piątek, 14 sierpnia 2015

Anty-doradczo

Ostatnio napadają Królową Matkę Ludzie-Poradniki.

Ludzie-Poradniki mają jedno dziecko (ciekawe, że tacy najbardziej garną się do udzielania rad, o, jeszcze ci, co w ogóle nie mają i nie chcą mieć dzieci, ci też). I Wiedzą. Wiedzą, jak je karmić, poić oraz jak do dziecka przemawiać, by mu wykształcić stosowny charakter. Jakimi zabawkami je otaczać, jakich broń bogowie nie dawać do rąk, na jakie programy telewizyjne zezwalać, w jakich godzinach i czy w ogóle, jak karcić, czy karcić, za co karcić, oraz jakie tzw. metody wychowawcze ZAWSZE działają, gdyż u nich podziałały, więc.

Wiedzą to wszystko, a mimo to o coś pytają, chyba specjalnie po to, by - gdy już z Królowej Matki wycisną niechętną odpowiedź - wyjaśnić jej z wyższością, co zrobiła źle, a czego oni źle nie zrobili/ nie robią/ nie zrobią, a zrobiła to na pewno źle, gdyż jej dziecko powiedziało/ zrobiło/ zareagowało tak, jak ich dziecko nigdy, przenigdy, prze-prze-przeniegdy nie powie/ nie zrobi/ nie zareaguje.

Szansa, że Ludzie-Poradniki przeczytają królewskomatczyne wynurzenia jest zerowa (chociaż, kto wie? może niektórzy ją czytają, nie wiedząc, że to ona :)), ale od czego człowiek ma bloga, jeśli nie od tego, by sobie od czasu do czasu pary na nim upuścić.

Więc Królowa Matka upuszcza.

Będąc Młodą Mamusią przychodzili do Królowej Matki przeróżni ludzie i rad jej udzielali mnogo a mnogo, bo Przeróżnym Ludziom się wydaje, że Młodym Mamusiom tak można, a nawet należy, zaś same Młode Mamusie są zazwyczaj tak przejęte i tak przestraszone swoją nową rolą, że stanowią dość łatwy cel.

Na szczęście (o ironio) Pierworodne Dziecię Królowej Matki było wcześniakiem, a nawet najbardziej pewni siebie Ludzie-Poradniki jednak trochę wyhamowują w swoim zapale, gdy już-już padające  niby klejnoty u stóp Wdzięcznej A Niedoświadczonej Matki rady dotyczyć mają dziecka, które u zarania życia ważyło kilogram.

Ale jedną radę Królowa Matka, otrzymawszy ją, zapamiętała, stosowała i stosuje.

Udzieliła jej Położna na Oddziale Neonatologicznym. Gdy straszliwie przestraszone, bardzo niepewne siebie i bardzo, bardzo niedoświadczone Królowa Matka i jej Koleżanka z oddziału zwierzyły się Położnej, że nie wiedzą, jak karmić, jak poić, w ogóle co robić, na dwór wyprowadzać? zimą? werandować? piersią? butelką? nosić na żądanie? usypiać w łóżeczku? bo różne rady dostają, przeważnie sprzeczne? - Położna powiedziała: "Niech panie robią, co czują. Matka nigdy nie zrobi swojemu dziecku krzywdy. Jeżeli nie chce, oczywiście" - dodała dla uczciwości, bowiem wiadomo było, że w omawianym wypadku taka sytuacja nie zachodzi.

W związku z powyższym Królowa Matka pilnie obserwowała swoje dziecko i robiła to, co czuje, chociaż, naturalnie, słuchała czasem rad, na przykład własnej Matki, oraz zaglądała  zdarzało się, do poradników i innych przemądrych artykułów, które czasem pomagały, a czasem wręcz przeciwnie.

