poniedziałek, 31 października 2016

Królowej Matki wyprawa do Wielkiego Świata

- Przyjedź! - zachęcał (potencjalny) Gospodarz, a w blogowym życiu - 1/2 ekipy podróżującej Tramwajem numer 4 , podsyłając a to zachęcające maile, a to zdjęcia wejściówek w ramach kuszenia.

- Jedź! - powtarzał uparcie Pan Małżonek.

Potomki niczego nie powtarzały, ale protestować też nie protestowały.

Na domowy adres Królowej Matki zaczęły przychodzić Tajemnicze Telegramy i Wezwania.


Dopiero jednak, gdy "Jedź" zaczęła powtarzać rodzona Matka Królowej Matki, rzecz nie mająca precedensu, Królowa Matka zaczęła się łamać.

Łatwo nie było. Jechać oznaczyło opuścić swoją bezpieczną norkę. Wyjść między ludzi, być zmuszoną do nich mówić i odpowiadać ich jakimś tam oczekiwaniom, które - mówił w głowie Królowej Matki ten głosik, co jest zawsze na posterunku - na pewno są wyższe niż to, co jest Królowa Matka swą skromną, chudą i przygarbioną sylwetką zapewnić. No i w ogóle. Narzucać się. A oni na pewno się już od lat wszyscy znają. I będą Królową Matkę znosić jako doskonale wychowani ludzie, ale bez niej na pewno by się swobodniej czuli. I w ogóle oni są tacy  bystrzy, światowi i oblatani, a Królowa Matka to prowincjonalna pani w średnim wieku, więcej niewymowna. I inne takie.

Ale skoro się człowiek nadłamał, powiedział cichutko to małe, bardzo malutkie "a" to należało powiedzieć "B", wziąć za łeb swoje fobie, zdecydować się na wizytę na Targach Książki i zaklepać bilety do Krakowa.

Co uczyniwszy, Królowa Matka natychmiast dostała zapaści, duszności, hertzklekotu oraz mgły przed oczami, rozkoszne scenariusze w rodzaju: "Spóźnię się/ zgubię/ nikt mnie nie odbierze z dworca/ będziemy siedzieć w kamiennym milczeniu przez cały czas z pominięciem grzecznościowych powitań rano/ a w ogóle to Żona Gospodarza na pewno w ogóle nie chciała mieć na głowie jakiejś obcej baby i będzie bezustannie znacząco rzucać okiem na zegarek!!!", gdyż zaprawdę, Czytelniku, spuszczona ze smyczy niepewność siebie Królowej Matki wyrasta imponująco, niby to ciasto drożdżowe czule opatulone lnianą ściereczką na ciepłym piecu.

Pomimo powyższego Królowa Matka, która jest tchórzem, ale za to obowiązkowym, i która skoro już poskładała przeróżne obietnice to zamierzała ich dotrzymać, upiekła górę ciasteczek kawowych, nabyła pierniki, no bo co można Gospodarzom z Torunia przywieźć, zapakowała Licho  (które, mówiąc między nami, było robione z myślą, że kiedyś trafi w ręce Samej Ałtorki, choć w głębi serca Królowa Matka nie wierzyła, że kiedykolwiek jej się uda Ałtorkę choćby z daleka ujrzeć na własne oczęta), spakowała się i w ulewnym deszczu oraz w stanie histerii łamane przez podekscytowanie wsiadła w autobus do Krakowa.

Oczywiście autobus przyjechał spóźniony już do Torunia.

Oczywiście sukcesywnie powiększał spóźnienie we Włocławku, Łodzi i Częstochowie, by pod Krakowem osiągnąć imponującą jedną godzinę i dwadzieścia minut (podczas gdy Królowa Matka osiągała stan przedzawałowy, zaś jej rozszalała wyobraźnia - poziom "master" prezentując obrazy Gospodarza opuszczającego dworzec z trzaśnięciem drzwi po uprzednim wykasowaniu numeru Królowej Matki z pamięci telefonu).

Po czym Królowa Matka wysiadła w Krakowie, Gospodarz był, Małżonka Gospodarza była, odezwała się do Królowej Matki  i to wystarczyło, by Królowa Matka się natychmiast uspokoiła.

(W związku z czym pozwala sobie tu na sugestię, by Małżonka Gospodarza rozważyła karierę jako pogromczyni dzikich zwierząt albo behawiorystka, bo skoro potrafiła jednym zdaniem uspokoić rozhisteryzowaną Królową Matkę to taki tygrys w panice albo zestresowany wąż boa czy inny spazmujący nosorożec powinien stanowić kaszkę z mleczkiem).

A nazajutrz, nazajutrz czekał Królową Matkę dzień bogaty w zaskoczenia.

