środa, 20 marca 2013

Tęsknie

Królowej Matce przyśniła się jej klasa.

Siedzieliśmy wszyscy w tej samej, co zwykle, takiej samej, jak zwykle, jak te parę lat temu, jak kiedyś, tak niedawno, dosłownie chwilę temu sali do polskiego, z tą samą odrapaną tablicą, z tym samym napisem "Nasza wiedza Ojczyźnie" nad odrapaną tablicą, wszyscy odziani wykwintnie, damy w bielach i granatach, dżentelmeni pod krawatami, wychowawczyni obleczona w dyskretnie elegancką suknię.

Królowa Matka popatrywała na nich i myślała, że ach, jak oni się wcale nie zmienili, nic a nic. Tyle lat minęło, tyle upłynęło wody w rzekach, tyle się zdarzyło różności na świecie i w naszych życiach, a oni nic a nic się nie zmienili. "Chłopcy nawet nie wyłysieli! - ucieszyła się we śnie Królowa Matka całkowicie bezinteresownie. - A to dziwne... - zadumała się na chwilę, - bo przecież jak ich widziałam na dziesięcioleciu matury parę lat temu, to już niektórzy mieli tu i ówdzie przetarte czupryny...", ale zaraz porzuciła roztrząsanie tego problemu, bo wychowawczyni chrząknęła, dając znać, że przystępuje do... właściwie do czego? Chyba do ceremonii rozdawania świadectw maturalnych, bo plik dokumentów leżał na biurku po jej prawej stronie, sięgnęła po ten leżący na samym wierzchu, a Królowa Matka poczuła bolesne, rozdzierająco bolesne szarpnięcie w głebi piersi na myśl, że zaraz, za chwilę ich wszystkich straci, że za moment będzie już po wszystkim i już nigdy nie będziemy razem - tak bardzo, tak bardzo bolesne, że się z tego bólu obudziła.

Z tym samym przenikającym ją na wylot poczuciem rozpaczy, które przenikało jej duszę do głebi tamtego dnia, gdy rozstawaliśmy się na jawie.

Królowa Matka kochała swoją klasę.

Bardzo.

Bałwochwalczo, ślepo, najbardziej na świecie.

W dni, gdy zaczynała lekcje o 7.45 wstawała o 6.00 - a trzeba dodać, że szkoła leżała od jej domu w odległości trwającego kwadrans leniwego spacerku, a jak się człowiek zawziął to mógł popędzić do domu po zapomniany zeszyt i wrócić w ciągu dziesięciominutowej przerwy (to znaczy, nie mógł,  bo opuszczanie szkoły w czasie lekcji było surowo zabronione, ekhm, ekhm) - i czekała. Czekała na chwilę, gdy będzie mogła wyjść do szkoły.

Wychodziła. A gdy przekraczała szkolne mury czuła się, jakby opadały z niej więzy.

Oto było miejsce, gdzie czuła się lepiej niż w domu.

Oto byli ludzie, przy których nie trzeba było niczego i nikogo udawać.

Gdy zaczynała liceum była do głębi zakompleksionym, niepewnym siebie, patologicznie nieśmiałym stworzeniem niezdolnym do odezwania się głośno w grupie innej niż dobrze jej znana oraz liczącej więcej niż trzy osoby, posiadającym jedną jedyną na świecie bliską przyjaciółkę.

Gdy kończyła liceum była taka sama (pomijając liczbę bliskich jej ludzi), ale już wiedziała, że to nie szkodzi. Że wolno jej taką być.

Dzięki nim to wiedziała. Dzięki tej jedynej w swoim rodzaju grupie ludzi, nawiedzonych artystów, muzyków, literatów, mniej lub bardziej domorosłych, zawołanych dowcipnisiów, geniuszy, wybitnych talentów i oryginałów. Którzy akceptowali bez najmniejszych zastrzeżeń dziwaczność, oryginalność, niedostosowanie i wszystkie cechy charakteru innych. Przy których od samego początku można było być wyłącznie sobą.

