czwartek, 14 czerwca 2012

Rok

Rok temu Królowa Matka trafiła do szpitala w stanie ciężkim, z zaburzeniami świadomości, duszącym kaszlem i krwiopluciem, tachykardią, cechami ostrego uszkodzenia wątroby i spuchnięta, bo z niepracującymi nerkami. Frakcja wyrzutowa (kto nie wie, co to jest, niech sobie wygugla, Królowa Matka napisze tylko, że u zdrowej osoby wynosi ona między 55 a 75%) oscylowała, jak napisano w wypisie "około 10 %", co oznacza, że była prawdopodobnie niższa, gdyż (jak powiedział Panu Małżonkowi jeden z lekarzy) frakcję powyżej 10 % widać w badaniu echokardiograficznym. Jeśli jest niższa, wiadomo tylko, że jest niższa - i równie dobrze może to być 5 jak i 9%. Nawet przeszczep serca nie był rozważany - bo osoba w takim stanie nie przeżyłaby przeszczepu.

Gdy nerki po zastosowaniu końskiej dawki leków podjęły pracę i opuchlizna zaczęła schodzić okazało się, że pod nią znajdował się wyłącznie szkielet obciągnięty skórą. Królowa Matka nie mogła jeść, wymiotowała wszystkim, wskutek czego przy wzroście 175 cm ważyła 52 kilo. Była tak słaba, że nie miała siły wysłać SMSa, przerażona myślała, że dzieje się coś złego z jej głową, że przestała umieć pisać, bo wychodzą jej jakieś bzdury, a okazało się, że nie miała siły nacisnąć właściwego klawisza, palce ześlizgiwały jej się z klawiatury i naciskały to, na co akurat trafiły.

Od tamtej chwili każdy dzień, który przeżyła Królowa Matka to prezent, którego mogłoby nie być.

Z prezentów złożył się cały rok.

Rok, w którym Potomek Starszy nauczył się pisać, czytać i mówić (w podstawowym zakresie :)) po angielsku.

Rok, w którym Potomek Młodszy został Gwiazdą Przedszkola, Ulubieńcem i lokalnym Mister Wdzięku.

Rok, w którym Pompony usiadły, podniosły się na kolana, i wreszcie stanęły na niepewnych nogach, by ufnie i odważnie zrobić pierwszy krok w swoją własną, pełną obietnic przyszłość.

Jedna Gwiazdka, jedna Wielkanoc, jedno Halloween, jedne Zaduszki. Walentynki. Dzień Dziecka, Dzień Matki, Dzień Babci.

Urodziny i imieniny jej Dzieci, jej własne, Pana Małżonka, jedna rocznica ślubu.

Liczne  jasełka, festyny, przedstawienia Potomków z okazji Pierwszego Dnia Wiosny, Dnia Babci, Dnia Matki, szkolne wycieczki, przedstawienia teatralne, pikniki rodzinne.

Spotkania z Przyjaciółmi, maile, listy, kartki, SMSy.

Niezliczona ilość robótek, wyszytych z filcu, zrobionych na szydełku, wyhaftowanych. Rysunki. Filmy. Książki. Seriale.

Mnóstwo upieczonych według nowych przepisów ciast, muffinek, soki, syropy, kolorowe kuchenne dekoracje, eksperymenty, zabawy, choinkowe pierniczki, domek z piernika.

Rok Euro :).

Pisanie bloga - eksperyment zapoczątkowany na skutek upartych namów Pana Małżonka, i jakże liczne miłe związane z tym doznania i doświadczenia.

I, tak, wywiadówki, odrabianie lekcji, wściekanie się, że Potomki nie chcą rano wstawać. Ciągłe sprzątanie zabawek, czytanie "Trzech świnek" po raz dwa tysiące pięćset jedenasty, odpowiadanie na dwadzieścia pytań zadawanych niemal jednocześnie, walka z chęcią, by zakneblować czymś Najdroższe Skarby Mamusi, gdy się usłyszało po raz dwusetny: "Maaammmmooo, a ooon...!".

Za to wszystko, i za więcej, którego Królowa Matka nie pamięta, tyle tego było, Królowa Matka chciałaby podziękować. Bardzo. Bardzo. Nie ma wystarczających słów, by powiedzieć, jak bardzo.




