piątek, 20 czerwca 2014

O ekranizacjach, na tak

Ulubiona sfilmowana książka

Że Królowa Matka ekranizacji nie uważa to już wiadomo, bo pisała o tym tu i ówdzie. Podejrzewa, że ma zbyt plastyczną wyobraźnię: gdy czyta książkę w głowie wyświetla jej się film i o ile wierne oddanie na ekranie wyobrażonych przez nią krajobrazów oraz wystroju wnętrz nie spędza jej snu z powiek, o tyle - ponieważ wizje bohaterów ma więcej niż wyraźną - nie ma przebacz, nie ma ekranizacji, która do tej wizji dorasta. Królowa Matka jest na przykład osobą, która bardzo chętnie ogląda "Potop", ale w zupełnym oderwaniu od książki, gdyż, bardzo jej przykro i niestety, ale Daniel Olbrychski to nie jest Kmicic, i nic sie już na to nie da poradzić.

Problemy miewa Królowa Matka wyłącznie z wyobrażeniem sobie przepięknych heroin powieściowych, bo każdy przyzna, że nie jest łatwo wyobrazić sobie piękność, która absolutnie każdemu wydaje się pięknością (chociaż przyznać trzeba, że nawet taki cud się czasem udaje, czego przykładem może być, zdaniem Królowej Matki - ale do tej pory nie spotkała nikogo, kto by się z nią nie zgodził w tej kwestii - Magdalena Mielcarz w roli Ligii; pamiętna opinii Petroniusza "który odczuł, że pod posągiem tej dziewczyny można by podpisać: "Wiosna" oraz świadoma licznych rozczarowań w kwestii doboru aktorek do ról pięknych bohaterek literackich Królowa Matka nie spodziewała się zbyt wiele w tym temacie, i jakież było jej zdumienie gdy pierwsze, co przyszło jej na myśl na widok pani Mielcarz to było właśnie "Wiosna").



Ale nie będziemy tu pisać o "Quo Vadis", zwłaszcza, że uroda Ligii to jedyna dobra strona tego filmu i bardzo się Królowa Matka zastanawiała, czy nie włączyć go raczej do tej notki o ekranizacjach skopanych na maksa, popiszemy sobie za to o

Anglikach.

Królowa Matka, Wielodzietna Patologia, pędząca pełne pośpiechu życie, dni mająca wypełnione pracą zawodową, której sobie nie życzy i której nie cierpi, i co z tego, szkołą Potomków Starszych, trzyletniością Pomponów oraz wiązaniem końca z końcem czasem bardzo, bardzo tęskni do innego świata. Takiego, w którym dni toczą się niespiesznie, a wypełnione są rytuałami, odstępstwa od których nie przewiduje się. W którym prowadzi się eleganckie rozmowy w ramach przewidzianych przez konwenans, a największym wydarzeniem jest bal, na którym pojawi się ktoś nieznajomy, jakiś interesujący nabytek do towarzystwa. W którym wszystko jest poukładane, bezpieczne i oswojone.

I świetnie zdając sobie sprawę z faktu, że jest to tylko część prawdy, ta sympatyczniejsza, ładniejsza oraz poowijana w koronki i batyst, ta, w której, na przykład, nie występują wojny, wojska Napoleona nie zagrażają pokojowi w Europie, średnia życia nie wynosi 40-tu lat, zawsze jest co jeść i w co się ubrać, i świadomie przymykając oczy na tę drugą część prawdy, zawsze wtedy czyta:

"Emmę"


 "Rozważną i romantyczną"


lub

 "Dumę i uprzedzenie"


a jak nie ma czasu/ siły/ ochoty/ czytać, albo akurat jest w trakcie innej lektury, z nastroju której nie chce się wybijać, to zamiast czytać ogląda jakąś ekranizację którejś z powyższych pozycji.


Wszystkie lubi.

Powtórzy tu to, co już pisała przy okazji znęcania się nad ekranizacjami nie udanymi - nie wie, jak Anglicy to robią, ale najwyraźniej potrafią i może należałoby wysłać do nich paru naszych tfurców na intensywne korepetycje. Na wypadek jednak, gdyby te korepetycje okazały się, no nie wie Królowa Matka, za kosztowne, za daleko, albo tfurcy by nie znali angielskiego, Królowa Matka chętnie podrzuci parę typów.

