niedziela, 24 lutego 2019

"Oczy uroczne", Marta Kisiel, czyli post, którego miało nie być...

... ale okazało się, że być musi.

No więc przede wszystkim miałam tej książki nie przeczytać. To znaczy przeczytać, oczywiście, ale nie teraz, nie zaraz, a niewykluczone, że nie w tym roku, albowiem - jak Kochani Czytelnicy na pewno pamiętają -  obiecałam sobie w ramach postanowienia noworocznego, że nie kupię w tym roku żadnej książki. Dopóki nie pozbędę się swoich Stosików Wstydu, nieprawdaż (co oznaczać może, że mi się postanowienie noworoczne przeciągnie na rok 2020, ale nie popadajmy w nadmierne czarnowidztwo).

I jeszcze (żeby dobić zapewne), że nie będę brać egzemplarzy recenzenckich też sobie obiecałam, bogatsza w doświadczenia ostatniego roku, który wiele mnie nauczył w kwestii rzetelności recenzji dotyczących książek, których otrzymanie zawdzięczamy wydawnictwu.

Podsumowując, na początku lutego mieliśmy:

- mnie, nie kupującą nowych książek,
- mnie, nie biorącą egzemplarzy recenzenckich

oraz

- premierę

 "Oczu urocznych" Marty Kisiel,

zbliżającą się wielkimi krokami i coraz śmielej zagarniającą przestrzeń na Facebooku, Instagramie i w rozmowach podekscytowanych blogerów oraz gryzących palce z niecierpliwości wielbicieli.

Ach, no i jeszcze mnie, starającą się (z mniejszym lub większym, ale zazwyczaj mniejszym, powodzeniem) przechodzić nad  przeróżnymi Premierami z Dumom i Godnościom Osobistom, oraz bez Żebrzących Spojrzeń.

Na szczęście znalazła się Dobra Dusza, która się tych Żebrzących Spojrzeń, skrytych pod Godnościom i Dumom sama domyśliła i wspaniałomyślnie zaproponowała pożyczkę (i której to Szlachetnej Jednostce nieustannie i z głębi serca dziękuję). 

I tak, na skutek z entuzjazmem przyjętej propozycji, ku własnemu szczeremu zdumieniu dziś w nocy, a właściwie nad ranem, o godzinie 2.30 ujrzałam się skuloną pod kołdrą, z wypiekami na twarzy, z przeczytaną od deski do deski powieścią, wypełnioną Emocją oraz Potrzebą, by dać jej ujście, słowem - stojącą u progu zrobienia tego, czego z serca nie znoszę, a mianowicie napisania recenzji z książki, której prawie nikt jeszcze nie czytał. Co a tym idzie - napisania jej tak, by niczego nie zdradzić, podsycić ciekawość, ale nie za dużo ujawniać, krótko mówiąc - popełnienia czegoś, co jest jak najdalsze od gatunku recenzji, w której się specjalizuję i lubuję, a mianowicie spoilercenzji.

No, ewentualnie mogłam jeszcze nic nie robić, tylko sobie przeżywać do wewnątrz, ale zważywszy, że natychmiast po ukończeniu Dzieła wystosowałam sążnistego i bełkotliwego maila do Ałtorki (tak! o 2.45 nad ranem, podziwiajcie stopień mego psychofaństwa!) rozwiązanie to wydawało się nawet mi, osobie (zazwyczaj) opanowanej i całkiem nieźle umiejącej w przeżywanie do wewnątrz dość mało prawdopodobne.

Zobaczmy więc, co potrafię wykrzesać z siebie w kwestii recenzji bez spoilerów, w której nie mogę "popłynąć" tak, jak płynę zazwyczaj.

Odę Kręciszewską, Bazyla i Rocha dane nam było poznać za sprawą Szaławiły, opowiadania, za które Marta Kisiel otrzymała w ubiegłym roku nagrodę Zajdla.

I oto spotykamy ich ponownie,  w domku zbudowanym przez Odę na miejscu, gdzie niegdyś stała Lichotka, w środku lasu - wiłę, płanetnika, małego czorta i trzynogiego psa, a wszystko to w chwili, gdy nadchodzi zima, a konkretnie - zimowe przesilenie.

Wraz z zimowym przesileniem, zbliżającym się w tumanach śniegu, w powiewach lodowatego wiatru, wśród kłującego jak igłami mrozu i ogarniającej świat ciemności, nadciągają również niespodziewane kłopoty. Ktoś (lub coś) grasuje po okolicy, atakując przypadkowe osoby. Już nie wyjście, ale nawet zbliżenie się do lasu staje się śmiertelnie niebezpieczne. Tymczasem Bazyl wyraźnie coś knuje (czy trzeba dodawać, że knucie to doprowadza go nader często w okolice lasu właśnie?), i wygląda na to, że coś knuje także Roch, nie rozstający się ze swoją siekierą nawet w czasie wypraw do przychodni w miasteczku. Przyjaźń Ody z Rochem zostaje wystawiona na poważną próbę, co pozostaje w niejakim związku z faktem, że zasłona między tym, co widzialne a tym, co niewidzialne staje się cieńsza i coraz łatwiej przekroczyć ją istotom, które zazwyczaj czają się w mroku, za granicą widzialnego świata, a niektóre z nich mają, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt dobre zamiary.

Jeśli dodamy do tego jeszcze tajemnice sprzed wielu lat, jakie skrywa pobliski cmentarz i niewielki staw w samym sercu ciemnego lasu, prorocze sny, których nikt nie rozumie do chwili, gdy zaczynają się spełniać i jest już za późno, nowych znajomych, przyjaciół, sprzymierzeńców, wrogów i pomocników, przy czym nie wiadomo, kto jest kim, jeśli to wszystko zmieszamy i wstrząśniemy to mamy...


