środa, 27 marca 2013

Zapiski ze wsi Toruń

Najpierw, w zamierzchłej już przeszłości, Królowa Matka przestała czytać tzw. prasę kolorową, ze szczególnym uwzględnieniem kolorowej prasy kobiecej. Nigdy nie była szczególną miłośniczką gatunku, ale zdarzało jej się nabyć drogą kupna jakąś "Panią" czy inny "Twój Styl", by - jak mawiała jej niegdysiejsza Przyjaciółka, krysznaitka - ponurzać się w mayi (czyli, w dużym skrócie, w ułudzie zasłaniającej to, co prawdziwe). Nurzała się aż do chwili, gdy się zorientowała (a nastąpiło to raczej prędzej niż później), że jej styl życia i "Twój Styl" to nie są te same style, i że nie odnajduje się w rozważaniach, czy stosowniejszy dla niej byłby puder ze sprasowanymi płatkami złota, czy może raczej ze sproszkowanymi perłami.

W dodatku czasopisma kobiece drażniły ją niebotycznie ślizganiem się po powierzchni tematu. Jeśli nawet zdarzyło im się napisać coś ciekawego albo przeprowadzić wywiad z niebanalną osobą to w chwili, gdy docierali do jakiegoś interesującego punktu nagle, lu! - wierszówka się kończyła, wywiad/artykuł też, a Królowa Matka pozostawała z uczuciem dotkliwego niedosytu.

Następnie w Królowej Matce zagnieździła się alergia na telewizje śniadaniowe i wszelkie kobiece talk-shows w rodzaju "Miasta kobiet". To znaczy, telewizji śniadaniowej nie lubiła nigdy, gdyż to telewizji śniadaniowej należy się bezwarunkowo pierwsze miejsce za ślizganie się po powierzchni wszystkiego i zarzynanie dowolnego tematu namacalną obecnością pana (lub pani), który (-a) poza wizją macha rękami z wyszczerzonymi zębami i histerycznie pokazuje na zegarek, by subtelnie dać do zrozumienia, że czas się kończy, ale rzucać się na pilota zaczęła, gdy i telewizję śniadaniową, i wspomniane talk-shows opanowały tematy z zupełnie innej niż ta zamieszkiwana przez Królową Matkę galaktyki. Zaś rozstanie z hukiem nastąpiło, gdy w jednym ze wspomnianych talk-shows prowadzące i zaproszone panie roztrząsały temat, czemu kobiety wybierają pracę zawodową zamiast zajmowania się dziećmi, oraz dlaczego rzucenie pracy na rzecz rodziny było najlepszą rzeczą, jaką panie zaproszone zrobiły w życiu. Królowa Matka, która akurat miała na stanie dwukilogramowego wcześniaka i dowiedziała się właśnie, że sześć spędzonych z nim w szpitalu tygodni liczy się jako urlop macierzyński, a na wychowawczy, o którym marzyła, pójść nie mogła skoro zarabiając pół średniej krajowej była jedyną żywicielką rodziny, rzuciła pilotem w telewizor i zakończyła swoją przygodę z telewizjami śniadaniowymi i kobiecymi.

Po latach docierania się, zmian zdania, porzucania jednych gazet codziennych dla innych, a tych innych dla wydań internetowych, ograniczania programów telewizyjnych i radiowych, rezygnacji z czytania sporadycznie niektórych, a mniej sporadycznie innych niektórych tytułów, Królowa Matka pozostała wierna jednemu jedynemu tzw. tygodnikowi opinii.

Niewykluczone, że do dziś.

Tradycyjnie, jak co środę już od ho, ho, ho, ilu lat (co najmniej dziesięciu) Królowa Matka udała się do kiosku nabyć "Politykę".

Zanim ją jednakże nabyła nieopatrznie zajrzała na Tayną Y Demoralizującą Grupę na Facebooku, a to, co tam przeczytała sprawiło, że pognała do kiosku nieco żwawiej, doczytując jednym okiem różności na ekraniku telefonu (nie cierpi tego, ale czegóż się nie robi, nieprawdaż) i wznosząc nieskoordynowane okrzyki różnej treści nie bacząc na zaniepokojone spojrzenia okolicznej ludności.

