środa, 7 listopada 2012

Potomek Starszy, lat osiem

Potomek Starszy skończył dziś osiem lat.

Królowa Matka jest z natury osobą nieskłonną do rozrzewniania się w stylu "ukochany klóliczek mamuni, jak juź jeśt duzi, jaki dolosły, lada moment sypną mu się wąsy, skończy studia, a pamiętasz (rzucone w przestrzeń/ w stronę Pana Małżonka/ w stronę kogokolwiek, kto jest akurat pod ręką i miałby energię, by słuchać) jak był taki tyciusi i leżał w inkubatorze, i miał czapusię robiona przez babcię, która wzięła na miarę średnią pomarańczę, a ta czapusia i tak była za duża?".

Bardziej jest skłonna do metafizycznych rozmyślań o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie osiem lat temu, co i ile zyskała, co i ile straciła, oraz jak niewiele brakowało, by jej doświadczeniem stała się najgorsza rzecz, jak może przytrafić się rodzicowi.

Bez względu na to jednakże, czy Królowa Matka uległaby napadowi świergotania do wspomnień, czy miała akurat nastrój dla popadnięcia w zadumę nad biegiem życia, zawsze może liczyć na to, że Potomek Starszy jej to uniemożliwi.

Środy są zasadniczo dniami bardzo trudnymi, najgorszymi w tygodniu. Pan Małżonek ma popołudniowy dyżur w pracy, co oznacza, że wychodzi z niej później niż zwykle, oba starsze Potomki idą i wracają ze swych uczelni w zupełnie innych godzinach, z ich wyjściami i powrotami trzeba skoordynować karmienia i drzemkę Pomponów, obu do ich szkół i przedszkoli odprowadzić, Młodszego przyprowadzić, i dużą ulgą w tym młynie jest to, że Starszy od końca września wraca ze szkoły sam.

Oczywiście Matka Królowej Matki zazwyczaj zwisa z balkonu już na pięć minut przed dzwonkiem, aby wypatrzyć Wnuczę bystrym okiem, obserwować go jak jastrząb przez ten kawałek drogi, który jest z jej balkonu widoczny i rozgłośnie dopytywać się, czy Dziecię wystukało numer mieszkania, bo na pewno domofon nie działa, podczas gdy Królowa (Wyrodna) Matka siedzi w fotelu obłożona Pomponami i naigrawa się z kwoczych zapędów Rodzicielki.

Dziś jednakże dołączyła do niej na tym balkonie, gdy okazało się, że dzwonek był dwadzieścia minut temu (droga do szkoły zajmuje pięć normalnym krokiem, a dwie - biegiem), Potomka Starszego ni widu, ni słychu, a Matka Królowej Matki zaczyna przejawiać cechy obłędu i planuje wyjść po Wnuczę, które na pewno zaczepiają po drodze liczni Ludzie O Złych Zamiarach, którzy specjalnie w celu zaczepiania opuścili w ten wietrzny, chłodny dzień własne ciepłe domostwa i ustawili się wzdłuż drogi powrotnej Potomka Starszego niby szpaler honorowy.

Ledwo się Królowa Matka dołączyła, patrzy - idzie. Spacerowym krokiem "wybacz-moje-złoto-ale-wieczór-taki-piękny", z szalikiem nonszalancko przerzuconym przez ramię, z czapką dzierganą własną, spracowaną matczyną dłonią przekrzywioną na jedno ucho, idzie, kopie kamyczki i wygląda jakoś dziwnie.



Królowa Matka przechyliła się przez balustradę. Potomek Starszy zbliżył się o parę kroków, postawionych od niechcenia. Coś w jego sylwetce nadal wydawało się Królowej Matce dziwne.

Zmrużyła oczy i wychyliła się jeszcze bardziej. Potomek Starszy wzniósł oczęta na babciny balkon, uśmiechnął się i skinął ręką, wciąż jakby dziwaczny.

Niepełny.

Jakby mu czegoś brakowało...

Tak, jakby...

- SYNU! - rzekła  Królowa Matka głosem jak spiż i tonem, którego nigdy, absolutnie nigdy żadna Matka Z Powołania nie używa do rozmów ze swoimi Pacholętami. - Gdzie jest twój tornister?

Na co Potomek Starszy zrobił oczy jak spodki, otworzył usta, co ujęło jego twarzy inteligencji, i zawrócił biegiem w stronę szkoły.

Albowiem, jak się okazało, wyszedł był ze szkoły zapominając o wzięciu tornistra, jako zbędnego zapewne balastu, ze sobą.

- STÓJ!!! - ryknęła Królowa Matka pełnym głosem (nie bacząc na dobrosąsiedzkie stosunki własnej Matki), wleciała z balkonu do pokoju jak piorun kulisty i popędziła po schodach, w biegu wdziewając na siebie kurtkę i owijając się szalikiem, po czym biegnąc za Potomkiem, który ile sił w nogach gnał w kierunku wlasnej uczelni.

- Jesteś, mój synu, osłem - oznajmiła, gdy już go dogoniła, sapiąc i czując serce gdzieś w okolicach gardła. - O czym ty myślałeś, chciałabym wiedzieć? To ja ci tłumaczę, że w środy wracasz do domu prostą drogą i szybko, bo babcia panikuje i upiera się siedzieć na balkonie, chociaż jest już zimno, a w zimę też się uprze, i choć głową w mur bij, nie przetłumaczysz, że sobie niepotrzebnie odmraża osobę!! I ja jej cierpliwie powtarzam, że niepotrzebnie się martwi, bo przecież ty masz już osiem lat, zaś w środku mojego tłumaczenia pojawiasz się ty, bez tornistra?! Niczego ci nie brakowało? Tak sobie wyszedłeś nie zastanawiając się, że nic ci nie ciąży, nie wisi na plecach, że masz wolne ręce? I teraz przez to ja muszę gnać z tobą i marznąć, bo przecież babci nie pozwolę, a ona się nie da w domu zatrzymać!!!

