środa, 21 listopada 2012

Królowa Matka i reklamy VII

Królowa Matka zauważyła ostatnio, że co ona opisze jakąś szczególnie wkurzającą/ głupią/ głupią i wkurzającą/ mijającą się z celem / i tak dalej, i tym podobnie/ reklamę, natychmiast znika ona z ekranów, i wysnuła w związku z tym narzucający się sam przez się wniosek, że wszyscy copywriterzy w Polsce czytają jej bloga i stosują się do jej uwag :). Powodowana zatem szlachetną misją zwiększania  ilości Dobra we Wszechświecie postanowiła dorzucić kolejny wpis do serii jej wpisów reklamowych i spowodować w ten sposób usunięcie opisanych w nim reklam z przestrzeni publicznej.

No to lu, przystępujemy do zwiększania.

Na wstępie Królowa Matka wyznać musi, że budzą w niej najdziksze instynkty (i nie, nie są to szlachetne instynkty, nie łudź się, Drogi Czytelniku) wszelcy reklamowi rodzice (zazwyczaj są to mamusie), którzy na widok własnych dzieci - znanych im przecież, nieraz od paru ładnych lat - uśmiechają się z takim wyrazem twarzy, jakby doznali ekstazy religijnej. Królowa Matka, której w końcu pewne macierzyńskie uczucia nie są całkiem obce, zawsze z niepokojem pyta męża, czy może też ma takie coś na twarzy i po prostu tego nie kontroluje, bo w sumie, kto wie, może to jest obowiązkowe?

Zaś ostatnio w dziedzinie reklam z ekstatycznie zapatrzonymi w swoje pociechy rodzicami doszło do, skądinąd chwalebnego, równouprawnienia, i do rozanielonych mamuś zaczęli dołączać rozanieleni tatusiowie.

Jednego z takich tatusiów ma właśnie Królowa Matka zamiar znieważyć słowem (bo czynem się, niestety, nie da).

Otóż mamy, Czytelniku, alpejską łąkę, na alpejskiej łące kwitną sobie kwiatki, latają motylki, śpiewają ptaszyny, pluska strumyczek, a słonko oświetla to wszystko przygrzewając łagodnie i zapewne z uśmiechem na słonecznych ustach. Pośród ptaszyn, motylków i pod słonkiem na kocyku spoczywa Klasyczna Dziewczynka - blond włosy do pasa, oczy błękitne, rasa nordycka, psiakrew, że Królowa Matka poleci klasykiem, biała sukienczyna - i czyta sobie opasłą księgę, którą w pewnym momencie zamyka i zwraca się do tatusia z pytaniem:

- Tato, a co to są zagęstniki?

Królowa Matka zastanawia się, o czym traktuje książka czytana przez blond pacholę raczej przelotnie, bo łapie ją szczękościsk na sam widok tatusia, który odpowiada dzieweczce:

- Nie wiem, kochanie.
- A barwniki? - drąży Dzieweczka.
- Nie wiem - cieszy się tatuś.
- A konserwanty?
- Nie wiem! - odpowiada tatuś z entuzjazmem, i to ma nas przekonać do natychmiastowego nabycia serka Almette, który niczego z tych brzydkich, długich słów, co to ich tatuś nie wie, nie zawiera.

Hm.

Królowa Matka obejrzała reklamę po raz pierwszy, odblokowała zaciśniętą szczękę i udała się do pokoju, w którym jej dzieci, lat pięć i osiem, budowały osiedle dla dinozaurów.

- Dzieci moje - zagaiła. - Co to są zagęstniki?

Potomki spojrzały na Matkę z niewielkim zdziwieniem, są bowiem do niej przyzwyczajone, i odparły:

- Takie substancje, które zagęszczają.
- Znacie jakieś? - drążyła Królowa Matka, chociaż nie jest rasową Blond Dzieweczką.
- Żelatyna - odparły  Potomki. - I jeszcze to drugie... a, pektyna! I mąka ziemniaczana...