Po pierwsze, ekranizacje te są robione przez fachowców, którzy - uwaga, niech tfurcy sie teraz szczególnie skupią - znają książki. Znajomość książek - poza starannie napisanym scenariuszem - skutkuje tym, ze w rolach głównych i pobocznych obsadzani są zazwyczaj aktorzy, którzy do tych ról pasują. Dziwnym zbiegiem okoliczności w angielskich ekranizacjach praktycznie nigdy nie zachodzi casus Zbigniewa Zamachowskiego w roli subtelnego prawie-elfa ani też Bogusława Lindy, który zagrał Petroniusza, bo był taaaki sławny (i nie, innego powodu tej decyzji obsadowej Królowa Matka nie widzi, a faktu, że teraz już zawsze słyszy uszami duszy Petroniusza mówiącego nosowo: "Narodzisz się dla nowej sławy i nieśmiertelności, panie, k..." nigdy w życiu twórcom filmu nie daruje).

Po drugie, jesli przypadkiem nie ma w okolicy aktora ("aktor" jest tu słowem kluczowym), który pasuje do opisu, to się go szuka. Tak długo się szuka, aż się znajduje, i w związku z tym casus Rafała Kubackiego, który się pięknie prezentuje, jak w opasce na biodrach powala tura siła swych mięśni, i cóż z tego, że właściwie nie umie mówić, również w telewizji brytyjskiej nie zachodzi.

Po trzecie, jesli film wymaga udzialu dziecka, to nie jest to dziecko zaprzyjaźnionego drugiego reżysera, które nie potrafi zapamietać roli składającej się z trzech słów, a to, co potrafi zapamiętać podaje z intonacją i emocją zbliżoną do uderzeń młota pneumatycznego, no ale przecież znamy je od urodzenia i obiecaliśmy jego tatusiowi, że zorganizujemy dziecku jakąś trampolinę do nieśmiertelnej sławy, więc jak moglibyśmy teraz szukać jakiegoś z innego, na przykład utalentowanego.

Po czwarte, nie, nie chodzi o pieniądze, a w każdym razie nie tylko o nie, zwłaszcza, że mowa o filmach, które można zrobić w skromnych dekoracjach i niezbyt wymyślnych kostiumach. Nikt i nic nie jest w stanie przekonać Królowej Matki, że dwie z podanych przez nią pozycji, wyprodukowanych przez brytyjską telewizję publiczną nie mogłyby być (finansowo, bo o innych względach Królowa Matka zmilczy miłosiernie) udźwignięte przez telewizję polską, zwłaszcza, że w obu grają wybitnie aktorzy, ale nie gwiazdy (nie, Colin Firth wtedy gwiazdą nie był i znała go wyłącznie Królowa Matka i Koleżanki), co pozwala zaoszczędzić na honorariach. 


W efekcie stosowania się do powyższych wytycznych powstają na przykład dwie ekranizacje tej samej książki, i Królowa Matka NIE POTRAFI ZDECYDOWAĆ, KTÓRĄ WOLI. Chyba tylko w wypadku "Dumy i uprzedzenia" Królowa Matka pozostaje ślepa i głucha na inne ekranizacje, niż ta kanoniczna, i to nie z powodu (nie tylko z powodu) Colina Firth, ale z powody Jennifer Ehle w roli Elizabeth oraz Davida Bambera w roli pana Collinsa. Nie ma i nigdy już nie będzie innego pana Collinsa dla Królowej Matki, David Bamber ją nieodwołalnie popsuł!