Otóż na Grupie Koleżanka napisała, że jakiś czas temu udzielała dziennikarce "Polityki" wywiadu ze świadomością, że będzie on tylko bazą do artykułu "Wnętrze słoika" (artykuł, że tak Królowa Matka reklamowo zagai, miał opisywać przypadki osób zwanych potocznie Słoikami, czyli tych nie urodzonych, ale mieszkających w Warszawie oraz tego, jak są one postrzegane i jak same się postrzegają w "starciu" z autochtonami), ale to, co i z nią, i z jej wypowiedziami zrobiono jest żenujące.

Królowa Matka runęła na artykuł jak harpia i już na początku popadła w stupor: "Matka A. (A. to jest właśnie Koleżanka Królowej Matki) płakała, gdy A. wyjeżdżała na UW studiować socjologię. Wiedziała, ze dzieciak jej nie wróci. Do czego? (...) miejsca pracy są już obsadzone starym establishmentem gminnym: wójt, obsługa wójta, jedna księgowa, jeden informatyk, jeden doktor, kilku nauczycieli...".

Przebóg, jak Królowa Matka wyjeżdżała do Lyonu jej Matka może nie płakała, ale nosem pociągała całkiem wyraźnie. Pewnie się bała, że jej dzieciak nie wróci. Jest to zapewne cecha wszystkich wioskowych matek, matki Rasowych Warszawiaków nie płaczą... no, ale to pewnie dlatego, że Rasowi Warszawiacy nigdzie nie wyjeżdżają. Bo nie muszą. Bo wszystko, co do szczęścia potrzebne, mają na miejscu.

Ale, ach, ach, Ty nie wiesz rzeczy kluczowej w tym wypadku, Miły Czytelniku. Nie wiesz, z jakiej to wsi A. wyjeżdżała w wielki świat studiować, żegnana przez szlochającą matulę, ocierającą łzy ani chybi zapaską ręcznie tkaną w zimowe noce przy świecach. Łojowych.

Otóż wieś ta nazywa się Białystok.

Pochodząca z małej, przytulnej wsi Białystok koleżanka dowiedziała się o sobie z artykułu jeszcze wielu interesujących rzeczy.

Dowiedziała się, że zatrzymywała kubek z Coffee Heaven, aby nalewać do niego kawy i spacerować po Krakowskim Przedmieściu udając, że jest Tutejszym.

Dowiedziała się, że jest świadoma, że powinna być wdzięczna firmie, że dzięki niej nie musi z dyplomem wracać na swoją wieś (pewnie, co by tam robiła, skoro jedną księgową już mają? O wójcie wsi Białystok nie wspominając).

Dowiedziała się, że czuje się (uważasz, Czytelniku) zaszczycona, bowiem dostała od team leadera karnet do fitness clubu.

Dowiedziała się, że wyjazdy do domu traktuje jako ratujący budżet uzupełnienie bilansu białek i tłuszczów.

Dowiedziała się, że wozi swojej mamie "miejską wałówę", czyli kolorowe czasopisma i książki Coelho (co więcej dowiedziała się, że jej mama w ogóle czytuje Coelho).

Dowiedziała się, że jej marzeniem jest urządzić mieszkanie w stylu minimalistycznym i mieć białą sofę.

Tego wszystkiego i wiele więcej dowiedziała się o sobie z tego artykułu A., a przy okazji także Królowa Matka, która A. zna, ale o tym, że zadawała ona szyku kubkiem z Coffee Heaven nie wiedziała. A pani dziennikarka wiedziała i się tą wiedzą podzieliła, czy to nie miłe?

A i tak A. miała dużo szczęścia i nie dowiedziała się o sobie, że dopiero w Warszawie pierwszy raz trzeba było sobie zadać pytanie "kim jestem"? I że przedtem nie musiała określać się wobec np. geja, bo w ogóle pierwszego na oczy zobaczyła w stolicy, a przedtem miała małą ilość zajawek, czyli dostępnych możliwych światów (bo jak ogólnie wiadomo internet kończy się na Warszawie, równo z granicami administracyjnymi miasta, normalnie jak nożem uciął) - a tego właśnie dowiedziała się osoba określana przez panią dziennikarkę jako B.

Albo, że słyszy, jak matka zaciąga, ale bez żenady melduje się u kierowcy busika, by odebrać przysłaną z domu wałówkę w ruskiej kraciastej torbie obwiązanej sznurkiem, jak osoba opisywana jako C.

Inna rzecz, że oni wszyscy dowiedzieli się, że są przedstawicielami podklasy uprzykrzającej Prawdziwym I Rodowitym życie za pomocą przenoszenia na kulturalny teren nawyków z podwórka w rodzaju stawiania samochodu na dwóch miejscach parkingowych, jak taczki z gnojem. Wychodzenia w gaciach dresowych na taras. Zostawiania na korytarzu worków ze śmieciami i wyrzucania przez okno wyłysiałych choinek.