- OK - rzekła Matka - A co to są barwniki?
- Takie rzeczy, które barwią - odpowiedziały Potomki, już trochę zdziwione. - Chemiczne i naturalne. Na przykład - przekrzykując się - sok z jagód... sok z buraków... sok z marchwi... kurkuma...

A teraz wnioski:

Królowa Matka nie jest tak do końca pewna, czy nie mija się z celem reklama, która nie pokazuje niczego innego ponad to, że urocza Blond Dzieweczka ma ojca imbecyla. Ojciec Blond Dzieweczki ponadto kojarzy się Królowej Matce z tymi rodzicami, którzy w ogóle nie słuchają swoich dzieci. O co by te dzieci nie spytały, czy byłoby to imię babci czy einsteinowska teoria względności, usłyszą odpowiedź "nie wiem" nie dlatego, że rodzic nie wie, ale dlatego, że nie wysłuchał pytania. Tylko tak bowiem da się wyjaśnić podobna odpowiedź dorosłego bądź co bądź człowieka na pytanie, co to są (już pal licho te konserwanty) barwniki.

To jest ta łagodna wersja, istnieje bowiem również hardcorowa, i Królowa Matka zaraz się nią podzieli. Swego czasu znalazła ona w internecie mnóstwo negatywnych opinii o reklamie Nutelli, w której to reklamie wpatrzony w córkę "taka-jest-już-duża-a-jeszcze-pół-roku-temu-ubierała-się-na-różowo!" tatuś wywoływał w widzach skojarzenia z kazirodcą. Otóż ten tatuś to jest pikuś i małe miki w porównaniu z tatusiem z Almette, który wpatruje się w córkę wzrokiem zarezerwowanym dla kochanki, a jego "nie wiem, kochanie" powiedziane są tak sypialnianym głosem, że w Królowej Matce coś wzbiera, dusi, wyje, świecąc alarmową czerwona lampką i wywołuje chęć sięgnięcia po telefon i wezwania służb społecznych, policji, albo chociaż pogadania z kimś kompetentnym w telefonie zaufania.

Czego zaś nie wywołuje, to chęci, by spożyć reklamowany serek.

W następnej reklamie znów mamy uśmiechniętą uśmiechem Matki-Ze-Stepford mamusię i dwoje rozkosznych dziateczek prowadzących z niewymuszonym, nieprawdaż, wdziękiem rozmowę przy stole. "Dobre danie to takie, które jest grzeczne" sepleni jakże, cha, cha, cha, zabawnie przesłodka dziewczynka z obowiązkowymi loczkami i kokardką, i z makijażem, który jest co prawda na planie filmowym też obowiązkowy, ale który powinien być niewidoczny, bo jak jest widoczny, to urocza dziewczynka wygląda jak stara-maleńka, i ktoś to powinien był zauważyć zanim rzecz poszła w świat. "A wiesz, skąd pochodzi makaron?" rzuca, wciąż niewymuszenie, dziewczynka, na co jej brat (lepiej umalowany, ale gorzej sepleniący) odpowiada: "To ty nie wiesz, że makaron nie umie chodzić?" och, hi, hi, hi, jakie to przezabawne i, zauważyłeś, Czytelniku? Takie niewymuszone.

Copywriterowi (lub grupie copywriterów), który (którzy) popełnił (-li) to dzieło dla firmy Lubella Królowa Matka musi powiedzieć, jako właścicielka dwóch (fakt, że nieumalowanych, ale może nie ujmuje im to błyskotliwości wypowiedzi) wygadanych istot rodzaju dziecięcego - otóż to tak nie działa. Nie można posadzić dzieci przy stole i kazać im tak, ho, ho, ho, przezabawnie przekręcać słowa i tak, he, he, he, uroczo okazywać pokrętność (albo świeżość, jak kto woli) myśli typową dla dzieci. Dzieci bowiem nie wiedzą, ze przekręcają słowa i nie mają pojęcia, że opisują świat w pokrętny (lub świeży) sposób - opisują go tak, jak go widzą, a to, że widzą go inaczej niż wytresowani dorośli zawsze zaskakuje. Dlatego spisanie (a już wymyślenie to jest kompletna mogiła) dziecięcych powiedzonek, wtłoczenie ich w trzydzieści reklamowych sekund i przedstawienie jako niewymuszonego dialogu zawsze sprawi wrażenie sztucznego, odegranego na siłę, nienaturalnego skeczu, który wywoła zachwycony uśmiech wyłącznie u rodziców i dziadków małych aktorów, no i u tej ślicznej dziewczyny, która w reklamie gra ich mamę, ale ona się nie liczy, bo jej za to zapłacono.

