poniedziałek, 12 grudnia 2011

Wpis a propos Zupełnie Niczego

To jest wpis będący bezpośrednim skutkiem grzebania w archiwum Tajnej Grupy na Facebooku. Dawno temu Grupa miała forum, na którym sobie radośnie i beztrosko plotkowała na przeróżne tematy. Po czym, w przypływie jednego z tych napadów, które sprawiają, że Marka  Zuckerberga ogarnia żądza dokonywania udoskonaleń wskutek których następnego dnia niczego nie można na FB znaleźć, forum zlikwidowano, wszystkie posty wrzucając na główną tablicę. Chronologicznie. Co oznacza, że aby znaleźć watek sprzed, powiedzmy, roku trzeba ryć w archiwach jak mnisi-bibliotekarze z "Imienia Róży" (gdyby ci mnisi mieli prąd, dostęp do internetu i Marka Zuckerberga). A jak już Królowa Matka dokonała aktu rycia i znalazła swoje archiwalne wpisy nie pozwoli ona, by znów gdzieś przepadły, zwłaszcza, że na feerie pomysłów pana M.Z. można liczyć niezawodnie i kto wie, gdzie się jej wpisy mogą znaleźć choćby jutro. I zwłaszcza, że ma niepowtarzalną okazję, by sobie popisać, jako że pozbyła się Potomków Starszych wysyłając ich z Panem Małżonkiem i jego Mamą na wieczorek muzyczny. A zmarnować taką okazję i sobie NIE popisać - o, to byłoby już naprawdę za wiele!
Z jakichś powodów, których Królowa Matka nie pamięta, dyskusja na Tajnej Grupie płynnie zjechała (co się w Grupie zdarza wręcz nagminnie) z tematu głównego na temat "Prawie Padłam Na Zawał, Gdy...".
I teraz oto Królowa Matka się Wspomnieniami O Tym Jak Niemal Zeszła Na Zawał (Rozległy), czyli Wpisem Zupełnie O Niczym podzieli. Co się jej będą wspomnienia marnować!
Panienką będąc jeszcze Królowa Matka z Rodzicielami mieszkała, a oni posiadali tzw. sypialnię ,czyli pokój, w którym zasadniczo sypiali, a ponadto znajdowała się tam graciarnia wszelaka i co niepotrzebne było, a na oczach leżeć nie powinno - jak na przykład maglownica, sterty prania do uprasowania i inne etcetery - w niej lądowało. I otóż pewnego wieczora Królowa Matka weszła do sypialni z zamiarem odłożenia czegoś i ręka jej w połowie drogi do włącznika światła zwiędła, gdyż na wysokości oczu ujrzała inne oczy, duże, zielone i świecące. Zadławiło ją wcale nie lekuchno, nie wrzasnęła, bo jej ze strach głos w przełyku stanął jak w całości połknięta pyza, przemogła słabość członków i nadludzkim wysiłkiem włączyła jednakże światełko. Na maglownicy, równo na wysokości jej twarzy siedział kotek sąsiadów, który się był na balkon Królowej Matki przedarł celem poczęstowania się rybką smażoną, a potem doma mu się wracać nie chciało...
Drugi (prawie) zawał związany z kotem sąsiadów miał miejsce niedługo potem, w tejże samej sypialni, do której Królowa Matka weszła po żelazko. Światła nie zapalała, bo i po co, wiedziała, gdzie żelazko stoi i namacać miała zamiar, macnęła i zamiast żelazka złapała coś puchatego, co jej się samo z siebie pod ręką wygło... Tym razem i owszem, wrzasnęła, to coś też wrzasnęło, i tak się kot sąsiadów (duży, czarny jak smoła, i chętnie odwiedzający dom Królowej Matki w związku z posiadaniem przez jej ojca brata, właściciela sklepu rybnego, który to - brat, nie sklep - co i rusz obrzucał nas hojnymi dary) objawił po raz kolejny. Potem wszyscy w domu Królowej Matki przywykli, że do sypialni wyłącznie przy świetle i ostrożnie (a także, że jeżeli jesteśmy pewni na sto procent, że świeżo od stryja przyniesioną rybę wynieśliśmy na balkon, a teraz jej nie możemy znaleźć, to należy porzucić rozważania "Gdzie ja ją mogłam/-łem położyć? Może do lodówki? Może jej od stryja nie zabrałam?", tylko życzyć Kotu Sąsiadów miłego wieczoru spędzonego na trawieniu kolacyjki extra, ale to temat na zupełnie inna notkę)...  
Zawał numer trzy (co prawda nie chronologicznie, ale co tam, Królowa Matka nie Zuckerberg, chronologię ma za nic) związany był z lekturą. "Mistrza i Małgorzaty", że Królowa doda. Czytała sobie, sama w domu będąc, ciemności kryły ziemię i lud co prawda we śnie jeszcze nie leżał, bo to ósma była, ale ciemno, szaro i ponuro było, i owszem, a Królowa Matka doszła akurat do fragmentu, gdy Rimski siedzi sobie w gabinecie i się boi. Boi się coraz bardziej i tym bardziej, że na parapecie okna stoi sobie Hella - naga, zielona, jakby troszkę zgniła i z czerwona szramą na szyi - i usiłuje się dostać do pokoju. Czyta Królowa Matka o tym, i powoli, powolutku jedną nóżkę podwija pod siebie, potem powolutku drugą nóżkę podwija pod siebie, potem się mocno o ścianę opiera plecami, no bo wiadomo, lepiej wiedzieć, co się za plecami ma, a najlepiej, jak to jest rzetelne i twarde... Tymczasem Rimski, jak sparaliżowany (Królowa Matka też coraz bardziej sparaliżowana) obserwuje bezradnie, jak Hella wsuwa rękę przez uchylony lufcik, ręka jej się wydłuża, robi się coraz dłuższa, dłuższa (Królowa Matka przełyka bardzo nerwowo ślinę, nóżek już nie ma pod co podwijać, więc się tylko kuli w sobie), wreszcie dosięga klamki na oknie, chwyta ją, przekręca...
I w tym właśnie momencie Matka Królowej Matki, która wybrała tę wysoce niestosowną chwilę na powrót do domu, włożyła klucz w zamek i otworzyła drzwi.