Nie potrafiącej się otrzasnąć z przaśnego myślenia o potrzebach przyziemnych i nabrać szacunku dla miasta, które to przaśne myślenie jest oczywiste nawet dla Szlachetnego, Rodowodowego kierowcy autobusu, który - słusznie i w prawie będąc - może to Słoikom wypomnieć.

Zaniżającej wymagania, bo godzą się na warunki pracy, na które honorni Rodowici by się nie zgodzili, a Słoiki i owszem, bo "matula kapuchy upichci, ziemniorów nakopie, jajków od kurów zbierze i minimalna (pensja, jak domniemywa Królowa Matka) im wystarczy".

Co to za język jest?! - pomyślała w popłochu Królowa Matka, a potem sobie przypomniała, że dyć my tu wszystkie mieszkańce wsi Białystok i wsi Toruń, i tych wszystkich wsi, które są wsiami, gdyż nie są Warszawą tak śmiesznie gadamy, coby się jaśniepaństwo pośmiać mogli, ino jej to z głowy wyleciało, bo to musiała i łobiad dzieciskom uwarzyć, pierwej je z polepy pozbierawszy, i jajków pomalować, wyngla nanieść, bo akurat je we wsi, a w przerwie Coelho poczytać (alibo inno gazete z wielgiego świata, co to ją ludzcy państwo czasem z Warsiawy samej przywiezo), sylabizując przy tym i ustami ruszając, i co rusz ślozy rogiem serdaka ocierając, jak ją jakowaś żałość we żywocie ścisła...

Ale poważnie.

Możliwe, że osoba B. jest dokładnie taka, jaką ją autorka, ekhm, reportażu opisała. Możliwe, że osoba C jest takim samym cynicznym typkiem, który za parę minut będzie się wstydził zaciągającej matki, ale ciągle będzie brał od niej wałówkę (mimo posiadania domu, rodziny i dwóch zamrażarek).

Możliwe, że osoby te faktycznie pochodzą z Mławy i wsi pod Białą Podlaską, a nie ze wsi Białystok (jak napisała inna koleżanka na Facebooku: "Przez te wszystkie Wasze pałace Lubomirskich, Branickich, ratusze, cerkwie, archikatedry i kamienice nie widzę, gdzie stawiacie taczki z gnojem!" - tak, właśnie z takiej wsi).

Możliwe, że osób, z którymi autorka rozmawiała było nie trzy, ale trzydzieści trzy, i dziennikarka z najbardziej charakterystycznych wypowiedzi ulepiła sobie tzw. "uśrednione jednostki" (utworzone z wyjeżdżających na weekend "do łojców" do swoich rodzinnych wsi - Lublina, Zamościa, Kielc, Białej Podlaskiej... ).

Nie jest to istotne, ponieważ Królowa Matka teraz już nigdy tej autorce nie uwierzy.

Nieistotne, co napisze.

Jak ważki temat poruszy.

Na jak ważną sprawę będzie chciała zwrócić uwagę.

Królowa Matka nie chce dociekać, czy i jakie kompleksy leczy dziennikarka popełniając tekst pełen wyższości i pogardy dla ludzi, opisywanych z dobrotliwą wyższością jako ćwierćinteligenci o umysłowości rozwielitki, którzy może i dojdą do czegoś ciężką, tępą pracą, ale kudy im do duchowo rozwiniętych przedstawicieli Prawdziwie Czystej Rasy, co to wolą odejść z pracy z powodów trudnych relacji z szefem, mieszkać z mamusią, ale inwestować w przyjaźń i relacje międzyludzkie, a nie w pracę i pieniądze, jak ta prymitywna siła robocza rajcująca się wysyłaniem maili do szefa o północy.

Nie chce dociekać, dlaczego po przeprowadzeniu rozmowy z fajną, inteligentną osobą (coś pozwala Królowej Matce podejrzewać, że niejedną), absolwentką dwóch kierunków ukończonych na UW, oczytaną i ciekawą świata, pani dziennikarka odczuła nieodpartą potrzebę, by swoją rozmówczynię uśrednić i przyciąć według swojej tezy i swojej wizji. I dlaczego ta wizja ogranicza się do prostej, by nie rzecz prostackiej dziewczyniny z matulą, której trzeba wozić kolorowe czasopisma z Wielkiego Świata. Które to czasopisma matula będzie z szacunkiem przeglądać, ani chybi odwracając strony przez bibułkę.