Cóż, napisać, że mamy książkę specjalnie dla mnie byłoby popadnięciem w pychę nadającą się do umieszczenia w Sevres jako modelowy wzór zadufania, ale jednak w jakiś sposób, na poziomie głęboko emocjonalnym, jest to książka dla mnie, od wielu lat bowiem lubię... nie, "lubię" nie jest tu odpowiednim słowem, raczej "poważam" czas Zimowego Przesilenia. Od Dziadów aż do Trzech Króli - bo w okolicach Trzech Króli zauważam gołym okiem, bez dokonywania pomiarów i sprawdzania danych metoerologicznych, że dzień staje się odrobinę dłuższy, i wtedy zaczynam się wewnętrznie prostować i głębiej oddychać, - otóż w całym tym okresie bardzo staram się, no cóż, uważać (tak, jeśli ktoś sądził, że Królowa Matka jest wcieleniem rozsądku, trzeźwego spojrzenia oraz racjonalizmu może zacząć przeżywać napad rozczarowania i odlubiać stronę).

Być może związane jest to z miejscem, w którym mieszkam, bo zapewniam, że doskonale wykształcony i racjonalny człowiek dwudziestego pierwszego wieku robi się błyskawicznie mniej wykształcony i racjonalny, gdy wychodząc listopadową nocą z psem ma wybór - albo iść wzdłuż milczącej ściany lasu, albo ścieżką prowadzącą prosto w las. Więc od Dziadów aż do Trzech Króli po zmroku nie wchodzę do lasu, i robię mnóstwo innych rzeczy, zapewne niefachowo, ale je robię, bo rytuały są ważne, głęboko w to wierzę - obudowuję się światłem, palę świece dla dusz bliskich, zostawiam uchylone drzwi i jedzenie na piecu w Samhain, dmucham na krzesło w Wigilię, a w noc przesilenia nie pozwalam nikomu wyjść z domu po zmroku, i zapewne dla wszystkich jest już jasne, że moje Dzieciomtka nie mogą być normalne, skoro wiedzą, że w najkrótszą noc w roku nie wychodzi się z domu po zapadnięciu ciemności, albowiem Dziki Gon.

Tak więc w pewnym sensie nic mnie w "Oczach urocznych" nie zaskoczyło, a przynajmniej nic jeśli chodzi o atmosferę.

Co nie znaczy, że mnie do głębi nie zachwyciło.

Marta Kisiel umie w światy, i w ten realny, którym robi mi w główkę to, co niegdyś robiła Małgorzata Musierowicz, i wiem, że o tym już pisałam, ale jeszcze powtórzę, drukowanymi literami i z pogrubieniem, bo zawsze ktoś źle rozumie i się dziwi - ja naprawdę, naprawdę, NAPRAWDĘ NIE UWAŻAM, że Marta Kisiel pisze jak Małgorzata Musierowicz, tylko tak NA MNIE działa jak działała MM, gdy miałam 12 lat. Tak samo fizycznie, sensualnie odbieram opisywaną rzeczywistość, smaki, kolory, zapachy, faktury, ciepło, zimno. Czuję woń herbaty z pomarańczami, mróz wciska mi się kłującymi igiełkami za kołnierz, ogień na piecu ogrzewa mi policzki, czuję smak placków ziemniaczanych, których nie lubię, ale nie szkodzi. Nie szkodzi, bo i tak chciałabym wejść w ten świat, owszem, tu jakaś ciemna siła pragnie wyrwać się na zewnątrz z głębi twojej własnej piwnicy, tam i ówdzie poniewierają się jacyś poharatani ludzie, na brzegu lasu w ciemnościach majaczy groza, a ja i tak bym chciała tam być, odczuwam normalnie fizyczną tęsknotę.

I w te nierealne światy Marta Kisiel też umie, a może nie tyle nierealne, co równoległe, czasem myślę, że w te umie nawet lepiej, a może tylko ja to tak odbieram z powodu (tu - patrz powyższe, kompromitujące dwudziestopierwszowiecznego człowieka wyznania w temacie Dziadów i Dzikiego Gonu).

I jeszcze potrafi wpleść w te światy - i realny, i nierealny - aktualny, boleśnie wręcz aktualny temat, i - o bogowie! - jakie to jest niezwykłe, zachować równowagę, gdy użyło się tak, jak by to ująć, karkołomnej przenośni... nie, nie przenośni, raczej drogi do celu. Przyznam szczerze i bez bicia, że w pewnej chwili czytałam książkę z rosnącym zdumieniem, z "O rany, co to jest?!" w głowie, to nie była Marta Kisiel, którą znałam i ceniłam, takie to, co czytałam było łopatologiczne, takie...uproszczone, jak z czytanki dla dziesięciolatków... a potem pięknie, jak po sznurku, zostałam doprowadzona tam, gdzie Ałtorka chciała, spacerkiem na cienkiej linie nad przepaścią, a przecież lekko i z finezją, jak chcąc, proszę Państwa!

Za to, że zgadłam, kim jest jedna z nowych postaci przyznałam sama sobie 5 punktów w rankingu Modelowych Czytelników Marty Kisiel (w którym - zakładam optymistycznie i jakże skromnie - gdzieś tam jestem), ale to akurat złożyć należy na karb faktu, że byłam oczytanym dzieckiem z zamiłowaniem do makabry ;).

I na zakończenie podkreślę jeszcze może z naciskiem w ramach koniecznego doprecyzowania, że "Oczy uroczne" to nie jest, zdecydowanie NIE JEST książka zabawna. Naprawdę, fakt, że raz obudziłam Pana Małżonka śmiechem w czasie lektury (a poza tym też zdarzyło mi się zaśmiać tu, ówdzie i gdzieniegdzie oraz niekiedy) nie oznacza, że to jest książka głównie do pośmiania się. 

