godnie konsumujemy ptysie...albo, aż strach pomyśleć!:-O Miłego weekendu Wam życzę:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że nie musiałabys sie w moim domu wzrokiem sępa rozglądać, żeby te paprochy znaleźć, jestem tego bolesnie swiadoma ;D.

      I nigdy ci nie mówilam szeptem, ze mam "te dni", i nie tłumaczyłam (ty mi tez nie tlumaczyłaś!), jak dbac o drogi moczowe, o rany, jak my mamy wiele braków!!!

      Tak, bez ptysiów następnym razem sie nie obejdzie!!!

      PS. Może chociaz mentalne łączenie się pomoże? Jutro o 17 "Wiele halasu o nic", zamierzam ogladać i świetować w ten sposób mój Dzień Wewnętrznego Dziecka :).

      Usuń
  3. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy opisu tradycji i obyczajów reklamowych:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. A czy jak się wstaje codziennie o 5-tej rano, robi śniadanie dla siebie i chłopa, a potem obiad na wynos do pracy i się wychodzi z domu o 7-mej w nienagannym makijażu (co prawda w dżinsach) do pracy to też się liczy? Nic na to nie poradzę lubię się malować i nie sprawia mi to większego problemu.

    OdpowiedzUsuń