Królowa Matka napisze tylko, że tekst uważa za obraźliwy, i nie wyłącznie ze względu na sprowadzoną do roli prostej dziewuchy, która lata po rodzinnej wsi radośnie lansując się karnetem na siłownię Koleżankę.

Ale ze względu na ciężko pracujących ludzi, którzy podjęli trudną decyzję o wyjeździe z rodzinnych miejscowości, którzy poradzili sobie w sytuacji, w której taki tchórz jak Królowa Matka nie poradziłby sobie z pewnością, którzy odważyli się na budowanie życia w nowym, nie zawsze przyjaznym środowisku - a którzy zostali potraktowani pogardliwie, jak stonka wyżerająca Nasze Wspólne Dobro, i nic nie dająca w zamian.

Oraz ze względu na dorabianie prostackiej gęby buraków warszawiakom (tym Rodowitym :)), przedstawionym niczym cenzorzy, którzy wg ustaw norymberskich klasyfikują ludzi według pochodzenia. I którzy obudowują się w swojej niechęci do obcych jak w twierdzy, zakładając strony dla Czystych Rasowo na Facebooku.

Tabloidowy tekst w nie-tabloidowym czasopiśmie.

Szkoda.

I trochę wstyd.

PS. A dla wiadomości pani redaktor - Królowa Matka od swojej Matki i od swojej Teściowej zawsze wraca obładowana jedzeniem. Zawsze. A mieszka w odległości 15 minut jazdy samochodem, w tym samym mieście. I to nie znaczy, że Królowa Matka traktuje wizyty u Mam jak "ratujący budżet uzupełnienie bilansu białek i tłuszczów". 

Po prostu większość Mam lubi dokarmiać swoje dzieci. Taki miły zwyczaj w wiejskich rodzinach :).

50 komentarzy:

  1. *wpycha sobie oczka z powrotem na miejsca i kontynuuje dłuuuugi bluzg na jednym wydechu*
    (dzieci tu nie zaglądają?)
    OŻESZKUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUURWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Królowo Matko, czy mieszkasz w Toruniu? Jeśli tak, to zazdroszczę. Odkąd zobaczyłam toruńską Starówkę, marzę, żeby tam zamieszkać, a przy okazji każdego długiego weekendu jadę z dzieciakami pospacerować, pozwiedzać i wypatrzeć nowe rzeźby w dziwnych miejscach. Najpiękniejsze miejsce na świecie! Pozdrawiam SC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jestem torunianką w czwartym pokoleniu :)) (wcześniej może też, ale aż tak dobrze nie jest to udokumentowane, żebym byla pewna :)). Też uważam, że to najpiękniejsze miejsce na swiecie, jestem totalnie zaslepionym wcieleniem subiektywizmu :DDDD.

      Te rzeźby w róznych miejscach uwielbiam, pewnie jeszcze nie wszystkie odkryłam...

      Usuń
    2. Dawno, dawno temu, kiedy Dragonella w ósmej klasie podstawówki została laureatką olimpiady polonistycznej i dzięki temu nie musiała zdawać egzaminów wstępnych do liceum - jej matka, Seniorka, oświadczyła: "Wybierz sobie dowolne miejsce w Polce. Pojedziemy tam w nagrodę na 3 dni, dokładnie wtedy, kiedy twoi koledzy będą pisali egzaminy".
      I Dragonella wybrała TORUŃ :) Serio serio :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Och, jak mi miło :). Ale nie będę się wdzięczyć i krygować, i powiem od razu, że rozumiem :D.

      Usuń
  3. A ja przyjechałam do Warszawy z regularnej wsi na Mazurach. O!
    A jedzonko od mamusi jest najlepsze. O!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie udało mi się do wieczora doczekać tak mnie zaciekawiłaś i przeczytałam w trzech podejściach!
    I zabrakło mi słów komentarza. Bo tych niecenzuralnych, które wypowiadałam czytając, nie będę przytaczać:/ I to, że Białystok kocham i że mieszkałam niedaleko, w trochę mniejszej co prawda wsi:/:/:/, nie ma tu żadnego znaczenia. Nie wiem. Nie wiem co myśleć. Jestem najzwyczajniej w świecie zszokowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to wszystko jest bardzo nieleganckie, bardzo przykre i bardzo niesmaczne, nie dziwię się, że jesteś. Ja też jestem, pamiętam inne reportaże tej pani i teraz już nie mogę się nie zastanawiać, co w nich było wymyślone, co nagiete, co dopisane później i przekręcone dla podbudowania napięcia i udowodnienia z gory zalożonej tezy... :/

      Usuń
  5. My ino w naszy wśi Wrocław to sie modlim o lypszy jótro, coby naszy matuli piniendze dostały i mogli dać na ałtobós do Warszawy. Bo to wilki świot i tam lepi miszkoć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak ja marzę, żeby odwiedzić twoją wieś! Pewnie dlatego, że lubię sielskie, wiejskie zycie :)...