Na Targi wchodziła bramką dla vipów


(uznając, że może sobie wybrać przecież bramką dla kogo wchodzi, a bramka dla osób posiadających bilet czterodniowy nie zadawalała jej w najmniejszym stopniu).

Ałtorkę widziała na własne oczy, uzyskała autograf, i nawet do niej mówiła, a także dokonała wzruszenia Jej za pomocą Licha


oraz, co więcej, ŚCISKAŁA, i to w dodatku DWA RAZY!!!


Poznała drugiego motorniczego z Tramwaju nr 4, spotkała parę osób, które poznała dwa lata temu (jak ten czas leci! że sobie tak odkrywczo przy tej okazji zakrzyknie), no, może "poznała" to nie jest właściwe słowo, zobaczyła, o, zobaczyła na oczy, co jednakże sprawiło, że jakaś część jej mózgu uznała, że już je zna, w związku z czym nie musi się ich bać.

Pochodziła (poprzepychała się raczej i była to spora próba wytrzymałości dla jej introwertyzmu, ale nie będzie narzekać, bo to były pierwsze, możliwe, że ostatnie Targi w jej życiu i zamierza się tym doświadczeniem wyłącznie zachwycać) między stoiskami, nabyła drogą kupna nieco książek, wydębiła kilka autografów, dostała drogą podarunku trochę zakładek, wypełniła ankietę...

Ale nade wszystko SPOTKAŁA SWOICH CZYTELNIKÓW!

Za każdym razem, gdy Królowa Matka mówi, że nie wierzy, że jej Czytelnicy nie istnieją wywołuje falę śmieszków i uwag na temat kokieterii, ale, co robić, ona w to naprawdę nie wierzy. Jakoś tam, kawałeczkiem umysłu wie, że ktoś na tego jej bloga wchodzi, ktoś go komentuje, ktoś go ma w Obserwowanych. Ale większa część umysłu nie współpracuje z tym kawałeczkiem i uznaje twardo, że nieistotne, że ktoś czyta i komentuje, na tyle, żeby ją kojarzyć po zakończeniu lektury to już nikt i nic, i to jest oczywiście normalne, bo niby kim Królowa Matka jest, autorką średnio popularnego bloga śmieciowego o niczym, od jakich w necie się po prostu roi.

Na osoby podchodzące w czasie Targów do kącika, w którym Królowa Matka wraz z Towarzystwem przeczekiwała największy rzut Wielbicieli na Martę Kisiel z pytaniem: "Przepraszam, która z pań jest Królową Matką?", na umawianie się z Czytelnikami przez telefon, na poszukiwanie jej w tłumie, oraz na piski "Królowa Matka? Iiiiii!" Królowa Matka gotowa mentalnie nie była.

I nie jest :).

Zupełnie nie wie, jak pisarze i inne sławne osoby sobie z tym radzą, idzie się do tego przyzwyczaić? Królowej Matce się wydaje, że gdyby to ją częściej spotykało wyrzut endorfin by ją zabił. Endorfiny chyba tez można przedawkować (w każdym razie Królowej Matce by się udało, nie wyklucza, że jako pierwszej osobie na świecie :)).

A teraz, odespawszy i odprasowawszy sobie odgniotki nabyte w trakcie siedmiogodzinnej podróży powrotnej siedzi sobie Królowa Matka w Domu w Dziczy, miłośnie wpatrując się w łupy i dary, które zwiozła z Grodu Kraka do Grodu z Piernika


i myśli z wdzięcznością o swoim niezrównanym Gospodarzu, jego Małżonce (i Synu, który został wyrugowany z własnego pokoju na czas pobytu Królowej Matki w Krakowie, co zniósł z podniesionym czołem i godnością osobistą), wszystkich znajomych blogerach, blogerach, którzy byli nieznajomi, ale już nie są, o Ałtorce, bez której nie byłoby dla kogo robić Krakowskiego Rabanu, i kochanych, kochanych Czytelniczkach...

... i tak jej się wydaje, nie, żeby pierwszy raz w życiu, ale tym razem wyjątkowo dobitnie, że, naprawdę, warto było zakładać tego bloga pięć lat (i jeden miesiąc) temu!

Dzięki, wielkie dzięki dla Was wszystkich!!!*


* dla Najdroższego Pana Małżonka i Potomków też, wszak gdyby ten pierwszy nie nalegał, a te ostatnie nie przyjęły wyjazdu Mamuni ze spokojem, histeryzując zaledwie przez pięć minut w piątek rano, także te Targi Krakowskie odbyć by się musiały bez Królowej Matki przemykającej gdzieś w ich tle :).