Królowa Matka paluszków rybnych nie jadła nigdy, nie je teraz, i raczej jeść nie będzie, ale trudno jej przejść obojętnie obok ostatniej reklamy Frosty, tej w której mały chłopiec dzwoni do jakiegoś miszcza patelni z pytaniem "Piotr, mama powiedziała mi, że w paluszkach Frosty jest prawdziwa ryba, czy to prawda?". Co za niespodziewane szczęście!!! W paluszkach rybnych Frosty jest ryba!!! Ludzie, LUDZIEEEE!!!!!!!!!!! Słyszeliście??? W PALUSZKACH RYBNYCH JEST RYBA!!!!!!!!!!!!! Uwierzylibyście w coś takiego?!


Królowej Matce ręce opadły, jak to usłyszała pierwszy raz, ale nie zdążyła nawet zacząć się z reklamy natrząsać, gdy dobił ją kolejny spot, tym razem jakiejś firmy mleczarskiej reklamującej swój jogurt jako taki, który powstał z mleka. Ranyjulek, świat się kończy, jogurt z mleka!!! Tylko czekać teraz na reklamy opisujące zawartość cukru w cukrze, i w ten sposób koło Inspiracji Artystycznych zostanie zgrabnie domknięte.

Ponieważ zbliżają się święta pojawiło się w TV mnóstwo reklam zachęcających do zażywania specyfików na wątrobę (Królowa Matka doliczyła się siedmiu różnych, ale nauczona doświadczeniem wie, że to jeszcze nie koniec), wśród których prym wiedzie sadystyczna babunia z reklamy - bodajże - Proliver. Małżonek babuni snuje się po kuchni, zaglądając do garnków, wąchając upojne wonie i  wzdychając: "o, kooopytka!", "o, goooolonka!", "kaaarkówka", na co natychmiast odzywa się babunia, mówiąc oschle i z satysfakcją: "nie wolno ci!", "będziesz żałował!". To po cholerę zawsze to właśnie gotuje??? Wie, że ma w domu chorego człowieka, któremu niektórych rzeczy nie wolno jeść, i umyślnie je przygotowuje? Bo jakoś w tle nie majaczy wpatrzona w garnek łakomym wzrokiem drobna dziatwa, która pozwalałaby domniemywać, że babcia gotuje dla całej, dużej rodziny, a dziadek, niestety, powinien złożyć swe kulinarne żądze na ołtarzu obowiązku ojca-żywiciela i, cierpiąc duchowo, pić swoje ziółka i jeść omlet z białek. Ale nie. Żadnej rodziny, babcia jest najwyraźniej sadystką, znęca się dla samej przyjemności znęcania i trudno się dziwić, że w przedostatniej scenie nieszczęsny człowiek sięga po flaszkę pomimo ostrzegawczego "Będziesz żałować!".

Na pociechę pozostaje wrażliwym Widzom Reklamowym myśl, że sadystyczna psychopatka będzie musiała sama zjeść te wszystkie golonki i karkówki, i może nawet zapić je samogonem, a tego nie wytrzyma z kolei jej wątroba, dzięki czemu sprawiedliwości stanie się zadość.

Tak jakoś zrobiło się w tym wpisie kulinarnie... co przypomina Królowej Matce, że jest jeszcze jedna rzecz, po której musi się przejechać.

Ale to chyba już w osobnej notce...