Oczywiście, można i tak, można się przede wszystkim pośmiać, w końcu mówimy o utworze literackim, w którum jest Bazyl z jego "ja jesztem czortem, a ty jesztesz beszfolnym narzendżem f mych czortofskich łapach, mjentkom czasztolinom, ż której lepje i fyczynam fedle uznanja fantażyjne kształty" i innymi takimi, można przeoczyć fakt, że pod płaszczykiem przyjemnej historii z pogranicza rzeczywistości magicznej i fantastyki Marta Kisiel przekazuje rozważania o całkiem poważnych sprawach tego świata (i innych światów też). Moim zdaniem jednakże książki Marty Kisiel - każda kolejna bardziej - są głównie do myślenia. Zadawania pytań, niekoniecznie łatwych. Szukania i znajdowania odpowiedzi, niekoniecznie wygodnych.

Za możliwość zadania nowych pytań i prób znalezienia nowych odpowiedzi bardzo Ałtorce dziękuję.

I równie bardzo raz jeszcze dziękuję Dobrej Duszy, która mi użyczyła swego egzemplarza. Dopiero po przeczytaniu widzę bowiem z pełną jasnością, jak bardzo, bardzo CHCIAŁAM to przeczytać :).



41 komentarzy:

  1. Zamówiłam w przedsprzedaży, czekam na dostawę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby dotarła jak najszybciej, szczerze ci tego życzę!

      Usuń
  2. Wyobraź sobie, że nie miałam pojęcia, że istnieje Marta Kisiel. Dowiedziałam się z twojej recenzji "Małego Licha". I wyobraź sobie, że kupiłam, choć wiedziałam, że to dla dzieci, a ogromna czcionka zasugerowała mi, że dla takich, które niedawno dopiero nauczyły się czytać. Za to treść, rodzaj językowego humoru i parę innych rzeczy wyraźnie kierowały mnie na myśl, że to jednak jest dla dorosłych czytających dzieciom (albo udających, że czytają dzieciom, a tak naprawdę...).
    No, ale konkluzje zdobyłam jedną. Znacznie bardziej od książki podobało mi się, jak Ty o niej piszesz :) W ogóle lubię, jak piszesz.
    Nie wiem, jak byłoby z innymi książkami, tymi dla dorosłych. Może gdy kiedyś będę miała chwilę wolną od czytania tych książek, którymi zajmuje się zawodowo, sięgnę i sprawdzę. Bo wiesz, Musierowicz działała na mnie podobnie jak na Ciebie, zanim się jakoś zupełnie popsuła. Ostatniej jej książki NIE KUPIŁAM. Być może jestem wolna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieodmiennie dziękuję, Aniu :).

      Ostatniej książki Musierowicz NIE PRZECZYTAŁAM (bo nie kupiłam chyba ze trzech ostatnich) i uznaję to za koniec pewnej epoki jednak...

      Usuń
    2. Ja MM już nie kupuję od dawna, a nawet dojrzewam do tego, żeby oddać wszystko, co napisała po Kalamburce. Miejsce na półkach rzecz bezcenna, a do tych nowych na pewno nie sięgnę, moi synowie tym bardziej :).
      Za to zamierzam poszukać Oczu urocznych, może i mnie jakaś dobra dusza pożyczy!

      Usuń
    3. Że mną to jest tak, że nawet do biblioteki nie mogę ."McDusie" (ostatnia rzecz, którą kupiłam, późniejsze czesci dostawałam od przyjaciół albo i czytelnikow) uważam za rzecz tak złą, tragicznie napisaną i niosąca tak szkodliwy przekaz, że sumienie mi nie pozwala tego oddać do biblioteki pisze serio, nie mogę spokojnie myśleć, że jakaś niewinna dusza to wypozyczy i przeczyta...

      A "Oczy uroczne" są bardzo, bardzo. Polecam. Naprawdę bardzo.

      Usuń
  3. Ale... alee... (zdruzgotany)... jak można... (na krawędzi łez)... nie lubić... (nie do pojęcia... placków ziemniaczanych???
    A poza tym, oczywiście, Odzinka to jest prawdziwa, pełnokrwista bohaterka i więcej nam takich. Czekam aż zostanie stosownie rozwinięta pani Matylda, która Ma Zadatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że ktoś zwróci uwagę na ten intymny szczegół w mej biografii 😂. No nie lubię sama nie wiem czemu, bo poza tym to ziemniaczki bardzo chętnie w dowolnej formie. Musi jakąś skaza, nie widzę innego wytlumaczenia :).

      Odzinka to sto procent bohaterki w wile! Pelnokrwista, tak właśnie. Z własnym charakterem, który wyrywa się na wolność 😊.

      Ale zadatki u pani Matyldy, no wiesz... pamiętaj kim pani Matylda jest, ona NIE MUSI mieć zadatkow ;).

      Usuń
    2. No wiesz, bo to jest SZOKUJĄCE. Fszyscy lubią placki!
      Pani Matylda musi mieć zadatki, w niej drzemią tajone oceany pożądania i takich tam różnych, ona nie może być tylko posągową łacinniczką z drygiem do robórek ręcznych i walenia laską! :)

      Usuń
  4. O! To żebym się jeszcze bardziej nie mogła doczekać!!! Mam nadzieję że z "Oczami..." nie będzie żadnych hocków klocków i w ebooku będą dostępne w dniu premiery bo ja chcę na tym łapy położyć ZARAZ. A po recenzji Królowej to chcę jeszcze bardziej :)

    Ja dałam sobie pięć dodatkowych punktów czytając Nomen Omen kiedy od razu zgadłam kim są siostry Bolesne. Ale ja byłam dziwnym dzieckiem z zamiłowaniem do mitologii. I do dziergania, już wtedy, więc wszelkie tego typu mitologiczne wątki i prządki miały u mnie wygrane na starcie.

