wtorek, 5 lutego 2013

Pamiętanie i zapominanie

Pompon Starszy budzi się z popołudniowej drzemki.

Zsuwa się z kanapy, jeszcze półprzytomny, włosy jak puch dmuchawca, nieco bardziej złociste, sterczą na wszystkie strony, oczy zamglone, niebieskie jak kawałki wycięte z nieba i wklejone w rumianą buzię o nieskazitelnej skórze. Idzie z wypiętym brzuszkiem, wdrapuje się na kolana, mości się wygodnie tyłeczkiem, przykleja się całym ciałem, dwa - zawsze dwa, wskazujący i środkowy - palce do buzi, dziecko się dobudza. Pachnie snem i suchą trawą, nagrzaną ziemią latem, pachnie... małym dzieckiem. Lewą rączką chwyta za palec z obrączką. Cała rodzina wie, że jeśli usypia lub pozwala się dobudzić Pomponowi Starszemu trzeba mieć obrączkę albo pierścionek na palcu serdecznym.


Wydaje się, że zawsze będzie się to pamiętać.

Pompon Młodszy wygląda przez okno, wielki, okrągły księżyc wisi nisko na czystym niebie jak srebrna piłka, Pompon Młodszy mówi "Uuuu!", robiąc ustami dzióbek jak mały szympans, chociaż nic a nic nie przypomina małego szympansa, gdy tak formuje kółeczko z idealnie ukształtowanych, malutkich usteczek na idealnie ukształtowanej, malutkiej twarzyczce o ogromnych oczach. Wyciąga palec i pokazuje srebrną piłkę wisząca za oknem, a rączki ma jak dokładne malutkie kopie rąk dorosłych, żadnych fałdeczek i dołeczków, jak u Starszego Braciszka, ale długie, szczupłe paluszki i kosteczki, którym Królowa Matka przypatruje się z fascynacją, tak bardzo przypominają miniaturę jej własnych kostek dłoni.

Kiedy Pompon Młodszy się wścieka (czyli często) zwija te kopie dorosłych rąk w miniaturowe piąsteczki i tłucze to, co (a czasem i kogo) ma pod ręką, podczas gdy wściekły Pompon Starszy (cóż chcesz, Czytelniku, bunt dwulatka razy dwa w toku) rzuca przedmiotami, jak w burlesce, chwytając po jednym przedmiocie - książce, zabawce, kłębuszku mamusinej włóczki, pudełku kredek - w obie ręce i z impetem waląc tym o podłogę, chociaż ostatnio, gdy w szale rzucania dotarł do kubka z herbatą Królowej Matki zatrzymał się na mgnienie oka, zawahał, po czym odwrócił na pięcie i rzucił domkiem z klocków (za to dwa razy) co jest dla Królowej Matki dowodem, że już potrafi kontrolować miotającą nim furię.

Za to gdy Pompona Starszego coś rozbawi, wydaje on z siebie niski w tonie, iście rabelaisowski rechot, który sprawia, że zaczynają śmiać się wszystkie obecne w pomieszczeniu osoby.

I wydaje się, że to też będzie się zawsze pamiętać.


A przecież już mało kto pamięta Potomka Młodszego w charakterze tobołka, cztery i pół kilo człowieka, cztery razy więcej niż Starszy Brat, Królowa Matka prezentowała go dumnie światu, a świat kiwał głową taktownie powściagając się od szczerych uwag na temat małego Buddy o ilości fałdek porównywalnej z ilością fałd przeciętnego psa rasy shar-pei, czarną czupryną i granatowymi oczami, okrągłymi i wielkimi jak pięciozłotówki.


Nie ma już tego tobołka, jego miejsce niepostrzeżenie zajął smukły pięciolatek zbudowany tak, że na jego widok Bouguereau popłakałby się z zachwytu, z szopą falujących włosów w odcieniu czystego złota, jaśniejących latem, i oczami jak szare gwiazdy ze złocistą iskrą w głębi, i już nikt w nim nie widzi cztero- i półkilowego bobasa, który, położony na wadze po urodzeniu wystawił w górę maleńkie stópki, a Królowa Matka pomyślała "To jest niemożliwe, żeby on się nauczył chodzić na takich małych nóżkach!", i już tylko ona (i może Pan Małżonek) pamiętają ten głos jak dzwoneczek, który wydał z siebie Potomek Młodszy, gdy się urodził.