Już wtedy nie lubiła udzielać rad (także dlatego, że miała bardzo nietypowe pierwsze macierzyńskie doświadczenia), ale całkowicie zaprzestała procederu po urodzeniu Potomka Młodszego. Wówczas udzieliła ostatniej. Skierowała ją do koleżanki, która cierpiała właśnie na ogłuszenie skutkiem cykania zegara biologicznego, na Potomki patrzyła chciwym, łzawym i wyidealizowanym wzrokiem, a że sytuację rodzinną miała znacznie bardziej skomplikowaną, niż Królowa Matka, i nad powiciem dzieciątka powinna znacznie dłużej i poważniej myśleć, Królowa Matka rzekła była: "Zastanów się. To w rzeczywistości nie wygląda tak, jak w reklamach, pamiętaj, że reklamy potwornie kłamią". Koleżanka uznała, że Królowa Matka chce ją zniechęcać do macierzyństwa i się obraziła, a Królowa Matka jakiś czas później urodziła Pompony i wszelka ewentualna chęć doradzania sklęsła w niej ostatecznie, jak przekłuty balonik.

Oto, dlaczego.

Hodowane przy użyciu identycznych metod i według powyżej przytaczanej rady Położnej jedno z jej dzieci spało w swoim łóżeczku. Budziło się regularnie co trzy godziny, chwilę possało/popiło wody z butelki, Królowa Matka je przewijała i odkładała do łóżeczka, gdzie spało kolejne trzy godziny, i apiat' od początku, i tak przez dwa i pół roku. Jedno spędziło w swoim łóżeczku jedną noc. Ponieważ cała reszta rodziny spędziła tę noc WOKÓŁ łóżeczka, a nazajutrz chodziła jak zombie, od tej drugiej dziecko spało z rodzicami w łóżku do roku, potem przeniosło się do siebie, ale i tak o świcie wychodziło po szczebelkach i wracało do łóżka rodziców. Przy tym Dziecięciu była Królowa Matka chyba najbardziej wyspana, karmiła przez sen (swój, ale małego też :)), a gdy dziecko przychodziło do niej o świcie po prostu się przesuwała, nawet nie otwierając oczu. Jedno przesypiało całe noce od pierwszego dnia życia, nawet wtedy, gdy było karmione piersią, ale budziło się około 5.30 i zaczynało nowy dzień. Jedno od pierwszego dnia życia budziło się dwa razy na noc na karmienie, dzień zaczynało po godzinie ósmej, a łóżko rodziców zaczyna nawiedzać w weekendowe poranki teraz, natomiast we wczesnym dzieciństwie wyniośle je ignorowało.

Wszystkie dzieci były karmione piersią na żądanie, starsi odstawili się sami po około 22-24  miesiącach, młodsi zostali odstawieni po 5-u, ponieważ Królowa Matka wylądowała w szpitalu ze swoim chorym serduszkiem. Ponadto jedno nie wykazywało zainteresowania żadnym jedzeniem poza wspomnianą piersią, jedno miało cztery miesiące, gdy zaczęło sobie ściągać owoce i warzywka z talerzy współjedzących, dwoje jadało to, co im się podało i wtedy, gdy im się podało bez uwag i bez protestów.

Po wyrośnięciu z wieku niemowlęcego jedno przez wieeeeele miesięcy jadło prawie wyłącznie oliwki i keczup, za to nie tknęło (do dziś) świeżego pomidora, jedno z nabiału uważa wyłącznie jogurty, za to je wszystkie warzywa i owoce, jedno jest nabiałowe - ser, twaróg, mleko, owsianka na mleku, jogurty, jedno nie je niczego ciepłego (poza pizzą).