    Urodziłam się w dniu który w Irlandii jest jednym z pogańskich świąt życia i w ogóle, dziś strzeżonym przez jedną z najbardziej lubianych świętych i zawsze mnie rozbraja że moje córki i ich koledzy w szkole uznają to za tak niesamowicie COOL. Czy to nie twoja mama urodziła się w sam Imbolc, przypominają co roku. Pamięć o tych wszystkich pogańskich obrzędach też jest żywa, w tym takich jak Samhain (choć z samej swej natury nie jest świętowany tak intensywnie jak Halloween) i mogę sobie nosić to w duszy i wszyscy zrozumieją. I teraz będę sobie mogła poczytać Oczy uroczne, to brzmi jak bardzo książka dla mnie.

    I zazdroszczę lasu. Uparcie i skrycie i wytrwale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też zgadłam siostry Bolesne od... no, błyskawicznie. To już 10 punktów razem będzie 😀.

      Imbolc też obchodzimy, a co sobie żałować będę! U nas też jest to w końcu święto, zapozyczone przez Kościół oczywiście, ale ja tam widzę Imbolc w obchodach kościelnych bardzo dokładnie, a tak już mam, że biorę co mi odpowiada (ciekawe, co na to duszę przodków, swoją drogą).

      Nie wiem, czy "Oczy uroczne" będą od razu w audiobooki, ale bardzo Ci tego życzę!

      Usuń
  5. Ja spojleruję, kto nie zna "Toni" niech ostrożnie czyta moje wrażenia. A ja sobie daruję czytanie tej i poprzedniej książki Pani Marty Kisiel, bo z innej recenzji wiem, a recenzentka nie zna Pani Marty Kisiel osobiście i nie dostała pieniędzy za tak zwaną redakcję książki, dzięki czemu jest jak dla mnie bardziej wiarygodna od Królowej i Pana Piotra) iż sprawa zaginięcia rodziców była najsłabszym punktem "Toni", owocem niedopracowania, z może zwyczajnego roztrzepania głowy. Nie żebym miała krytykować takie roztargnienie, sama potrafię przypalić placki ziemniaczane, a jednak hajsu na niedopracowaną książkę wydać nie chcę.

    Jak sąsiadlka będąca wielką plotkarą nie zauważyła, że Jusi i El nie mają rodziców? Zgoda pani Bolesna chodziła na zebrania do szkoły i podtrzymywała złudę, jednak jak to się dzieje iż po zaginięciu innego sąsiada, tego Pana Bimbo policja musiała robić przesłuchania w bloku i co, nie zauważyli że państwa Stern nie ma, siedzą tylko na krzesłach ich coraz bardziej blade, znikające, tonące w odmętach czasu ciała? I tow dobie telefonów komórkowych?

    Jak to się dzieje iż z Bytomia podczas podróży w czasie bohaterki trafiły do Wrocławia, by tam obserwować płonący Breslau? W innym miejscu ksiązki stoi iż wychodzi się w tym samym miejscu, tylko w czasie innym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele razy z dużym naciskiem powtarzałam, że moje recenzje (jak większość recenzji na tym swiecie) nie są obowiązujące, lepiej samemu sprawdzić, czy ksiazka komus odpowiada, ale jeśli ktoś sobie nie zyczy sprawdzać, wolna wola.

      O Bytomiu w "Toń" pierwsze słyszę.

      Usuń
    2. Za redakcję książki dostaje się pieniądze bez względu na stopień znajomości z autorem tejże.
      Anonimowy komentator pomylił chyba redakcję z recenzją, ale skoro znalazł Bytom w książce, której 90% dzieje się nie tylko we Wrocławiu, w jednej kamienicy, ale prawie w jednym pokoju, to w sumie nie wiadomo.
      Tak czy inaczej, nikt nie płaci blogowym recenzentom, wysyłanie książek za recenzję to wymiana barterowa (i nie oznacza, że ta recenzja będzie przychylna), a gdyby K. M. dostała tę książkę w zamian za recenzję, na pewno by to zaznaczyła.

      Usuń
    3. Myślę, że uwaga o redakcji odnosiła się do redaktora "Oczu urocznych", Anonimowa Osoba wie, że on tu bywa. Bo mam nadzieję, że te uwagi o pieniądzach JEDNAK nie odnosily się do mnie. Chociaż w sumie czyż można być tego pewnym.

      Ostatnią książką, która dostałam od wydawnictwa był chyba "Demon luster" Martyny Raduchowskiej, potem świadomie zrezygnowałam z egzemplarzy recenzenckich właśnie po to, by z czystym sumieniem pisać recenzje, jakie mi w duszy grają.

      No ale znam Martę Kisiel osobiście, więc najwyraźniej nie powinnam recenzowac jej książek...

      Usuń
    4. Królowo, uwaga o pieniądzach odnosi się do redaktora, który pracuje przy naprawie książki i za to pobiera opłatę, taka specyfika jego pracy i w związku z tym nie powinien się wypowiadać, jak czytelnicy mają odbierać książkę. A co działo sie na fb? Skąd te zarzuty, że nikt nie docenił opisów płonącego Wrocławia? Jak dla mnie cały ten rozdział o Wrocławiu był spieprzony (nie marszcie nosów na wulgaryzm, bo Pani Kisiel sypie łaciną aż uszy puchną, jej można to i ja recenzentka mogę.) Porozrywany, poszarpany, urwany, większość wydarzeń podanych w formie retrospekcji, stanowiąc poważny błąd warsztatowy. Królowo ja właśnie myślę na ile recenzje napisane przez Ciebie i przez tą mamę głuchej dziewczynki (imienia zapomniałam wybaczcie) brzmią wiarygodnie, skoro jesteście moje drogie wciągnięte w poczet znajomych ałtorki. Jak dla mnie wiarygodniejsza jest recenzja na blogu Czytanka na dobranoc.

