wtorek, 4 grudnia 2012

Śnieg

Padał dziś śnieg.

Pierwszy w tym roku. A przynajmniej pierwszy, który widziała Królowa Matka.

Nie zachwyciło jej to, o nie. Wiadomo, czym jest śnieg dla każdej Matki, nie tylko Królowej - breją, która wlewa się podstępnie do dziecięcych bucików każdym otworem, z góry, przez dziurki od sznurówek i zdawałoby się, że nawet podeszwami, choćby były one nowiutkie, nieskazitelne i szczelne niczym kadłub łodzi podwodnej, koniecznością wstawania co najmniej kwadrans wcześniej, bo ubieranie Rozkosznej Czwóreczki w kombinezony, kurtki, szaliczki, czapeczki, rękawiczki, kozaki i insze inszości to jest spora operacja logistyczna, koniecznością wychodzenia do szkoły i przedszkola też co najmniej kwadrans szybciej, bo ma się tę słodką pewność, że Potomki poddawać się będą imperatywowi, by wleźć w każdą, najmniejsza nawet zaspę, sprawdzić, czy lód na każdej kałuży pęknie, czy nie pęknie, jak się na nią skoczy, oraz będzie je trzeba ściągać z trawnika, bo to tam śniegu będzie najwięcej i będzie najfajniejszy, a także wyrobienie w sobie postawy zen i poddawanie się bezrefleksyjnie (poddanie się refleksyjne mogłoby skutkować zadławieniem się ze złości) faktowi, że wracać ze szkoly i przedszkola będzie się dlużej o wieeele więcej niż zaledwie kwadrans, z wszystkich powyżej podanych przyczyn plus jeszcze z tej, że z powrotem do domu to już sie w ogóle nie trzeba spieszyć. Zaś pozbawiona wyrobionej postawy zen Krolowa Matka mogłaby popaść w bezproduktywny i rujnujący równowagę w rodzinie szał na widok Potomka (albo i dwóch) po raz kolejny włażącego w zgromadzony na poboczu śnieg lub śniegową, rozpaćkaną breję, która to breja tak cudownie chlapie, mamusiu, pod nogami!

Słowem, Królowa Matka śnieg uważa bardzo, owszem, ale raczej na świątecznych pocztówkach i w filmach familijnych, w których roześmiane rodziny przyodziane w swetry o ornamentyce świątecznej wychodzą radośnie przed dom porzucać się śnieżkami, i żadna breja nie wlewa im się do butów, nie grabieją im ręce, nie zaczyna lecieć z nosa, nie wracaja do domu przemoczeni do nitki (plus jeszcze ze zmoczonymi pod czapką włosami, oraz Królowa Matka bardzo jest ciekawa, z czego oni robią te swetry), tylko wygladają krzepiąco, świątecznie i tak, jak tylko Amerykanie z Hollywood wyglądać potrafią.

Ale dziś na padający śnieg patrzyły Pompony. Z buziami otwartymi z wrażenia, z oczami jak pięciozłotówki, biegały od okna do okna, i on tam był! W jednym oknie! W drugim! W trzecim!!! Podbiegały do Królowej Matki i ciągnęły ją, wskazując paluszkami nadzwyczajne zjawisko, z rozentuzjazmowanym: "O! O! Oooo!" na ustach, całkowicie zdumione i zachwycone.

Już widziały śnieg, są przecież styczniowymi dziećmi i w śnieżny dzień wracały ze szpitala do domu. Rok temu też go oglądały, we własne urodziny chociażby. Nie pamiętają tego, i tegorocznego śniegu też nie będą pamiętać. I za rok przeżyją kolejną, wielką radość i to wielkie, dostępne tylko dzieciom zdumienie, że dzieje się coś takiego wspaniałego, tak wspaniałego, że zapierającego dech.


Ten szczery zachwyt, to zdumienie, odbierające głos, ta fascynacja niezwykłym zjawiskiem, to skupienie, z jakim się je bada, przylepiając buzię do szyby, ten świat, który jest pełen niezwykłych rzeczy i ciągłych zaskoczeń, to wszystko, o czym się nie pamięta, będąc Dużym Człowiekiem.

Jak dobrze mieć kogoś, kto przypomni.