      Usuń
  6. Pozdrawiam ze wsi Toruń. Przeczytałam jednym tchem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. ech, smutny ten #upadekprasypapierowej..
    a może już się zaczynamy wyżerać, jak rybki, gdy jest ich w akwarium za dużo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że nie, bo wszyscy znani mi warszawiacy (niektorzy baaaardzo rodowici) byli oburzeni. Więc to nie rybki się żrą, tylko pani dziennikarka nagina rzeczywistość do własnych wyobrażeń.

      Usuń
  8. "A przy okazji dorabiający prostacką gębę buraków warszawiakom (tym Rodowitym :)), przedstawionym niczym cenzorzy, którzy wg ustaw norymberskich klasyfikują ludzi według pochodzenia. I którzy obudowują się w swojej niechęci do obcych jak w twierdzy, zakładając strony dla Czystych Rasowo na Facebooku. " DZIĘKUJĘ ZA TEN FRAGMENT :) Pisze rodowita warszawianka co ma męża słoika. A Pani redaktor może sama słoikiem jest ale się ukrywa i kompleksy leczy? Warszawę tworzą wszyscy mieszkający tu ludzie i przyjezdni i Ci "czystek krwi" ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzieki Ci za tego posta.. Ja też się spotkałam z tym zasłoiczaniem dobrych, mądrych ludzi niestety w bardzo przykrym momencie mojego życia. Mój brat wyjechał do Warszawy, bo tam znalazł pracę na miarę swoich umiejętności - był świetnym grafikiem komputerowym i wreszcie tam to docenili. Niestety nie nacieszył się swoją pracą. 20 lutego zginął w wypadku samochodowym. Opisały to kroniki internetowe onet, tvn24 i tam, pod tym zdjęciem rozbitego samochodu "rodowici warszawiacy" zbluzgali go od najgorszych za to że miał "obcą rejestrację" i jeździł BMW, za to że "zabrał im pracę" bo na pewno jako słoik zarabiał na przedstawicielstwie handlowym... Nie wiem kto tam mieszka i jakie męty potrafią pisać coś takiego w takich strasznych dla rodzin chwilach. Nawet nie pomyślą że mogła czytać to jego mama, która wierzyła ze jej dziecko znalazło wreszcie swoje miejsce. Niestety przeczytała. Nienawidzę TYCH warszawiaków... Sorry Królowo że mi się ulało, ale - sama rozumiesz. Dzięki że to napisałaś. Wielkie dzieki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ty, nie ty powinnaś przepraszać za "ulewanie"...

      Wiedziałam, że twój brat zginął, czy ja w ogóle pisalam coś u ciebie na blogu? Bo wiem, ze chciałam, ale nie umialam znaleźć słów i pomyślałam, że wrocę, jak je znajdę, i być może nie wróciłam...

      Teraz napiszę, że mi niewyobrażalnie przykro, i że nie wiem, co powiedzieć, bo wszystko, co powiem to za mało, a powiedzieć, że wiem, co czujesz, albo że czas leczy rany to byłoby niewyobrazalne kłamstwo, bo tego, co czujesz nie umiem sobie wyobrazić, czas nie leczy wszystkiego, niestety.

      Tylko cię wirtualnie uściskam, pozwól.

      Te tepe typy, co się pod zdjęciem wpisywaly to żadni rodowici warszawiacy. To po prostu męty, są wszedzie i pochodzą z dowolnego miasta i dowolnej wsi. Są bezkarni, bo anonimowi, i są tchórzami. Nie warto zaszczycać ich uwagą. Choć wiem, jak to trudne.

      Sciskam.

      Usuń
    2. Wiem, że szkoda na nich czasu, szkoda klawiatury, ale wytarli sobie nim pyski...
      A takie głupie artykuły przyklaskują właśnie takiemu traktowaniu przyjezdnych. Nie wiem gdzie miała rozum "autorka" ale raczej w tej chwili jej nie pomagał.
      Aż boli, że inteligentni niby ludzie (ktoś chyba jej ten pożal się boże "artykuł" zaakceptował) w takiej gazecie, sekundują takim ćwierćinteligentom. Żal, po prostu żal.