Jakaż to była niewyobrażalna, nie do wypowiedzenia ulga, odkryć to.

Tyle lat minęło, tyle się dobrego w jej życiu zdarzyło, tylu wyjątkowych ludzi poznała, że Królowa Matka od dawna już nie twierdzi, że oddałaby wszystko, wszystko, by wrócić do tamtych lat i przeżyć je raz jeszcze.

Ale nadal twierdzi, że ta klasa to była jedna z najlepszych rzeczy, jaka jej się w życiu trafiła. W pewnym sensie wszystko dobre, a co zdarzyło się później zawdzięcza Królowa Matka temu, że ją jej klasa zaakceptowała, że jej pozwoliła na wszystkie dziwactwa, że jej nie osądzała.

I ciągle czasem tak bardzo tęskni.


Gdzie jesteście, wy wszyscy?

Czy czasem też tęsknicie?...

33 komentarze:

  1. Oj licealne czasy był ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno tesknia :) rzadko sie zdarzaja tak zgrane klasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz? To znaczy, że tęsknią, bo że rzadko się takie klasy zdarzaja to wiem :).

      Usuń
    2. Tesknie i to bardzo...i zawsze niwiarygodnie sie ciesze jak sie czegos o moich ludziach dowiaduje...tak mnie wzruszylo i poruszylo twoje wyznanie, ze wstalam extra o 7 rano aby cie zapewnic, ze byliscie i jestescie wszyscy wspaniali. bardzo czesto wspominam nasza klase i tak jak ty stawiam ja za przyklad solidarnosci lojalnosci i....czegos takiego czego nie umiem opisac.no bo nie znam zadnej innej klasy ktora co poniedzialek solidarnie przez siedem tygodni z rzedu uciekala z lekcji rosyjskiego...wszyscy jak jeden maz. A 10lecie to po prostu jak bajka...przyjechalam wlasnie do rodzinnego grodu a tu mama w poplochu bo kolezanka dzwonila i mamy spotkanie klasowe...i czy ja pojde? Coz to za pytanie...ja polece...no i coz my tu mamy prawie wszyscy zajechali...poznan warszawa londyn ameryka niemcy z kazdego kranca swiata sie zjechali....bomba...25 stuknie nam za rok...moze spontanicznie cos sie uda zorganizowac...........pisz dalej bo robisz to fantastycznie, jestem wierna czytelniczka....zarywam czasami noce aby nadrobic zaleglosci...brak mi czasu na komentarze , czesto jednak o tobie mysle. Sciskam goraco i wracam na pare minut do lozka....twoja przewodniczaca kasia

      Usuń
    3. Co to wogole za pytanie, oczywiscie ze tesnknia ....ja tesknie i to szalenie. od czasu jak odkrylam, ze z komorka mozna troche wiecej robic jak telefonowac i pisac sms-y uzywam jej do czytania przed snem. przyznam sie,bez bicia ze pare miesiecy nie odwiedzalam twojego bloga , z prostej przyczyny ktora jest brak czasu. tak wiec wczoraj wskakuje do lozka i pojawia mi sie przepiekne zdjecie mojej ukochanej klasy. lezka zakrecila mi sie w oku i od razu chcialam komentowac...nieudalo sie oczy odmowily posluszenstwa, glowa opadla...dzisiaj rano godz siodma komorka do reki logowanie i pisze, mecze sie nad ta mala klawiatura literki wskakuja nie takie jak trzeba...napisalam ...wstawiam ...nic....strasznie sie zdenerwowalam podazylam do laptopa i oto pisze drugi raz. bo po prostu musze ci napisac jak strasznie sie ucieszylam , jakie to bylo mile i fantastyczne zobaczyc przed spaniem moja klase.
      takie klasy sie zdarzaja , ale tylko dobrym ludziom ...a my to wszyscy bylismy kochani, kazdy troche inny ale kochany.
      pomysl tylko o naszym 10 leciu i juz wiesz ze tesknimy. w ciagu kilku dni wszyscy powiadomieni, zjechalo sie pol polski i pol swiata...ameryka nawet zawitala...teraz marzy mi sie 25 lecie - wiesz zlote gody...moze sie uda.
      tak wiec nie jestes sama w twojej tesknocie. z biegem czasu czlowiek coraz bardziej docenia ile mial szczescia . najpiekniejsze w tym wszystkim jest to, ze po tylu latach odnajduje sie ludzi i jest tak jak wczoraj...tak jakbym miala znowu 18 19 lat tylko z malym balastem zyciowym. o tobie mysle bardzo czesto, bo zaczynasz byc moja bohaterka...4 dzieci, pisanie, pieczenie, robotki, maz, komentarze do twoich komentarzy...trzymaj tak dalej a oddam ci moja funkcje przewodniczacej klasy.
      pozdrawia, sciskam i wierze w to ze jeszcze s
      ie w tym zyciu spotkamy Kasia

