poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wakacyjne prawo Murphy'ego

Wszyscy znają prawo Murphy'ego, prawda? Ale Królowa Matka jeszcze przypomni.

Prawo to brzmi mniej więcej tak: „Jeżeli coś może się nie udać, na pewno się nie uda”.

A jak się ma małe (i te trochę większe też) dzieci, i jeszcze czasem wyjeżdża się z nimi na wakacje, wtedy oho, ho, ho!

Wtedy Prawo Murphy'ego staje się czymś, co zdeterminuje życie człowieka na ten tydzień / dwa tygodnie/ miesiąc, czy tam ile czasu trwa wyczekiwany przez cały rok urlop.

I tak na przykład, jeśli dziecko trzeba będzie natychmiast przewinąć/ umyć/ przewinąć i umyć, na pewno nastąpi to w chwili, gdy wszyscy, spakowani i dygocący wskutek reisefieber, będą już tkwić w samochodzie. Względnie na autostradzie, dokładnie między tymi zatoczkami, w których wolno się zatrzymywać.

Ilość haftek, guziczków, zapięć, zatrzasków i tasiemek, które w celu przewinięcia i/lub umycia należy odpiąć i rozwiązać jest odwrotnie proporcjonalna do czasu, jaki można na to poświęcić (i poziomu reisefieber u osób, które cierpią na tę, nie tak znowu rzadką, przypadłość).

Prawdopodobieństwo, że przewiniętemu, umytemu i obwiązanemu tasiemkami/ pozapinanemu na zatrzaski i guziczki dziecku natychmiast się uleje – najczęściej także na odzież osoby przewijającej – wynosi jakieś 99% (i jeśli ktoś należy do tego 1%, powinien mieć świadomość, że ma wyjątkowe szczęście, a nie, że to zupełnie normalne. Lub też, że Karma się zaczaiła podstępnie, a jak się już człowiek ucieszy, odetchnie i wyluzuje, jak nie gruchnie!!!).

Częstotliwość karmień/postojów na siusiu jest wprost proporcjonalna do długości trasy, jaką musicie pokonać i do waszego zmęczenia.

Jeśli jedno z waszych dzieci cierpi na chorobę lokomocyjną, a wy, jako dobrzy rodzice, nie zapomnieliście napoić go napojem imbirowym i nakarmić Aviomarinem, na pewno pochoruje się to drugie, to, które nie budziło nawet przez chwilę waszego niepokoju, to, które do tej pory podróżowało z Sopotu w Bieszczady bez mrugnięcia okiem.

Małe dzieci podobno potrafią spać w nocy i trzy godziny pod rząd, a młode niemowlęta to i szesnaście godzin na dobę, dziwnym trafem jednakże zarówno te trzy, jak i szesnaście godzin przypada na inną porę doby niż tę, gdy padacie na łóżko po dojechaniu do celu i pobieżnym rozpakowaniu się, wykończeni podróżą.

Wasze najdroższe skarby, które w ciągu roku przedszkolnego/ szkolnego trzeba było w dni powszednie ściągać z łóżka stosując siłę, przemoc i groźby karalne, względnie uciekając się do matczynych łez jako środka szantażu, w pierwszy dzień waszego urlopu budzą się świeżutkie jak szczypiorek i płonące chęcią zabawy jak step latem o jakiejś nieludzkiej porze, o której wy nie wiecie zbyt dokładnie, jak macie na imię.

Jeśli wasze najdroższe bąbelki MIMO waszego urlopu nie obudziły was, nie płakały, nie chciały jeść/ natychmiast iść na plażę/ natychmiast iść w góry/ natychmiast iść sprawdzić, czy koledzy poznani rok temu też już przyjechali/ natychmiast popływać łódką/ i tak dalej - można ze stuprocentową pewnością założyć, że zajęły się jakąś nielegalną i absolutnie zabronioną czynnością (rozbieraniem waszych komórek na części pierwsze po wykonaniu na nich uprzednio szeregu telefonów do Hiszpanii oraz na numery zaczynające się na 007, wyżeraniem z lodówki zakazanych specyjałów, zabawą w wypróbowywanie wszystkich twoich kosmetyków, spożyciem całego balsamu do opalania, rozmontowaniem dekodera telewizji satelitarnej będącego na wyposażeniu wynajętego domku - true story, pozdrawiamy machaniem Pompona Młodszego; i tak dalej, i tym podobnie).

