niedziela, 15 maja 2016

O radościach z rodzicielstwa

Pompon Starszy miał komórkę.

To znaczy, przede wszystkim, nie komórkę, tylko plastikową zabaweczkę udającą komórkę, to po pierwsze.

Po drugie, komórkę miał także Pompon Młodszy. Na szczęście jednakże swoją dość szybko gdzieś posiał, dzięki czemu jego Rodzice jeszcze nie do końca zwariowali - a stałoby się to niechybnie, gdyby narażeni byli na kontakt z Pomponem Młodszym i jego komórką, jego wielogodzinnymi przez tę komórkę rozmowami, jego grami, które musieliby obserwować i komentować, pozowaniem do zdjęć, które by nią robił oraz wybieraniem dzwonków i tapet, a wszystko to byłoby nie do uniknięcia, gdyż Pompon Młodszy jest dzieckiem o żywej wyobraźni, niepohamowanej wymowności i uporze uniemożliwiającym pójście na idiotyczne kompromisy typu: "Kochanie, rozmawiamy przez twój telefon już godzinę, pozwól, że mamusia sprawdzi te górę testów, a potem popatrzę, jak pięknie grasz w kurczaczki".

Pompon Starszy swojej nie zgubił, ale przynajmniej przez nią nie rozmawiał. Za to grał. Grał na niej namiętnie, relacjonował te gry pełnym głosem, życie Królowej Matki i Pana Małżonka wypełniał dźwięk klikania w plastikowe guziczki, zawsze obecne gdzieś w okolicy. Ponadto chodził z nią do przedszkola, jeździł do babci, spał i wstawał, kazał ją naprawiać, gdy nieco nadpękła za sprawa intensywnego nadużywania, sklejać klejem typu super glue oraz taśmą klejącą, dokręcać śrubeczki i zamalowywać odpryśnięte kolorki i inne takie.

Aż wreszcie, gdy udał się wyprowadzić psa wraz z Panem Małżonkiem oraz nieodłączną komórką w kieszeni bluzy, ta się wzięła i mu wypadła. Pompon Starszy zauważył zgubę po powrocie do domu, lecz, niestety, niestety, mimo, iż pospieszył pospołu z Tatusiem przejść ponownie całą trasę spaceru okazało się, że jakiś Wraży A Wyposażony W Pojazd Dwuśladowy Sąsiad (a niewykluczone, że nawet Kilku Sąsiadów) pospieszył bardziej i przejechał się był po sprzęcie, obracając go w drzazgi. O czym Pompon Starszy doniósł Królowej Matce w sposób na tyle Wzburzony Emocją, że niewiele ona zrozumiała poza faktem, że komórka przeniosła się do Krainy Wiecznych Łowów.

Kilka dni później na spacer z psem udali się Królowa Matka i Pan Małżonek, sami jedni.

- Chodź, pokażę ci coś - rzekł Pan Małżonek tajemniczo i powiódł Królową Matkę ścieżką przez las, którą znała ona dobrze, szła więc za Panem Małżonkiem raczej zdziwiona jego tonem i nie spodziewając się znaleźć na niej niczego niezwykłego.

A jednak.

Po chwili stanęli nad szczątkami Ukochanej Komórki Pompona Starszego, przemielonej przez koła licznych pojazdów i wbitej w podłoże.

- Miejsce tragedii - rzekł żałobnie Pan Małżonek, po czym oboje z Królową Matką zastygli nad smutnymi resztkami w pełnym uszanowania milczeniu.


Po chwili.

Pan Małżonek (tonem niezmierzonej tkliwości) - Ach, gdyby ona grała! Jeszcze bardziej bym się cieszył...
...
...
...

Oto, co Rodzicielstwo robi z człowieka!


13 komentarzy:

  1. Ach. A ja o niczym innym nie marzyłem w zeszłym roku, jak o tym, żeby dzieciom sąsiadów szlag trafił samochodzik wygrywający zestaw coś sześciu przenikliwych melodyjek. Niestety prawnym opiekunom nieletnim ustrojstwo nie przeszkadzało, bo nie kwapili się wyjąć baterii. Tyle dobrego, że chyba jedno dziecko już wyrosło, a drugie nie dorosło, więc jest chwila przerwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak coś podejrzewałam, że rodzice dziatwy (a także, jak sie okazało, sąsiedzi) zrozumieja naszą radośc ;).

      Usuń
    2. A nie masz tak, że z nadludzką gorliwością przeznaczasz na elektrośmieci chińskie elektroniczne organy albo grającą pszczółkę od razu, jak tylko skończą się im baterie albo obudowa ulegnie choćby niewielkim uszkodzeniom?

      Usuń
    3. Mam. I jeszcze mam tak, że zapominam kupić baterie. Regularnie.

      Usuń
    4. O tak . Szczególnie jeśli są guzikowe albo AAA :P

      Usuń
  2. Chwila szczęścia... :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Papier toaletowy! Była to jedna z pierwszych rzeczy, jakich nauczyło mnie rodzicielstwo. Głośniczki w zabawkach zatyka się papierem toaletowym, zdjąwszy uprzednio obudowę, rzecz jasna. (#złakobieta)

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mego dziecka zaraz na drugi dzień po otrzymaniu prezentu od "życzliwej" osoby baterie w sposób nagły dokonywały żywota i niestety zamienniki były nie do kupienia oczywiście:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja ostatnio wybiegałam na podwórko,nasłuchując syren straży pożarnej, okazało się zaś, że to bączek odpustowy, w prezencie od dziadka dostany, dźwięki podobne do syreny strażackiej wydaje, kiej się go nakręci... Carpe diem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. wwww, jak ja nie znosze tego typu zabawek i co ja się czasem nakombinowałam , by jakos tak cudownie "zniknęły" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy moje pierwsze dziecko było jeszcze zbyt małe na takie atrakcje dostaliśmy od mojego kolegi wór zabawek. W tym całkiem ładne z tych grająco-swiecących, wszystkie sprawne i z bateriami. Przy myciu pierwszej odkryłam tajemnicę, która zmieniła całe moje macierzyństwo - głośniczek był dyskretnie zaklejony przezroczystą taśmą klejącą. I tak konsekwentnie we wszystkich.

    Więc ja kocham te hałaśliwe zabawki i zawsze mam do nich baterie. ... oraz dyskretnie schowaną bardzo dobrą taśmę.

    OdpowiedzUsuń
  8. O, Królowo. Cieszę się, że piszesz :)
    Mam temat do Twojego działu reklamowego: miałabyś czas ustosunkować się do reklamy lactovaginalu?
    Nie nalegam.
    Noemi

    OdpowiedzUsuń