      Usuń
    4. Pamietam, czy ty nie byłas doslownie parę dni po porodzie? Zaimponowałaś mi, że nie wiem :)).
      Ach, ten rosyjski, jak teraz o tym myślę to mam dreszcze. Typowo rodzicielskie i belferskie. Ciekawa rzecz, jak to sie optyka zmienia, bo wtedy nie miałam :D.
      Pozdrawiam cię mocno, cieszę się, że nie tylko ja... bo się czułam niewiarygodnie sentymentalną staruszką już ;D...

      Usuń
    5. Kasiu, jeszcze ci tylko napiszę, żebyś się nie martwiła, jak sie komentarz zaraz nie pojawia. Dostawałam masę spamu (nadal dostaję zresztą) anglojęzycznego, wiec właczyłam monitorowanie komentarzy - czytam je przed zamieszczeniem, i zamieszczam wszystko, oprocz tego spamu oczywiście. tak więc wszystko, co napiszecie, pojawi się, ale trochę później, zależy kiedy się dorwe do internetu i czy go akurat bede miała, bo ostatnio nas tu na mojej wsi odcina czasami. Ale predzej czy później pojawi sie na pewno :).

      Usuń
  3. Zazdroszczę... Piękne wspomnienia, miałaś naprawdę dużo szczęścia, że trafiłaś na takich ludzi, bo nastolatki potrafią być bardzo okrutne.
    Ja niestety miałam dokładnie odwrotnie - 4 lata męczarni i poczucia, że jestem kosmitą. Nawet na studniówkę nie chciałam iść. Z klasy licealnej kontakt utrzymuję z jedną osobą, reszta mnie nie interesuje. Jeśli będzie jakiś zjazd w przyszłości, to na pewno nie pojadę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam niewyobrażalnie dużo szczęścia... tak, wiem to.

      Usuń
  4. Absolutnie nie miałam jak Anutek. Ale nie miałam też tak podle jak Dragonella. Nasza klasa nie była zgrana. Co ciekawe - ludzie z mojej klasy zdawali sobie z tego sprawę. Nikt się chyba nie łudził; byliśmy przypadkową zbieraniną i wiedzieliśmy o tym - wszelkie próby zgrania się nie powiodły się. Były oczywiście przyjaźnie, ale to 2-, 3-osobowe więzi. Jako całość - zdecydowanie nie.
    Nie wiadomo czemu czasem się zdarza tak jak Anutkowi, czasem tak jak mnie, a czasem jak Dragonelli.
    Przypadek, traf od losu, kosmosu. Ciesz się, Anutku, bo to rzeczywiście skarb był, nie do przecenienia. Gratuluję i ... chyba nie zazdroszczę, po prostu tak bywa. Ja tam na zjazdy się nie wybieram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też byliśmy przypadkowa zbieraniną, tylko jakims tajemniczym przypadkiem udało się nas uzbierać w idealnej - dla nas, wtedy, a już dla mnie na sto procent - konfiguracji.

      Cos jak trafienie szóstki w lotto, tylko bardziej :).

      Jestem szczęściarą :D.

