wtorek, 28 lutego 2012

Ostatni na baaardzo długo przepis kulinarny :)

Ulegając prośbom osób, które obawiają się, że skutkiem ubocznym czytania bloga Królowej Matki będzie utrata talii osy, ponieważ po czytaniu przepisów nie mogą powstrzymać się od ich realizacji, a potem tę realizację konsumują w sposób niejednokrotnie nieopanowany, Królowa Matka informuje, że ten przepis będzie ostatni przed długa przerwą. No, średnio długą. Taką do drugiej połowy marca. W drugiej połowie marca Pan Małżonek obchodzi urodziny i, lekce sobie ważąc rozpaczliwe komunikaty od Królowej Matki, że nie potrafi ona piec żadnych ciast z kremem, zażyczył sobie na nie "tort, i żeby miał dużo czekolady, i dużo tej masy, parę warstw i dużo polewy" :))). Następny przepis będzie zatem pełen czekolady, polewy i masy, a co za tym idzie - raczej nie będzie prosty. W zupełnym, ale to zupełnym przeciwieństwie do tego.

Ciasteczka owsiane ze słonecznikiem to są ukochane ciasteczka Królowej Matki z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, robi się je ze składników, które w domu Królowej Matki są zawsze dostępne. Tak, Królowa Matka wie, że słonecznik to nie jest artykuł pierwszej potrzeby, ale z tajemniczych powodów zawsze go ma na stanie :). Po drugie, są w wykonaniu banalnie proste. Teraz, gdy Królowa Matka ma stały dostęp do internetu, używa tego Internetu i niemal pozbyła się obaw, że gdy tylko dotknie komputera ten niechybnie wybuchnie, wie ona, że prostych przepisów jest na tym świecie mnóstwo. Ale gdy zaczynała swoja przygodę kulinarną jeszcze tego nie wiedziała, i te ciasteczka były pierwszym w tym względzie objawieniem. I po trzecie, składniki odmierza się tu na szklanki i łyżki. I szczypty. Żadnego szarpania się z wagami, żadnych miarek, dla osoby, która nie posiada wagi, a miarkę nabyła drogą kupna miesiąc temu jest to istotne udogodnienie :).

Przepis pochodzi z zamierzchłych czasów, gdy "Gazeta Wyborcza" wydawała co czwartek "Magazyn Gazety", o ileż lepszy (nie, to nie jest objaw starczy pod tytułem "A za moich czasów to dopiero było piknie!" ;)) niż do dziś wychodzący "Duży Format", zaś w "Magazynie Gazety" istniał stały kącik kulinarny, często proponujący "Ucztę wegetariańską". "Uczty" poświęcone były zawsze jednemu produktowi, w tym wypadku słonecznikowi, i oprócz ciasteczek Królowa Matka do dziś piecze przedstawione tam placuszki z oliwkami... ale, zaraz, nie miało być mowy o innych przepisach!!!

No to wracamy grzecznie do tematu: do wykonania ciasteczek słonecznikowych potrzeba półtorej szklanki mąki, szklanki płatków owsianych, szklanki ziaren słonecznika, uprzednio uprażonych na jasno-złoto na suchej patelni, szklanki cukru, jednej kostki miękkiego masła, jednego opakowanie cukru waniliowego i jednej łyżeczki sody. A, i szczypty soli. Ugniata się masło z cukrem i sodą, dodaje ostudzone ziarna słonecznika i płatki owsiane, i znów ugniata, po czym dodaje się mąkę i sól. I ugniata. Uwaga dla osób nie przepadających za nadmiernie słodkimi wypiekami - można spokojnie ograniczyć ilość cukru (zostawić jednak cukier waniliowy, który dodaje miłego aromatu) i dodać pół szklanki, a nawet mniej. Ciasteczkom nic się od tego nie stanie.

Gdy już mamy wszystko ugniecione, odrywamy od masy kawałek wielkości dużego orzecha włoskiego, rozpłaszczamy dłonią, i na blachę do pieczenia! Nie ściśle jedno obok drugiego, bo one rosną, chociaż nie jakoś oszałamiająco.

A blachę lu, do piekarnika nagrzanego do 175 stopni, i już po kwadransie (plus jakieś pięć minut na powierzchowne przestudzenie ;)) możemy się objadać.

W notce pod przepisem napisane jest, że ciasteczka te, przechowywane w metalowej puszce, będą świeże przez tydzień. Jest to informacja całkowicie Królowej Matce (w której domu ciasteczka anihilują się - zupełnie same!!! - najpóźniej po dwóch dobach) zbędna, ale może komu innemu się przyda :D...

8 komentarzy:

  1. :D obiecałam sobie, że jak tylko Jula wróci zrobimy ciasteczka owsiane - no i są :)) Zaraz idziemy po składniki i machamy, dzięki! czy zamiast cukru może być miód? przywiozłam od mamy trochę, ale boję się, że może ciacha będą twarde z miodkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kupiłam wszystkie składniki ale nie napisałaś ile cukru :)) ok wsypię na oko, pół szklanki i dam łyżkę miodu :D paps

      Usuń
    2. po namyśle dałam tylko 1/4 szklanki i czubatą łychę miodu. Wyszły boskie, dzięki za przepis :)

      Usuń
    3. No patrz, jakie przeoczenie :). W przepisie jest szklanka, ale parę osób, ktore uzyły przepisu twierdziły, że to za dużo, i że pół im wystarczylo :). Z miodem nigdy nie próbowalam, dobrze wiedzieć, że mozna :).

      Usuń
  2. A próbowałaś dać mąkę razową? Albo kukurydzianą? I jeszcze otręby? Kiedyś moja mać robiła podobne ciasteczka, i zorientowała się, że zwykłej mąki to ona nie ma ani grama, więc dała kukurydzianej. Były boskie. No i można szaleć dodając do środka orzechy, wiórki kokosowe, czekoladę, migdały... Zapomniałam że się odchudzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam kukurydzianą, dodawałam tez rodzynki, ale mi nie podeszły, bo ja nie przepadam za bakaliami. Tylko orzechy, migdaly, slonecznik, ale nie skórka pomarańczowa na przykład. Tym niemniej, można kombinować, tych ciastek się (raczej ;)?) nie da popsuć, można co najwyżej ulepszyć.

      A odchudzanie jest gupie. I unieszczęśliwia ludzi. O.

      Usuń
    2. A, a otrębami można spokojnie zastąpic platki. Albo uzyć jęczmiennych. Próbowałam, bardzo dobrze wyszlo. Ale ja jestem wielbicielka płatków owsianych w każdej postaci, więc u mnie wygrywają :).

      Usuń
    3. Gupie jest odchudzanie, wiem. Ale nadchodzi taki moment, w którym nawet ja, wielbicielka krągłości, stwierdzam, że już czas. I że przynajmniej pięć kilo trzeba zrzucić. No i próbuję... Ale jakoś nie mam przekonania.

      A wracając do ciasteczek. Najlepsze są po prostu takie dodatki, które nie spłoną. Czyli rodzynki odpadają. I można też zminimalizować cukier, a dodać przyprawy korzenne. Albo chili (nie próbowałam, ale yslę, ze byłyby boskie).

      Usuń