sobota, 31 maja 2014

Truskawkowo

Ale że jest sezon na truskawki wszyscy już zauważyli, tak?

W gospodarstwie domowym Królowej Matki sezon na truskawki objawia się tym, że, uchetana jak perszeron za pługiem Królowa Matka, powłócząca nogami podczas powrotu z pracy, zauważa kątem oka stoisko owocowo-warzywne, a w tej konkretnej chwili - wyłącznie owocowe, zasypane truskawkami po brzegi, i jakaś jedna jeszcze działająca komórka jej mózgu emituje myśl: "Mam sporo dzieci, sezon na truskawki jest taki krótki, a ceny zachęcająco spadają, kupię łubiankę, albo i dwie...".

W tym samym czasie w innym miejscu Rodzinnego Grodu Teściowa Królowej Matki poddaje się myśli: "Mam sporo wnuków, sezon na truskawki jest taki krótki, a ceny zachęcająco spadają, kupię łubiankę, albo i dwie".

A Królowa Matka, która tymczasem dotarła do mieszkania własnej Matki odkrywa, że wczoraj po południu, podczas szybkich zakupów Matka Królowej Matki uświadomiła sobie, że ma sporo wnucząt, sezon na truskawki jest taki krótki, ceny zachęcająco spadaja, i nabyła łubianeczkę owocu, albo i dwie.

Wskutek wszystkich powyższych okoliczności Królowa Matka powitała weekend jako szczęśliwa posiadaczka około siedmiu kilogramów truskawek, które należało jakoś twórczo zutylizować.

Część została entuzjastycznie zutylizowana przez wszystkie cztery Pacholątka (ze szczególnym uwzględnieniem owocożernego Cholernego Eloja, czyli Pompona Młodszego) oraz ich Rodziców w sposób klasyczny i mniej klasyczny, z cukrem, bitą śmietaną oraz sauté, część przerobiona spracowanymi dłońmi Królowej Matki na soczki i dżemiki,


a z częścią postanowiła Królowa Matka poeksperymentować i sprawdzić, czy muffinki, które zwykle robi z malinami udadzą jej się także w wersji truskawkowej.

Te muffinki mają szereg zalet, to znaczy POZA tymi zaletami, które muffinki mają, że tak to Królowa Matka ujmie, zawodowo (czyt.: może je zrobić nawet dwulatek, produkcja trwa jakieś pół godziny, potrzebne składniki zawsze są w przeciętnym domu, a jak nie ma to znaczną ich część można czymś zastąpić i też będzie świetnie) - są wyjątkowo miękkie i lekkie, wychodzi ich więcej niż 12 (rzecz nie bez znaczenia przy tej hordzie muffinożerców, która żyje pod dachem Domu w Dziczy) oraz składniki mierzy się na szklanki i łyżki.

Nie, żeby Królowa Matka nie miała miarki, ma, nawet bardzo śliczną i nowiutką, bo tą poprzednią Pompon Starszy w radosnych igrcach rzucił przez cały pokój i nieco ją nadpękł, ale tym razem nie musiała jej wyjmować. Wyjęła szklankę, po czym odmierzyła dwie szklanki mąki, pół szklanki cukru oraz po płaskiej łyżeczce proszku do pieczenia i sody oczyszczonej, i wszystko wymieszała w jednej misce.

W drugiej połączyła dwa rozbełtane jajka, pół szklanki oleju i 300 g jogurtu naturalnego.

Potem wymieszała to, co mokre z tym, co suche, nałożyła do muffinkowych foremek ciasto do 2/3 wysokości, a na każdą położyła przeciętą na ćwiartki truskawkę, i włożyła foremki do pieca nagrzanego do 200 stopni na około 20 minut.


Bardzo wyszły dobre (prawie tak, jak te z malinami, które Królowa Matka piecze zazwyczaj według tego przepisu, znalezionego kiedyś tam w jakiejś gazecie), ale nie wyczerpały w najmniejszym stopniu truskawkowego problemu w Domu w Dziczy.

W związku z czym Królowa Matka postanowiła dokonać kolejnego eksperymentu i wypróbować przepis na ciasto drożdżowe z owocami. W oryginalnej wersji te owoce to były jagody, ale co z tego, truskawki też są jadalne, a jak nie, to jakoś się trzeba o tym przekonać, prawda?

Entuzjastycznie przystąpiła więc do produkowania ciasta drożdżowego, krusząc 30 g drożdży i rozcierając je z dwiema łyżkami mąki, szklanką ciepłego mleka i łyżeczką cukru. Odstawiła odczyn - miało to trwać do chwili, gdy ten się spieni, ale tempo pienienia zaskoczyło Królową Matkę i w efekcie odstawiła odczyn do momentu, gdy znaczna jego część wyszła na spacer pozwiedzać kuchenkę i okolice, i trzeba go było zbierać łyżeczką.

Spieniony i zebrany łyżeczką rozczyn Królowa Matka dodała do pół kilo mąki, 75 g cukru, jednego jajka, 10 dkg miękkiego masła i szczypty soli, całość starannie i pracowicie zagniotła w elastyczną kulę i odstawiła do ponownego wyrośnięcia na czas potrzebny, by podwoiło ono swoją objętość.

Wyrośnięte ciasto rozwałkowała i przełożyła na wyłożoną papierem do pieczenia blachę, a na nie wylała polewę poczynioną z dwóch ubitych na pianę razem z 10 dkg cukru i dwiema łyżkami ciepłej wody jajkami. Łyżką porobiła w cieście wgłębienia, a w każde włożyła płatki zimnego masła. Na wszystko wyłożyła pocięte w ćwiartki truskawki, posypała płatkami migdałowymi i, pełna watpliwości, bo ciasto wydało jej sie bardzo dziwne, włożyła je na 45 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.


Ku jej szczeremu zdumieniu ciasto pięknie wyrosło (nie tak, jak na zdjęciu w gazetce, ale to dlatego, że przepis był na blachę 30 na 40 cm, a Królowa Matka miała większą) i okazało się jadalne, a nawet smaczne na tyle, że w swoim czasie z jagodami także zostanie wypróbowane.

No i. I już. Już pozostało tylko wyłożenie całego tego truskawkowego dobra na talerze...


i pochłonięcie z błyskiem w oku i żądaniem: "Jeszcze!".

 

Czego wszystkim Drogim Czytelnikom Królowa Matka życzy :).


6 komentarzy:

  1. mniam, a ja właśnie wkładam do piekarnika muffiny czekoladowo-czekoladowe. Niech żyje wynalazca muffinów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geniusz to był, powiadam państwu, geniusz :)!

      Usuń
  2. też lubimy muffinki i też używam prawie identycznego przepisu znalezionego gdzieś kiedyś w jakiejś gazecie. Niech żyje wynalazca muffinków, które można zrobić w tempie ekspresowym, zaraz po odłożeniu telefonu przez który ktoś radośnie oznajmia, że przyjeżdża w odwiedziny. właściwie to już jest w połowie drogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Truskawki to takie owoce, które mogę jeść do wypęku. Normalny człowiek kiedy się czymś ufetuje to ma dość na czas dłuższy; jeśli chodzi o truskawki w moim przypadku to ów dłuższy czas kurczy się do 24h.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak. Tak, tak i tak, jak mawia Pompon Mlodszy :).

      Usuń