      Nie jestem też przekonana, jak panny Stern mogły nie znać nazwiska sąsiada z psem Bimbo, dowiadywanie się od listonosza że tak się sprawy miały to niezbyt wiarygone dla mnie jest, ale niech będzie. Najgorzej jednak że domyśliłam się od początku, kto jest mordercą, a siostry nie kumały aż do końca. Pod koniec jest popis łaciny, jak czytałam uszy mi opuchły i za to obniżam gwiazdki. Nie wiem czy do Pani Kiesiel dotarło, że przez te powielanie wulgarnej mowy traci czytelników? Dżuisi i El są do siebie tak niepodobne że jako siostry brzmią jak porażka. El jest sumienną panią bibliotekarką ubierającą się w stonowaną czerną, Dżiusi lubi krzykliwe kolory i krzyk ze swoich ust też często wydobywa, nie wróżę dla Karolka szczęścia w małżeństwie z największą jędzą Radomia. Może Karolek bardziej pasowałby do El, jak myślisz Królowo? Jabym ich widziała razem jako szczęśliwą parę. Miałam też ałtorce za złe, że Ramzes nie powiedział El, że Gerd żyje, tylko rany na zadane, ale żyje. A to najważniejsze. Inaczej by się akcja potoczyła gdyby powiedział.

      Usuń
    5. Ranyjulek.

      No dobra, to będzie w punktach i ostatni raz.

      1. To nie jest blog książkowy. To jest blog multitematyczny, smieciowy, jak zwał tak zwał, piszę w nim o tym, co lubię i co robi na mnie wrazenie, a tak się zlożyło, że lubię czytać

      2. Ponieważ NIE JEST to blog książkowy moje recenzje, opinie i teksty dotyczą tylko dwóch rodzajów książek - tych, które mi się bardzo podobają i tych, które mi się bardzo nie podobają (ta zasada nie dotyczy wyzwań książkowych, gdy muszę się dopasować do narzuconego tematu, niemniej nawet wyzwania dopasowuję do własnego gustu)

      3. Właśnie po to, by mieć luksus pisania tylko O TYCH KSIĄŻKACH, O KTÓRYCH CHCĘ zrezygnowałam z brania egzemplarzy recenzenckich. Nie, żeby wydawnictwa się do mnie pchaly, miałam propozycje z trzech, z większości propozycji nie skorzystalam, ale zrezygnowałam i z tego, bo nie chcę pisać o książkach, które mnie ani ziębią ani grzeją, ale muszę, bo wydawnictwo czeka

      4. Co za tym idzie, wszystkie opinie tu zamieszczane to MOJE WŁASNE opinie, całkowicie subiektywne do czego się zawsze przyznawana, co podkreslalam i o czym każdy mój czytelnik na pewno wie

      5. A co za tym idzie, piszę o książkach Marty Kisiel, bo chcę, i bo książki te mi się podobają

      6. Gdy pisałam trzy pierwsze recenzje książek Marty Kisiel nie znałam jej osobiście

      7. Gdy pisałam dwie pierwsze nie miałam jej nawet w Znajomych na Facebooku, a cóż tu o osobistych kontaktach mówić

      8. Gdy ją poznałam nie przestałam magicznie lubić jej książek, nadal je lubię, więc nadal o nich piszę

      9. Co nie znaczy że wszyscy muszą

      10. Serio

      11. Nie zamierzam przestać pisać o ulubionych/robiących szczególne wrazenie książkach, tylko dlatego, że mi anonimowa czytelniczka w internecie powie, że nie powinnam, bo jestem nieobiektywna (co sama wiele razy twierdzilam) / znam autorkę / cokolwiek

      12. Za redaktora wypowiadać się nie zamierzam, tym niemniej jest on, jak sądzę, zwykłym człowiekiem, może coś mu się o ludzku podobać

      13. Wiem, że tobie się nie podoba. I NIE MUSI

      14. Wiem, że się ze mną nie zgadzasz. I NIE MUSISZ

      15. Wiem, że wolisz inne recenzje. Pisałaś o tym kilka razy w różnych miejscach. I WOLNO CI.

      Tym niemniej uwagi o dwóch osobach, które nie mogą być siostrami, bo są bardzo różne rozbawily mnie do łez (naprawdę, kto zna mnie i moją siostrę wie, czemu 😂), a jak na tak uważną czytelniczke, która ma tak wiele do zarzucenia autorce (chociaż "to słabe, bo ja zgadlam a one nie", serio? 98% kryminałów, które czytałam jest słabych według takich kryteriów, ja prawie zawsze zgaduje kto jest mordercą, i to raczej szybko) popelniasz masę nieścisłości (jaki Bytom? skąd nagle Radom?).

      Z tego trochę wynika

      16 i ostatnie.

      Nie lubisz "Toni". Nie lubisz być może zadnych ksiazek Marty Kisiel. Wolno ci. Każdemu wolno. Nie ma potrzeby przychodzić tu i przypominać o tym, przyjęłam to do wiadomości już za pierwszym razem.

      A mnie wolno je lubic i oglaszac to publicznie chocbysmy mieszkały z autorka po sąsiedzku i wpadaly do siebie codziennie pożyczyć szklankę cukru.

      I, błagam, EOT.

      Usuń
    6. 1. Królowo, nie ma potrzeby tak się bulwersować, nie oskarżam Cię, ja rozumiem że lubisz Martę Kisiel jednak ja przed kupieniem książki zastanawiałam się komu uwierzyć Tobie czy blogerce neutralnej i wyszło że neutralnej.

      2. A jednak kiedy autror sam chwali swoją książkę i kiedy mówi czytelnikom, jak mają ją rozumieć krew mnie zalewa. Podobnie z redaktorem, nie powinien mówić jak odbierać książkę bo może być też tak, że jemu coś się wydaje, że w niej jest, a inni czytelnicy tego nie widzą, bo tego nie ma. Tak z tym płonącym Wrocławiem. Na nikim te sceny nie zrobiły wrażenia, bo zostały spieprzone, źle napisane, w formie częściowo retospekcji, częściowo pomieszania faktów. Pani Bolesna staje się młodą dziewczyną która nie przeżywa tragedii podczas wojny? Halo, naprawdę? To dlaczego Czytelnik miałby się przejmować płonącym Wrocławiem? To że kwiaty kwiatły na śniegu to zbdura inaczej zwana legęndą i nie powinno znaleźć się w książce, bo Czytelnik zmarszczy krew i nie uwierzy ałtorce.