Trochę tak samo jest w wypadku "Emmy" z Gwyneth Paltrow, Królowa Matka uwielbia ten film (ach, jak on jest przy tym pięknie sfilmowany i zmontowany! Nawet taki laik jak Królowa Matka to widzi), bardzo lubi Jeremy'ego Northam w roli pana Knightleya, ale o tym, że nie potrafi wybrać między ta ekranizacją, a wersją BBC jest Alan Cummings w roli pana Eltona, taki cudownie śliski, przymilny i fascynujaco odrażający (chociaż Blake Ritson też jest bardzo, bardzo, a z kolei w wersji kinowej lepsza jest panna Bates, ale... i sam widzisz, Czytelniku, tylko głową w mur bić).

Ale najgorzej jest z obydwoma wersjami "Rozważnej i romantycznej", które to wersje Królowa Matka lubi tak samo i może oglądać jako dwie zupełnie niezależne produkcje. Do tej z Emmą Thompson ma Królowa Matka wielki sentyment, oglądała ją w kinie w doborowym towarzystwie, i wyjątkowo ma na myśli nie tylko to, z którym się do kina wybrała, ale cała kinową salę. Wypchana po brzegi ta sala nie była i może dzięki temu dość szybko weszła ze sobą w interakcję, gdy okazało się, że robi "uuuuu!!!" i "ooochhh!" oraz śmieje się w dokladnie tych samych momentach. W każdym razie, gdy pod koniec Elinor dostaje spazmów, wydany przez Królowa Matkę na cały głos okrzyk: "Na Boga, dajcie jej herbaty!!!" został powitany radosnym aplauzem.

A poza tym, czy można wyobrazić sobie pulkownika Brandona innego niż Alan Rickman?

Z drugiej zaś strony, w wersji BBC Elinor jest niewątpliwie młodsza i bardzo dobrze zagrana, podobnie jak Edward Ferrars... chociaż przecież Hugh Grant się tak ślicznie jąka... i obaj panowie Willouhgby są bardzo obiecujący... i sam widzisz, Czytelniku, osiołkowi w żłoby dano normalnie!

Na szczęście nie trzeba wybierać, można sobie oba chłonąć, albo i wszystkie powyższe na zmianę, zwłaszcza, gdy świat wywołuje w nas zadyszkę i marzymy tylko o tym, by odpocząć chwilę, i zwłaszcza po to, by zobaczyć, jak to robią ci, którzy naprawdę potrafią.


PS.


W peesie Królowa Matka musi, po prostu musi wspomnieć o ekranizacji, która NIE JEST ekranizacją jej ulubionej książki. Ale jest ekranizacją książki (więc trochę pasuje do tematu wyzwania dzisiejszego), a konkretnie sztuki, i tchnęła w nią nowe, świeże życie. Aż nie do wiary, jak bardzo nowe i świeże to życie jest, jak bardzo z trochę dziwnej, nazbyt skomplikowanej (i dodatkowo komplikowanej przez bohaterów, mimo całe swoje zaślepienie Królowa Matka nie pojmuje mniej więcej połowy posunięć przez nich wykonywanych) sztuki można zrobić takie cacko, tak radosne, miłe dla oka, tak współcześnie brzmiące i tak doskonale zagrane... COŚ.

Kochany Czytelniku, oto


"Wiele hałasu o nic"

Film, oglądając który Królowa Matka przypuszczalnie zawsze będzie czuła się młoda!

26 komentarzy:

  1. ja uwielbiam ekranizację "Snu Nocy Letniej" ") bardziej niż oryginał miejscami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A którą? Bo był ich, od 1909 roku, ok. dwudziestu, tych najsłynniejszych, o których słyszałam, i które widziałam. Chodź zapewne było ich jeszcze więcej. Pozdrowionka!:)

      Usuń
    2. Cherie,
      daj spokoj, przeciez nikt poza toba nie mysli raczej o ekranizacjach
      sprzed nawet drugiej, a co dopiero pierwszej wojny swiatowej :D. To
      pisalam ja, twoj Jarzabek (vel Anutek :))

      Usuń
    3. Dziękuję za przywołanie do porządku. Masz absolutną rację:) Postaram się przyjąć odpowiednią perspektywę w spojrzeniu na zagadnienie;) Miłej soboty!

      PS. Chociaż nie, jest jeszcze Olga. Pamiętaj, że ona już dwie książki popełniła na ten temat. A ja tylko jedną! Tak czy inaczej, szału nie ma - trzy książki made in Poland. Buziaros!