25 komentarzy:

  1. muszę się zgodzić z Tobą w procentach 100 albo i 200 jaki kto woli, tv u mnie wciśnięte w kąt najciemniejszy naszej kuchni nieraz zostaje załączone li tylko jak się okazuje po to by na owe wykwity TFUrczej weny reklamowej się nadziać, to nie tylko ręce opadają ale i majtki i parę innych organów ciała, najgorsze jest to, że to już sięga granic absurdu, no bo skoro kobieta dostaje ekstatycznej rozkoszy, ponieważ wdycha zapach szampon... to jak rany !!!
    świat się kończy, a za brak jakiegokolwiek szacunku dla odbiorcy kary jak nie ma tak nie ma...
    serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiety w reklamach sa w ogóle uczuciowe, ekstaza, bo myja włosy, depresja, bo zrobiły plame, duchowe cierpienie, bo nie uzywaly Calgonu...

      Usuń
  2. A co powiesz na pierogi z torebki? "Każde dziecko wie, że pochodzą z Lubelli?" Moje chyba przeżyją szok jak się dowiedzą! No i ten "niewymuszony" wdzięk sepleniącego blondasa...
    I ta cała roześmiana rodzinka radośnie oczekująca na sztuczne pierogi. Bardzo, bardzo mi ich żal :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nazywam się Żanet Kaleta..."
    Słuchałam tego podczas nauki jazdy, za każdym razem ta reklama skutecznie uciszała mojego instruktora, bardzo już leciwego pana. Z namaszczeniem słuchaliśmy co ma do położna z ośmioletnim stażem powiedzenia, i po kilkuminutowej przerwie ostrożnie wracaliśmy do rozmowy. Ach, wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDD Reklamy radiowe pomijam milczeniem, bo po nich jeszcze bardziej mi sie mózg lasuje, moze dlatego, że mam zbyt plastyczna wyobraźnię...

      Usuń
  4. Jak dobrze, że nie oglądam telewizji.
    A jak już oglądam, to --- reklamy, w których gra moja córka;)
    Dla usprawiedliwienia dodam, że nie powtarzam tej czynności więcej niż raz w tygodniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ona raczej gra mamusie nastolatków (bo w naszych reklamach mamusie nastolatków grywają osiemnastolatki :)) niż sepleniącego bobasa, więc po sepleniących bobasach moge się przejeżdżać bez obaw, że uraże twe uczucia, mam nadzieję :)!

      Usuń
    2. Moje uczucia pozostały w dobrej formie:)
      Ostatnio grała młodocianą wielbicielkę soku tymbark.
      Najbardziej wzruszała mnie jednak nakręcona w Bombaju (ze względu na specyficzne światło, ja mniemam, bo innego powodu nie widzę) reklama żelazka na rynek indyjski...

      Usuń
  5. a mi scyzoryk sie w kieszeni otwiera jak widze i co gorsza slysze reklame serka Hochland i ta durna rymowanke chlopaczka w stylu Dżastina Bimbera ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! to samo miałam napisać!!! czy Bimbera to nie wiem, ale ta rymowanka jest tak beznadziejna, że się płakać chce! ale najgorsze jest to, że - choć nie mam telewizora i reklamy oglądam sporadycznie u dziadków - widziałam tę reklamę milion razy! jakiś zmasowany atak zrobili i po 2 razy w każdym bloku puszczają! no nic, tylko zajeść się Hochlandem na śmierć (co z kolei nie byłoby pewnie takie trudne, fu!)

      Usuń
  6. czytając prawie sie popłakałam ze śmiechu, ale rozumiem co czujesz, oglądając reklamy mam wrażenie, że znajduję się w kosmosie, choć nie byłoby to obraźliwe dla kosmosu... ostatnio wkurza mnie reklama płacenia telefonem - gdzie owszem niby nic nie widać, ale wszyscy chodzą goli to im lampa zasłania to poduszka... o zgrozo...
    w każdym razie co do ryby w paluszkach rybnych niestety tzreba przyznać... czasem jest tylko kilka procent ryby, podobnie jak z mięsem w parówkach i kiełbasach czy czekoladą w czekoladzie... na studiach badając produkty w laboratorium doszliśmy do wniosku, że należałoby mieć swoje krowy kury i pole żeby jeść mięso, jajka i mieć zboże a na dodatek wszystko samemu przetwarzać...
    no ale reklama to reklama ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mój mąż jest biotechnologiem zywności :). Ale wydaje mi się, że dobra reklama nie powinna aż tak kierować uwagi odbiorcy na to, czy aby na pewno w cukrze jest 100% cukru ;D...