      3. Królowo, chyba niechcący Cię zdenerwowałam, co nie było w moich planach, ja szukam tylko dyskusji o Toni i wpisuję tylkotam, gdzie można dawać komentarze z fb albo z konta anonimowego, bo konto gogle nie posiadam i nie ukrywam zaglądam do blogerów śląskich do tych szczególnie których widziałam na targach i na panelu, z którymi zamieniłam słowo (jak w mamą tej głuchej dziewczynki). Do dziewczynki też się uśmiechnęłam i zagadałam, w zamian dostając niemiłą minkę, przyjmuję do wiadomości że dziecko było zestresowane i pretensji nie chowam.).

      4. A kto mi wytłumaczy jak pani Bimbowa nie zauważyła że nie ma rodziców Stern? Nie zaszła po szklankę cukru? A policja kiedy zaginął pan Bimbo to co, nie szła po sąsiadach z pytaniami? A spis powszechny ludności i mieszkań w 2011 roku? Nie przychodzili do Ciebie do domu spisywać? Na pewno przyszli i do państwa Stern iz kim rozmawiali? A Dżusi i El po zaginieciu rodziców nie mogły zadzownić na ich komórki?

      5. Królowo pozdrawiam Cię i Twoją bandę! Przypominając jednocześnie, że to Twój blog, ale o książkach powinno się dyskutować, nawet, jak trafi się dociekliwy czytelnik hehehe. Lubię Dożywocie Pani Kisiel, to dopiero była książka! Toni nie lubię.

      Usuń
    7. Ale wiecie to takie troche dziwne. Przychodzi anonimowo ktos bylo nie bylo w gosci i z punktu zaczyna od "nie jestes wiarygodna i twoi inni goscie tez nie, wole innych". No dobra, ale w takim razie po co tu przychodzic z wizyta?
      Zaczynac dyskusje z kims kto sie wydaje niewiarygodny? (Pomijam juz fakt ze komentuje sie o zupelnie innej ksiazce, o ktorej jest osobny post pod ktorym osobiscie sie z Krolowa Matka w pewnych rzeczach nie zgadzalam). Imputowac komus ze jest niewiarygodny bo mu pensje jako redaktorowi placa, albo lubi ludzi o ktorych mowi? To co ma juz nie lubic tego co redaguje? Przestac sie wypowiadac bo jest zaangazowany? Mam pewna rewolucyjna sugestie - mozna sie wypowiadac o ksiazkach nad ktorymi sie pracuje, ktorych autorow sie zna. Mozna je chwalic. Mozna je reklamowac. Mozna interpretowac. NIC W TYM ZLEGO. Wcale nie oznacza to z punktu braku wiarygodnosci. Mozna sie z taka interpretacja oczywiscie nie zgadzac, ale zaczynanie od zarzutow personalnych z reguly nie jest dobrym pomyslem. A potem rzucac "nie ma potrzeby sie bulwersowac" kiedy komus jest no dziwnie po takich stwierdzeniach. Pewne rodzaje podejscia do rzeczywistosci i zwyklej zyczliwosci mnie przerastaja.

      Usuń
    8. Najwyraźniej mój komentarz nie był wystarczający istotny, by na niego odpowiedzieć, może dlatego, że Bytomia nie znaleziono (ale pewnie dlatego w drugim komentarzu jest już Radom – spieszę uświadomić geograficznie nieobznajomioną komentatorkę, że to są dwie osobne miejscowości), ale mnie jednak fascynuje ten poważny błąd warsztatowy, jakim jest flashback vel retrospekcja, i chętnie dowiedziałabym się na ten temat więcej.

      Usuń
    9. Och, ta osoba już tu bywała 😊. Z takimi samymi zarzutami, tak samo umotywowanymi i, oczywiście, z informacją, że na innych blogach piszą lepiej i wiarygodniej i ona osobiście woli.

      I naprawdę to rozumiem, nie mam kompleksu Nieomylnego Bóstwa, ale jednak... no, na konstruktywna dyskusję bym jednak nie liczyła. Wziąć w niej udziału też raczej nie wezmę...

      Usuń
    10. @ Hannahh ja jestem mniej anonimowa, niż Ty bo ja byłam na targach i widziałam blogerki, zagadałam do tej mamy głuchej dziewczynki, byłam i na spędzie bnetkowym i na spotkaniu ałtorskim z Panią Kisiel, jak ty możesz się ze mną porównać, a kogo Ty znasz, kogo widziałaś? To ze zarejestrowałaś konto gogle pod pseudonimem, bo nawet nazwiska nie podajesz czyni Cię w oczach czytelników mniej anonimową? Każdy moze założyć konto w ciągu trzech minut i niewymagane jest podawanie danych, więc nie przesadzaj z tą swoją wyższością nade mną niechcącej założyć konta gogle. Wyluzuj trochę i dyskutuj w sposób merytoryczny, a nie tak jak w dyskusji o Trzynaście powodów, z Wandą.

      Moje drogie Panie, żadna z Was nie odpowiedziała na moje zarzuty i Pan Piotr też nabrał wody pomiędzy zęby, choć na innych blogach i fb wypowiadał się. Nie umiecie prowadzić dyskusji merytorycznej, próbujecie mnie pomniejszyć i atakować argumentami pozamerytorycznymi. Dociekacie tylko dlaczego zaglądam na ten blog, a Królowa tłumaczy się iż pisze wiarygodnie, jednak merytorycznej odpowiedzi na moje pytania dotyczące Toni nie udzieliła. Odnosicie się jedynie do Bytomia vel Radomia (wielkie mi coś, pomyliły mi się nazwy miast, chodziło o Radom), z czego wniosek jest następujący:

      Nikt z Was na czele z Panem Piotrem nie umie wyjaśnić niejasności dotyczących zaginięcia rodziców. Nie umiecie wyjaśnić dlaczego pani Bimbowa tego nie zauważyła, dlaczego policja nie zauważyła i - ooo wrednie dopiszę jeszcze jedne pytanie - dlaczego El i Jusi nie zauważyły zaginięcia pana Bimbo??