- Lekarzom Oddziału Kardiologii i Intensywnej Terapii Kardiologicznej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im L. Rydygiera w Toruniu, którzy Królową Matkę podkurowali na tyle, że była w stanie siedzieć, samodzielnie jeść, wysłać ten SMS, a gdy dotarli do ściany przyszli i uczciwie powiedzieli, że nic więcej zrobić nie umieją. Ale że znaleźli kogoś, kto (prawdopodobnie) umie.

- Lekarzom Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego im J. Biziela w Bydgoszczy, po poznaniu których wszelkie wypasione amerykańskie seriale typu "Chirurdzy" przestały robić na Królowej Matce jakiekolwiek wrażenie. Jeśli osoba w takim stanie, jak Królowa Matka trafia do szpitala i prawie WSZYSTKO w tym w szpitalu dobrze wspomina, to świadczy to o szpitalu w określony sposób. I o lekarzach, których WSZYSTKICH się lubi.

- Całemu pozostałemu Personelowi wyżej wspomnianej Kliniki - od przełożonej pielęgniarek, poprzez Panią Psycholog (trzecią spotkaną w życiu, pierwszą godną tego miana), Panią Dietetyk, po salowe - pomocnemu, przyjaznemu, życzliwemu i - w niektórych wypadkach - obdarzonemu nadnaturalną empatią, dosłownie jakby czytał w myślach.

- Panu Małżonkowi, który był personifikacją Przysięgi Małżeńskiej, zwłaszcza tej jej części, która, jak jesteśmy przekonani wszyscy, nas dotyczyć nie będzie - "w chorobie... na złe...", oraz Najlepszym Przyjacielem, najcierpliwszym, najlojalniejszym, niezłomnie wierzącym i prawdziwie bohaterskim.

- Rodzinie, ze szczególnym uwzględnieniem obu Mam, Mamy Królowej Matki i Mamy Pana Małżonka, które bez cienia protestu, bez myśli o proteście i bez skarg zajęły się jej dziećmi i organizacją życia tak, by Królowa Matka mogla się przestać martwić choćby tylko o to (a nie jest to wcale postawa typu "przecież-każdy-by-to-zrobił", Królowa Matka osobiście zna osobę, która by nie zrobiła).  Swojej Siostrze. Kuzynkom. Wujom i Ciociom. Niewzruszenie wspierającym.

- Swoim Dzieciom, które były jak cztery kotwice, trzymające Królową Matkę tutaj, na ziemi, z kompletnym brakiem poszanowania lekarskich przewidywań.

- Przyjaciołom, którzy Byli. Pisali SMSy i dzwonili, gdy było trzeba, a przestawali pisać i dzwonić, jak Królowa Matka (typ - Samotny Biały Wilk, zwłaszcza w chorobie) wyraziła takie życzenie, ale nawet nie pisząc martwili się, cieszyli najmniejszym sukcesem, i byli w stałym kontakcie z Panem Małżonkiem, oferując każdą pomoc, jaka mogłaby być potrzebna.

- swojej Pani Dyrektor, fachowo pomocnej i po ludzku serdecznej,

- Czytelnikom/-czkom - Komentatorkom tego bloga - świadomość, że Królowa Matka nie pisze w pustkę sprawiła, że blog spełnił terapeutyczną rolę, ku której został stworzony.

- I trochę też samej sobie - Pani Psycholog, zajmująca się Królową Matką w Klinice powiedziała: "Pani ma niewiarygodną wolę życia!", a Królowa Matka spojrzała na nią ze zdumieniem, no bo jak to, niewiarygodną, żadnej woli nie ma, po prostu lekarstwa bierze, to, co lekarze każą robić robi, bo musi do domu wrócić, chyba wszyscy tak robią? Tymczasem podobno jednak nie wszyscy...

                                                                           DZIĘKUJĘ

Dziś.

W pierwszy dzień kolejnego roku.

47 komentarzy:

  1. Dziś mam ochotę spoufalić się nieco i powiedzieć: kochana! Kochana Królowo Matko. Dobrze, że jesteś.
    Że każdy Twój wpis to prezent dla czytelników, dzięki Twemu talentowi, poczuciu humoru i zmysłowi obserwacji (wiem, bom redaktorka).
    Ja też dziękuję lekarzom, że Cię odbudowali:)
    I życzę Ci mnóstwa dobrych lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja w pierwszym dniu kolejnego roku, życzę Ci Królowo przeżycia kolejnych takich lat, w ilości niezliczonej :)
    Zdrowia i nieustającej "niewiarygodnej woli życia"!