      Ściskaj wirtualnie. Dziękuję. Pisałaś u mnie, że kiedyś dla każdego przyjdzie wiosna. Trzymam się tego. Póki co lód.
      Dobrych świąt Anutku. Trzymaj się.

      Usuń
    3. Bo żal dupę ściskał, że był od nich lepszy! że my ludzie z małych (189tys. mieszkańców) wiosek możemy być inteligentniejsi, mądrzejsi i lepiej wykształceni. I Warszawiak z dużym poczuciem własnej wartości w życiu by tak nie napisał. Tak może napisać tylko - przepraszam najmocniej - ciulik z niezliczoną ilością kompleksów, głupszy niż ustawa przewiduje, któremu nic w życiu nie wychodzi i żeby nie szukać winy w sobie - znajduje ją w innych ludziach, najchętniej w takich, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność za swój los... bardzo mi przykro z powodu twojego brata. Nie czytałam o nim ponieważ artykuły na onecie budzą we mnie agresje, a komentarze sprawiają, że ktoś mógłby zginąć...

      Usuń
  10. Bęc. Spadłam pod biurko i leżę, w dodatku niedotleniona, bo dech mi zaparło przy czytaniu. Wiem, że "prasa kłamie" zdarzyło mi się paść ofiarą reportażysty i też mnie ludzie nie poznali, jak dobrze wiedzieć, że nie ja jedna :) Do wszystkich grzechów przedstawionych w artykule mogę dodać: to jest dziedziczne. Byłam Słoikiem, ale w porę zabrałam taczkę z gnojem i wróciłam na wieś, bo się słoiki skończyły i bilans białek był na minusie. Złośliwie podesłałam jednak do stolycy Zakładeczkę, w celu podtrzymania tradycji rodzinnej robię dla niej kotlety mielone.
    Cieszę się, że ci inteligencja nie zamarzła doszczętnie, widać w dziczy jednak macie jakieś ogrzewanie, a nie palenisko na środku kurnej chaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się wsciekłam, że mi para buchala uszami, odmroziło mi zatem mózg :D.

      Usuń
  11. ojciec.karmiacy28 marca 2013 15:39

    Miałem już wysyłać link do admina Bloxa, że fajna notka na główną na Gazeta.pl... Ale Ty na Blogspocie piszesz ;(. No nic, nie błysnę jako łowca tekstów.;)

    Ale, ale... Ja przyjechałem do Stolicy ze wsi Toruń(i będę w Toruniu niebawem po 5 latach nie bycia). Pamiętam, że na początku dziwnie się tu czułem. Nie, nie jak w wielkiej metropolii. Może dlatego, że jak człowiek na parterze mieszka, to nie ogrania wielkości wielkiego miasta z okna. Nie spotkałem się chyba jednak z jakimś pejoratywnym stosunkiem do mojej osoby... Widać to nie jest jakoś zawsze istotne.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za samą chęć dziękuje :).

      Myślę, ze z pejoratywnym stosunkiem "tubylców" wiele osób się nie spotkało, i z gory postawiona teza, że jest inaczej, że istnieją jakieś dwie kasty bez punktów stycznych to jest coś, co mnie w tym artykule straszliwie denerwuje.

      Usuń
    2. ojciec.karmiacy28 marca 2013 15:59

      To jest raczej taki internetowy hałas. Chodzi o to, że wielu ludzi tu mieszka i pracuje, ale nie tu płaci podatki i tu chce mieć miejsca w żłobkach i przedszkolach. Pewne sprawy się jednak przerysowały i doszło do wypaczenia. Fakt, że to przeciekło do Polityki mnie zdumiewa.

      Usuń
    3. Podobno było masę artykułów na ten temat ale ja czytuję regularnie tylko "Politykę", więc mi umknęły i to moja pierwsza styczność z tematem. I widzę w nim potencjał, można dobry artykul napisać o powodach migracji, trudnościach z adaptacją, niechęcią do zapuszczania korzeniu, bycia w mieście "gościem", itepe, itede.

      Ale mieć rozmówczynię idealnie odbiegającą od stereotypu, trachę taką jak Ty :), płacącą podatki, lubiaca miasto, wykształconą, i odkształcić ja tak, by pasowała do tezy... jakie to tabloidowe :/. I to mnie zdumiewa najbardziej.