Jeśli dzieci – które, jak wiadomo wszystkim rodzicom – najchętniej chorują w weekendy postanowią skręcić nogę, dostać uczulenia na nie-wiadomo-co, różyczki, świnki albo gorączki niezidentyfikowanego pochodzenia na pewno dostaną tego wszystkiego nie tylko w weekend, ale w dodatku nocą, i najchętniej w takiej miejscowości wakacyjnej, w której jest tylko punkt medyczny czynny od poniedziałku do czwartku w godzinach 8-13, a jeśli  przypadkiem trafią akurat na tę chwilę gdy samochód nawali/ benzyny starczy akurat na tyle, by dotoczyć się z trudem do najbliższej stacji benzynowej i ani obrotu kołem dalej, to już w ogóle bajer!

Jeżeli unikniecie większości (bo wszystkich to się nie da) powyższych pułapek, dojdziecie do siebie po podróży i ucieszycie się myślą, że oto dzieci śpią, wy nie jesteście padnięci na twarze z kretesem i w dodatku właśnie jesteście sami – któreś z waszych dzieci się obudzi.

Jeśli nie obudzi się wtedy, obudzi się pół godziny później. W najmniej odpowiednim momencie.

Jeśli, świadomi, że dziecko się za chwilę obudzi, zrezygnujecie ze słodkiego tete-a-tete na rzecz rozwiązywanie krzyżówek/ czytania książek/ oglądania jakiegoś śmiertelnie nudnego teleturnieju na jednym z tych pięciu kanałów dostępnych w większości wakacyjnych apartamentów, dziecko będzie spało kamiennym snem do ósmej rano.

Bo jeśli zamiast śmiertelnie nudnego teleturnieju w TV zdecydujecie się na pasjonujący film na DVD, dziecko obudzi się precyzyjnie w połowie filmu (albo w dokładnie wybranym, najbardziej dramatycznym momencie).

Jeśli okaże się, że obudziło się, bo należy je w pilnym trybie przewinąć, a wy się łudziliście, że wytrwa w tej pieluszce do rana, bo odkryliście, że zapas wam się akurat wyczerpał, na pewno nastąpi to w chwili, gdy wszystkie okoliczne sklepy są właśnie zamykane, a od nieokolicznego, czynnego do 24, dzieli was 40 km.

Jeśli sądzicie, że dzieci są niezbędne, aby prawo Murphy'ego rozpostarło przed waszymi zachwyconymi oczyma barwny wachlarz swych możliwości, a bez dzieci nic wam nie grozi, Królowa Matka dorzuci świeżynkę, dosłownie gorącą bułeczkę normalnie, sprzed dwóch dni:

Jeśli, będąc w kompletnej dziczy, ale takiej kom-plet-nej, takiej, przy której Dom w Dziczy leży pośrodku ruchliwej metropolii będziecie mieli taką fanaberię, żeby utopić w jeziorze Nidzkim (co jest niekonieczne, Jezioro Śniardwy też może być, albo Jeziorak, albo i Zełwążek, jak się kto uprze, co będziemy jeziorom żałować!) telefon, to nie będzie to komóreczka Królowej Matki, prymitywny przyrząd służący wyłącznie do odbierania telefonów i pisania SMS-ów, w dodatku z guziczkami, bo Królowa Matka ma wstręt do smartfonów, nie komóreczka Potomka Starszego, cokolwiek obtłuczona i z klejącym się od lubych łapek ekranem, ale mega-hiper-wypasiony sprzęt z LTE i innymi GPS-ami, wskutek czego Rodzinie grozi, że podróż do domu, zajmująca normalnie około 4,5 godziny trwać będzie od ośmiu do dziesięciu skutkiem utykania w chaszczach, bocznych polnych dróżkach, które wyglądają wypisz-wymaluj tak, jak te dróżki, w które się skręcało zgodnie z GPS-em oraz w zupełnie obcych miasteczkach, których wcale nie powinno być tam, gdzie najwyraźniej jednak są (a mapy samochodowej się nie ma, bo po co, nieprawdaż).

Jeśli sądzicie, że powyższa lista stanowi szczegółowe opisanie problemu, przygotujcie się na niespodzianki.

Ale poza ty, o, poza tym będzie na pewno super!

W końcu to wakacje :)!