Jeśli chodzi o odpieluchowywanie, jedno nie mogło pojąć, o co chodzi z tym nocnikiem przez wiele tygodni (a miało ponad dwa lata), ale jak zrozumiało, że na to się siada i siusia - odpieluchowało się natychmiast i w stu procentach, bez żadnych wypadków ani w dzień, ani w nocy. Jedno odmówiło siadania na nocnik i od razu załatwiało się na sedes (ulubiona wersja Królowej Matki, BTW). Jedno odpieluchowywało się podręcznikowo. Jedno do wieku przedszkolnego (do końca trzeciego roku życia) spało w pieluszce, beztrosko lało pod siebie i wyjaśniało, że "nie chce chodzić w majteczkach, gdyż bardzo lubi mieć mokrą pieluchę". Jedno - bo przypomina Królowa Matka, że mówimy o chłopcach - siusiało na stojąco, zanim jeszcze sięgnęło do sedesu, jedno nie siusia na stojąco do dziś i - jak twierdzi - nie zamierza próbować. Żadne nie wykonało nigdy w życiu żadnego z tych, siejących grozę na forach dla mamuś i wśród osób mających znajomych z małymi dziećmi, numerów z kupką w stylu - wyjęcie jej z pieluchy i wymazanie nią najbliższej okolicy czy schowanie się i załatwienie potrzeby do szafy.

Jedno raczkowało w upojeniu do osiemnastego miesiąca życia i nie wyrażało najmniejszego zainteresowania chodzeniem, za to gdy zaczęło chodzić - natychmiast puściło się w galop, w którym trwa do dziś. Troje zaczęło chodzić, zanim skończyło rok, w tym jedno nie raczkowało wcale, za to stanęło na nogi w wieku ośmiu miesięcy, a ruszyło w świat - w wieku dziewięciu (zupełnym, ale to zupełniutkim przypadkiem było to akurat to dziecko, o którym Ludzie-Wiedzący-Lepiej mówili, że będzie chodzić bardzo późno, pani, jak skończy rok, półtora, albo i dwa, takie ciężkie dzieci, pani, to nie chodzo!), jedno raczkowało na rękach, ciągnąc za sobą nóżki jak bezwładne (i wywołując panikę w rodzinie), jedno raczkowało może z miesiąc, za to do tyłu.

Dwoje właściwie nie mówiło do piętnastego miesiąca życia, ale jak zaczęło to od razu zdaniami złożonymi, jedno nie odbiegało od szeroko pojętej normy, jedno nie mówiło, bo mu się nie chciało tak ewidentnie, że nawet lekarz rodzinny to lekceważył.

Wszystkie były noszone na rękach na życzenie, żadne nie zostawało nigdy odłożone, żeby się wypłakało. Żadne nie zostało przez noszenie na rękach "zepsute", żadne się nie przyzwyczaiło do noszenia tak, że nie chciało się odzwyczaić, żadne nie życzy sobie spać do teraz w rodzicielskim łóżku i, oczywiście, żadne nie domaga się karmienia piersią.

Żadne właściwie nie płakało, o opętańczym darciu się nie wspominając. Jedno przez pierwsze cztery miesiące życia robiło co prawda "wrzeszczącą" noc raz na miesiąc, ale mu przeszło bez śladu. Wszystkie, popłakujące, bardzo łatwo było ukoić.

Żadne nie przeszło etapu zwanego "buntem dwulatka", no, chyba, ze Królowa Matka przeoczyła, w związku z czym w bunt dwulatka Królowa Matka nie ma powodu wierzyć.

Wszystkie powyższe przykłady dotyczą rzeczy w dużej mierze fizjologicznych, związanych z jedzeniem, piciem, spaniem i wydalaniem, czyli z tym, na czym poradniki się skupiają.

Żadnej Królowa Matka nie żałuje i żadnej by nie zmieniła, bo tego właśnie jej dzieci potrzebowały i to pozwalało im rozwijać się w odpowiednim dla każdego tempie, a Królowej Matce w ich rozwoju uczestniczyć, a nie poddawać tresurze.

Już tylko to wystarczyło, by Królową Matkę nauczyć, że rady są bez sensu (wszystkie - poza ta jedną jedyną: "Rób, co czujesz. Nie zrobisz swojemu dziecku krzywdy").