      Usuń
  5. Jesteś!! Tego mi bardzo brakowało: zgranej klasy... potem zgranego roku na studiach... Dopiero na podyplomowych miałam świetny rok! Tam miałam lekki smaczek jak to mogło być w liceum czy w podstawówce. Dlatego też Nasza Klasa mnie nie skusiła nigdy. Skoro się nie zgraliśmy wtedy, to do czego wracać po latach.
    Fajny hołd im oddajesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja na studiach czułam się bardzo nieszczesliwa, bo wszystkie grupy, podgrupy, rok i insze inszości nie dorównywały temu, co wiedziałam, jak mogłoby - jak POWINNO! - wyglądać :).

      Co do hołdu, to złożę go, jak już wydam własnym sumptem tę powieść wspominkową, którą sobie żmudnie o nich piszę :). Ale to za wiele lat. Jak juz będe bogata :DDDD.

      Usuń
  6. Ja też z tych, które zazdroszczą. Moja klasa techniczna była klasą typowo babską - i to był chyba największy problem. Nie powinno się zamykać tylu bab w jednej klasie ;). Nie było jakoś strasznie, ale też nie było wielkich uczuć i wybuchów miłości, zwłaszcza, że jeszcze w czasie, kiedy faktycznie można było nawiązać jakieś bliższe więzi, czyli na zajęciach praktycznych, byłyśmy jeszcze dodatkowo podzielone na dwie grupy.
    Spotkanie klasowe sama zorganizowałam jak przyleciałam do Polski 3 lata temu, przyszło kilka osób, rozmawiało nam się chyba lepiej niż wtedy przez 4 lata.
    Pierwsze studia, choć wymarzone (i szybko rzucone) i bardzo artystyczne pokazały mi z nawiązką, jak bardzo mogą odrzucić ludzie tylk dlatego, że nie masz kasy na to, co oni oraz na to, że nie mieszkasz w Krakowie. No cóż, zdarza się. Za to szkoła policealna, takie połączenie szkoły artystycznej z techniczną, sprawiły, że zobaczyłam jak naprawdę może być w grupie fantastycznie rozumiejących się i zgranych ludzi. Żałuję, że akurat ta szkoła nie trwała dłużej i to jedyna klasa, za którą zdarza mi się tęsknić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej klasie było tylko ośmiu facetów, po jednym na dwie kobitki, więc też nie do końca koedukacyjnie było ;D. Ale na pewno rozumiem ten zjazd, moja klasa z podstawówki nie powalała, a po latach - zaskoczenie, jak było miło. To samo w wypadku klasy mojej siostry z liceum, też po latach było świetnie, a nie chciała iść na spotkanie...

      Usuń
  7. Ooooooo! Moja ukochana klasa!!!
    Aniu, Kasiu, patrzę na nas na tym zdjęciu i zmuszam się, żeby przyjąć fakt, że czas przeleciał i jednak wiele zmienił.

    (I pękam ze śmiechu... Moja gęba... jaka jeszcze gładka i naiwna. Ale "zwrok" już patrzy tak, jakby czuł, co się święci...)

    Byliśmy zgrani, bo każdy z nas był indywidualistą, który dbał o to, żeby za wiele w czasie lekcji się nie nauczyć. Przynajmniej taka jest moja subiektywna perspektywa, że ukształtowało mnie najbardziej to, co się działo przed, miedzy i po lekcjach... I to, co działo się w czasie lekcji, a co z nauką per se miało niewiele do czynienia... (Nie wiem, czy jako matka podlotka powinnam wypisywać takie rzeczy - w razie czego pisał to ktoś inny ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, a ja wcale nie mam tego wrażenia... to znaczy, owszem, to, co najważniejsze działo sie miedzy lekcjami, ale ja wcale nie dbałam o to, by się nie nauczyć. Przeciwnie, z perspektywy lat uznaję, że w szkole nauczyłam się całkiem sporo (i rosyjskiego, i angielskiego - wyłącznie w szkole na przykład, bez żadnych korepetycji i kursów dodatkowych).

