piątek, 31 sierpnia 2018

Pogodne scenki obyczajowe z gór polskich, odcinek wakacyjny.

Scenka z Górskiej Trasy, odcinek pierwszy 

Pan Małżonek (entuzjastycznie) - O, tam, jakie piękne chmury, spójrz, tam!

Królowa Matka (radośnie) - Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące, tam jako trzody owiec na murawie śpiące, ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek!

Pan Małżonek (po chwili nabrzmiałego treścią milczenia, z pretensją) - NO NIE MOŻNA Z TOBĄ NORMALNIE POGADAĆ!


Scenka z Górskiej Trasy, odcinek drugi

Pompon Młodszy (przeskakując z jednego gołoborza na drugie) - Mamo... (skok)... czy kiedyś były takie kopalnie... (skok).... w których wykopywano złoto?

Królowa Matka (podążając za Potomkiem z godnością i zaledwie lekkim zasapaniem) - Były. Nadal są.

Pompon Młodszy - Aha... (skok) A po co właściwie?...

No, krasnoludem to on nie jest, zawsze to Królowa Matka powtarzała.
 
Scenka O Bardzo Wczesnym Brzasku na kwaterze, tonącej w przedświtowym półmroku

Pompon Młodszy (szeptem) - Kacper...

Potomek Młodszy (nie, żeby zaraz wyraźnie) - Mmmm chrrrr pffff... 

Pompon Młodszy (szepcząc gorączkowo) - Bo ja nie rozumiem... Jest taki pół-krokodyl i pół-orł, i on nie ma przewodów, i taki kwadracik jak lego, on lewituje i ma przewody, i lisica, ona jest geniuszem, chociaż lisem, i ona ma częściowo przewody, a częściowo organy...

Królowa Matka (gdy już zdążyła się otrząsnąć z wrażenia, że nadal śni, i to dość dziwny sen) - DZIECKO, NA LITOŚĆ BOSKĄ, O CZYM TY MÓWISZ?!

Pompon Młodszy (zdumionym tonem osoby wyjaśniającej najoczywistszą oczywistość) - Przecież o "Kici Rożek"!



Scenka O Trochę Mniej Wczesnym Brzasku na kwaterze

Potomek Młodszy (leżąc na wznak na łóżku, z zadumą) - Taki samotny jestem... tak sobie tu leżę... samiutki... co rano... budzę się i mówię "Cześć, mamo, cześć, tato. Cześć, Mikołaj, cześć, Antek, cześć, Borys"...

Istny święty Jan na pustyni, sami Państwo muszą przyznać!

Scenka podczas spaceru dobrze znanymi (acz niezmiennie ulubionymi) chęcińskimi uliczkami

Pompon Młodszy (z zachwytem) - Takie mam wrażenie, że ja to już kiedyś wszystko widziałem...

Pompon Starszy (pouczająco) - Wudeżet się na to mówi! (chwila dojrzałego namysłu)... to znaczy deżawi...

Scenka z Górskiej Trasy, acz mogłaby być z Zewsząd

Pompon Starszy - Mamo, czy babcia mogłaby urodzić syna?

Królowa Matka (ociupinkę ogłuszona pytaniem, mimo jej wieloletniego macierzyńskiego doświadczenia, które powinno ją na to i owo uodpornić) - Wasza?!

Pompon Starszy - Nie. Jakaś babcia.

Królowa Matka (z ulgą) - A! Tak, może, historia notuje takie wypadki.

Pompon Starszy - Aha (drążąc fascynujący najwyraźniej temat podeszłego wieku)... a czy istnieje mikstura starości?

Królowa Matka - Z tego co wiem, nie. I nie wyobrażam sobie, po co miałaby istnieć...

Pompon Starszy (twardo ciągnie temat) - A młodości?

Królowa Matka (z goryczą) - Też nie. Ale tę to przynajmniej ludzie chcieliby stosować...

Pompon Młodszy (pomocnie) - Na przykład mama by chciała...

Pompon Starszy (krzepiąco) - Dobra! To jak tylko zostanę szalonym naukowcem to ci zrobię!


No więc chyba oczywiste jest, że musieliśmy z tych gór jak najszybciej wrócić do Domu w Dziczy. Koniec wakacji, początek roku szkolnego, z każdym dniem bliżej do zostania przez Pompona szalonym naukowcem i do uratowania Królowej Matki przed ostatecznym rozpadem!

piątek, 17 sierpnia 2018

O świecie, który idzie ku lepszemu

Potomek Starszy, który skończył z Wieszczem, przerzucił się był na "Tajemnicę zielonej pieczęci", gdyż Mamunia kocha, a on kocha Mamunię i chce sprawdzić, co Mamunia kocha.