17 komentarzy:

  1. Tak, to wlasnie sa wakacje. Dzieki wakacjom wlasnie udalo nam sie wspiac na wyzyny stoicyzmu i dobrego humoru, za co karma jest wdzieczna i wynagradza. Niemowle, ktore w nocy okreslano czulym imieniem Fukoshima po dojsciu do wniosku, ze jednak nie chce nam sie jechac tych kilometrow do szpitala magicznie rano budzi sie zdrowe, nawigacja - to zlo, ktore prowadzi zawsze do najblizszego poligonu (a po co komu poligon w wakacje) sprawia, ze kupuje sie mape atrakcji turystycznych Polski (co prawda kompletnie bezuzyteczna w samochodzie, ale za to jak ladna). Kompletnie nie do przyjecia kolonie dla dziecka sprawiaja, ze poznaje sie multum przypadkowych ludzi, ktorzy szukaja razem z toba zastepnika oraz przypadkowym odkryciem tych kolonii, na ktorych : "mamo, tu jest najbardziej fajosko na swiecie!", a kompletne przemokniecie na tarasie restauracji w Lagowie sprawia, ze spotykasz kolezanke, z ktora od poltora roku nie mozesz sie spotkac w Berlinie, bo ciagle cos wam wypada.

    Moze nie wiem co to jest spokoj, ale na pewno nie jest nudno ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bawcie się dobrze - pomimo wakacji :)))
    "płonące chęcią zabawy jak step latem"?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie. Nie znasz tego stanu ;)?

      Usuń
    2. Stan znajomy :) ale Twój język - widać, żeś erudytka - bardzo lubię.
      Opisz kiedyś, jak budowaliście dom, to może być naprawdę niezła przestroga :)

      Usuń
  3. O to cała prawda. Prawda i jeszcze raz prawda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bolesna prawda :). Przetestowana, często niejednokrotnie!

      Usuń
  4. Chciałem być cwany, zamiast mapy lub jednej komóreczki wziąłem dwie komóreczki i tablet. Zapomniałem że tablet nie ma GPS'u, a do komóreczki drugiej nie wgrałem map. Drżałem o tą jedną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo trzeba brac w takie wyprawy trzy komoreczki, w tym jedną nie do uzywania, tylko leżenia w bezpiecznym miejscu. na wszelki wypadek.

      To piszę ja, ubogacona doswiadczeniem :).

      Usuń
    2. Wezmę trzecią i GPS za rok :)

      Usuń
    3. I mapę. Z serca radzę, nie ma jak analog :D!

      Usuń
  5. Anutku, rozumiem, że jak zwykle wszystko z życia wzięte? :)
    Oj, napisz Ty w końcu tę książkę :D

    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, ze z życia, mojego i - trochę, jakieś 20 procent - dzieciatych znajomych :).

      Jeśli chodzi o książkę, to ostatnio w artykule na temat BookRage (BookRage'a?) przeczytalam coś takiego: "Książki internetowe pozwalają autorom stwierdzic, na ile deklaracje "Wydaj to, natychmiast kupię!" były szczere".

      Więc, wiesz. Uważaj, bo napiszę, wydam internetowo, policze osoby, ktore mnie zachęcaly (z sześć ich pewnie znajdę) i będę rozliczac moralnie ;DDD!

      Usuń
  6. Czyli jest sens w tym, że w tym roku urlopu nie było i nie zanosi się, żeby w ciągu najbliższych tygodni był :) Ze swej strony mogę dołożyć: Jeśli ostatniego dnia pobytu w górach, bez możliwości przedłużenia tegoż (bo już zmiennicy stoją prawie na progu opuszczanego przez Was lokum), pojedziecie rowerem podziwiać wschód słońca i obejrzawszy go, zjedziecie z mrożących krew w żyłach zjazdów, to wypierniczycie się na długiej prostej, biegnącej przez wioskę i złamiecie obojczyk. A Żona nie ma prawa jazdy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jeden z tych wpisów, ktore na Facebooku chce się polubic, potem człowiekowi ręka więdnie, bo przeciez nie wypada, ale jak tu nie polubic, skoro sie lubi??? :D

      Wyrazy współczucia, ale od razu się przyznaję, że się smiałam. Ale wspólczuję. To musiało byc koszmarne. Ale sie smiałam. Jestem złym czlowiekiem.

      Te moralne zawirowania z rana!!!

      Usuń
    2. Teraz to i ja się z tego śmieję. A jakbym Ci dorzucił ciąg dalszy pod tytułem "Polska służba zdrowia vs złamany obojczyk Bazyla", to rechot by się niósł po okolicy, że hej :D

      Usuń
    3. O, tak, nie watpię. Jak opowiadam ludziom doznania z OIOM-u na kardiologii nie ma osoby, ktora by się nie pokładała ze smiechu :D.

      Ale przyznam, ze akurat w tym wypadku służbie zdrowia tych gejzerów smiechu nie zawdzięczam...

      Usuń