I tego, że rad się nie udziela - zwłaszcza, gdy ma się jedno dziecko. Bo jeśli to jedno dziecko akurat idealnie pasuje do poradnika, śpi, kiedy poradnik każe, je wtedy i to, co poradnik każe, zaczyna mówić i chodzić, kiedy poradnik każe oraz nie sprawia żadnych, ale to żadnych problemów oznacza tylko jedno -

MIAŁAŚ PO PROSTU SZCZĘŚCIE, OSOBO-KTÓRA-UDZIELASZ-RAD-INNYM.

Królowa Matka też je miała. Żadne z jej dzieci nie było high-needs-baby. Żadne nie miało kolek (jednym z najważniejszych królewskomatczynych koszmarów podczas ciąży z Pomponami była wizja urodzenia kolkowych bliźniąt. Wszystkim matkom, które tego doświadczyły należy się, zdaniem Królowej Matki, medal i dożywotnia emerytura państwowa). Żadne nie jest alergikiem. Wszystkie były wysoce sprawnymi w swym fachu ssakami, a Królowa Matka wysoce sprawną w swym fachu mleczarnią. Jakoś sobie Królowa Matka nie wyobraża, że mając takie doświadczenia udziela rad, na przykład, matce alergika.

Albo sugeruje, że ta zrobiła coś źle, bo przecież ona (fakt autentyczny) po powrocie ze szpitala z dwukilogramowym wcześniakiem narąbała się pierogów z kapustą, bo akurat była Wigilia, a dzieciątko, opite jej mlekiem, spało jak anioł i ani kwiknęło, więc naprawdę, z tą dietą eliminacyjną to jakaś ściema.

Oraz, Osobo-Która-Udzielasz-Rad-Innym, przestaniesz je mieć. To szczęście.

Przestaniesz je mieć. Możesz być tego pewna na sto procent.

Pewnego dnia, gdy Twoje Dziecko wyrośnie z wieku Poradnikowego, w którym wszystko tak ładnie da się opisać, zważyć, zmierzyć i wcisnąć w siatki centylowe, czyli, mówiąc brutalnie i nieładnymi słowy - z wieku, gdy dziecko bardziej się hoduje, a mniej wychowuje, zostaniesz zaskoczona tym, że runie ono na środek ulicy i odmówi pójścia dalej z dzikim wrzaskiem (żadne z dzieci Królowej Matki tego nigdy nie zrobiło co prawda, więc może i Tobie się uda), albo przyczepi się z rykiem "kupmikupmikupmi!!!" do półki w sklepie (tego też nie, aha!), odezwie się słowem, którego go nie uczyłaś, odmówi zrobienia czegoś, o co je prosisz, odpowie niegrzecznie, nie zgodzi się z tobą, polubi coś, czego nie znosisz, uzna za nudne coś, co kochasz. Okaże się, że Ty co prawda wychowywałaś łagodnego pacyfistę o ujmującym obejściu, ale ono się spieni, wrzaśnie i uderzy kogoś ile sił.

To się zdarzy.

Zawsze się zdarza i wszystkim.

Królowa Matka wie to na pewno.

Ponieważ - mimo stosowania identycznych metod wychowawczych, pochylania się z troską, reagowania na potrzeby, acz również konsekwentnego wdrażania w życie społeczne - ma w domu:

- jednego malkontenta i pesymistę, którego trawa zawsze jest mniej zielona, a szklanka nie pusta, ale po prostu wyschnięta na wiór,
- jednego optymistę, którego świat bez względu na okoliczności mieni się wszystkimi barwami, jak bańka mydlana,
- jednego rzeczowego i spokojnego pedanta, który przepada, jak jest "odtąd-dotąd", kocha się pakować, układać po swojemu, porządkować świat,
- jednego bałaganiarza level expert, na którym Królowa Matka robiła z ciekawości testy w rodzaju "Jak tu położę jedną skarpetkę, to jak długo będzie leżała?" i poddawała się, gdy wyrosła na skarpetce cywilizacja właśnie zaczynała budować statek kosmiczny celem udania się na eksplorację cywilizacji ościennych (np. tych stworzonych na innych skarpetkach, licznych opakowaniach po chrupkach, rozbebeszonym piórniku z kredkami oraz zasuszonym ogryzku jabłka),
- jednego mistrza asertywności, po prostu nic więcej się nie da o nim powiedzieć,
- jednego histeryka, wpadającego w cholerę z byle przyczyny,
- jednego samotnika,
- dwie dusze towarzystwa,
- jednego samotnika, który pragnie ponad wszystko być duszą towarzystwa,
- jedno dziecko wysoce uzdolnione manualnie,
- jedno zupełnie pozbawione talentów manualnych,
- dwoje gadatliwych jak katarynki,
- dwoje niezwykle opiekuńczych wobec np. małych dzieci i lgnących do maluchów jak pszczoły do miodu.