      Usuń
  2. Ach! Na jakiej czułej strunie duszy zagrałaś mi na koniec!
    Chyba też się poczułam młodo na samo wspomnienie " wiele hałasu..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ty JESTEŚ mloda, smarkulo ;), nie to co ja! Ja w celu odmlodzenia sie musze ogladać "Wiele hałasu o nic" :).

      Usuń
  3. Zgadzam się z Królową Matką w całej rozciągłości.
    Chciałam również przypomnieć genialną ekranizację Sagi Rodu Forsyte`ow - być może Królowa nie zna ze względy na wiek.
    Pragnę jeszcze dodać, ze w przypadku Gwyneth Paltrow zachodzi ten sam kazus co przy Meryl Streep - wielką aktorką jest i mogłaby zagrać dowolny przedmiot :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedziec, że znam, ale kiedys widziałam nikłe fragmenty. Jako kompletnie nieletnie dziecię, NIC nie pamietam, za to słyszałam (później) wiele dobrego o dubbingu :).

      Usuń
  4. A no a skoro o Meryl Streep mowa (o pani Streep mogę na okrągło) to "Diabeł ubiera się u Prady" - może to nie jest wierna ekranizacja, ale genialna. Scena jak Miranda rzuca w przelocie "gdzie jest kartka, którą wczoraj miałam w ręce" - bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie moge sie wypowiadać (o jakości ekranizacji, nie Meryl Streep, która jest bezdyskusyjna :)), bo nie czytałam ksiązki...

      Usuń
    2. Tak! Tak! Nic dodać nic ująć. To byłaby moja ulubiona ekranizacja, zaraz obok... ekhm - "Przeminęło z wiatrem". Pierwszej części, chociaż druga też nie od macochy. Chociaż Scarlett w moim mózgu w niczym, ale to w niczym nie przypomina Vivien Leigh, a już Ashley... no ale pomińmy, ten film jest naprawdę fajny.

      Usuń
  5. No dzisiaj to już muszę być pierwsza ze swoim postem i już. Bo to obok mojego ucha rozległo się, słynne już w pewnych kręgach, "Na Boga! Dajcie jej herbaty!", bo ja także byłam częścią tej sali, na której zgromadziła się jedna z najbardziej niezwykłych publiczności. Co następnie zaowocowało trzymaniem kciuków za Emmę Thompson(w kategorii - najlepszy scenariusz-adaptacja) podczas gali oscarowej . Swoją drogą Królowo Matko, oglądane przez nas gale oscarowe, to osobny i epicki niemal temat;)
    Jeśli zaś chodzi o "Wiele hałasu o nic", to ... nawet nie wiem, jak to skomentować, choć, doktorat z tego zrobiłam. Tak siłą rozpędu. Ale przyznaj też, że i na premierze "Much ado..." publiczność była absolutnie pierwszej kategorii i przymiotów wszelakich. 12 lutego to był. Roku nie podam, z szacunku dla naszych siwych włosów;) Miłego weekendu.
    PS. A czy mogę się nie zgodzić z pewną Twoją tezą. Nie do końca się zgodzę, że dzieło to jest aż tak radosne i wyłącznie epikurejskie, choć i takie bywa. Wszak jest to złożony tekst kultury, tak w swym pierwowzorze, jak i filmowej konkretyzacji;))) (uwielbiam używać takich słów), historia między innymi o tym, że wszyscy wszystkich zdradzają, są zdradzani lub będą zdradzani. "Bo człowiek to stworzenie chwiejne" jak stwierdził segnor Benedick...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz się nie zgodzić, kim ja jestem, żeby się z fachowcem kłocić :D!

      Ale dla mnie jest to dzieło wyłacznie radosne i sielankowe, potrzebne mi do, rozumiesz, odmładzania się. Odmawiam przyjmowania złożoności tekstu kultury do wiadomosci, to na odmladzanie nie pomaga ;D!