      Usuń
  12. (bo jak ogólnie wiadomo internet kończy się na Warszawie, równo z granicami administracyjnymi miasta, normalnie jak nożem uciął)
    Proszę sobie podśmiechujków z tego nie urządzać. :P Jako człowiek mieszkający rzut kamieniem od granic administracyjnych Warszawy mam takie uczucie, że oni naprawdę tam nożem internet ucinają. :P Przeszukałam internet wzdłuż i wszerz i nikt mi nie chce dać więcej niż 2 mb/s, a znajoma niedaleko (już za tą magiczną granicą) ma o niebo szybszy internet ode mnie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! A więc jednak! Czyli może rzeczywiście osoba z Mławy "przedtem miała małą ilość zajawek, czyli dostępnych możliwych światów" :DDD.

      Usuń
  13. Rozumiem wzburzenie, latem miałam okazję oglądać własną rodzinę w "Faktach". Wrażenia były podobne... Ale grunt to teza, a skoro jest, znajdą się na nią dowody.
    No i trochę się uśmiałam, bo myślę, że "rodowici Warszawiacy" nie zdają sobie sprawy, że tworzą w tym mieście odrębną kastę :)
    Ale właściwie to powinnam się smucić; za kilka lat w moim domu nastąpi rozłam- rodzice słoiki kontra czworo dzieci-Warszawiaków :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Spieszę przypomnieć, że gdy druga córka Twojej wioskowej Matki, z wioski Toruń, wybywała nie na tydzień, ale na rok, a póżniej na życie całe, do wioski Rzym, która wszak nie umywa sie do metropolii Warszawa, wyżej wymieniona Matka, bez chusty na głowie, i bez krajki, łez nie roiła.. Dziwna jakaś. No, ale przecież Rzym to nie Warszawka.. sic!: Warszawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzym to pewnie wiocha jak Toruń;) to się Matula nie martwiła;)

      Usuń
  15. capki ze głów...dobitny tekst, wiele mówiący o naszej małej Polszce....ja jestem mieszkanką miasta niedaleko wsi Bydgoszcz..byłam wiele lat Słoikiem , i we wsi Poznan, oraz wiosce Gloucester w uk...w poznaniu bardzo wyraznie bylo widac kto miejscowy a kto słoik i wcale nie było to przyjemne(wiec nie tylko warszawioki tak robią), w anglii polki wyróznaja sie uroda , ubiorem etc , wiec łatwo było zgadnąc ze raczej do ziomali nie należa,ale i tak żylo sie fajnie i ciekawie..a wałóweczke to wozislo sie zarowno w pl jaki do uk:-)))))a jakoze jestem dziennikarzem, to jest mi wstyd za "pania reportazystke" ktora pod wymóg tematu musiala podkolorowac rzeczywistosc, tak niestety robia gazety, narzucaja temat.
    POZDRAWIAM I ŻYCZĘ SPOKOJNEJ WIELKIEJ NOCY:-)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałysmy się nawet z koleżankami, jak to przeżywa rodowity warszawiak, jak wyjeżdża za granicę. Kim wtedy jest, słoikiem zagranicznym :)))?
      Dziękuję i nawzajem :).

      Usuń
  16. Byłam słoikiem. (już wiem, co każe sobie napisac na nagrobku). Przez kilka lat, z każdym kolejnym nienawidząc coraz bardziej Warszawy. Przy pierwszej nadarzającej sie okazji zwiałam na wieś,pobliską, ale wiochę co się patrzy. Tylko jednego żałuję - dlaczego do licha moja matka nie miała serca do aprowizacji i czemu z tych słoików przynajmniej nie korzystałam?
    Fajnie ci się ulało - w sensie że dobitnie i na temt:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Polityka" naraziła mi się trzy razy w ciągu ostatniego kwartału, więc zbieralo sie mi, zbieralo, az wreszcie, no co robić, ulało :)...

      Usuń
  17. Bo Ty po prostu jesteś Słoik Tubylczy :D :D :D

    PS. Mieszkam tuż pod Warszawą, wiem, że zdarzają się jednostki takie, jak opisane w artykule. Jednostki. Mało. Ale zdarzają się też jednostki warszawskie, które w największym skrócie można opisać jako zadufanych, bucowatych dupków ;) Też jednostki. Też mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście :). Jakoś o tym nie pomyslałam, że dla kazdego da się znaleźć jego własną kategorię :DDD.