Królowa Matka podobno wydobyła z siebie ryk całkowicie nieludzki, jej Mamusia znalazła się w pokoju jednym skokiem pewna, że ktoś Królową (albo kogoś, bo po głosie jej nie poznała) morduje, do dziś się Królowa Matka dziwi, że "Mistrza i Małgorzatę" w ogóle skończyła...


Zawał czwarty - było to daaawno temu, ale nie aż tak :))). Królowa Matka oglądała w rodzinnym domu jakiś nocny program muzyczny, znudził ją, zaczęła się zbierać do przejścia do własnego pokoju celem walnięcia się w bety, gdy prowadzący program zapowiedzieli na zakończenie "Thriller" Michaela Jacksona w pełnej wersji, a do Królowej Matki dotarło, że nigdy jakoś dotąd pełnej wersji nie widziała. No nic, zebrała sobie wszystkie swoje bambetle (jakieś książki, kocyk czy inną robótkę) i, stojąc (no bo już, już wychodzi przecież), oglądała teledysk pełen, jak zapewne powszechnie wiadomo, wyłażących spod ziemi nieboszczyków i innych wąpierzy. Wyjaśnić trzeba, że w domu rodzinnym Królowej Matki duży pokój był przejściowy, wchodziło się z niego bezpośrednio do sypialni jej rodziców (tej samej, co ją kot nawiedzał, opisany powyżej). Telewizor stał na stoliku, na przeciwległej ścianie była kanapa, z której Królowa Matka właśnie wstała, oraz drzwi do sypialni. I tak, stojąc sobie obok kanapy, Królowa Matka przeżywała (a tam Jackson z niczego nie podejrzewająca dziewoją zamknął się w domu, łudząc ją pozorami bezpieczeństwa, gdy wtem! ręce wąpierzy zaczęły wybijać w ścianach dziury próbując przez nie namacać nieszczęsną) i o bożym świecie nie wiedziała. O własnej matce, która powstała z łoża w przekonaniu, że jej córka zasnęła przed telewizorem i jej za plecami stanęła, też nie. Toteż gdy matka ta rzekła spokojnym głosem: "A ty, córcia, nie śpisz jeszcze?" córcia wydała z siebie wrzask, któren obudził był caluśka rodzinę. Dobrze jej tak. Za plecami człowiekowi stawać, też, i mówić do niego w dodatku!!!!