      Usuń
    2. A dlaczego niby Ty się odmładzasz? Skąd u Ciebie - kobiety młodej i atrakcyjnej - taka potrzeba...:-O? No żem się zadziwiła;) Pamiętaj, masz małe dzieci, zatem - jesteś młoda. W naszym kraju tak to działa...jeszcze! Uściski dla Wszystkich.

      Usuń
    3. Cha, cha, cha. Cha, cha. Cha. Cha.

      A teraz, gdy już sie wysmialismy, mozemy przystąpić do dalszego odpowiadania na komentarze :).

      Usuń
  6. Królowa Matka wymieniła moje ulubione ekranizacje powieści Austen. Duma i uprzedzenie produkcji BBC jest zdecydowanie lepsza niż nowa wersja, chociaż sprawiła, że mam słabość do Matthew Macfadyena (jest świetny w serialu Ripper Street). Czy królowa Matka widziała sześcioodcinkową ekranizację Emmy? Tu można znaleźć http://www.youtube.com/user/19thcenturyTV?feature=watch Bardzo przyjemnie mi się ją oglądało. Jonny Lee Miller gra pana Knightley.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, widziałam, nawet wspominam w tekście Blake Ritsona jako pana Eltona, bardzo lubię (uważam tez, że lepiej niż w filmie jest zarysowana cała sprawa z oddawaniem na wychowanie małej Harriet i Franka Churchilla, kilka scen, a ile rozjasnia), tylko nie znalazlam odpowiednio zadawalającego mnie plakatu do wklejenia :).

      Mam to samo, jesli chodzi o Macfadyena, tylko odwrotnie :D. Wyparłam go jako pana Darcy'ego do tego stopnia, ze gdy ogladałam "Ripper Street" caly czas sie zastanawiałam, skąd ja tego aktora znam, bo na pewno go widziałam, tyle, że w surducie :D! W "Ripper Street" - pełne uwielbienie, w "Dumie i uprzedzeniu" nie zauwazyłam czlowieka...

      Usuń
  7. O tak, Austen ma szczęście do dobrych adaptacji.
    „Rozważna i romantyczna” z Emmą Thomson jest tak dobrą ekranizacją, że umysł mój jakoś nie zanotował, że istnieją inne.:)
    Duma i uprzedzenie to tylko serial z Colinem Firthem Tu pełna zgoda z Królową Matką.
    O „Emmie” już pisałam, tylko wersja BBC z 2009 roku. Może, dlatego że w tej wersji Emma oprócz tego, że jest zadowolona z siebie i zapałem swata wszystkich w okolicy, ma lekkie poczucie uwięzienia i niezrealizowane marzenie – zobaczyć morze.
    Przypuszczalnie to, że oglądałam to głęboką zimą tęskniąc za latem i morzem ma coś wspólnego z tym, że ta wersja jest moją ulubioną:)
    Cudowne jest też Opactwo Northanger z 2007 roku.
    I „Mansfield park”, którego nie lubię nie ma szczęścia do filmowców: film1999 mimo świetnie dobranej obsady: Frances O’ Connor (Fanny Price) i Jonny Lee Millera (Edmund Bertram) jest kontrowersyjny; znowu w wersji z 2007 Billie Piper, mimo całej mojej sympatii do aktorki, nie pasuje do głównej roli.
    Staram się nie oglądać ekranizacji swoich ulubionych powieści, ale gdy bym musiała wymienić jeden tytuł doskonałej adaptacji dość bliskiej mi powieści to oprócz „Rozważnej i Romantycznej” na pewno byłby to ”Pokój z widokiem” Ivory’ego.

    Serdecznie pozdrawiam. Małgorzata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta ekranizacja BBC "Rozwaznej i romantycznej" jest naprawdę godna uwagi. Poza pulkownikiem Brandonem, który jest niedościgły w moich oczach (Alana Rickmana mam na myśli, rzecz jasna), każda inna postać jest porównywalna, a to najwyzszy komplement, jaki istnieje :).

      "Emmy" zdecydowanie nie umiem wybrać, wersję z Gwyneth Paltrow lubię także ze względu na jej wielką, wizualna urodę, nie pamiętam, kto robił zdjęcia, ale nalezy mu się medal (bo Oscary to juz dawno nie to, co powinno być). No i Alan Cumming...

