czwartek, 20 grudnia 2012

Wszystkie końce świata

Swój pierwszy koniec świata przeżyła Królowa Matka wieki temu, w zeszłym tysiącleciu, roku nie pomni, ale do liceum wtedy chodziła, i otóż pewnego dnia ktoś w klasie oznajmił, że gdzieś przeczytał (czasy były głęboko przedinternetowe i nie każdy miał dostęp do wszystkich informacji za sprawą wpisania dowolnego hasła w dowolną wyszukiwarkę i jednego kliknięcia), iż koniec świata nastąpi za kilka dosłownie dni. Miał to być czwartek, a na ten własnie czwartek historyczka Królowej Matki zapowiedziała masywną klasówkę. Klasówki historyczka zawsze robiła wyjątkowo wręcz masywne, kucia było do nich co niemiara, a szans, że nauczy się wszystkiego, raczej niewiele, tak więc wiadomość o końcu świata przyjęta została ze stosownym entuzjazmem. W środę po lekcjach Królowa Matka i jej Najbliższe Koleżanki czule i z powagą żegnały się na przystankach autobusowych oraz pod kolejnymi klatkami kolejnych bloków, umawiając się na "dziś wieczór, pod bramą u świętego Piotra", a nazajutrz spotkały się w szkole wielce zdegustowane faktem, że klasówkę z historii jednak trzeba będzie napisać.

Kolejny nadszedł w późnych latach dziewięćdziesiątych, zapowiadał go badacz i znawca pism Nostradamusa, ale ten Królowa Matka zlekceważyła, ponieważ przywiązana była do daty 2000, którą z końcem świata niezłomnie łączyła jej prababcia, karmiąc młody i niewinny umysł Królowej Matki wizjami trzydniowych ciemności, piętnaście razy poświęconych gromnic jako jedynego źródła światła i spadającym z nieba ogniem (co się kłóciło z tymi gromnicami jako jedynym źródłem światła, bo przecież taki ogień też świeci, prawda? Oraz Królowa Matka w dziecięctwie bała się tego roku 2000,  owszem, lecz nieprzesadnie, przekonana, że nie dożyje, bo to przecież za tyyyyle lat, no tyle, że tego w zasadzie nie dożyje nikt).

W 2000 roku okazało się, ku zaskoczeniu Królowej Matki, że jednak ludzie żyją tak długo, i nie dość, że żyją, to nie mają jeszcze ni męża, ni dziatek, bowiem uważają, że są na to za młodzi. Dzięki tej, budzącej zgryzotę jej Rodzicow, postawie, nie musiała martwić się o drobne dzieciątka, a wyłącznie o siebie, a w ogóle okazalo się, ze najbardziej musi martwić się nie spadającymi z gniewnych Niebios rozżarzonymi kawałkami meteorytów, ale Pluskwą Milenijną, wskutek ktorej pierwszego stycznia 2000 roku mogla obudzic się nie tyle z Płonącym Meteorytem za oknem, ile bez oszczędności, dostępu do konta, no i bez internetu, który już wtedy, i owszem, był.

Jakiś koniec świata majaczy się jeszcze Królowej Matce w roku 2006 (czy tam 2005), poinformował ją o nim jej wlasny uczeń, który twierdził, że nie powinna nic zadawać na kolejną lekcję, bo i tak się ona w związku z końcem swiata nie odbędzie (ach, to koło życia!). Ponadto twierdził, że założył się z kolegą o milion, że ten konkretny koniec świata się nie odbędzie, co Królowa Matka podsumowała krótko, że nazajutrz okaże się o milion bogatszy, co istotnie powinno było się zdarzyć, ale istnieje obawa, że kolega okazał się niewypłacalny.

Aż nadszedł wreszcie rok 2012.

- No i mamy rok końca świata! - uświadomił Królową Matkę jakiś jej Znajomy, na co Królowa Matka odparła beztrosko i lekkomyślnie, że dla niej jest to Rok Euro, a koniec świata, i owszem, nastąpi, jeśli Polska zdobędzie w tym Euro mistrzostwo Europy, li i jedynie. Czyli możemy być tacy więcej spokojni.

Wyznaczona data końca świata zbliżała się nieubłaganie, i równie nieubłaganie stosunek do niej Królowej Matki robił się silnie zbliżony do tego prezentowanego przez redakcję "Polityki", która napisała: " Czy koniec świata rzeczywiście nastąpił, poinformujemy w następnym numerze", czyli więcej swobodny, i nic a nic nie myślała ona o tym, że - jak radzą specjaliści - należało łagodnie tlumaczyć dzieciom, że nie ma się czego bać, bo kto wie, czego się biedactwa nasluchały od kolegów w szkole. No, skonfronowałaby tych specjalistów Królowa Matka ze swoim Pierworodnym, ciekawe, co by powiedzieli :)!

Królowa Matka do swojej Matki (w tonie hi, hi, hi, cha, cha, cha, oraz nie przejmując się Potomkami, które pozornie oglądają bajeczkę o dinozaurach, ale uszka mają dłuuugie, jak króliczki) - Żeby tylko koniec świata nie nastąpił akurat w momencie, gdy samolot z Siostrą będzie kołował nad lotniskiem, bo okaże się, że nie ma już gdzie wylądować...
Potomek Młodszy (niespokojnie, z oczkami jak spodki) - To taki żart jest, prawda, mamo?
Krolowa Matka (uspokajająco) - Oczywiście, że tak, kotku.
Potomek Starszy - To w piątek ma być ten koniec świata?
Królowa Matka - Tak mówią...
Potomek Starszy (z bolesnym rozczarowaniem) - Szkoda, że nie w czwartek! Minęłyby mi zajęcia na basenie...

Tak więc, jak widzisz, Drogi Czytelniku, gdyby to Potomek Starszy był Demiurgiem świat nie istniałby już dziś, a Ty nie czytałbyś tej notki :))).

A w ogóle.

Żadnego końca świata nie będzie. Królowa Matka dostała od Koleżanki to cudo



 i po prostu musi zobaczyć je na choince :).

6 komentarzy:

  1. ja jeszcze pamietam koniec swiata w 1996 i w 1999, akurat na kolonii bylam :P No i jeszcze w 2011 byly dwa - jeden w maju i jeden w pazdzierniku, co to jakis amerykanski pasotr je przepowiadal, a pozniej stwierdzil, ze sie jednak pomylil :P

    A tak w ogole to przeczytalam ostatnio, ze koniec swiata byl w tamtym tygodniu, 12 grudnia. I znowu przegapilam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, już 12? Człowiek sie zawsze o wszystkim dowiaduje ostatni :DDD!

      Usuń
  2. Nie placzcie przedwczesnie! Wedlug amerykanskich danych koniec swiata ma byc w piatek. Takze jeszcze wszystko przed Wami ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dlaczego amerykańskich? Tutaj mówią to samo, nawet w notce o tym jest!

      Usuń
    2. ale przysłowiowi amerykańscy naukowcy cieszą się najwyraźniej większym autorytetem ;)

      Usuń
  3. Nie ma to jak końce świata ;) Ja też kilka pamiętam :D
    Jak będzie koniec to nawet nie zauważymy, może będzie taki łaskawy i zwyczajnie wyparujemy w kosmosie ;)
    Koniec katastroficznych wizji bo wszystko przed nami :)

    OdpowiedzUsuń