I nadal tylko czworo dzieci :).


Ale nade wszystko ma czworo ludzi.

A ludzie, droga Osobo-Która-Udzielasz-Rad-Innym, nie są jak glina, którą lepisz według własnych upodobań oraz reguł.

Ludzie zaskakują.

Zawsze.


42 komentarze:

  1. Cudowny tekst :) Przepiękny absolutnie :) Będę go pokazywać wystraszonym nowym matkom, jak na takie trafię, a bardzo żałuję, że sama na taki nie trafiłam, będąc takową (ani na taką położną, ani na nikogo, kto by mi powiedział, że jak zrobię, tak będzie dobrze). Ja mam wprawdzie tylko dwa egzemplarze małych ludzi na stanie, ale również różnią się diametralnie wszystkim, mimo, że chowane w tym samym domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam w ogóle szczęście i do lekarzy, i do położnych. A ta akurat nie była wcale naszą ulubienicą :D. Miałysmy wiele fajniejszych, milszych, bardziej lubianych na oddziale.

      Ale rady udzieliła absolutnie doskonałej!

      Usuń
  2. Królowo!
    Kocham Panią proszem Paniom !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tesz koham Krulowom Matkię, proszem mi się tu nie wcinać!

      Usuń
    2. Krulowa Matka ma serce jak stodoła, fszystkich koha, i fszyscy mogom kohać jom!

      Usuń
    3. Więc mła tesh się zmięści :)
      PS. Ja nie doradzam, co najwyżej coś tam w głowie skomentuję :P

      Usuń
    4. Komentowanie w głowie jest dobre. Oraz potrzebne, jako wentyl bezpieczeństwa ;).

      Usuń
    5. Stosuję też wredne obgadywanko do spółki z Kitkiem.

      Usuń
  3. Super wpis, chociaż mam tylko dwoje dzieci i to płci różnej, w dodatku już dorosłych, podpisuję się obiema rękami i nogami też. Od urodzenia byli różni jak kot i pies, jak czerń i biel i nadal tacy są. Wszystko (no prawie) co napisałaś mogę odnieść do siebie i do moich dzieci. Z tym że ja miałam alergika. Ale rady? Zamiast radzić opowiadam jak robiłam w tym jednym konkretnym przypadku i zawsze zaznaczam że to akurat taka a nie inna alergia była i że akurat to i to pomogło, co nie znaczy że komuś innemu musi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mienie" alergika pomaga :). Tak jak w moim wypadku - "mienie" wcześniaka. Więcej czlowiek rozumie, a i powstrzymac się potrafi.

      Ale tacy niesamowicie madrzy i wiedzący maja albo bezproblemowe dziecko, albo nie maja dzieci wcale.

      Usuń
  4. Cudowny tekst, po prostu cudowny! Matka dwojki dzieci, powstrzymuje sie od dawania rad, conajwyzej zapytana opowiadam jak bylo u mnie z zaznaczeniem, ze nie musi byc regula u innych, pozdrawiam i mam nadzieje, ze jak najwiecej wszystko wiedzacych i radzacych to przeczyta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :).

      Ani wszystko wiedzacy, ani radzący nie wezma tego do siebie, choćby czytali i milion razy, obawiam się ;D.