    OdpowiedzUsuń
  3. i zycze ci kilkudziesieciu kolejnych szczesliwych i ZDROWYCH lat :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To już rok?

    No tak... Wychodzi, że rzeczywiście minęło dwanaście miesięcy.

    Nie zaszkodzi, jeśli przetłumaczę tę „wolę życia” Pani Psycholog na nasz język? „Wyyyyjątkowy uparciuch”. I „wytrwalec”. Do takich rok i co nie tylko należy. Miło, że to nam udowodniłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wola życia jest nierozerwalnie powiązana z nadzieją. Mówią, że z uporem, ale czymże jest nadzieja, jeśli nie uporem nie do obalenia. Pomimo przeciwności iść naprzód. Nie zdajemy sobie sprawy, że gdy lekarze przedstawiają nam rokowania, biorą pod uwagę także te przypadki, gdy ludzie woli przetrwania, woli walki, nadziei nie mieli... Tak więc warto słuchać opinii medycznych, ale też warto przede wszystkim słuchać własnego organizmu, on nam mówi: "a ja się nie poddam, przeżyję i będę zdrowa!" Gratuluję żołnierskiego podejścia do wychodzenia z choroby! To prawie zawsze popłaca! "Jak pacjent się uprze, że przeżyje..." :) Życzę Tobie i Twojej Rodzinie, abyś żyła wiele, wiele pięknych lat w zdrowiu, bez lęku. Ale Ty jednak dbaj o siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. I oby tych lat było jak najwięcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko! Królowo! aż mi łzy pociekły jak to czytałam.
    Zdrowia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny mój post, który skłania do płaczu, widzę :)).
      Dzięki :).

      Usuń
  8. dziekujemy , ze Ty dziekujesz tym co dziekują ,że Cie poznali:-))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, takie wzruszenia z zaskoczenia? (aż zrymowałam) Trzeba było uprzedzić wcześniej, że chusteczki będa w użyciu:-)
    Anutku droga, muszę przyznać, że jesteś moją wirtualną sympatią, właśnie ze względu na swój uroczy, zdystansowany, łagodny stosunek do świata. Chętnie kupowałabym go w puszkach:-)Pozdrawiam Ciebie i Twoją Personifikację Przysięgi...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, komentarz usunęłam nie z powodu wywrotowych i obraźliwych treści, ale dlatego, że go zdublowałaś :). Pewnie z powodu tego braku chusteczki :D.
      No dziękuję ci bardzo za powyższe słowa. Ale muszę uprzedzic, ze ja nie mam zdystansowanego stosunku do świata. To, co widać na blogu to umiejętnie tworzone pozory :D, obawiam się, ze poznając mnie osobiscie doznałabyś srogiego zawodu :DDD.

      Usuń
  11. Dziękuję wszystkim, zbiorowo, za zyczenia zdrowia. Oraz za to, że mnie odwiedzacie, komentujecie i sprawiacie, że nie mam wrażenia wrzucania słów w wielką, wirtualną, bezdenną dziurę :DDD.

    OdpowiedzUsuń
  12. I ja cieszę się,że jesteś z nami! Również dziękuję a jako Czytelniczka, na podziękowania odpowiadam:
    Cała, ogromna przyjemność po mojej stronie.

    I a propos woli przetrwania: :)
    Znajoma lekarka, matka ośmiorga(!) trafia do szpitala z tajemniczymi objawami. Badania na nic konkretnego nie wskazują, ktoś rzuca przypuszczenie: sepsa. "Wykluczone!-wołają pozostali lekarze "Za dobrze wygląda, funkcjonuje, itp"
    -przecież to MATKA!-broni swojej teorii ów ktoś-ona zawsze wstanie, zrobi śniadanie, zawiezie do szkoły...
    Badania potwierdziły tę diagnozę, szybka operacja i- happy end, a właściwie nie end :)

    Pisz nam jak najwięcej, jak najczęściej, jesteś dla mnie jak różowe okulary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, może to ten sam lekarz! Tez taki mi się trafił: "To jest matka małych dzieci", powiedzial i zadawal inne pytania niż reszta :)).