      A jak kto jest ciekawy dlaczego zarzucam Królowej niewiarygodność spieszę z wyjaśnieniem - w ciągu minionych lat nie miałam zastrzeżeń do wiarygodności Królowej, zgadzam się z krytyką ałtor Kasi, McDusi, dopiero przy Toni mi zazgrzytało osobistą znajomością. A może, Pani Kisiel sama wyjaśni nurtujące mnie problemy???

      A co z wątkiem szczepionkowym? Królowa się nie wypowiedziała o tym wątku jakże istotnym, recenzentka jest za nie podawaniem dzieciom szczepionek? Ja mam wątpliwości bo moja ciotka po podaniu szczepionki od polio bardzo ucierpiała, tylko to były lata sześdziesiąte i zatuszowano sprawę.

      Usuń
    11. Dobra.

      Opublikowałam komentarz, bo nie mam zwyczaju przestać publikować komentarzy bez poinformowania autora, że to już ostatni raz.

      Więc informuję.

      To już ostatni raz, więcej twoich, anonimowa osobo, komentarzy nie będzie.

      Spieszę donieść czemu - otóż to jest MÓJ blog, MOI czytelnicy i MOI komentujący. Nie będziesz, anonimie, na MOIM blogu odpytywac moich czytelników z niczego, nie będziesz wyjeżdżać tu z prywatnymi ansami ("matka głuchej dziewczynki", serio? A użyć nicka z bloga nie łaska?), ani Hannah, ani Piotr, ani nikt inny nie będzie się przed tobą tłumaczył ani wdawał się w "merytoryczną dyskusję" (buahahaha). BTW, wszyscy komentujący tutaj NIE SĄ DLA MNIE ANONIMOWI choćby zakładali konta pod dowolnym pseudonimem, komentują tu od lat, są milymi gośćmi, nie będziesz w moim miejscu internetu obrażać moich gości, anonimie.

      Tym bardziej nie będę tłumaczyć się przed tobą ja, piszę jak czuję, nie podoba się? Żegnam.

      A, i jeszcze jedno - wiesz, czemu nie odniosłam się do kwestii szczepionkowej, merytoryczna osobo? BO PISAŁAM RECENZJĘ PRZEDPREMIEROWĄ, A TO BYŁBY SPOILER. Zaspoilerowalas wątek osobom, które czytają komentarze, ale nie czytaly książki, brawo.

      BEZ ODBIORU.

      Usuń
    12. Radom w Toni też się nie pojawia. Ale prawda, wielkie mi co, przeczytała książkę czy nie, obsmarowywać ją można gdzie się da.
      Już nie ze mną, jednakże, bo od proepidemiczki nie chcę niczego, żadnych wyjaśnień, pisarskich ani innych. I nikt komuś takiemu nie ma obowiązku się tłumaczyć z niczego.

      Usuń
    13. No ja bym technicznie mogla sprobowac merytorycznie podyskutowac (zwlaszcza o unikaniu spisu powszechnego i o tym jak mozna zabajerowac ze rodzice sa gdzies tam. Tu w Irlandii i UK ludzie maja tony doswiadczenia w tym wzgledzie do tego stopnia, ze gminy rozsylaja rozpaczliwe listy zeby wziac udzial, bo inaczej ciecia w budzecie. W UK i Ire nie ma dowodow osobistych ani obowiazku meldunkowego jedyne dane o ilosci mieszkancow pochodza ze spisu a ludzie sa nieufni). No ale po pierwsze nie bede dyskutowac z kims dla kogo jestem niewiarygodna na starcie,i kto nie przebiera w slowach zeby mi o tym powiedziec, a po drugie mozg mi sie troche zawiesza probujac sobie wyobrazic jak redaktor nabiera wody miedzy zeby. Z antyszczepionkowcami nie dyskutuje w ogole. A z takim podajacym argument typu o ciotce to juz w szczegole.

      Usuń
  6. Miałam przeczucie, graniczące z pewnością, że Królowa Matka nie będzie musiała kupować tej książki a i tak trafi ona w jej ręce. Dziękuję Dobrej Duszy po stokroć !!!
    Zerkając dziś na instagram już chciałam się zalogować, by zapytać czy oprócz czytania będą też jakieś notatki na gorąco do przyszłej recenzji. Ale coś mnie podkusiło, żeby zerknąć jeszcze na fejsbuka (a że nie posiadam tam konta,więc zaglądam tam tylko od czasu do czasu) a tam recenzja już jest!
    Mam już zamówioną książkę w przedsprzedaży, więc na razie przeczytałam tylko wstęp a resztę dopiero jak będę po lekturze.
    Czeka mnie podwójne czekanie, ale to miłe czekanie jest, bo po tym, jak ten rok zaczął się niespecjalnie radośnie ( w życiu publicznym ale też w prywatnym ) potrzeba mi jakiegoś jasnego punktu i dobrych emocji.
    Mam też nadzieję, że nasze uwielbienie dla tego co i jak Królowa Matka pisze, pomoże w odbudowie Dumy i Godności Osobistej ;-)))
    sąsiadka z kl.c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałam tej pewności, przyznam szczerze. Tym mi miłej 😊.

      Starałam się niczego konkretnego w recenzjj nie napisać (ach, jakie to było TRUDNE!), ale rozumiem decyzję o nie czytaniu. Sama nie czytam żadnych przed lekturą.

      Tylko napiszę, że bardzo mnie "Oczy uroczne" ujęly. Bardzo. To chyba najbardziej odpowiadający mi kawałek kisloversum 😊.