      "Pokój z widokiem"! Tak, uwielbiam.

      Nie ma jak Brytyjczycy, po prostu :).

      Usuń
  8. Dla mnie najpiękniejsze (choć nie zawsze wierne) adaptacje to serial o Poirocie. David Suchet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak! Bardzo mi się podobała i masz rację, nie potrafię sobie wyobrazić lepszego Poirota.I nie tylko Poirot dobry, ale i pułkownik i panna Lemon. I ładne osadzenie w scenografii.
      Nie to co koszmarna ekranizacja Orient expressu z lat 70 ubiegłego stulecia!
      A ja tak lubię Agatę Christi...

      Usuń
    2. David Suchet to jeden z tych aktorów, który mogłby alfabet mówic, a ja bym sie zachwycała dykcją i wrażliwościa sceniczną, więc obiektywna nie jestem :).

      Ale tę wersję Poirota bardzo lubię, nie tylko ze względu na niego.

      Usuń
  9. Och, kocham pana Collinsa - Bambera! Idealnie dobrany. I w serialowej wersji "Dumy" świetna jest pani Bennet. To w ogóle moja najulubieńsza ekranizacja Austen, znakomicie dobrana obsada i świetna adaptacja. Oglądam regularnie co parę miesięcy, ku pokrzepieniu serca, na zmianę z czytaniem książki;) Serial o Emmie też lubię, ze względu na Pana Knightley'a (Jonny Lee Miller jest tu wg mnie idealny), ale Emma - tylko Gwyneth. Allan Rickman - dla mnie jedyny jako pułkownik. Emma Thompson - świetna.
    "Pokój z widokiem" - od tego filmu pokochałam Helenę B.C.;)
    Ale chciałam napisać o swojej ulubionej polskiej adaptacji - "Nad Niemnem" - budzi we mnie jakąś dziwną tęsknotę i rzewność;)
    I jeszcze jedną rzecz muszę napisać - od Twojego pierwszego wpisu na temat Pratcheta przeczytałam 9 cześci, jestem w trakcie 10-tej. Trafiło mnie totalnie i wdzięczna Ci jestem ogromnie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Nad Niemnem jeszcze będzie" :). Wygląda na to, że możemy razem chadzac do kina :D.

      I nie ma za co, dobrem nalezy się dzielić - ale rozumiem uczucie, tez pozostaję dozgonnie wdzięczna osobie (przypadkowo własnemu męzowi, ale to szczegół ;D), która mnie zarazila Pratchettem :).

      Usuń
  10. Co do ekranizacji (czy raczej adaptacji) powieści Austen to polecam "Lizzie Bennet Diaries" - dostępne w całości na YT. Jest to "Duma i uprzedzenie" w formie videobloga. Wiem jak to brzmi, ale naprawdę warto. Tylko trzeba sobie zarezerwować dużo wolnego czasu, bo wciąga. Dodatkowo odcinki są zwodniczo krótkie i łatwo ulec pokusie "jeszcze tylko jeden i siadam do roboty".

    OdpowiedzUsuń
  11. Och, ile moich ulubionych filmów wymieniono! :D Z ekranizacji "Emmy" warto pamiętać jeszcze o tej z Kate Beckinsale, chociaż ma swoje wady i nie jest tak pięknie sfilmowana jak ta z Gwyneth. Filmowe "Wiele hałasu o nic" uwielbiam od lat :D Ogółem te ekranizacje Jane Austen to dla mnie taki plasterek na jakieś sercowe zawirowania i poczucie chaosu w naszym świecie. Z polskich ekranizacji dotrzymuje im kroku "Nad Niemnem" - wiem, że jest już wpis o nim i bardzo się z tego cieszę :)
    A tak w ogóle to świetny blog, gratuluję dobrego pióra - trafiłam tu kiedyś, kiedy szukałam opinii na temat wspaniałych, khem, dzieł pani Michalak, i zaczęłam podczytywać też inne wpisy :)
    Aragonte

    OdpowiedzUsuń