Więc siedzą tak sobie wieczorami na werandce, Mamunia i Synuś, i czytają, przy czym Królowa Matka po rosyjsku.

I zaprawdę niewiele czasu upłynęło od chwili, gdy Potomek Starszy zagłębił się w lekturę, gdy padło to pytanie.

- Mamo - rzekł Potomek Starszy, przerywając Królowej Matce składanie słów z cyrylicy - czy kiedyś wszystkie dzieci były bite?

- O - rzekła Królowa Matka z zainteresowaniem - zauważyłeś to...

- No tak. A to nie było, ja nie wiem, nielegalne, czy coś? Karalne?

- Nie - odrzekła powoli Królowa Matka. - A nawet jeśli gdzieś istniał jakiś zapis, jakiś paragraf, to i tak nikt sobie z tego nic nie robił. Oczywiście nie mówimy o katowaniu dzieci do nieprzytomności, , za to można było ponieść karę, ale istniało mnóstwo osób - tak zwanych zwykłych ludzi, porządnych, uczciwych, żadna tam patologia czy element społeczny, - które uznawały bicie za normalną metodę wychowawczą...

- Bo, wiesz - zwierzył się Potomek Starszy - mnie się też zdarza, jak tym chłopcom, powiedzieć: "ja do domu nie wracam, na oczy się ojcu nie pokażę", jak coś wymaluję albo zawalę (znowu) fizykę, ale ja tak tylko mówię. Bo to niemiłe jest, wysłuchiwanie tych wszystkich przemów, rozumiesz. Ale ja przecież nigdy w życiu lania nie dostałem!

- Ja też nie - powiedziała Królowa Matka. - A mimo to, czytając tę książkę pierwszy raz w życiu - a niewiele byłam wtedy młodsza od ciebie, miałam chyba jedenaście lat... - nie zauważyłam...

- Dlaczego ? - zdumiał się szczerze Potomek Starszy.

- Ponieważ - powiedziała Królowa Matka z zadumą - dla mnie rzecz opisywana w tej książce to było coś najzupełniej normalnego. Znałam takich dzieci całe mnóstwo. Nikt się temu nie dziwił, nikt nie gorszył. Miałam koleżanki, które były bite pasem za gorszą ocenę. Uznawały to za rzecz nieprzyjemną, ale całkiem zwyczajną. Mówiły o tym tak, jak ty mówisz o zarekwirowaniu ci komóreczki na tydzień... Nie było to nic szczególnie szokującego w świecie mojego dzieciństwa...


A w świecie dzieciństwa Potomka Starszego - wychowanego na tym samym osiedlu, co jedenastoletnia Królowa Matka, chodzącego do sąsiedniej szkoły, obracającego się w bardzo podobnym, co jego nastoletnia mamusia środowisku - jest. Potomek Starszy, mający kolegów i koleżanki z tej samej grupy społecznej, co jego nastoletnia mamusia, i w ogóle wiodącego życie na każdym poziomie bardzo podobne do tego, które ona wiodła, nie zna ani jednego dziecka, które jest w domu bite. Dla niego jest to tak samo nie do pomyślenia, i tak samo wstrząsające, jak dla Królowej Matki było opisywane przez dziewiętnastowiecznych pisarzy głodzenie, dręczenie i katowanie dzieci oraz trzymanie ich w więzieniu za długi rodziców. Do tego stopnia, że wyłapuje w książce jedno zdanie, które mówi o tym, że bohaterowi zdarza się dostawać lanie.

Jeśli to nie jest dowodem na to, że świat powolutku staje się lepszym miejscem to już nie wie Królowa Matka, co by nim mogło być.


piątek, 3 sierpnia 2018

Pogodne scenki obyczajowe znad jeziora, odcinek wakacyjny

Scenka znad jeziora, odcinek pierwszy.

Tak, Królowej Matce zdarza się włączać (półgłosem) w rozmowy obcych ludzi perorujących głośno na ulicy.

Tak, zdarza się jej pobieżnie zastanowić, kiedy jakiś wyrywny obywatel obdarzony słuchem nietoperza spostponuje ją za to, albo i trzaśnie w ucho.