      Usuń
    2. A ja inaczej, uczyłam się tego, na czym zależało. Plus konieczne minimum. Taka ze mnie była "gęś"...

      Usuń
    3. Ja też. Ale w poprzednim komentarzu napisałaś "każdy z nas był indywidualistą, który dbał o to, żeby za wiele w czasie lekcji się nie nauczyć". Ja tego tak nie odbierałam, bo ja się sporo nauczyłam, chociaz rzeczywiście rzeczy, ktore mnie interesowaly, tylko i wyłącznie. Ale to chyba nie zasługa klasy i jej zgrania lub nie zgrania, tak mają chyba wszyscy licealisci...

      Usuń
    4. A bo tak subiektywnie wydawało mi się, że wszyscy pozostali szli "do budy" - szczególnie w maturalnej klasie po to samo, co ja - żeby się rozwijać towarzysko...

      Usuń
    5. No bo szli :))). Myślisz, ze wstawałabym o 6, zeby czekac niecierpliwie na lekcję matematyki? Czy, choćby nawet, angielskiego? Uczyłam się przy okazji, ale poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi stwierdzić, że ja (osobiście, moze ty miałaś zupelnie inaczej) niewiele się na lekcjach nauczylam (no dobra, na matematyce to nic zgoła, ale to nie dlatego, ze nie chciałam :)).

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że jesteś pierwszą osobą, ktora o to spytała :D.

      A nie powiem :))). Tajemnica taka :D. Na pewno tam jestem, cała klasa jest oprócz jednego kolegi, który zwiał zaraz po lekcjach :))).

      (Sylaba i Kasia, nie podpowiadajcie :)).

      PS. Sylaba, autorka bloga o Kozie i Kozaku tez tam jest. Całe dwie wybitne (:DDD) blogerki na jednej fotce :D!

      Usuń
  9. Ha! Wiedziałam, wiedziałam, że nie odpowiesz! :):):)
    Domyślam się, że i Sylaba tam jest :)
    A skoro zagadka, to co, mam zgadywać?
    A jak trafię, to się przyznasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie wiem, nie wiem, w końcu pewne jest, że w koncu, za którymś razem, metodą eliminacji, wreszcie trafisz :)))...

      Usuń
    2. Uwaga! typuję! :)
      Biorąc pod uwagę wszelakie wytyczne dotyczące Twojej powierzchowności, jakie można wysnuć z lektury bloga obstawiam dziewczę w drugim rzędzie nad lewym ramieniem nauczycielki.
      Co do Sylaby, wskazówek a propos wyglądu nie zostawia żadnych ale biorąc pod uwagę to, co napisała w komentarzu powyżej, uważam, że naiwny acz "wiedzący co się święci zwrok" ma dziewczę w centrum zdjęcia, po prawicy nauczycielki.
      W sprawie wysyłki ewentualnych nagród za prawidłowe rozwiązanie zagadki proszę kontaktować sie ze mną na maila ;D

      Usuń
    3. Ani myślę potwierdzać, ani myślę zaprzeczać :).

      Usuń
  10. A Królowa to stoi w drugim rzędzie? Wiem, wiem, że to bezczelne pytanie, hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, aż sprawdziłam, czy w tym drugim rzedzie nie stoi w ogóle tylko jedna dziewczyna :DDDD...

      Usuń
  11. Zazdroszczę takiej naprawdę zgranej klasy, za którą się tęskni :/ Moja nie była może jakaś straszna, ale zgrana na pewno nie. I nie miałam żadnej ochoty na żaden zlot i z tylko z jedną z tych osób, dawną przyjaciółką, utrzymuję (niezbyt regularny co prawda) kontakt.
    A co do typowania tego, gdzie stoisz, Anutku - mam wrażenie, że wiem ;) Chyba nosiłam w swoim czasie równie ogromne okulary :D Lewy górny róg zdjęcia, ostatni rząd? ;)

    OdpowiedzUsuń