      Usuń
  7. A ja wlasnie skonczylam Dozywocie i zaczelam Nomen Omen. I przeczytam jeszcze Sile Nizsza i Ton a i Oczy Uroczne tez przeczytam jak dostane. To powiedzialam ja - Iwona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba nawet w kolejności! Lepiej niż ja, ja przedstawiłam sobie dwie pierwsze 😀.

      Usuń
  8. Równie trudno odmówić sobie natychmiastowego przeczytania tego, co Królowa Matka napisała.
    Ale dam radę, nagroda warta jest czekania a na dodatek wczoraj dowiedziałam się, że tego samego dnia ukazuje się "Dziewczyna z wieży" K.Arden! (choć tu będę czekać, aż pojawi się w bibliotece)
    sąsiadka z kl.c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK!!! Już robię plany, by skłonić Pana Małżonka do zrobienia mi prezentu (zaczynam myśleć, że pomysł nie kupowania książek nie był taki do końca mądry 😉)...

      Usuń
    2. Na szczęście w ciągu roku jest kilka okazji prezentowych,więc da się jakoś przetrwać ten jeden rok ;-)

      " Oczy..." dotarły do mnie już w poniedziałek rano,czytałam przez dwa wieczory a teraz mam zamęt w głowie i nie wiem co o niej myśleć.
      I nie chodzi tu o samą historie tylko o to, że miałam duży problem, by wczytać się w książkę ,taki jakiś dysonans -niby znajomy styl a jednocześnie przebijało coś nowego, innego, obcego?, trochę jakby dwie osoby pisały (nie wiem jak to dobrze określić). Dopiero jakoś po połowie książki zaczęłam ją widzieć w głowie a końcówka to już było totalne zatopienie w treści. Scena w stawie mnie zmroziła a za chwilę Bazylowe " To moja mamusza!" rozczuliło i rozbawiło do łez.
      Przyznam też, że zgrzytało mi tu użycie zdrobnienia Krzyś (widziałam za każdym razem chłopczyka w krótkich spodenkach a nie dorosłego mężczyznę).

      Co wiem na pewno: Bazyl rządzi a w duecie z Michałko to już w ogóle. Bazyl,Bazyl,więcej Bazyla nam trzeba !!! Fragment rozmowy z p.Kusy rzucił troszkę goryczy na "Dożywocie". I było: "Nie jestem martfa"! O Odzie też bym chętnie jeszcze poczytała.

      Zrobię sobie za jakiś czas powtórkę, bo pewnie przez te "trudności" w czytaniu trochę rzeczy mi umknęło.
      Zasadniczo to dobra książka- dobra historia -tylko w pewien sposób nieco odmienna, bardziej poważna od tego, co do tej czytaliśmy.

      a teraz zobaczę co KM napisała

      Czytając książkę myślałam o tym, że Dom w Dziczy jest w lesie i ciekawa byłam odczuć KM a propos tego wątku .
      Dla mnie mieszkającej w mieście znakiem tego,że idzie ku lepszemu jest ten moment na początku stycznia, gdy w okno (mam widok na zachód) po południu zaczyna świecić słońce i stopniowo z każdym dniem coraz dłużej świeci a miejsce gdzie zachodzi stopniowo przesuwa się ku północy.

      I TAK, Ałtorka umie w światy- w pełni podzielam odczucia KM co do obu autorek -chociaż ja skończyłam czytać MM na "Opium..." + "Łasuch literacki" to pamiętam, że najbardziej w tych książkach pociągała mnie właśnie atmosfera.

      I w pełni się zgadzam, że szczególnie ta książka daje do myślenia, o wielu rzeczach. Utkwiło mi w pamięci to co Ossa mówi na str 263/264 i to co p.Kusy mówi na str 276.

      Tak więc za jakiś czas zrobię sobie powtórkę OU i z ciekawościom czekam na kolejne książki

      sąsiadka z kl.c

      Usuń
  9. Widziałam na liście blogów czytanych tytuł Twojej notatki i rozsądnie nie przeczytałam jej, przed opisaniem swoich wrażeń po lekturze "Oczu urocznych":) Teraz już mogłam i choć piszę zdecydowanie skąpiej używając słów niż Ty (brak mi tej cudnej, Twojej, umiejętności budowania zdań tak, że nie można się oderwać i wszystko faluje /jakkolwiek to brzmi/), to konkluzje mamy podobne, przynajmniej w moim odczuciu:)
    Pozdrawiam najserdeczniej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi


    1. Bardzo mi miło 😊.

      Bardzo udana książka, prawda? Niby znany świat, a całkiem nowy...

      Usuń
  10. Niniejszym zawiadamiam Królową Matkę, iż powyższa recenzja sprawiła, że zdecydowałam stanowczo: e-booki nie liczą się do obietnicy "Nie kupowac nic nowego przed Gdańskimi Targami Książki" i jak tylko pokaże się e-book, to sobie kupię, a co!
    Jak miło, że mogę udawac przed samą sobą, że to wcale nie moja słaba silna wola!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa tygodnie po premierze papierowej podobno, tak tylko niewinnie mówię ... 😉

      Usuń
    2. Mam najsłabszą silną wolę świata. Wczoraj zakupiłam byłam egzemplarz papierowy, zarwałam noc i jestem przeszczęśliwa. To, co o tej książce myślę, Królowa Matka już napisała, więc z wrodzonym lenistwem tylko się pod tym uprzejmie podpiszę.

      Uwaga, nie spojler, ale niektóre smaczki:








      Za smaczki w rodzaju "Tak Ksy.. Krzysiu?" i "Wolałbyś <>" mogłabym Ałtorkę ozłocić.

      Usuń
  11. Czy to normalne, że za każdym razem gdy czytam "Bazyl", chcę odpowiedzieć "tak, slucham?"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK, to normalne. Co więcej, sama się początkowo musiałam trzymać w ryzach, bo mi się wyswietlales przed oczami 😀.

      Usuń
    2. Obym nie żaczoł szeplenicz :D

      Usuń