      Ale reszta mnie rozbrajała normalnie. Na kontroli w listopadzie (kto chce niech poczyta co pisałam w i przed listopadem, i jak moje zycie wyglądalo) zadawali pytania w rodzaju: "Czy sama pani się kąpie?", "Na ktore piętro pani wejdzie bez zadyszki, na drugie da pani radę?", a jak powiedziałam coś o księgarni jeden się ucieszył: "O, to dalej pani wychodzi, nawet do miasta, na zakupy!". Słuchałam, odpowiadałam, łagodnie na nich patrząc i myśląc sobie, że pewnie żaden nie ma bliźniąt, które zaczęły chodzić w dziesiątym miesiącu życia... :DD

      Usuń
  13. I jeszcze wielu tak dobrych i intensywnych lat w zdrowiu życzę :-))
    I pisz - super się czyta!

    OdpowiedzUsuń
  14. Niech kolejne lata przyniosa Ci sama radosc i usmiech. Bardzo Ci tego z calego serca zycze:)

    OdpowiedzUsuń
  15. No i przede wszystkim zdrowka, zdrowka i jeszcze raz zdrowka ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. och, popłakałam się. i ja Ci dziękuję.. i wielu lat w zdrowiu życzę..

    OdpowiedzUsuń
  17. wszystkiego naj i wielu wielu jeszcze lat Królowo, niech to będzie kolejny rok naprawdę długiego, i bardzo szczęśliwego życia :) Ależ Cię lubię!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ojojoj... I ja to w pracy przeczytałam (tak, tak, jeszcze siedzę w pracy, ale zaraz wychodzę;-)).. a tu takie wzruszenia no! Aż mi łezka poleciała!
    Kochany Anutku, aż mam ochotę Cię przytulić! Oby tych dni i lat było jeszcze dużo dużo dużo i jeszcze więcej!! Wielu lat pełnych radości i ZDROWIA!!!

    A przy okazji to MY Ci dziękujemy - za te wszystkie wpisy, które czytamy zawsze z zapartym tchem, bo nie można się od nich oderwać i za ten uśmiech i radość, które wywołują (i za te łezki też ;-P). Jak dobrze, że zaczęłaś pisać! ;-))))

    Ps. A tak przy okazji, bo nie wiem czy widziałaś u mnie, ale podarowałam Ci male wyróżnienie. ;-)))

    http://przystanek-julita.blogspot.com/2012/05/wyroznienie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam i dziękuję - regularnie do ciebie zaglądam, ale ten komentarz przeczytałam zanim przeczytałam posta, więc nie miałam dużej niespodzianki ;).

      Usuń
  19. trzykrotne hip hip hurra za zdrowie Królowej Matki! I dziękuję za przypomnienie że każdy dzień to prezent - ostatnio trochę o tym zapomniałam, pogrążając się w jęczącym stanie ducha ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie samej już się zdarza nie codzien o tym pamiętać (bo przez pierwsze pół roku pamiętałam), więc cóż dopiero zdrowe osoby... ale paradoksalnie myślę, że to dobrze, bo świadczy o normalności (jesli się nie popada w przesadę, rzecz jasna :)).

      Usuń
  20. Buuu... beczę.
    God bless the Quinn!;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich placzących przepraszam serdecznie za narażenie na nieoczekiwane i byc może niepożądane emocje. I pozdrawiam :).

      Usuń
  21. Trzymam kciuki za to by kolejny rok obfitował już w same cuda i żeby z dobrobytu bolała Cię głowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję, ale szczerze się obawiam, że ten rodzaj bólu głowy mnie nie bedzie dotyczył... :)))

      Usuń
  22. Królowo!!!
    Niczego nowego nie napiszę! Razem z Tobą dziękuję za to, że jesteś!!! I dziękuję, że możemy czytać to, co zechcesz nam napisać. I tak sobie myślę, że o tym, co mi się w głowie krystalizuje chciałabym napisać w bardziej prywatny sposób... Na "agregatce" jest kontakt do mnie więc jeśliś ciekawa, napisz, żeś ciekawa :):).
    Dobrze, że chusteczki miałam pod ręką. Po "Potrawce z surojadki" oczy mam w mokrym miejscu, a tu jeszcze i to... EH!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie też jest kontakt :). Wystarczy kliknąć na podpis pod jakimkolwiek postem, ukazuje się Profil, a tam - kontakt, tylko pisać :D.

      Usuń
  23. Wszystkiego najlepszego Królowo! Jestem tu przez Dzidkę, nie komentuję, ale czytam :)(i też mam za sobą ciężki pobyt szpitalny)

    OdpowiedzUsuń
  24. <3<3<3


    (a Kura nic nie powiedziała, tylko poszła szukać chusteczek)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie płacz, Kuro, śmiech o wiele lepiej do ciebie pasuje :).