- Mama - wystękało Dziecię - przepraszam...

- "Przepraszam" nie wystarczy! - ryknęła Królowa Matka, wkurzona nad podziw.

- To co mam zrobić?

- Przeczekać! - poradziła Królowa Matka głosem chyba ciągle jak ten spiż, bo Młody przeczekał, całkowicie wbrew temperamentowi, a zresztą i tak dobiegliśmy już do szkoły.

Potomek Starszy wdarł się do wnętrza ku oszołomieniu Personelu Pilnującego, runął w kierunku szatni, z której wychynął minutę później, z czapką na czubku głowy i tornistrem na plecach.

- Gdybym go nie ukrył na drugim końcu szatni, to bym o nim nie zapomniał! - rzekł pogodnie, a Królowej Matki omal nie zadusiło pytanie, po co w takim razie, do cholery, ukrywał go na drugim końcu szatni?! - I już się nie gniewaj, mama! Ja tego nie zrobiłem na złość, tylko jestem roztrzepany, dzieci nie robią rodzicom takich kawałów, tak to tylko młodzieża robi! Przykro mi, że jesteś chora, jakbyś nie była chora, to byś się tak nie zdenerwowała...

- Ależ, synu! - zdenerwowała się natychmiast z powrotem Królowa Matka. - Dokładnie tak samo, zapewniam cię!!! Tylko wtedy to by nie było szkodliwe!

- No właśnie, tylko to by nie było szkodliwe...I, och, gdyby tata przy tym był, zaraz za karę nie mógłbym grać w "Spore'a"...

- Dziś nie jest dzień, w którym grasz w "Spore'a"! - warknęła Królowa Matka.

- ... no to za karę by mi zabronił jeść słodycze...

- Dziś nie jest słodki dzień! - warknęła Królowa Matka.

- ... no to za karę by mi nie kupił prezentu...

- Masz dziś urodziny, oczywiście, że dostaniesz prezent, bez przesady! - warknęła Królowa Matka.

-... no to by na mnie nakrzyczał!


No pewnie by.

Na szczęście go przy tym nie było :).

16 komentarzy:

  1. Jesteś absolutnie najbardziej wyrodną Królową Matką, jaką zdarzyło mi się spotkać. Ejment.

    OdpowiedzUsuń
  2. No widze Potomka z tym szalikiem przerzuconym nonszalancko...widze:)
    A to, ze wieczor taki piekny , to ze On ta piechota... MISTRZOSTWO Anutko ! Mistrzostwo!!!
    Nic to, ze matka zla, nic to ze babcia odmraza osobe( hahaha)
    Spelnienia marzen dla osmiolatka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twierdzi, że nie umie zakładać szalika, więc go, rozumiesz, nosi. Doslownie ;D.
      Dzięki za zyczenia w imieniu Paskuda :))).

      Usuń
  3. wszystkiego najwspanialszego dla najstarszego potomka!! :D Fajny jest. Naprawdę fajny :)) ale przeraża mnie to prorocze (oby nie) zdanie: "dzieci nie robią rodzicom takich kawałów, tak to tylko młodzieża robi" co to będzie ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo pomyślałam :D...

      Usuń
    2. Królowo wrobiłam Cię w zabawę - jak dasz radę i masz ochotę oczywiście ;)

      Usuń
  4. Anutku. Nie denerwuj się tak na Potomka - jego czyn naprawdę niegroźny. No owszem, mogli mu podkraść tornisterek, kajeciki i książeczki źli koledzy, ale to nie było zamierzone! On ma dopiero 8 latek, ma prawo nie być przyzwyczajony do noszenia tego jarzma.
    Znam uczennicę liceum (sic!), która "zapomniała" podręcznika (tak skutecznie, że go nie odnaleziono...jak ja znam - pewnie i nie szukała), żeby nie uczyć się przedmiotu w domu! Uwierzyłabyś?! Dorosła, prawie pełnoletnia panna! Po czym mamusia biegła jej kupić książkę i zeszyt ćwiczeń (drogie!), zwolniwszy się z pracy (sic!), żeby następnie rozpieszczona jedynaczka znów "zapomniała" ze skutkiem śmiertelnym dla książki i zeszytu tychże.
    Naprawdę - Potomek przy tym (roztargnienie) to niewinny dzwoneczek przy uzbrojonym kaktusie (premedytacja, niszczenie dóbr materialnych, doprowadzanie rodzicielki do niemal zawału, szkody pieniężne).
    Inna sprawa, że jak ktoś dziecko hoduje na szkodnika, to zazwyczaj osiąga ten wymarzony efekt....
    (oczywiście to NIE o Waszej Wielodzietnej Patologii).

    A poczucie humoru - piękne macie Wszyscy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym wszystkim, i on tez najwyraźniej wie ("to młodzieża tak robi" :DDD), i nawet się za bardzo nie zdenerwowałam (najlepszy dowód, że przeszło mi już w powrotnej drodze, czyli przed upływem pięciu minut :)).

      Usuń
  5. A skad on wie, co mlodziez robi?:P Uuuu skorpionek maly:) To bedziesz miala jeszcze weselej :) Ja swietuje dzisiaj, wiec najlepszego dla nas:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bosz, a czy tylko mnie interesuje, dlaczego ukrył tornister??? Proszę o dalszy ciąg historii! :DDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Się - prawie mówiąc, kolokwialnie - poszczałam ze śmiechu - cudna opowieść !
    A dziecie genialne,a w mamusi Twej - kwoce się już zakochałam :))
    serdeczności!

    OdpowiedzUsuń