      Usuń
    2. :)to prawda, dobra reklama nie powinna takich rzeczy zawierać ;)

      Usuń
  7. Dziękuję Ci, o Królowo! za obsztorcowanie tego durnoctwa z Almette. Osztorcowujmy wraz. Nie oglądam co prawda telewizji (więc nie wszystko do mnie dociera - co za szczęście), ale ponieważ reklamy są wszechobecne, to wdzierają się przy każdej okazji. Rzeczywiście - te najgłupsze, irytujące, wdzierające się szturmem (powodujące u mnie odruch: zanotuj sobie, kobieto, tej firmy NIE kupujemy, skoro nas nie szanuje) po niedługim czasie znikają, napsuwszy krwi, więc może faktycznie rozdrażnienie i oburzenie konsumentów, że się ich traktuje jak idiotów, ktoś wychwytuje, po czym wyciąga wnioski, zdejmuje reklamę i sztorcuje takie ofermy reklamotwórcze. Chciałabym w to wierzyć. Nawet jestem gotowa wrócić do kupowania produktów danej firmy skompromitowanej głupią czy - co gorzej, bo bardziej szkodliwe - niepoprawną językowo reklamą, jeśli zdejmie szkodnika i zrobi nową, poprawną, sensowną.
    Takam łaskawa przedświątecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się czasem, czy reklamodawcy w ogóle biorą pod uwagę taki wariant, że ich reklama ZNIECHĘCA do produktu (ja mam tak samo, zniechęcona reklamą nie kupuję, chyba, że wczesniej znałam i uzywałam produkt, a i to nie zawsze). Pierwszy raz czegoś głupio/ źle/ nieprzekonujaco reklamowanego nie kupię). Chyba nie biorą, a powinni...

      Usuń
  8. No warzywa mrożone też nie maja konserwantów..aha już to widzę..ale jak sprawdziłam na własnej skórze...no dobra głowie,nadają się doskonale na okład kiedy człowieka dopada migrena, ponieważ układają się zgodnie z owalem twarzy, tfu czoła...
    a notka Twoja świetna:) (i nie polecam czytać w pracy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż chcesz, przynajmniej nie mają barwników. I zagęstników :D.

      I dziękuję :))).

      Usuń
  9. Kocham Pani Bloga:0))) Nie ma lepszego lekarstwa na chandre..!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że nie ma lepszego lekarstwa na chandrę, niż taki komentarz :). Dziękuję :).

      Usuń
  10. Przepraszam ze tak anonimowo ale jeszcze sie nie zalogowalam a musialam pochwalic (23/11-23.16). Jestem stala czytelniczka,pozdrawiam serdecznie cala urocza rodzinke, Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  11. och, ileż tracę nie oglądając tv... ale po prostu nie mam zdrowia do tego zalewu badziewia. Dzięki Tobie przynajmniej wiem, co mnie omija :). I jakoś nie żałuję, nie wiem, czemu...

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie ostatnio trzaska cholera na widok reklamy ipli. No ludzie! Nie znam młodego człowieka, który wyszedłby z imprezy tylko dlatego, że w telewizji będzie leciał ulubiony serial!

    OdpowiedzUsuń
  13. Królowo - dobra nowina w sprawie reklam: na przyszłość. Co prawda jeśli kaleczą one język polski lub są wyjątkowo głupie, to nic nie możemy zrobić, ale jeśli są obraźliwe, uprzedmiotawiają lub są niebezpieczne, możemy nawet spowodować ich zakazanie. Stowarzyszenie Twoja Sprawa - kolejny raz wywalczyło zdjęcie obraźliwej reklamy z billboardów. A więc da się :) http://www.twojasprawa.org.pl/
    Jak coś nas obraża - piszmy, protestujmy.

    OdpowiedzUsuń