Nie ma już Potomka Starszego, który bał się chodzić po schodach i trzeba go było nosić, ale, noszony, przyjmował postawę Następcy Tronu ukazujacego się Tłumowi, wyprostowaną, ewentualnie z delikatnie wspartą na ramieniu osoby znoszącej dłonią. Pewnego dnia Królowa Matka, której coraz trudniej było nosić w pełni wyprostowane dziecko doprowadzona do rozpaczy nauczyła Najstarszego "robić małpkę" i od tamtej chwili nosiła go, oplątana jego nogami w talii i ramionami na szyi, i była w stanie nawet przenieść coś w rękach, tak się mocno trzymał.


Już by nie był w stanie zrobić małpki, chociaż jeszcze by czasem chciał, przeszkadzają mu w tym długie, cienkie kończyny, wszystkie cztery długie, wszystkie cztery chude jak patyczki, i zupełnie tak samo, jak w dniu, gdy się urodził - dolna dwójka kończyn zakończona wielkimi stopami pajacyka.

Już biega po schodach jak wicher, chudziutki ośmiolatek, który - tak niespodziewanie przecież, tak... nagle - pojawił się w miejsce owijającego się wokół Królowej Matki dwulatka.


A w przyszłości czekają, tłoczą się, nie mogą się doczekać swojego czasu inne ośmiolatki, dwunastolatki, piętnastolatki... które sprawią, że zapomni się, jak Pompon Młodszy pachniał, gdy się budził.

Królowa Matka jest ich ciekawa, chociaż czasem trochę się ich boi, ale bez względu na wszelkie obawy wie, że będzie je kochać tak samo, jak kocha dwulatki, pięciolatka i ośmiolatka.

Tylko chciałaby mieć takie miejsce, w którym na zawsze przechowywałaby zapach Pompona Starszego po przebudzeniu, sposób, w jaki Pompon Młodszy daje całusa, Potomka Młodszego robiącego słodkie oczka i Potomka Starszego "robiącego małpkę".

Taki sposób, by wydobyć to wszystko, gdy będzie potrzebne, i by czasem, raz na jakiś czas, znów zobaczyć granatowe oczy jak pięciozłotówki spoglądające z twarzy, której Królowa Matka jeszcze nie zna.

27 komentarzy:

  1. Piekny tekst:) Czulam sie jak w basni pachnacej sloncem...latem i ogromna miloscia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo, tego mi chyba jeszcze nikt nie napisał :).

      Usuń
  2. Tak to już jest (nawet bez dzieci), że te wszystkie drobne momenty, których doświadczamy, odchodzą w dal, a dzieci i ludzie dorastają i zmieniają się... i pewna część tych chwil odchodzi w zapomnienie.
    Ale sposobem na ich zatrzymanie są choćby nasze blogi. ;-)
    Może, kiedy otworzysz wpis z konkretnej daty, nie powąchasz i nie poczujesz zapachu Starszego Pompona po przebudzeniu, ale kiedy to przeczytasz za ileś tam lat, wszystko Ci się przypomni i wróci do Ciebie. Jestem tego pewna! ;-)))
    Buziaki i uściski!
    I dziękuję za piękny tekst! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozostają jeszcze zapachy które przychodzą tak nagle przypominając te czasy, te chwile, te osoby :)
    Kiedyś bedziesz szła i nagle ten zapach Cię zaleje i bedziesz się uśmiechać "głupio" w tłumie ludzi ;)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jak znaleźć miejsce, gdzie się je przechowuje :)...

      Usuń
  4. A ja, oczywiście, płaczę. Pięknie napisane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie glupio się przyznać, ale mi sie też zdarzyło, jak przeczytałam po napisaniu. Mam taki nastrój... refleksyjny raczej...

      Usuń
  5. Oooooo....!
    Moja Czwórka ma takie same dłonie jak Pompon Młodszy! Drobniutkie, szczuplutkie- a jak robi pa pa, to nie rozczapierza paluszków, tylko łączy je ściśle i ta dłoń porusza się z gracją jak bukowy listeczek... Idę pocałować tę łapki, natychmiast! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że pisanie pomaga w pamiętaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest Pani winna dokumentnie zmoczonej klawiatury laptoka:)