      PS. No pewnie. Ja wierzę w jednostki. Ale wkurza mnie przerzucanie cech tych jednostek na ogół. I programowe nie zauważanie tego, co nie pasuje do wyobrażonego obrazu.

      Usuń
  18. I tak sobie myślę... jak mieszkam w Gliwicach a pracuje w Katowicach to jestem słoikiem?? A dodatkowo utrudnia mi rozpoznanie fakt, że w Gliwicach też pracuję...

    Czuję się nieokreślona;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś sloikiem wędrownym. Albo przenośnym :).

      Usuń
    2. Przemyślałam to i jestem - żeby być precyzyjnym - plastykowym pojemnikiem;) z ikei najczęściej;p

      Usuń
    3. zależy czy godosz. jak nie to gorolka, ewentualnie pół-hanyska ;-)

      Usuń
  19. Czytam, czytam, do tego obserwuję i zapraszam do siebie :)

    Życzenia dla was u mnie http://kasiulekkochany.blogspot.com/2013/03/najlepszego.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Chciaąłbym żeby takie osoby jak Ty wypowiadały się w przestrzeni publicznej ,a nie takie pomyłki jak ta Pani Redaktor-Reaktor ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, ale - nawet pomijając fakt, że ja się na dziennikarza nie nadaję :) - pewnie liczne osoby sądziłyby, że piszę wyłącznie bzdury (i pewnie mieliby swoje racje :))).

      Usuń
  21. Jestem słoikiem i jestem z tego dumna!!! A moim dzieciom, jeśli się kiedyś wyprowadzą z domu też słoiki będę pakować!!! I to nie dlatego, że wyjadą z tej mojej wsi Warszawa, ale dlatego po prostu, że je kocham!
    Aż mnie Królowo Matko zdziwiłaś, że Polityka się takimi tekstami para, a fe!

    OdpowiedzUsuń
  22. Mnie najbardziej boli, że takie (...) dziennikarki piszą do "Polityki" i zarabiają na tym pewnie grube pieniądze i czytają je miliony ludzi, a Ty, która piszesz absolutnie przefantastycznie (wiem, co mówię - jestem filologiem ;p), masz naprawdę głębokie przemyślenia i potafisz dowcipnie i niesamowicie inteligentnie ubrać je w słowa, piszesz za darmo i to pewnie dla znacznie mniejszego grona. Wrr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta dziennikarka pisze dość plynnie :). Że nie pisze rzetelnie, to insza inszość.
      I dziękuję bardzo :).

      Usuń
  23. Matko bosko, jakbym czytała opowieści o emigrantach w UK. No może poza wałówką od rodzicieli. No ale tak, Warszawa państwem w państwie jest...

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam ten egzemplarz Polityki, na wszelki wypadek i inne historyczne wyniki zachowany. Sama mieszkam w Stolycy od blisko 7-miu lat. Są plusy i minusy, a żeby być obiektywnym to tych pierwszych jest tak na prawdę więcej. Trzy lata temu dołączył do mnie osobnik twierdzący, że "po grób" i ja mu wierzę, bo dobrze mu z oczu patrzy. Jak każdemu chłopu z "wioski" Białystok. Wcześniej w tej "wiosce" nauki pobierałam, więc mam do niej szerokopasmowy sentyment.

    Każdy medal ma dwie strony. Co do "rodowitych" - niezmiennie fascynuje mnie to, jak parkują swoje auta pod centrami handlowymi. W 95% są to samochody na warszawskich blachach. Podejrzewam, że pani redaktorka nie sprawdziła rzeczy w praktyce, zanim poszły te bzdury do druku na Polskę całą. Zaś druga strona to te nieszczęsne "słoiki". Tak, są takie jednostki, które przypadkowo podsłuchane w komunikacji miejskiej sprawiają, że ręce i cycki opadają. Faktycznie, są to osoby, które dorwały się do pensji wyższej, niżby to mogły osiągnąć w rodzinnych miejscowościach i puchną z dumy od tych pieniędzy. Kultury i kindersztuby nie ma co od nich oczekiwać. Jednak są to - jak wspomniałam - jednostki. Takie jednostki zdarzają się wszędzie i nie ma co z nich robić normy.

    A określenie "słoik" uważam wręcz za rasistowskie, bądź jak to u Pratchetta było "gatunkistyczne" (od "gatunkizm" - dyskryminowanie ze względu na pochodzenie gatunkowe).

    OdpowiedzUsuń