Tak a propos wrzasków i wystraszeń, Królowa Matka napomknie też o tym, jak niemal na tamten świat własnego Ojca wyprawiłaby grubo przed wyznaczonym mu czasem.

Wakacje przez lata całe rodzina Królowej Matki spędzała w dziczy, autentycznej (brak wody w domkach, ubikacja jedna, znaczy, we wnętrzu kilka kabin, ale budynek toaletowo-prysznicowy jeden, na obrzeżach ośrodka, wokoło lasy i jeziora oraz sarenki podchodzące świtem pod werandę, te rzeczy). Siedzieliśmy sobie wieczorem przy krzyżówkach albo i harlequinach (które Królowa Matka namiętnie w tej dziczy czytywała, proszę nie pytać, czemu), cisza, spokój oraz sielskość panowały, i w tej ciszy Tatuś się do Królowej Matki zwrócił tymi słowy: "Córcia, coś mi chyba po plecach chodzi, rzucisz okiem?". Córcia spojrzała i WRZASNĘŁA. Ale jak!!!! Nie ma takiej czcionki, co by pokazała, jak. W dodatku córcia, jak już się zorientowała, co zrobiła, dostała nieopanowanego napadu śmiechu, i tak siedziała na fotelu, rycząc, siąpiąc i smarkając, łzy ze śmiechu lały jej się po twarzy (jako, że ma do płaczu ze śmiechu kolosalne skłonności), a naprzeciwko siedział tatuś, skamieniały, bo nadal nie wiedział, co mu po plecach łazi, a córcia prezentowała pełnoobjawową utratę zmysłów.

Świerszczyk był to oto. Nie malutki, domowy, tylko, o taki,



http://www.fotoplatforma.pl/fotografia/pl/3042/

 duży, zielony jak rzekotka, i dlatego właśnie Królowa Matka wrzasnęła, ten rozmiar ją troszkę zaskoczył, a że Królowa Matka się świerszczy w żadnym rozmiarze nie bała i nie boi, przeciwnie, bardzo lubi (i świadomość tego była powodem paniki tatusia, który przejrzał oczami duszy cały Wielki Atlas Zwierząt, Insektów I Chrząszczy, ale świerszczyka na własnych plecach pod uwagę nie wziął), do dziś nie rozumie, czemu wrzasnęła, własnego ojca w panikę wpędzając...

O tym, czego się Królowa Matka naprawdę boi, i to tak, że odmawia oglądania filmów o tematyce oraz  czytania książek po linii Królowa Matka napisze kiedy indziej. 

Albo i nie ;D...

5 komentarzy:

  1. Thriller i Mistrz i Malgorzata chyba byly najbardziej "zawalogenne"

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się i mnie teraz wydaje :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. umarlem po lekturze a propos Thrillera :) Pamietam kiedy jako dziecko namowilismy z bratem Nasza Mac na pojscie do kina. Na japonski ''Pojedynek potworow''. Jeszcze przez jakies pol roku po obejrzeniu filmu, pokrzykiwalem raznie wchodzac do ciemnego pokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój tatuś raźnie krzyknął mi i siostrze nad uchem, gdy oglądałyśmy "Omen", od tej pory zawsze oglądam ten film (ktory teraz nie wydaje mi sie straszny nic a nic :)) mając pewność, co mam za plecami (najlepiej ścianę :D).

      Usuń
  4. Witaj, Królowo Matko! :D

    Od wczoraj przeczytałam wszystkie posty aż do tego, i stwierdziłam, że tu zostawię po sobie ślad. :)
    Sama jestem z rodziny wielodzietnej, jestem najstarsza z pięciorga rodzeństwa; a do tego z rodziny dwunarodowej i dwujęzycznej - tata jest Anglikiem, a mama Polką, ale anglistką.

    Mi się chyba częściej zdarza przyprawiać ludzi o prawie zawały, niż sama tego doświadczać! Parę sytuacji było... Między innymi też jedna ze świerszczem... Ale chyba najciekawsze momenty są, kiedy się stoi w mundurze z 2 W.Ś. pomiędzy manekinami na wystawie i nagle się po coś odwraca... Ludzie często skupiają się na czymś innym, i uchwycony kątem oka ruszający się manekin może naprawdę człowieka przestraszyć... Ale już się staram tego nie robić.

    No i to tak tyle w ramach przywitania! :D Ale się rozpisałam - nie planowałam tyle... ;)

    OdpowiedzUsuń