    Czasami, po wielu latach przychodzi okrutny czas który nigdy nie powinien przyjść i nawet wrócić i znowu pamiętasz. Znowu wchodzisz do rzeki i nagle widzisz swojego malutkiego synka, bo " Riusza, Riuszka, smatrij, chlieb, haraszo, a? Riusza, wstrietimsja doma, Riusza siewodnia chmuryj, paczemu, a?" I chociaż właśnie wróciłaś na zsyłkę w koszmar obwodu nowosybirskiego, to jest z tobą malutka córeczka, bo " Teta, skaży mienia, skolka tiebie liet" i znowu jest śmiech młodej matki i " Teta, idi i smatri, maljeńkaja sabaczonka, Teta..." I znowu chodzisz do rzeki i znowu nie pamiętasz, bo jeszcze nie masz dzieci. Jesteś malutką Wieroczką, która klepiąc szybko i niezrozumiale przeplata polskie, rosyjskie i francuskie słowa i krzyczy, oczekując pomocy, głośno i przeraźliwie " mama, mama, mamoczka!"
    Mama. Ostatnie słowo, które zostaje w pamięci.
    I wtedy życie wyrywa wnuczkę z jej życia; próbuje wejść do tej samej rzeki i staje się matką własnej babki. I uspokajając Wieroczkę, śpiewa jej trzy wydłubane z własnej nędznej pamięci rosyjskie kołysanki, których tamta nauczyła cię w dzieciństwie, a które - idziesz o zakład - zna, bo śpiewała je jej matka.
    I tak, o. Myślę, że czasami brak powrotów i niepamięć - to dar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też :).

      I tak, ja myślę to samo.

      Chociaż tylko dla osób, ktore towarzyszą tej, co się osuwa we wlasna pamięć.

      Usuń
  8. ja bym najchetniej tez zachowala kazdy szczegol , kazdy zapach tadeuszka, kazdy moment kiedy na mnie spojzy i przytuli sie staram sie wyryc w pamieci . mam nadzieje , ze i on zapachy dziecinstwa zapamieta - i ze beda mu sie kojazyly z jego mama i tata - w inny sposob , ale z nami - tak bardzo bardzo nam tego zycze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze cię rozumiem, ciebie to już w ogóle - bardzo, bardzo dobrze :).

      Usuń
  9. Z perspektywy czasu, [a mój syn już dawno nie wybudza się na kolanach mamusi, ani nie przytula sie na dobranoc, a w momencie kiedy mówię do niego "tulimy?" patrzy na mnie jak na rozdeptanego robala (z obrzydzeniem w sensie)], wszystkie te zapachy, przytulaski, złożone rączki i cudne spojrzenia stają człowiekowi przed oczyma jakby to wszystko było wczoraj zaledwie..tyle tylko, że to równie wzruszające wspomnienia, jak Twój wpis i takie pełne tęsknoty za tamtymi czasami..no i nie ma strachu ślad tych wszystkich przecudnych chwil utrwala sie w umyśle na trwale:)..

    OdpowiedzUsuń
  10. Czarodziejsko, zachwycająco napisałaś. Dzięki temu te chwile nie ulecą. Ach, jak pięknie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale bajkowy opis Potomków i pięknie napisane wspomnienie!
    Gdybym nie śledziła Twoich zapisków, na podstawie tego posta mogłabym zaszufladkować bloga do kategorii "lukrowe" historyjki o macierzyństwie.
    Bardzo lubię sposób w który się wyrażasz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. jesssu jakie piękne :) bardzo bardzo bardzo mi się podoba ten wpis. Pudełko na wspomnienia... cudny :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ach.. żeby tak one rosły i nie rosły.. zeby te chwile mieć.. no ma się:)) cudownie być mamą;))

    OdpowiedzUsuń
  14. Przecież jak ty sobie ten blog poczytasz, to wszystko Ci się przypomni :-) Opisałaś ten zapach "po przebudzeniu" tak obrazowo, że ja prawie go poczułam :-) Wierzę, że ty poczujesz go mocniej bo zakodowany jest w Twojej głowie :-) NO i są zdjęcia i filmiki ..
    Aniu jak to cztero kilowe dziecko ważyło 4 razy więcej niż poprzednie? ooo matko.. nie nie ja o nic nie pytam, tylko tak się głośno przyglądam i zastanawiam.
    Pozdrawiam was serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonka, moje pierwsze dziecko ważyło kilo sto (z groszami), urodzilo się w trzydziestym tygodniu ciązy. Jego młodszy brat wazyl prawie co do grama cztery razy więcej...

      Mam bardzo malo filmików, więc zostaja mi tylko zdjęcia. I zapiski :).

      Usuń
  15. Pieknie jest byc mama taka jak ty :)) i miec takie wspomnienia :) bedziesz miala co wnukom opowiadac:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Pięknie napisane, czuć miłość.

    OdpowiedzUsuń