      Usuń
  25. Królowo Matko!!
    rozkleiłam sie, czytając - jesteś niezmiernie dzielna kobieta. bardzo przypominasz moją mamę - ona też zachorowała bardzo poważnie, lekarze wróżyli jej dwa tygodnie - pół roku to była wersja super-optymistyczna. A ona sie zaparła, zę nie zostawi taty z trójką małych dzieci - ja miałam 8 lat, chłopaki mniej... Teraz opiekuje sie wnukiem, grzebie w ziemi na działce i cieszy sie życiem. Trafiła na genialnego lekarza - dr Imielę, który twierdził, ze jak sie chory uprze żyć, to najlepszy lekarz nic nie poradzi. Miał stuprocentową rację!!!!
    Ośli upór w takich sytuacjach jest bezcenny!
    pozdrawiam serdecznie i nie daj sie zarazie. Po tej stronie jest całkiem fajnie, a Potomki i Pompony urozmaicają życie co sie zowie :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Nieustajaco trzymam kciuki i sle fluidy. I ciesze sie, ze trafilas na takich swietnych lekarzy :*

    OdpowiedzUsuń
  27. No còz, Kochana, plakalam jak bòbr czytajac. Dobrze pamietam wszystko. Czytajac ogladalam kazdy kadr, klatka po klatce... Ale to co pamietasz Ty, moge sobie tylko wyobrazac. I dziekuje, ze w tym wyobrazaniu mi pomagasz. Dzielna jestes i kocham Cie bardzo

    OdpowiedzUsuń
  28. Spłakałam się, serio. Powolutku doczytuję różne wpisy i dopiero teraz do mnie dotarło, że blog miał być terapeutyczny, i z jakiego powodu.
    Trzymam kciuki, żeby paskudne choróbska trzymały się już od Ciebie z dala, Królowo Matko.

    Aragonte (zasmarkana nieco)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lojalnie uprzedzam zatem, że kolejny rocznicowy wpis tez skłania do łez :). I jeszcze mam takich kilka na tym blogu, może powinnam je specjalnie otagowywać ;).

      A poważnie, to bardzo dziękuję. Zdrowieję dzielnie, ignorując lekarskie przewidywania, ku ogolnemu zdumieniu zreszta, chociaż podobno mam nie wyzdrowieć stuprocentowo do końca zycia. No, to się dopiero okaze, ha ;D!

      Usuń
  29. Pokaż im, co potrafisz :)))
    Wierzę w Ciebie :)
    Czytałam pozostałe wpisy okołozdrowotne, pod jeszcze jednym pozostawiłam mały ślad. Wiedziałam, że masz lekkie, świetne pióro, ale te wpisy mnie poruszyły. Napisz kiedyś książkę, Anutku :)
    A tak w temacie tffurczościowym: czy można coś Ci podesłać do podczytania na maila? Jeśli nie podpasuje Ci, to nie ma problemu, napisz to wprost, ale ciekawa jestem Twojej oceny :)
    Aragonte

    OdpowiedzUsuń
  30. I ja się wzruszyłam... Chciałam się przywitać - od dwóch dni czytam namiętnie cały blog od początku, na razie dotarłam do tego postu. To drugi wpis, przy którym mam mokre oczy.
    Jestem mamą spokojnego dwulatka, chociaż z nadziejami na większą rodzinę w przyszłości. Sama wychowałam się w dużej rodzinie, mając czworo młodszego rodzeństwa, i bardzo doceniam rodziców rodzin wielodzietnych. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, Twojej siły, uporu, energii i cierpliwości. A także dla tego, że znajdujesz czas i chęci na swoją pasję. Wierzę, że przy kolejnych dzieciach jest się coraz bardziej zorganizowanym. Mi jeszcze bardzo często czas ucieka przez palce - np mogę w wolnych chwilach siedzieć i czytać (w tym momencie Twojego bloga), zamiast na okrągło ogarniać dom, czy wziąć się za swoje zawodowe, lecz tymczasowo odłożone na bok pasje. Chociaż czuję, że chyba mnie trochę zmotywujesz ;)
    Pozdrawiam Cię serdecznie, i życzę powrotu do całkowitego zdrowia!
    Ela

    OdpowiedzUsuń