      Usuń
  5. czy ja już mówiłam, że Cię kocham i uwielbiam? Tak? E tam, widocznie za mało. Uwielbiam. Do nóżek padam. Też będę taką mamą, a co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm, ekhm, zaczynam się bać. Bo wiesz, ja jestem taką średnią mamą :). Zmęczoną, czasem znudzoną wlasnymi dziećmi i taką, której się czasem nie chce (a mama, której sie czasem nie chce to normalnie koniec świata jest :))...

      Usuń
  6. Dobre rady zaczynają się już na początku ciąży, żeby zmiękczyć ofiarę. Dokłada się opisy koszmarów i przypadłości ciążowo-szpitalnych i potem można już radzić do upojenia-znękana ofiara zrobi dokładnie wszystko, czego życzy sobie doradca-oprawca.
    Szacunek Królowo-jesteś Wielka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, tak, ciąża. I opis porodów, owszem. Jakoś wyparłam, no i miałam szczęście, bo o porodach rozmawiałam głównie z kuzynką, która rodzi w piętnascie minut :)...

      Usuń
  7. Trafiłaś na mądrą położną. Też na taką taką trafiłam i powiedziała mi dokładnie to samo. Była to również jedyna rada, którą się przejęłam. Choć nie wiem czy mam coś do powiedzenia jako matka jedynaczki* ;)

    * Tak się pocieszam, że chociaż dorosłej, więc zaliczyłam już dojrzewanie, fajki, procenty, prawo jazdy, maturę, studia, emigrację zarobkową i tabuny chłopaczysków, wyżerających mi wszystkie produkty z lodówki oraz wyjących pod oknami do księżyca :D Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że masz :). Znam masę mądrych mam jedynaków, i całkiem sporo nie calkiem madrych mam wielodzietnych :).

      A przede wszystkim jako mama wiesz, że są tacy ludzie, co się wszedzie wpychają i radzą, i się wymądrzają, i co się chce z nimi zrobić :))).

      Więc bogom dzięki za bloga :D.

      Usuń
  8. Ja otrzymałam jedną mądrą radę od starszej siostry, gdy spanikowana patrzyłam na pakunek z pierworodnym, który właśnie wtargaliśmy do domu. Radę, która sprawdza się w hodowli każdej latorośli. Siostra (matka bliźniąt) powiedziała mi, że spoko, dam se radę, muszę tylko nawilżać od góry, osuszać od dołu i nie pomylić końców - i jakoś poszło ;)
    A położna miała 100% racji! :) Resztę dobrych rad można se w buty wsadzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jaka swietna rada! Pożyczam i w razie potrzeby będe stosowac, jesli pozwolisz :D.

      Usuń
  9. Dzięki Ci Królowo za Twoje mądre wpisy, przywracają mi wiarę... w sama nie wiem co, ale przywracają. Takie przyjemne poczytanie na koniec dnia.
    I Choć moje Pociechy są mocno przerośnięte z przyjemnością tu zaglądam i chłonę Twój styl pisania.
    PS Takiego fachowca od skarpetek też wyhodowałam, ale może dzięki temu nie ma alergii ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrósł? Z tych skarpetek??? Prosze, ukój mój niepokój i napisz, że tak ;)!

      Usuń
  10. "wszystkie - poza ta jedną jedyną: "Rób, co czujesz. Nie zrobisz swojemu dziecku krzywdy"
    Ech, gdyby to było tak pięknie.
    Nie jestem matką, ale mam matkę. Jestem przekonana, że chciała dla mnie najlepiej i wychowała mnie, jak tylko umiała.
    Ale wielu zaburzeń i fobii, jakie mi nieświadomie zafundowała, nie pokonałam do dziś i nie wiem, czy zrobię to kiedykolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię, by położna miała na myśli nastolatki i starsze dzieci. Mowila o niemowlętach i do zalewanych świetnymi, kopletnie sprzecznymi radami mam.