Tak, rzecz jest, jak się okazuje, dziedziczna.

Okoliczności przyrody - prześliczne: brzeg jeziora, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew, ze złotej plaży pośród drzew schodzi ukontentowana królewskomatczyna rodzina, wykąpana, wypływana i ogólnie zadowolona z życia, i po ścieżce wijącej się między namiotami wypełniającymi ściśle pole namiotowe idzie do wyjścia.

I nagle sprzed jednego z namiotów, znad grillowanej kiełbasy i stolika z baterią napojów wyskokowych dobiega głos hożego, strzaskanego na heban, imponującego mięśniami, pięknie sklepioną czaszką oraz złotą biżuterią młodziana.

Młodzian (donośnie) - Kacper!!! Ty ch... je...ny!!!

Potomek Młodszy (odwracając się jak na sprężynie, mściwie) - I NAWZAJEM!

Tak właśnie rośnie Królowej Matce konkurencja do oberwania w ucho!


Scenka znad jeziora (ale mogłaby być doprawdy zewsząd, upewnia Królowa Matka), odcinek drugi.

Pompon Młodszy (nadbiegając w jakże dla siebie charakterystycznych podskokach oraz na etapie "jestę czarodzieję, bójcie się, bo rzucę klątwę", entuzjastycznie) - Mamo! Spójrz! Mam w majtkach różdżkę!!!

Nie wątp, o Czytelniku, że spojrzeli wszyscy znajdujący się w zasięgu głosu Pacholątka (czyli, co będziemy ściemniać, w promieniu co najmniej kilometra) zażywający wywczasu nad jednym z tysiąca mazurskich jezior obywatele.


Scenka znad jeziora, odcinek trzeci.

Potomki się kąpią. Pan Małżonek się kąpie. Królowa Matka jednym okiem obserwuje kąpiącą się progeniturę, a drugim oraz obojgiem uszu chłonie rozgrywającą się na pobliskim pomoście Dramę, godną zaprawdę Szekspira. Co najmniej.

Głównymi Postaciami Dramy jest Młodzież, reprezentowana przez Piękne Chłopię (serio, naprawdę piękne, takich za czasów Królowej Matki nie robiono, smagłe, ciemnowłose, opalone na oliwkowo, zbudowane jak młody grecki bóg, żadnych tam dwunastopaków i innych bicepsów, sam umiar, dobry gust i hojna ręka Matki Natury), Pogodne Dziewczę, któremu Piękne Chłopię ewidentnie wpadło w oko, oraz grupkę przyjaciół zarówno Chłopięcia, jak i Dziewczęcia, robiąca za Żywo Zainteresowaną Widownię.

Pogodne Dziewczę (tonem osoby zasięgającej podstawowych informacji) - Ej, ty, dziewczynę masz?

Piękne Chłopię (troszkę spłoszone, acz rzucające na Pogodne Dziewczę spojrzenia nie pozbawione zainteresowania) - Nie...

Pogodne Dziewczę (z nietajonym entuzjazmem oraz zachęcająco) - A chciałbyś mieć?

Piękne Chłopię (odsuwając się nieco; troszkę bardziej spłoszone) - Nie, może nie w tej chwili, dziękuję...

Pogodne Dziewczę (nie ustając w wysiłkach, nacierając na młodziana i krok po kroku wypierając go z pomostu) - A to? (tu wskazując kąpielówki Chłopięcia, w intensywnym i pięknie podkreślającym opaleniznę kolorze) Jaki to kolor?

Piękne Chłopię (niepewnie) - Greipfrutowy...

Pogodne Dziewczę (rycząc na cały głos, radośnie) - Jaki? Grejfiutowy?

Piękne Chłopię (spacerowym krokiem kieruje się w stronę rechoczącej bandy kumpli, po czym wmieszywuje się w nią nieznacznie i korzysta z pierwszej okazji, by podać tyły).

Pogodne Dziewczę (zwracając się ze smutkiem do grupki obserwujących rozwój sytuacji koleżanek) - No nigdy go, kurwa, nie poderwę.

Tak więc, jak widać, Romantyzm w narodzie nie ginie, a Uczucia rozkwitają nawet w tym saharyjskim i nie sprzyjającym kwitnieniu klimacie.


A teraz Królowa Matka zwija się i udaje wraz z Rodziną nad jezioro, więc, tego.

Stay tuned.