45 komentarzy:

  1. Królowo! Spotkanie z Tobą to zaszczyt dla czytelników! Wierna od lat czytelniczka :-D ps. Zazdraszczam Żony Gospodarza i Gospodarza na własność na tyle godzin, jak również zazdraszaczam Gospodarzom Królowej Matki na własność na tyle godzin! Ach! Ogółem zielonam od stóp po głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że udało nam się chociaż chwilę posiedzieć i pogadać, a nie tylko krzyknąć "Cześć " gdzieś w przelocie :).

      Usuń
  2. Gospodarz z Małżonką serdecznie dziękują, że dałaś się namówić i przybyłaś, było nam naprawdę bardzo miło :D
    P.S.
    Ciacha kawowe są mega pyszne, dasz przepis?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie i tego się będę trzymać :)!

      A ciacha są tu:
      http://polaherbaciane.blogspot.com/2012/02/o-korzysciach-z-urlopu.html?m=1

      Usuń
  3. Jeszcze uzupełniając.
    Po pierwsze primo Małżonka uspokaja Gospodarza od 20 lat z dobrym skutkiem, stąd świetna praktyka.
    Po drugie primo po przeczytaniu Małżonka się wzruszyła tak, że aż jej mowę odjęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tylko udawania jak jest w tym świetna, skoro Gospodarz nie sprawia wrażenia człowieka, który wymaga uspokajania :).

      Usuń
  4. Na tę oczywistą oczywistość, wzruszeni czytelnicy na cześć Królowej Matki i z okazji rocznicy, robią meksykańską falę -wśród okrzyków :"Wiwat Królowa Matka i jej talenty! Pisz nam Królowo ...(tu sobie KM sama stosowną liczbę wstawi) lat!"
    Uboga Staruszka

    OdpowiedzUsuń
  5. Anutek, ty byłaś w Krakowie i nic nie powiedziałaś??? Gdziekolwiek??? Cierpię:( znana-jako-jottka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Jottko, jeden dzień tylko byłam i nie pomyślałam... bo, o rany, jak dawno cie nie widziałam w sieci!

      Usuń
  6. A propos, obiecała Królowa Matka megaimprezę urodzinową, w końcu 5 lat i miesiąc minęły :D
    Miałem coś pisać o kokieterii KM, ale odpuszczę po tym, jak się do mnie docisnęło sympatyczne dziewczę, żeby poznać ZWL. Czytelnicy naprawdę istnieją :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! A widzi Szanowny Zacofany. Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej... znaczy, wiernych czytelników :).

      Tak średnio tę imprezę obiecywał, ekhm, ekhm :).

      Usuń
    2. Jakie średnio, jakie średnio? Miała być impreza, dwieście komciów gratulacyjnych, słupki statystyk strzelające w niebo jak fajerwerki i inne atrakcje!

      Usuń
    3. Dwustu komciów gratulacyjnych to akurat obiecywać nie mogłam, no, chyba że bym sama je sobie pisała (słyszałam, że niektóre płoche tak czynią, alem ja nie taka! :))

      Usuń
    4. No bo 200 komciów to akurat ja Ci obiecywałem :D

      Usuń
  7. Królowa na Targach Książki była! A ja uwięziona między Uczelnią, Pracą a Chorością w ostatniej chwili postanowiłam się na nie nie udać! Co za straszliwie zmarnowana okazja...
    To chociaż powiem, że Królowa ma w ślicznym kolorze sweterek!
    Krakowska Czytelniczka Zupełnie Anonimowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaardzo inkognito byłam ;). Jak ktoś nie wiedział, gdzie szukać to nie znajdował. Oczywiście nie sądziłam, że ktoś będzie szukał :))))).

      Dzięki, sweterek należy do moich ulubionych!

      Usuń
  8. O Matko Królowo! Czy Matka chce mi powiedzieć, że była tą pięknie uśmiechniętą, przemiłą kobietą, która wchodziła z Gospodarzami na TK i spotkała po drodze dwóch rozemocjonowanych ludzi, z czego jeden nie miał wejściówki i Gospodarz pożyczył mu tajemny identyfikator??? Z wrażenia nawet nie skojarzyłam, że to możesz być Ty Królowo! Ach, jakże mogłam przegapić taką okazję do zapoznania się osobistego?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaaaaa! A ty byłaś towarzyszka pana, który wszedł na Targi "na autora" ;)? Ach, jakże i ja mogłam to przegapić!!! Blogerzy powinni być jakoś ometkowani...

      Usuń
  9. Królowo, nie odżałuję. Zagoniona albo od zagonienia padnięta, kompletnie ominęłam Targi. I wszelkie informacje o nich. Ech. Jak nic, muszę znaleźć jakiś służbowy powód, żeby się do Torunia wybrać.
    kakot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Torunia zawsze zapraszam, ale nie wiem, czy miałabym śmiałość się spotykać - wiesz, na Targach nie bardzo miałam jak uciekać;)...