      No i ja się często zastanawiam, jakie fobie i traumy zafundowałam swoim dzieciom. Bowiem wydaje mi sie, że rzecz jest nie do uniknięcia, chociaż kazda matka pewnie chciałaby ich uniknąć. Ale się nie da. także dlatego, że dzieci to ludzie, a ludzi się nie kształtuje według swojej wizji, oni są w pewnym sensie gotowi od początku, i często inni, niż się rodzicom wydaje, że powinny byc...

      Usuń
  11. TO jakieś popaprane jesteśmy. Ty z 4 ja z 5 i nie sypiemy radami jak z rękawa? Ewidentnie coś z nami nie tak, pewnie w ogóle sie dziećmi nie zjamujemy, nie znamy ich wcale :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosną sobie takie pyskate, niedopatrzone, jak te chwasty :D!

      Usuń
    2. To jesteście Patologia jakaś-wiedza i na siłę nie wpychają, no ja nie wiem :-))))

      Usuń
  12. Nie lubię ludzi wpychających się z buciorami czyjeś życie! Każdy robi jak uważa, każde dziecko jest inne :) Fajna masz tą czwórkę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BYWA fajna ;). Bywa... ach, co ci pisac będę, sama pewnie wiesz :)!

      Usuń
  13. A ja się z tą radą położnej zgodzić nie mogę :) Kiedy urodził się mój dwumiesięczny teraz synek nie wiedziałam nic, zrobiłam masę błędów i kilka rad naprawdę mi (albo raczej Ssakowi) się bardzo przydało. Przy drugim dziecku będzie pewnie trochę inaczej, ale przy pierwszym warto czasem słuchać innych i szukać w ich słowach tego co wartościowe i co może dać dziecku korzyść. Wiadomo - każda matka jest inna, każde dziecko jest inne, ale mi akurat to początkowe przekonanie, że jako matka będę wszystko wiedziała/czuła napsuło sporo krwi. Bo ja nic nie czułam, poza paniką może ;) A czy zrobiłam synowi krzywdę? Na przykład go przegrzewałam i gdyby nie kilku "życzliwych" pewnie nadal bym to robiła. Więc chwała im za to.
    Z drugiej strony większość doradców bywa po prostu bezczelna, bo to naprawdę nie jest ich sprawa i tak jak piszesz - to że coś z dzieckiem dobrze wychodzi, zazwyczaj świadczy o tym, że to takie dziecko po prostu, a nie o wybitnych zdolnościach pedagogicznych rodzica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę, że nadal przegrzewalabys dziecko przy tych upałach, to tak na początek :).

      Sama pisałam, że na początku się bałam i pytałam o rady, a nawet z nich korzystałam czasami. Ale gdy rad jest tysioncpińcset, i są sprzeczne (a ZAWSZE tak się w koncu zdarza) zawsze kierowałam się tym, co powiedziala ta położna - robiłam, co uważam, i reszte miałam w d... . Do tego, żeby mieć w d... rady typu "nie śpij z nim, nie bedzie chcial spać u siebie", "nie noś go na zawolanie, przyzwyczai się" to trzeba sobie skórę jak nosorożec wyhodowac. Także do tego, by się nie przejmować opiniami "ale jak to wychodzisz do koleżanki, a dziecko????".

      Wyhodowałam i nie żaluję, jedno z moich dzieci rzeczywiscie spało z nami przez caly rok, a wszystkie były noszone, żadne się od tego nie zepsulo, nie rozwydrzyło i wszystkie się same "odstawiły". A ja wychodziłam na spacer czy do kolezanki jak czułam, że zwariuję, i nie zwariowalam (chyba ;)). I nauczyłam się nigdy, przenigdy nie poddawać w wątpliwość decyzji innych matek, że ich dzieci spać będą w łóżeczku (chociaż, przyznam się, jestem zażartą przeciwniczką osobnych pokoi dla niemowląt, wtedy musze siadać na języku, żeby czegoś nie chlapnąć, ale siadam i nie chlapię), może ich dzieci tak mają, skąd mnie to wiedzieć. W końcu sama mialam dwoje (a nawet dwoje i pół :)) takich, które w swoim łóżeczku spało jak anioły.