20 komentarzy:

  1. Dlatego tak dobrze jest, gdy którego dnia pies koniecznie musi wyjść na dwór o pierwszej w nocy, i gdy akurat tuż przedtem przez dwie godziny sypało, ale nic się o tym nie wiedziało, i się wyszło, i się zobaczyło tę NIESKAZITELNĄ BIAŁĄ POWIERZCHNIĘ, i się co prawda nie mówiło "ooo", ale usta miało się otwarte, i się chciałoby co najmniej tak jak pies podskakiwać, robić fikołki i ryć nosem w tym zimnym puchu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ładnie napisalaś... Zachwyciłam się jak Pompony na widok śniegu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Wstępne przemyslenia w temacie, dojrzewa we mnie post "Dlaczego wrto mieć dzieci" :D.

      Usuń
    2. Moje wstępne przemyślenie w tym temacie jest takie, że ten niezwykły wniosek rodzi się w głowie gdy najmłodsze dziecko kończy dwa lata a kolejnych dzieci ni widu ni słychu :)

      Usuń
    3. No i czekam na tego posta- musi będzie długi...

      Usuń
  3. Ja śnieg niestety powitałam jednym słowem, które przypadkiem rymuje się z "biurwa". Poprzednie zimy nauczyły mnie tej mało sympatycznej rezerwy oraz zbierania popiołu po każdej imprezie przy kominku. Gdzieś po drodze zgubiłam wewnętrzne dziecko i teraz mi głupio :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie powinno ci byc głupio! Wiekszość dorosłych zgubiła, chociaż buntuje się na tę myśl...

      Usuń
    2. A jednak jest. Słonie są bombowe!!!

      Usuń
  4. Królowa Matka nie posiada bowiem Panicza. Panicz bowiem nie ma życzenia chodzić po Białym Świństwie, ani do ręki brać, a w trakcie opadu domaga się folii na wózku. A jak mu zmarzły ręce, to nie tylko urządził półgodzinne spazmy, ale już dwa kolejne wieczory ojcu opowiadał, jak mu się źleee w łapy zrobiło. Tropikalne dzieciątko, nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha. Pompon Starszy też. Ale przez okno - bardzo podziwia, bardzo :).

      Usuń
  5. No tak, jak zwykle napisałaś, to, o czym ja pomyślałam i jeszcze w takim pięknym stylu, że aż sobie westchnęłam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Truskaveczko, jakbym słyszała swojego syna. Śnieg widział, owszem. Wytarzał się w nim oraz swe odzienie – specjalnie na okazję zakupione za ciężkie pieniądze. Ale to było kiedyś i tego zachwytu nie pamięta. I dzisiaj choleruje, gdy tylko wyciągam mu do założenia długie spodnie, bo nie cierpi niczego przy skórze. Toleruje tylko podkoszulki i krótkie spodenki.

    Gdy temperatura spadła jednej nocy do 8 stopni rano i założyłam mu wcale nie za grubą kurtkę, to rzucał się całą drogę „dokądśtam” przypięty pasem w samochodzie jak śledź wyjęty z wody. Wyjąc, skopał buty i wyszarpał sobie szalik. Rozprawił się też do cna z flanelową koszulą. Kiedy dojechałam na miejsce i otworzyłam tylnie drzwi samochodu, to mym oczom ukazał się prawdziwy Rejtan z obrazu Matejki, tyle, że leżący po skosie na foteliku (a nie przed drzwiami do sali zamkowej), jednak z równie roschłestaną koszulą i taką rozpaczą w oczach, że pierwszy rozbiór Polski przy niej to pryszcz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczeście ty zyjesz w tropikach :).

      Usuń
    2. Zgadza się. W tych tropikach, gdzie na szczęście trzeba się tak ciepło odziewać jedynie ok. trzech miesięcy w roku.

      Usuń
    3. Nie zabij mnie... Ciut wątpliwy to i wyjątkowo przedwczesny „prezent Gwiazdkowy”, ale gdybyś miała ochotę, to zapraszam:
      http://kozaikozak.blogspot.com/2012/12/znow-daam-sie-wciagnac.html

      Usuń
  7. Cudownie napisane! Od razu mi lepiej, że to za mną, choć z drugiej strony tego zachwytu w oczach żal...

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje dziewczyny dostały przyspieszenia w porannym wychodzeniu, by tylko móc choć chwilę podreptać po białym puchu. No i sktobanie szyb samochodu bardzo lubią. Ja od zawsze uwielbiałam śnieg, a z podwórka wracałam przmoczona do majtek. Teraz to już oby nie za dużo i nie za długo :)

    OdpowiedzUsuń