      Usuń
  10. A ja Królowej Matce szczerze zazdraszcam tych uścisków z Ałtorką, którą szczerze wielbię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby podkręcić zazdrość, która rozumiem, pochwale się, że Ałtorka OBIECALA mi wysciskanie i dotrzymała słowa :)!

      Usuń
  11. Buuu! A ja nic nie wiedziałam i taka okazja do zobaczenia na żywo (a może i pomacania?) Królowej mnie ominęła. Bardzo żałuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie zobaczenia I pomacania nawet :).

      Oto zalety bywania na Fejsbuku, tam sprawa była omawiana z tydzień przed targami...

      Usuń
    2. Czasami żałuję, że nie używam ;)

      Usuń
    3. Ja też nie używam fejskuba....chyba zacznę, bo omal zawału nie dostałam, jak pewnego dnia sprawdziła i zobaczyłam, że "pojutrze rano przybywa Królowa". No gdybym to zobaczyła 2-3 dni później, tobym tego zawału jednak dostała.

      Usuń
    4. Bo wcale nie trzeba używać :). Wystarczy zajrzeć na stronę krolewskomatczyna, zalinkowana u góry, komentowac się nie da, ale czytać jak najbardziej, a ja tam czasem wrzucam rzeczy, których na blogu nie ma :).

      Usuń
    5. i ja takoż wykonywam owoż polecenie :)

      Usuń
  12. Żeby zrealizować zapiski tajemnego kajecika i spełnić wszystkie prośby oraz ogarnąć niedomagania progenitury, próbowałem sztuki rozdwojenia, a nawet roztrojenia i z tego wszystkiego nie potrafię sobie zwizualizować KM. Nie wiem czy choć dłoń uścisnąłem, czy to może z tego, że się po prostu nie widzieliśmy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzieliśmy się i nawet sobie machaliśmy, z tym, że ja wiedziałam, do kogo macham (korzystając z pomocy Podpowiadaczy typu:"o, zobacz, Bazyl, tam, tam, Bazyl tam przebiegł!"), a ty najwyraźniej nie :D.

      Usuń
    2. Jeśli to było w M1, to parę razy cwałowałem z rozwianym ..., no dobra, z plecakami rozwianymi. Będzie jeszcze okazja, tak mniemam :D

      Usuń
    3. Raz mi Janek pokazywal Bazyla, jak stalismy do Marty Kisiel, raz istotnie ZwL, gdzieś w okolicy Ulicy Pokątnej :D.

      Mam nadzieję, że będzie okazja, aczkolwiek z moja częstotliwoscia uczestnictwa (średnio raz na dwa i pół roku) obawiam się, ze blog może przestać istniec do tego czasu...

      Usuń
    4. Mój czy Twój? I czy do miłego posiedziska przy tegesie niezbędny jest blog? :P

      Usuń
    5. Mój :). A jak znam swoje umiejętności umawiania się na posiedziska to blog jest jednak niezbędny, jako, ten, no... bodziec, o.

      Usuń
    6. To niech se KM pielęgnuje, ten, no ... bodziec, a ja zacznę przygotowywać tegesy :D

      Usuń
  13. Było cudownie!

    To ja piszczałam. No nie spodziewałam się, naprawdę, że Cię poznam. :) Było fantastycznie Cię poznać, Królowo!

    OdpowiedzUsuń
  14. O Królowo, Twój blog był dla mnie i mojego Męża Na Pół Etatu radosna lektura przez wiele wieczorów. Większość przeczytana na glos. Podziwiam i zazdroszczę (tak pozytywnie).
    Pozdrawiamy z Arabii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zadroszczę Arabii :).

      Dziękuję i zapraszam (postaram się pisać regularniej, słowo :)).

      Usuń
  15. Ach, gdy przypomną sie pierwsze zloty... Człowiek czuje się jak weteran. Swoją drogą, Królowa mi przypomina moją przyjaciółkę, też istotę niezwykle niskiej samooceny i wielu talentów (aż czasem nie mogę uwierzyć, że ona wciąż chodzi do liceum) no i trochę samą siebie... Ale o tym ciii, bo buduję image osoby z dużą pewnością siebie.
    Muszę kiedyś uścisnąc prawicę i dostać autograf, który powieszę sobie na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy oddany przeze mnie autograf (jeśli w ogóle kiedykolwiek jakiś dam :)) to JA sobie powieszę na ścianie :D!

      Usuń
  16. Cudownie, że pojechałaś!!!!!!!!! Brawa dla mężą za to, że cie prawie wygonił :)

    Ja bardzo żałuję, że ne dotarłam na te targi :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Królowa Matka w Krakowie a ja przegapiłam? Nie daruję sobie tego!

    OdpowiedzUsuń