      Ale co bym zrobiła, jaką wielka krzywdę, temu, które spać w łóżeczku nie mogło? Gdybym się upierała, że ono też, bo inne nie mialy z tym problemów?

      Więc jednak twierdzę, że to JEST najlepsza rada na świecie - sluchać siebie, słuchać swego dziecka, robic, co sie uważa za słuszne.

      Jak się ma wokół siebie mądrych doradców to dziękować za to Łaskawemu Losowi, ale jednak powyższe to podstawa.

      A, i PS. NIE WIERZĘ, że zrobiłas swojemu synkowi krzywdę, skoro zyje, jest zdrowy, i cię kocha :).

      Usuń
  14. Dziękuję za ten ostatni fragment, pod zdjęciem. Przepiszę go sobie (za pozwoleniem, oczywiście) i powieszę w widocznym miejscu, gdzie będzie wisiał, dopóki nie wbiję go sobie na stałe do głowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, bardzo mi milo :). Ale to chyba nie jest takie odkrywcze :)...

      Usuń
    2. Mniejsza o odkrywczość ;) Grunt, że ktoś to na moich oczach nareszcie zwerbalizował... hmm, niezbyt poprawnie to zdanie wygląda. No, ale chyba wiadomo, o co chodzi :D

      Usuń
  15. O tak! Ludzie bardzo zaskakuja. W kazdym wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amen (napisała Królowa Matka, jak się juz ponapawala faktem, że Kaczką ja odwiedziła :)).

      Usuń
  16. I ja też to napiszę. Amen. Z ust mi wyjęłaś, Królowo. Będąc modą matkom martwiącą się o jakiś katarek pierworodnej, usłyszałam taki tekst od pana doktora: chore dziecko? Proszę pani- jeśli oddycha i kontaktuje, to nic jej nie jest. I tego się trzymam od dwudziestu lat :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzieci nie posiadam i na 95% posiadać nie będę. Cóż, natura wybrała za mnie, widocznie stałam w kolejce po co innego zgodnie ze stwierdzeniem, że przyroda nie znosi pustki. Na szczęście nie zaliczam się do osób, o których piszesz, wychodząc z założenia, że skoro czegoś nie doświadczyłam, to nie zamierzam się mądrzyć w tej kwestii. Chociaż, bijąc się w piersi, czasem w rozmowie z koleżankami-mamusiami, rozanielonymi swymi latoroślami wymsknie mi się coś w stylu "kiedyś będziesz teściową", albo "za kilka lat twój syn przyprowadzi dziewczynę" (co się w jednym z moich komentarzy już pojawiło). Jednak mam nadzieję, że nie jest to zaliczane do udzielania rad.
    Z rozmów z Mamą wiem, że byłam dzieckiem kompletne nie podręcznikowym. I biedna Mama w popłochu łykała wszystkie rady, które i tak niczym nie skutkowały. Na chwilę obecną jedno jest pewne - na szczęście dla Niej i dla mnie.
    I też nie wierzę w bunt dwulatka. Mało tego, w bunt nastolatka też nie do końca, ale to może od charakteru zależy.

    OdpowiedzUsuń
  18. Za użycie wyrażenia "fakt autentyczny" Anutek zostaje skazana na odtańczenie przed lustrem kankana z jednoczesnym samobiczowaniem się pończochą. W akcie łaski, spowodowanym głęboką sympatią do oskarżonej uznano, że pończocha może być czysta.

    OdpowiedzUsuń
  19. I tak całkowicie prywatnie, do przeczytania, a nie publikacji - zgadłaś, kto Cię skazał, moja ulubiona forumowiczko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się :D. Ale z tą ulubioną forumowiczką to nie bardzo, od kiedy ja już na forum nie bywam :(...

      Usuń